wtorek, 14 października 2014

- XV -

   Obudziło ją walenie kołatką w drewniane drzwi. Uchyliła powieki i przez chwilę nie wiedziała, gdzie się znajduje. Właśnie tak działał jej umysł bez kofeiny. Był spowolniony, często nie rozróżniał miejsc i twarzy. Przetarła oczy i odstawiła na stolik laptopa, który wygodnie hibernował na jej kolanach. Musiała zasnąć, kiedy przeszukiwała internet. Odnotowała jednak z wielką ulgą, że zniknął ból głowy. Prócz tego, że była niewyspana i bolały ją wszystkie kości od spania na fotelu, czuła się niemalże wspaniale. Podniosła się z fotela i ruszyła w stronę wejściowych drzwi, zastanawiając się kogo powinna zamordować. Srebrny zegarek wiszący na jej nadgarstku wskazywał godzinę szóstą rano. Definitywnie ktoś powinien zginąć.
   Przetarła twarz i pociągnęła za klamkę, otwierając na oścież wejściowe drzwi. Minęło kilka sekund za nim jej oczy dały bodźce do mózgu, a ten wysłał do jej języka odpowiednie nazwisko.
- Llenad? - Przetarła oczy raz jeszcze. - Co ty tu robisz?
- Jeden z moich wilków nie wrócił na noc do rezydencji. - Oznajmił groźnie, przepychając się obok niej i wkraczając do jej domu, jak do siebie. - Podobno tej nocy byłaś w klubie Luna.
   Wyjrzała na zewnątrz. Trzy wielkie, terenowe samochody stały przed jej domem, ale tylko z jednego wysiadło dwóch potężnie zbudowanych ochroniarzy. Reszta zapewne czekała na stosowną chwilę. Zatrzasnęła za nim drzwi i podreptała do kuchni. Musiała natychmiast napić się kawy. Inaczej jej mózg nie podejmie pracy, a ona spartoli coś, nad czym razem z Silasem ciężko pracowali.
- Mogłeś mnie uprzedzić, że przyjedziesz. - Nastawiła ekspres i wyjęła dwa kubki. - Kawy?
- Chętnie.
   Usiadł na wysokim stołku, splótł palce i nie odrywał od niej wzroku. Odwiedziny Alfy o tak wczesnej porze nie wróżyły nic dobrego.
- Wybacz, że nie zadzwoniłam do ciebie wczoraj, zaraz po powrocie do domu, ale nie za bardzo byłam w stanie. - Kłamstwo, ale tylko takie malutkie. Szczerze mówiąc nawet nie pomyślała o tym, że powinna go poinformować o incydencie w apartamencie Mac'a. - Jeden z twoich wilków nie wrócił, bo nie żyje. Przebiłam go srebrnym ostrzem.
   Sanguis był bardzo skupiony, chociaż pełnia dawała mu się we znaki. Maleńkie kropelki potu wystąpiły na jego czoło. Machnął w jej stronę ręką dając jej znak, by kontynuowała. Czuła się jak na policyjnym przesłuchaniu. Z tą różnicą, że na komisariacie dawali paskudny gorący napój, który mieli czelność nazywać kawą.
- Był jednym z sabotażystów. W sumie nic by się nie stało, gdyby mnie nie zaatakował.
- W mieszkaniu tego lwołaka.
   Uśmiechnęła się lekko, nalewając kawy do kubków. Informacje wśród wilkołaków rozchodziły się jak świeże bułeczki.
- Owszem. - Postawiła przed nim kubek i oparła się o dzielącą ich kuchenną wysepkę. Upiła łyk ciemnego płynu i poczuła, jak trybiki w jej głowie zaczynają pracować. Spojrzała mu w oczy. - Mógłbyś czasem mówić mi więcej ważnych rzeczy, jak na przykład to, że wykorzystujesz własnego brata w celach badawczych.
   Nawet nie drgnął, co uznała za zły znak. Chociaż mógł się domyślić, że się tego w końcu dowie.
- To nie jest twoja sprawa. - Powiedział ostro.
- Oczywiście, że nie. I nawet nie zamierzam się w nią zagłębiać. - Wzięła kolejny łyk. - Chodzi mi jedynie o to, że twoje wilki czepiają się mnie o coś, czego tak na prawdę nie wiem i nie rozumiem.
