środa, 9 października 2013

- III -

Silas potrafił wyprowadzić ją z równowagi jak nikt inny na świecie. Po dwóch tygodniach ciężkich treningów miała go serdecznie dość. W jej domu pojawiał się o różnych porach dnia i nocy, dezorganizował jej wszystkie zajęcia, nie pozwalał jej się wysypiać. Alkohol zamieniła na kawę, by móc z miarę możliwości funkcjonować, rzuciła także palenie, by poprawić wyniki testów wytrzymałościowych. Przy pierwszych treningach jej organizm głośno zaprotestował, co rozbawiło mężczyznę. Kiedy leżała na rozgrzanej od słońca ziemi, czując swoje wszystkie mięśnie i niemalże wypluwając z siebie płuca, Silas stał nad nią zanosząc się śmiechem. Oczyma wyobraźni widziała jak rozbija mu głowę kolbą strzelby i pławi się w jego krwi, ale gdy chciała się podnieść, jej ciało całkowicie odmówiło posłuszeństwa. Jednak od tego momentu wiele się zmieniło. I mimo tego, że nienawidziła go z całego serca, była mu wdzięczna za to, że nad nią pracował. Oczywiście nie miała zamiaru się do tego przyznać, zwłaszcza przed nim.
   Słońce powoli zachodziło, a wkradający się do jej domu chłód, całkowicie ją orzeźwił. Rozciągając się w salonie na piankowej macie, odetchnęła głęboko zimnym powietrzem. Poprzedniej nocy Silas się nie pojawił, dzięki czemu w końcu się wyspała i wypoczęła. Czuła się świetnie. Kiedy usłyszała trzaśnięcie drzwi, szeroko się uśmiechnęła. Po chwili do salonu wkroczył jej wspólnik, jak zwykle odziany w czarne szaty. Cienie pod jego oczami i blada twarz świadczyły o totalnym wykończeniu, ale nie to ją zaniepokoiło. Przyzwyczaiła się już do jego wyglądu. Czasami zasypiał podczas nocnych treningów, a kiedy pytała, co tak naprawdę robi dla Sanguisa, szybko zmieniał temat albo zbywał ją milczeniem. W końcu przestała pytać o cokolwiek. Jednak tym razem jego widok sprawił, że zadrżała.
- Na bogów, co ci się stało? - Zapytała, zrywając się z podłogi. W mgnieniu oka znalazła się obok niego, by w porę uchronić go przed upadkiem. Oparł się o nią całym ciężarem swojego ciała, oddychając bardzo ciężko. - Gdzieś ty się podziewał?
   Mężczyzna pokręcił jedynie głową, pozwalając na to, by delikatnie ułożyła go na skórzanej kanapie. Ściągnęła mu z nóg ciężkie buty i podłożyła pod głowę poduszkę. Silas miał opuchniętą prawą stronę twarzy, z łuku brwiowego oraz wargi sączyła się krew, a kostki na dłoniach były pozdzierane. Mogła się jedynie domyślać, że wdał się w jakąś bójkę.
- Mam nadzieję, że wygrałeś. - Oświadczyła, obmywając jego twarz chłodną wodą.
- W walce nie ma zwycięzców, - burknął, po czym skrzywił się z bólu. - Wszyscy są przegrani.
- W takim razie mam nadzieję, że ten drugi jest w gorszym stanie.
- Owszem, leży dwa metry pod ziemią. - Shelle wytrzeszczyła na niego oczy, a jej ręka zadrżała, chociaż nie wiedziała dlaczego. Była przyzwyczajona do obecności śmierci. - W kawałkach.
   Uśmiechnęła się lekko. Silas był pełen sprzeczności i chłodu, a do tego był szalenie niebezpieczny, choć na takiego wcale nie wyglądał. Im więcej czasu z nim spędzała tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że nie warto z nim zadzierać. Miała wrażenie, że skrywał jakąś mroczną tajemnicę i nie była do końca pewna, czy chciała ją poznać. Zajęła się opatrywaniem jego ran. Silas uważnie jej się przyglądał, jakby chciał cokolwiek wyczytać z jej twarzy. Po chwili odłożyła do miski z wodą zaczerwieniony ręczniczek i wytarła ręce o bawełniane legginsy, posyłając mu pocieszający uśmiech. Przynajmniej tyle mogła dla niego zrobić.
- Ciekawi mnie jedna rzecz,- zaczęła, nie spuszczając z niego wzroku. - Dlaczego po tym wszystkim przyszedłeś właśnie do mnie zamiast wrócić do swojego mieszkania albo do ojca?