- Postaram się to zmienić.
- Twoje starania nie przynoszą rezultatów. W końcu dojdzie do tego, że wybiję całą twoją sforę przez własną niewiedzę. I to ty będziesz ich miał na sumieniu, nie ja.
   Sanguis westchnął ciężko i pokręcił głową.
- Czego się dowiedziałaś za nim go zabiłaś?
- Jedynie tego, że pewna grupa wilkołaków chce uwolnić jakiegoś sir Aminosa. - Przyjrzała mu się uważnie. - Chcesz mi przez to powiedzieć, że prócz swojego brata przetrzymujesz także jakiegoś szlachcica?
   Alfa potarł twarz i w końcu spojrzał jej w oczy. Miała wrażenie, że jego tęczówki zmieniły barwę z czekoladowej na srebrną. Być może to był właśnie ten wpływ księżyca, o którym jej mówił.
- Aminos to mój brat. - Wyjaśnił, a Shelle poczuła, że trybiki w jej głowie pracują na najszybszych obrotach. - Nie przypuszczałem, że będzie miał jakichś zwolenników, którzy za cenę własnego życia będą chcieli go uwolnić.
- To raczej fanatycy, więc radzę ci być czujnym. - Wzruszyła ramionami udając, że tak na prawdę niewiele ją to obchodzi. - Nadal masz kreta w ogródku, a tych szkodników ciężko się jest pozbyć. Nie podejmę się wskazywania palcami potencjalnych winowajców po to, byś mógł ich zabić z zimną krwią. Jeśli chcesz to przy mnie zrobić, najpierw zbierz dowody.
- Obudziło się w tobie sumienie? - Wyprostował się, a Shelle miała wrażenie, że zajmował całą kuchnię, co było nie lada wyzwaniem. Nie należała do najmniejszych, chociaż przy jego kuchni była jedynie małym pokoikiem zabaw. - Jak przyjmujesz zlecenia nie mając żadnych dowodów winy?
- Nie przyjmuję. - Odstawiła pusty kubek i przeciągnęła się. - Kiedy dostaje zlecenie, gruntownie je sprawdzam. Jestem zabójcą, a nie chodzącą śmiercią. Nawet ktoś taki jak ty powinien mieć sumienie. Zwłaszcza, że jesteś swego rodzaju władcą.
   Pokiwał jedynie głową i zacisnął dłonie na kubku. Przez chwilę myślała, że szkło rozkruszy się w jego dłoniach pod wpływem nacisku, ale oderwał palce i znacznie się rozluźnił. Nie wyglądał najlepiej i zaczynała rozumieć, dlaczego kazał jej się trzymać z dala od rezydencji przez cały tydzień, który swoją drogą jeszcze nie dobiegł końca. Kiedy na nią spojrzał, nogi się pod nią ugięły. Zacisnęła dłonie na blacie, powstrzymując się od upadku. Srebrne tęczówki miały w sobie tyle mocy, że z trudem się im opierała. Całe jej ciało go pożądało. Momentalnie zrobiło jej się gorąco, oddech uwiązł jej w gardle. Kiedy podniósł się z krzesła, nie odrywając od niej oczu, coś w jej umyśle pękło i zalała ją fala dzikich doznań.
   Miała wrażenie, że siedzi w cholernej karuzeli. Świat wirował jej przed oczami, ale jego twarz pozostawała nieruchoma. Zupełnie jakby tylko on się liczył. Jakby był jej opoką, jedynym stałym elementem rozpadającego się świata. Wyciągnęła rękę, by się na nim wesprzeć, a kiedy ich palce się splotły, nie chciała go opuszczać. Nie do końca była pewna w jaki sposób znalazła się tuż obok niego, przylegając do jego klatki piersiowej i wbijając paznokcie w jego silne ramiona. Tonęła w jego oczach, nie mogąc uwolnić się z pod tej hipnotycznej więzi. Jego pożądanie nią owładnęło. Czuła, jak przelewa się przez nią, rozpalając każdy erogenny punkt. Pragnęła tylko jego.