   Silas prychnął oburzony.
- Nie utrzymuję z ojcem żadnych kontaktów. Sanguis jest ostrożny, nie ufa byle komu, a jeśli już zdarzy mu się komuś zaufać, uważnie go obserwuje przez bardzo długi czas. Nie mogę sobie pozwolić na wpadkę z tak głupiego powodu, jak kilka siniaków i otarć. - Poprawił się na kanapie, krzywiąc się z bólu. - Poza tym Sanguis wie, że cię testuję. W końcu to z mojego polecenia masz u niego pracować, więc przebywanie u ciebie wcale nie jest podejrzane. A co najważniejsze, - uniósł w zadowoleniu brwi, - lubię patrzeć na twoje zatroskanie. Przebywanie z tobą jest jak gra w rosyjską ruletkę, bo przechodzisz ze skrajności w skrajność.
   Gdyby nie fakt, że był już wystarczająco poturbowany, porządnie by mu przyłożyła. Tylko on wiedział, w którą uderzyć strunę, by wyprowadzić ją z równowagi, a przynajmniej zdenerwować. Bez słowa wstała z podłogi i poprawiła ubranie, choć wyglądało nienagannie. Czarne legginsy i koszulka na krótki rękaw o tym samym kolorze idealnie na niej leżały i były bardzo wygodne.
- Zaczynasz się do mnie upodabniać, - zauważył, siadając. Jego usta wykrzywił grymas bólu. - Nie wiem, czy powinienem się czuć mile połechtany, czy zniesmaczony brakiem gustu.
- Powinno cię boleć. Mocno.
   Zazgrzytała zębami, opuszczając salon. Musiała ochłonąć, bo wyobraźnia podsuwała jej dziwne obrazki jej samej, polewającej ciało Silasa czystym spirytusem. Krzyk i agonia były wszędzie. Zamiast tego wyciągnęła z lodówki butelkę wody mineralnej i oparła się o kuchenną wysepkę, spoglądając w stronę drzwi. Przygotowania do jej misji szły całkiem dobrze, chociaż narzekała na nudę i rutynę. Chciała, by coś się działo, by zastrzyk adrenaliny pobudził ją do życia. Cholernie jej tego brakowało. Jednak Silas widział to zupełnie inaczej i mimo jej ciężkich treningów, nadal uważał, że nie jest wystarczająco dobra. Czasem i ona w siebie wątpiła, ale nie zamierzała się do tego przyznawać. Zwłaszcza przed nim. Kiedy już ochłonęła i miała zamiar wrócić do salonu, Silas stanął w drzwiach. Nawet w mroku wyglądał tragicznie. Otarł z czoła pot i głośno przełknął ślinę.
- Musisz mi pomóc. - Jęknął, słaniając się na nogach. - Natychmiast.
   Westchnęła, zakręcając butelkę. Starała się opanować zdenerwowanie, a dystans, jaki ich dzielił, nadawał się do tego idealnie. Chcąc nie chcąc, zaczynała się o niego martwić. Podeszła do niego wolnym krokiem i z beznamiętnym wyrazem twarzy, przerzuciła sobie jego ramię. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że mimo kruchego wyglądu ten facet jednak swoje ważył. Nogi lekko się pod nią ugięły, jednak wytrzymała i szybko się wyprostowała. Mimo opatrunków, krew nadal sączyła się z jego ran.
- Wynieś mnie na zewnątrz. - Wyszeptał, ledwo unosząc głowę. - Muszę pobyć chwilę na świeżym powietrzu.