   Gdzieś przez mgłę rozkoszy, którą niemalże czuła na końcu języka, i kurtynę płynnego pożądania przebił się do niej znajomy głos. Słyszała go w swojej głowie, ale nie była w stanie ani dopasować go do konkretnej osoby ani zrozumieć. Słowa się ze sobą zlewały; bełkot narastał, powodując migrenę. Chciała się go pozbyć, ale aura Alfy trzymała ją w szachu, nie pozwalając się choćby ruszyć. Na samo kiwnięcie palcem potrzebowała jego zgody. Całkowicie do niego należała i ta myśl przerażała ją najbardziej. Nie chciała do nikogo należeć, zwłaszcza do despotycznego Alfy, który najchętniej przykułby ją do kaloryfera i zmusił do rodzenia dzieci. Wstrząsnął nią dreszcz, który na ułamek sekundy uwolnił ją z pod jego czaru. Jednak to było za mało. Potrzebowała znacznie więcej czasu, by wystawić go za próg.
   Jego usta bardzo powoli spoczęły na jej szyi, wyznaczając sobie mozolną drogę do jej ust. Chciała go od siebie odepchnąć tak samo mocno, jak przyciągnąć. Jego duże dłonie zatrzymały się na dole jej pleców, palcami delikatnie muskając pośladki. Gdzieś przez jej głowę przemknęła myśl, że po nieprzyjemnej imprezie nie wzięła jeszcze prysznica i nadal miała na sobie koszulkę poplamioną krwią wilkołaka. Sanguisowi najwyraźniej to nie przeszkadzało. Jego nozdrza poruszyły się niespokojnie, kiedy zaciągnął się jej zapachem, a z ust wyrwał się cichy jęk. Zerknęła w stronę swojej sypialni, licząc kroki, jakie dzieliły ich od jej łoża. W sumie, jej ciało tak go pragnęło, a aura otumaniała, że była skłonna rozebrać się choćby w kuchni i pozwolić mu na wszystko. Kiedy ją pocałował, świat rozbłysł milionem dotąd nienazwanych i nieodkrytych barw. Jej umysł przestał pracować. Ciało odpowiadało jedynie na jego dotyk, jakby ktoś włamał się do jej systemu i przejął nad nim kontrolę. Nic jej nie obchodziło. Chciała jedynie do niego należeć. Tu i teraz. Już na zawsze.
   Drzwi wejściowe otworzyły się gwałtownie i do środka wpadł zdenerwowany Silas. To sprawiło, że czar nagle prysł. Odzyskała nad sobą minimalną kontrolę i popatrzyła na Sanguisa. Jego oczy wracały do normalnego stanu. Posłał nekromancie mordercze spojrzenie, a jego ciało nagle zadrżało. Czuła pracę jego mięśni pod palcami. Serce podeszło jej do gardła.
- Wybacz, nie chciałem przeszkadzać. - Powiedział szybko Silas, nie zaszczycając jej ani jednym spojrzeniem. - Wszystkie alarmy w samochodzie zwariowały. Ktoś znów próbuje włamać się do laboratorium.
   Jego słowa sprawiły, że Alfa przestał się trząść. W ułamku sekundy znów był tym opanowanym wilkołakiem, którego poznała. Odsunął się od niej i skierował w stronę drzwi. Bez słowa opuścił jej dom, pozostawiając ją rozdygotaną i przerażoną. Dopiero wtedy ciemne oczy Silasa padły na jej osobę, paląc niczym rozgrzany do czerwoności pręt.
- Mówiłem byś na siebie uważała. - Syknął. - Pogrywanie z Alfą to nie przelewki. Miałaś przedsmak tego, do czego jest zdolny by dostać to, czego pragnie. Byłaś bez szans.
   Wyszedł, za nim zdążyła odpowiedzieć.
***
   Zimna woda spływała strumieniami po jej rozgrzanym ciele. Od kilkunastu minut stała pod prysznicem, chcąc zmyć z siebie zapach Alfy i jego dotyk. Zużyła całą butelkę kremowego żelu pod prysznic o zapachu jaśminu, ale to nie pomogło. Wciąż go czuła. I była bezsilna. Musiałaby wykąpać się w kwasie, by pozbyć się śladów jego palącego dotyku. Silas znów miał rację, co wkurzało ją jeszcze bardziej. Przyznanie się do błędu było jak ucieczka bez próby podjęcia walki. Wielka plama na honorze.
   Trzasnęła otwartą dłonią w jasne kafelki, nie mogąc powstrzymać łez. Słone krople mieszały się z zimną wodą, narastający w gardle krzyk niemocy w końcu się uwolnił i wrócił do niej wzmocniony echem. Brzmiał żałośnie, zupełnie tak, jak się czuła. Skóra piekła ją w miejscach, w których do krwi szorowała się szorstką gąbką. Zaczerwienienia podeszły krwią; kilka jej kropli zabarwiło wodę i zniknęło w odpływie. Nigdy więcej nie chciała się tak czuć. Zniewolona. Unieruchomiona. Podatna na każdą sugestię. Zupełnie jakby nie miała wolnej woli. Jaki bóg obdarzył wilkołaki tak ogromną mocą?
   Nie zauważyła nawet obecności wampira w łazience. Siedział  w milczeniu na podłodze, opierając się plecami o ścianę. Głowę miał odchyloną i wpatrywał się w sufit, cierpliwie czekając aż się pozbiera. Ona jednak  wciąż trwała w bezruchu, połykając w ciszy łzy. Kiedy kolejny krzyk wyrwał się z jej gardła, a pięść wylądowała na kafelkach, Noctis zareagował. Trzymał ją w swoich ramionach, owijając jej ciało miękkim ręcznikiem. Woda przestała lecieć, a na ciele kobiety pojawiła się gęsia skórka. Płakała, wbijając paznokcie w jego ramiona. Powoli wyciągnął ją z pod prysznica i posadził sobie na kolanach, wracając na miejsce pod ścianą. Nie odezwał się ani słowem. Nie pocieszał jej, nie karcił. Po prostu z nią był i pozwalał zalewać koszulę łzami, zagryzać zęby na własnym ramieniu, gdzie spoczywała jej głowa, i wbijać się paznokciom na plecach. Nawet najtwardszy człowiek, jak i nieczłowiek, miał w swoim życiu gorsze chwile, o których nigdy nie powinno się rozmawiać. A on, jak nikt inny na świecie, doskonale to rozumiał.
   Po kilkunastu minutach jej ciało przestało się trząść, a płacz ustał. Wcale nie czuła się lepiej, chociaż od dziecka wmawiano jej, że zawsze po tym jest lżej, a żal znika. Ona czuła  się jak wrak człowieka. Po raz kolejny pożałowała tego, że przyjęła to zlecenie. Niech szlag jasny trafi ojca Silasa. I wszystkie wilkołaki na ziemi.
   Noctis wziął głęboki oddech przez nos, chociaż wcale go nie potrzebował, i jego uścisk zelżał na tyle, by mogła swobodnie wyplątać się z jego ramion. Uczyniła to dość niezgrabnie, starając się ukryć zaczerwienioną i opuchniętą twarz pod mokrymi włosami. Wampir zerknął na nią dyskretnie, po czym wyszedł z łazienki, cicho zamykając za sobą drzwi. Przez chwilę stała nieruchomo, opierając się o umywalkę i przyglądając się swojemu odbiciu. Wyglądała równie żałośnie jak się czuła. Opłukała twarz zimną wodą, co i tak nie pomogło, owinęła się szczelniej ręcznikiem i w końcu opuściła łazienkę. Weszła do sypialni, gdzie wyciągnęła z szafy zwiewną, czerwoną spódnicę i koszulkę na ramiączka o tym samym kolorze, i w pośpiechu je na siebie wciągnęła. Mokre włosy związała w niedbały koczek na czubku głowy. Pragnęła samotności, ale wiedziała, że nie pozbędzie się wampira tak łatwo. Z cichym westchnieniem poszła do kuchni. Oba kubki po kawie zniknęły. Ekspres znów podgrzewał świeżo zaparzony napój, a Noctis krzątał się po pomieszczeniu, przygotowując dla niej posiłek. Nie przypuszczała, że w ogóle potrafił gotować. Ona nie robiła tego najlepiej. Zwykle przygotowywała sobie kanapki lub wciskała w siebie jakieś kaloryczne jedzenie. Częściej używała mikrofalówki niż kuchenki.