   Ruszyła w stronę tarasowych drzwi, zaciskając usta, na które cisnęły jej się pytania. Wiedziała, że i tak na żadne z nich by nie odpowiedział, więc milczała. W końcu udało jej się wywlec jego poranione ciało na dwór i pomogła mu usiąść na suchej trawie. Może gdyby podlewała od czasu do czasu ten teren, trawa stałaby się soczyście zielona i byłaby miękka w dotyku. I zachęcałaby do przebywania na zewnątrz w tak miłe wieczory. Shelle otrząsnęła się z rozmyślań i popatrzyła z góry na swojego towarzysza. W momencie, w którym jego dłonie dotknęły suchego podłoża coś się w nim zmieniło. Na jego twarzy malowała się prawdziwa ulga, pod przymkniętymi powiekami gałki oczne wariowały, oddech stał się szybki i płytki. Mimowolnie cofnęła się o krok, nie chcąc go dotykać. Podświadomie wiedziała, że działała na niego jakaś magia. Karmił się nią, odżywiał. I wcale by się nie zdziwiła, gdyby nagle wstał, pełen wigoru, życia i dobrego humoru. Jednak nic takiego nie nastąpiło. Wręcz przeciwnie, Silas wyciągnął się na ziemi jak długi, dotykając mokrym od potu policzkiem nagrzany piach. Trawa zaszeleściła pod ciężarem jego rąk, które rozłożył szeroko, tak samo jak nogi. Miała ochotę zachichotać, kiedy przyjął pozycję pięcioramiennej gwiazdy, jednak się powstrzymała, gdy ziemia lekko pod nią zadrżała. Zmełła w ustach przekleństwo, odskakując od niego na bezpieczną odległość. Pragnęła uciec od niego jak najdalej, jednak wciąż stała w miejscu, zafascynowana rażącą, zieloną poświatą, która otoczyła jego ciało. Cholerna magia. Nienawidziła jej, jednak zawsze miała z nią styczność.
   Wrzask Silasa sprawił, że nogi się pod nią ugięły i upadła na kolana. Nie wiedziała, czy była to reakcja na dźwięk, jaki z siebie wydał, czy strach przed otaczającą go poświatą i lekkim drżeniem powierzchni. Miała wrażenie, że jego regeneracja trwała kilka godzin. Słońce zdążyło się już schować za horyzont, a na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy. Od chłodnego powietrza na jej ciele pojawiła się gęsia skórka, chociaż równie dobrze mogła przypisać to Silasowi i jego tajemnicom. Kiedy drżenie ustało, a zielona poświata zniknęła, Shelle podniosła się z ziemi i na chwiejnych nogach ruszyła w jego stronę. Mężczyzna przez chwilę się nie ruszał, jednak kiedy trąciła go czubkiem buta, jęknął. Uniósł się na łokciach i spojrzał na nią ostro.
- Widzę, że wzięłaś sobie do serca moje wskazówki na temat kopania leżących, - burknął, podnosząc się do pozycji siedzącej. Jego zwykle nienagannie wyglądający strój był w piachu i kurzu, co skwitował jedynie cichym prychnięciem. - Mieliśmy na dziś jakieś plany?
   Zadziwiał ją. Jeszcze kilka chwil temu leżał ledwo żywy za jej domem, a teraz jak gdyby nic się nie stało pytał o ich nocne plany. Czasami po prostu za nim nie nadążała. Odetchnęła głęboko, zamykając na chwilę oczy. Potrzebowała kilka sekund, by ochłonąć i nie wyrządzić mu żadnej krzywdy. A w tym momencie bardzo tego pragnęła. Niepokoiło ją to, że zaczynała się o niego martwić.
- Może mnie łaskawie oświecisz, co to, do jasnej cholery, było? - Warknęła, patrząc w jego ciemne oczy. - Nie przypominam sobie byś wspominał mi o tym, że parasz się jakąś pieprzoną magią. A jeśli jest jeszcze coś, co powinnam o tobie wiedzieć, by nigdy więcej nie czuć się tak, jak w momencie twoich magicznych sztuczek, to mnie poinformuj, bym nie wyszła na idiotkę.
   Silas uśmiechnął się złośliwie i niedbale wzruszył ramionami.
- Jestem nekromantą, - oświadczył tonem, jakby opowiadał o pogodzie na kilka następnych dni. - Ale nie uważam to za informację wartą uwagi. Co serwujesz na kolację po naszym treningu?
   Poczuła bolesne pulsowanie w okolicach skroni, które odruchowo pomasowała. Nekromanta w jej domu? Będący jej trenerem i partnerem w interesach? Tego było dla niej za wiele. Od zawsze uciekała przed jakąkolwiek magią, trzymała się z daleka od magicznych istot, panicznie bała się wiedźm i ich uroków, bo w głębi duszy wierzyła w te wszystkie czary, klątwy i wywary. A teraz dzieliła część swojego życia z kimś, kogo powinna unikać. Instynkt od samego początku jej podpowiadał, że nie powinna się z nim zadawać, ale zagłuszyła go. Chciała po prostu wykonać kolejne zlecenie. Na spokojnie. Nie spodziewała się, że jej partner okaże się być gościem od trupów, a jej zleceniodawca będzie wilkołakiem. Na samą myśl o tym pulsowanie w głowie znacznie się nasiliło. Potrzebowała silnej dawki leków przeciwbólowych. Albo po prostu dobrego i mocnego alkoholu.