   Kiedy podeszła do kuchennej wysepki, Noctis postawił przed nią talerze z pocieszającym uśmiechem. Popatrzyła na idealnie ściętą jajecznicę, bekon i stos naleśników. Jakim cudem zrobił to wszystko w tak krótkim czasie? Chyba, że była w łazience dłużej niż podejrzewała. Żołądek skręcił jej się z głodu, a do ust napłynęła ślinka. Jeszcze kilka minut wcześniej niczego by w siebie nie wcisnęła, jednak w tym momencie zjadłaby nawet konia z kopytami. Przysiadła na wysokim krześle i chwyciła za widelec, kiedy dopłynęły do niej jego uczucia. Był zaniepokojony, wręcz zmartwiony, a co najgorsze, bardzo jej współczuł. Nienawidziła tego. Litość była gorsza niż obelga rzucona prosto w twarz. Zwiesiła głowę, zatapiając widelec w jajecznicy.
- Twoja blokada chyba przestała działać. - Powiedziała cicho, nie podnosząc wzroku. - Dławię się twoim współczuciem.
   Szybko odzyskał rezon i uczucia zniknęły. Chyba tylko wampiry potrafiły nie czuć zupełnie nic. Silas po raz kolejny miał rację. Ostatnimi czasy bardzo rzadko się mylił. Może powinna była mu bardziej ufać. Zamiast tego, zaufała wampirowi. Kiedy to się stało? I jak miała to zatrzymać?
- Wybacz. Mogę to naprawić, jeśli chcesz.
   Pokręciła głową. Pragnęła raz na zawsze pozbyć się empatii, ale bez względu na to, czy ją blokowała czy nie, Sanguis i tak miał nad nią władzę.
- To nic nie da. - Wzruszyła ramionami i zmusiła się do podniesienia widelca. Jajecznica rozpłynęła się w jej ustach, wyciskając z niej ciche westchnienie. Spojrzała na zadowolonego wampira. - Najlepsze śniadanie wszech czasów. Gdzie nauczyłeś się tak gotować? Przecież nie jadasz normalnych posiłków.
- Miałem na to bardzo dużo czasu. - Wyglądał na zadowolonego z siebie. - Poczekaj aż spróbujesz obiadu. Chętnie przyrządzę dla ciebie coś innego niż odgrzewana pizza czy niezdrowe żarcie z KFC.
   Wzruszyła tylko ramionami.
- Nie jestem typem perfekcyjnej pani domu. Nie gotuję, rzadko sprzątam, głównie dlatego, że nie bałaganię, nie wychowuję dzieci, nie mam nawet stałego partnera. - Pochłonęła całą jajecznicę i zabrała się za bekon. Noctis postawił przed nią kubek z gorącą kawą. - Mikrofalówka i ekspres to jedyne przydatne rzeczy w tej kuchni.
   Posłał jej rozbrajający uśmiech. Przez kilka następnych minut nie odzywali się do siebie. Shelle zajadała naleśniki, polewając je syropem klonowym, czując na sobie spojrzenie wampira. Zadowolony patrzył jak w zawrotnym tempie wszystko znika z talerzy. Kiedy skończyła, podał jej ściereczkę, wciąż się uśmiechając. Wytarła w nią dłonie i upiła łyk kawy. Odsunęła od siebie puste talerze i westchnęła.
- Teraz możemy porozmawiać o interesach. - Powiedziała powoli. - Dowiedziałeś się czegoś?
- Nie musimy tego robić. Zapowiada się ładna pogoda. Chcesz wyjść na spacer?
- Nie traktuj mnie jak małego dziecka, któremu łobuzy z podwórka zabrali ukochaną zabawkę. - Skarciła go ostrym tonem. - Chyba nie sądzisz, że się rozpadnę na twoich oczach, jeśli od razu zajmiemy się pracą.
- Przed chwilą rozpadałaś się w moich ramionach. - Jego spojrzenie stało się twarde. Wytrzymała je. - Dobra, jak chcesz, ale muszę cię zasmucić. Niczego konkretnego się nie dowiedziałem. Mój informator nie wie kim jest ten Aminos, a tym bardziej nie słyszał nigdy o bracie Llenada. Czyli jesteśmy w punkcie wyjścia.
- Tak się składa, że Aminos jest właśnie jego bratem. - Wzruszyła ramionami na widok szoku, który odmalował się na jego twarzy. - Bardziej interesuje mnie jednak fakt, dlaczego Alfa wykorzystuje go w swoich badaniach. Nijak nie mogę tego rozgryźć.
- Skąd to wiesz?
- Sanguis tu był. - Westchnęła ciężko i potarła nerwowo czoło. - To zaszło już za daleko, ale nie mogę się wycofać. Nie w tej chwili.
- Po prostu to skończ. - Wyczuła jego oburzenie i determinację. - Jedź tam, wpakuj mu kulkę w głowę i po krzyku.
- Nie mogę. Najpierw muszę znaleźć laboratorium i dobrać się do wyników badań.
- Pieprzyć wyniki i twojego kalekiego zleceniodawcę! - Ich oczy się spotkały i Shelle zamrugała zaskoczona. Wampir prychnął. - Myślisz, że o niczym nie wiem? Nie jesteście tak sprytni, jak wam się wydaje. Od samego początku wiedziałem, że Silas nie jest jedynie nekromantą pracującym dla tego kretyna. Powęszyłem trochę, popytałem kogo trzeba. Jeśli myślisz, że zdobycie tych wyników i zamordowanie Llenada robisz dla większej idei to się grubo mylisz.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
   Noctis trzasnął dłońmi o blat szafki przez co aż podskoczyła. Przez Sanguisa zrobiła się strasznie nerwowa i nieostrożna. Wkurzanie wampirów, tak samo jak wilkołaków, nikomu jeszcze nie wyszło na dobre. Zwykle kończyło się śmiercią lub trwałym kalectwem. Odkąd zaczęła się z nimi zadawać, wciąż balansowała między życiem a śmiercią. Odsunęła się od wampira jak mogła najdalej, nie wzbudzając jego podejrzeń. Gdzieś tu miała broń. Musiała sobie tylko przypomnieć, gdzie.
- Ocknij się, Muszelko. - Jego słowa były ostre niczym brzytwa. Potarła ramiona, mając wrażenie, że zaczyna krwawić. - Ty na prawdę wierzysz, że jakiś wilkołak jest zaniepokojony tym, że inny Alfa robi eksperymenty, które mogą zagrozić całemu gatunkowi? Jego niepokoi fakt, że to on nie ma takich możliwości zwłaszcza, jeśli badania nie są bezowocne. Sądziłem, że jesteś mądrzejsza.
- Najwidoczniej nie jestem...
- Przestań. - Pokręcił głową, znacznie się uspokajając. - Jak myślisz, dlaczego Silasa tak bardzo wkurza moja obecność? I to, że ci pomagam? - Zadawał pytania, chociaż wcale nie oczekiwał na nie odpowiedzi. Kontynuował swój monolog nie zwracając uwagi na to, że chciała się wtrącić. - To nie jest zazdrość, jak sobie wmawiałaś. On wyczuwa zagrożenie. Zdaje sobie sprawę z tego, że mogę wiedzieć więcej niż powinienem. A co najgorsze, mogę zdradzić ci jego tajemnice. Wtedy cały ich misterny plan pójdzie w łeb. Jesteś tylko pionkiem w ich grze. Wykorzystają cię i znikną, a ty zostaniesz sama z tym całym burdelem na głowie.
- Do jasnej cholery, przejdź do rzeczy! - Warknęła, całkowicie tracąc cierpliwość.
- Jak myślisz, co się stanie, kiedy zabijesz Llenada? - Wzruszyła ramionami. Szczerze mówiąc nigdy się nad tym nie zastanawiała. - Setki wilkołaków zostaną bez pana. Nie będzie nikogo, kto mógłby nad nimi zapanować. Jeśli nie uda się to twojemu zleceniodawcy, a na pewno mu się nie uda, bo gówniany z niego Alfa, będzie wymagał od ciebie egzekucji na każdym członku. Ludzie nie są świadomi naszej obecności w ich życiu, ale władze na pewno odnotują fakt, że zniknęło kilkaset osób. Ty wykonasz zlecenie, za które ci zapłacono, oni uznają cię za ludobójcę. Jesteś człowiekiem, podlegasz ludzkim prawom. Powiążą cię z tym i dosięgnie cię sprawiedliwość. Najprawdopodobniej czeka cię kara śmierci.