- Muszę się napić, - skwitowała, po czym szybko podniosła się z ziemi i ruszyła w stronę domu.
   Silas dogonił ją w salonie i zagrodził drogę, posyłając jej mordercze spojrzenie.
- Nie potrzebujesz alkoholu, by się z tym uporać. - Oświadczył twardo, odpychając ją na bok. - Zresztą nigdy nie wspominałaś, że boisz się magii.
- Może nie uważam tego za informację wartą uwagi? - Powtórzyła jego słowa, krzyżując ręce na piersi i uciekając wzrokiem. Nienawidziła swoich słabości, a tym bardziej nie lubiła się do nich przyznawać. Silas zdecydowanie nie był osobą, której zechciałaby się zwierzyć. - Przepuść mnie.
- I co dalej? Zalejesz się w trupa z nadzieją, że to pomoże ci zapomnieć? Co jest z tobą nie tak, kobieto?
Szturchnęła go palcem w pierś, patrząc na niego z wyrzutem. Krew się w niej zagotowała. Pouczał ją ktoś, kto karmił się najbrudniejszym rodzajem magii.
- Nie twój, pieprzony interes, - syknęła przez zaciśnięte zęby. - Mogłeś uprzedzić mnie na samym początku, że jesteś napakowany tym gównem.
- Nie sądziłem, że zrobi to na tobie aż takie wrażenie. - Nadal stał twardo w drzwiach, uniemożliwiając jej tym samym przejście do kuchni. - To była tylko odrobina magii ziemi. Nekromanci karmią się nią, gdy czują, że brakuje im sił. Dzięki temu w ogóle żyję. - Wziął głęboki oddech, po czym spojrzał na otwarte drzwi tarasowe. - Zbiera się na burzę.
   Shelle prychnęła pod nosem i korzystając z chwili jego nieuwagi, odepchnęła go na bok. Przemknęła do kuchni, wyciągnęła z lodówki butelkę dobrze schłodzonego ginu i pociągnęła porządnie kilka łyków. Palące ciepło rozlało się w jej ciele, na co westchnęła zadowolona. Dawno nie czuła tego cudownego smaku i nawet nie wiedziała, że tak bardzo jej go brakowało. Tęskniła za chwilami, kiedy mogła wylegiwać się na werandzie i nie przejmować się kolejnym dniem. Obecność Silasa jej to uniemożliwiała. Mężczyzna wkroczył chwilę później do kuchni z niezadowoleniem wypisanym na twarzy, po czym oparł się o kuchenną wysepkę. Stali na przeciw siebie, posyłając sobie groźne spojrzenia. Chciała coś powiedzieć, jednak w chwili, w której tylko otworzyła usta, w okolicy trzasnął piorun. Drgnęła, mimowolnie spoglądając w sufit. Nie zapowiadało się na tak drastyczną zmianę pogody. Dzień był przyjemny, ale nie za upalny, natomiast pod wieczór znacznie się ochłodziło. Skąd więc burza? Kolejna błyskawica przecięła niebo, rozjaśniając wnętrze jej kuchni, by chwilę później pogrążyć ich w całkowitych ciemnościach. Shelle zaklęła siarczyście pod nosem i odstawiła na bok butelkę z głośnym trzaskiem.
- Świetnie, - warknęła, starając się dostrzec jego sylwetkę w ciemnościach. - Ciekawe czy tylko ja, jak zawsze, nie mam prądu, czy tym razem całe miasteczko.
- Powietrze naładowane jest elektrycznością. - Dobiegł ją głos Silasa. - Sądzę, że nie jesteś jedyna.
- Pocieszające.
   Ostrożnie wysunęła dolną szufladę i wymacała latarkę. Była przygotowana niemalże na każdą sytuację, tak więc zwykła burza i awaria prądu nie były dla niej problemem. Zapaliwszy latarkę szybko odnalazła miejsca, w których poupychała świecie i zajęła się ich zapalaniem, podczas gdy Silas w półmroku studiował swoje paznokcie. Zauważyła, że z reguły robił tak, kiedy coś naprawdę go denerwowało. W ten sposób okazywał swoja frustrację. Albo złość. W sumie zależało to zwykle od sytuacji w jakiej się znajdował.
   Kiedy wróciła do kuchni, zauważyła otwarte na oścież wejściowe drzwi, co ją zaniepokoiło, jednak Silas nadal znajdował się w tym samym miejscu, w którym go zostawiła. Zaskoczona uniosła brwi, rzucając mu pytające spojrzenie.