   Zadrżała na samą myśl o tym. Dlaczego wcześniej tego nie rozważyła? Może właśnie dlatego, że jej zleceniodawca prosił jedynie o śmierć Sanguisa i za to miała otrzymać wynagrodzenie. Nigdy nie było mowy o tym, że będzie musiała wyrżnąć w pień całą sforę. Zadając się z nadnaturalnymi istotami cały czas czuła oddech śmierci na karku, ale teraz, kiedy Noctis wyłożył jej całą sprawę jasno, zaczęło ją to przerażać. Co innego zginąć w boju, na polu bitwy, walcząc o coś ważnego, a co innego zostać skazaną na śmierć przez Sąd Najwyższy.
   Jej głowa zaczęła pulsować tępym bólem, kiedy to wszystko do niej dotarło. Jak mogła być tak głupia? Wierzyła w dobre intencje ojca Silasa, a tak na prawdę nawet go nie sprawdziła. Przecież zawsze to robiła. Dowiadywała się jak najwięcej o swoich zleceniodawcach. A o nim nie wiedziała praktycznie nic. Prócz tego, że Silas był jego pierworodnym synem. A może wcale nie był? Może to też była część ich gry? Próbowała przypomnieć sobie jego nazwisko, ale zamiast tego miała w głowie jedynie czarną dziurę. Jasna cholera, dała się wplątać śmiertelnie niebezpieczną grę i, gdyby nie Noctis, skończyłaby na metalowym stole w zakładzie karnym z trucizną w żyłach. To nie miało tak wyglądać. I nie mogła do tego dopuścić.
   Na chwilę ukryła twarz w dłoniach, pocierając oczy. Musiała wymyślić plan awaryjny i to w trybie natychmiastowym. Całe jej ciało zadrżało. Dzień zaczął się paskudnie i nie zapowiadało się na poprawę. Opuściła ręce i popatrzyła na Noctisa. Silas ją przed nim ostrzegał, próbował się go pozbyć z ich życia. Na początku była pewna, że powodowała nim zazdrość. Łudziła się, że łączyło ich coś więcej niż czysto zawodowe stosunki. Zaufanie. Być może przyjaźń. A on po prostu ją wystawił. Wykorzystywał, udając zatroskanego przyjaciela. Jak mogła się aż tak pomylić?
- Co proponujesz? - Zapytała po chwili, zbierając się w sobie. Miała ciężki dzień, ale po raz drugi Noctis nie musiał oglądać jej rozpadu.
   Lekki uśmiech rozjaśnił jego twarz i przez ułamek sekundy dostrzegła podobieństwo do Juliana Medyceusza z obrazu, na który natknęła się w sieci. Historia nie kłamała odnośnie jego urody.
- Swoją pomoc. Do tej pory dostarczałem ci jedynie informacji, wyświadczałem drobne przysługi. - Machnął od niechcenia ręką, jakby odganiał od siebie natrętnego owada. - Teraz zagramy w ich grę na naszych zasadach. Wprowadzisz mnie na teren rezydencji. Zajmę się laboratorium. Zabiję każdego, kto stanie mi na drodze. Ty masz jedynie wpakować w łeb Llenadowi srebrną kulkę. A później znikniemy.
- Co z watahą? - Podeszła bliżej, niemalże opierając się o kuchenną wysepkę. - Sam mówiłeś, że bez silnego Alfy...
- To już nie będzie twój problem. - Przerwał jej, a jego dłoń spoczęła na jej lodowatych palcach, delikatnie je rozgrzewając. - Zadzwonisz do tego kaleki i powiesz mu, że misja została wykonana. Ukryję cię w bezpiecznym miejscu na pewien czas, gdyby przypadkiem temu śmieciowi zachciało się zlikwidować jedynego świadka. I zajmę się resztą.
   Wahała się przez kilka sekund. Ryzykowna zagrywka, ale nie miała większego wyboru. Noctis do tej pory jej nie zawiódł i znała jego motywy. Zależało mu jedynie na śmierci Sanguisa. Mogli sobie pomóc.
- Zaufaj mi, Muszelko. - Powiedział miękko, patrząc jej prosto w oczy.
- Ufam ci. - Wyciągnęła do niego dłoń, którą uścisnął z szerokim, drapieżnym uśmiechem. - Zróbmy to, partnerze.

________________________________
Ekhm... Tak, zawiodłam xD Ta notka powinna się pojawić dużo, dużo wcześniej, ale... znów jestem  w rozjazdach ;) Wybaczcie :D