- Nie patrz tak na mnie, Muszelko. - Mężczyzna wzruszył ramionami i wcisnął dłonie do kieszeni spodni. - Czeka cię trening, pamiętasz?
Wyłączyła latarkę i odstawiła ja na szafkę.
- Na zewnątrz pada, - oznajmiła, wskazując palcem na szalejącą za drzwiami pogodę. - I grzmi.
-Troszkę deszczu ci nie zaszkodzi, a jeśli będziesz biegła zygzakiem, piorun nie powinien cię trafić.
Wytrzeszczyła na niego oczy.
- Chyba sobie żartujesz?!
- A wyglądam, jakbym żartował? - Kiwnął głową w stronę drzwi. - Zapraszam na sześciokilometrowy bieg z przeszkodami.
W proteście skrzyżowała ręce na piersi, chociaż dobrze wiedziała, że nie miała szans z nim wygrać. Jeśli chodziło o treningi to on stawiał warunki, do których musiała się dostosować. Jednak nigdy nie podejrzewała go o całkowity brak serca. Kiedy ponaglił ją kolejnym sztywnym skinieniem, odpuściła. Zrezygnowana wciągnęła na nogi adidasy i poprawiła włosy, związując je w ciasny kucyk.
- Tylko nie oszukuj, - ostrzegł. - Będę miał na ciebie oko.
   Prychnęła pod nosem i wybiegła na zewnątrz. Owiało ją chłodne powietrze, które wywołało gęsią skórkę na całym jej ciele. Zerknęła za siebie po raz ostatni, tęsknym spojrzeniem obrzucając swój ciepły i suchy dom. Silas nawet nie ruszył się z miejsca. Przez chwilę przyglądała mu się przez okno, rozciągając mięśnie. Wyglądał na znudzonego, jakby wcale nie obeszło go to, że wygonił ją na zewnątrz w tak marną pogodę. Bardziej był zainteresowany swoimi paznokciami niż jej osobą. W końcu westchnęła i pognała przed siebie. Silas dokładnie wytyczył jej trasę biegu, wokół jej domu, głównie przez las. Jarzące zielenią paliki wskazywały jej drogę. Biegła truchtem, oddychając równomiernie i uważnie patrząc pod nogi. Przy takiej pogodzie nawet dobrze znana jej trasa znacznie się zmieniła. Pojawiły się nowe przeszkody, jak zwalony pień czy większe gałęzie, zalegające na jej drodze. Mijając swoją ulubioną polanę, pośliznęła się na rozmoczonej nawierzchni i, z trudem łapiąc równowagę, zaklęła siarczyście. Zatrzymała się na chwilę, chcąc złapać oddech, i spojrzała w kierunku swojego domu. Z takiej odległości nie był w stanie jej zobaczyć, a w taka pogodę na pewno nie poszedłby za nią. Zrezygnowana przysiadła pod drzewem i podkuliła pod siebie nogi. Deszcz powoli przestawał padać. Pojedyncze krople skapywały z nieba wprost na jej uniesioną twarz. Jednak prawdą było, że woda miała właściwości uspokajające. Odetchnęła z ulgą, a kiedy spojrzała pod nogi niemalże umarła ze strachu. Czerwone ślepia. wystające leniwie z nad góry błota przyprawiły ją o szybsze bicie serca, a krzyk uwiązł jej w gardle.

___________________________________________
Z przykrością stwierdzam, że notka jest kiepsko dopracowana. W ogóle nie jest. Nienawidzę pisać na kilka podejść. Zwykle siadam raz, może dwa i mam napisaną notkę - wszystko trzyma się kupy i miło się czyta (tak sądzę!). W tym przypadku notkę pisałam bardzo długo, na milion podejść. Czasami zdarzało się, że byłam w stanie napisać jedynie jedno zdanie, czasem zmieniałam słowa w poprzednim. Szło mi bardzo kiepsko, czego wynik macie przed sobą. I musiałam rozbić notkę na pół - nie napisałabym więcej w tej notce, więc końcówka może być na prawdę straszna i nadająca się jedynie do wykasowania. Za to więc bardzo przepraszam! 
   Mam nadzieję, że napisanie kolejnego rozdziału nie zajmie mi miesiąca (znowu -,-") i będzie trzymała się kupy. Musicie to jakoś przetrzymać. Krytyka mile widziana - jak zawsze zresztą ^^