sobota, 7 czerwca 2014

- XIII -

   Ręka całkowicie się zagoiła. Miała, co prawda, niewielkie problemy z poruszaniem palcami, ale ćwiczyła je kiedy tylko mogła. Sztywność powoli znikała, dzięki czemu czuła się swobodnie i w końcu nie miała problemów z ubieraniem się. Co nie zmieniało faktu, że wcale nie zamierzała jakoś szczególnie się stroić przez następnych kilka dni. Wzięła sobie do serca przestrogę Sanguisa i mimo kilku nieodebranych połączeń od Silasa, nie pojawiła się w rezydencji. Ciekawość zżerała ją od środka, ale wolała nie ryzykować. Zniosłaby pobicie nawet do nieprzytomności, ale z grupowym gwałtem by sobie nie poradziła. Zresztą, nie należała do stada, więc nie powinno ją to w ogóle interesować.
   Dzień powoli chylił się ku upadkowi. Złotawe promienie słońca chowającego się za horyzont, z trudem przedzierały się przez las, jaki otaczał jej dom, by ogrzewać ziemię i jej ciało. Niebo było bezchmurne; wiatr dął delikatnie, rozwiewając jej włosy, kiedy ćwiczyła. Lekarze zalecili jej szybką rehabilitację dłoni, ale zapewne nie mieli na myśli ciężkich treningów, do których przyzwyczaił ją Silas. Kukła, którą razem wykonali nadawała się jedynie na ognisko.
   Shelle stała na tarasie i przypatrywała się zachodzącemu słońcu. Księżyc słabo błyszczał na niebie; gdzie nie gdzie widać już było wschodzące gwiazdy. Noc zapowiadała się jasna i ciepła. Wzięła głęboki oddech, rozkoszując się zapachem przekwitających kwiatów. Otarła z czoła pot i po raz kolejny spojrzała na wibrujący telefon. Silas nie odpuszczał. Wydzwaniał do niej przez cały dzień. Westchnęła ciężko i w końcu zdecydowała się odebrać. Mogła go unikać w nieskończoność, ale nie zmieniało to faktu, że wciąż razem pracowali i musieli dociągnąć tę sprawę do końca.
- Widocznie Sanguis nie zapewnił ci wystarczającej rozrywki skoro wisisz na telefonie. - Powiedziała na przywitanie, wchodząc do domu.
- Co się z tobą dzieje, do cholery? - Warknął w odpowiedzi. - Dzwonie cały dzień!
- Nie uszło to mojej uwadze. - Włączyła ekspres do kawy i oparła się biodrem o kuchenną szafkę. - Czego właściwie chcesz?
- Dlaczego cię tu nie ma? Mamy kryzys, a ty w najlepsze odpoczywasz w domu!
   Uśmiechnęła się lekko.
- Wasz kryzys mnie nie interesuje. Alfa definitywnie zabronił mi przyjeżdżać do rezydencji przez cały tydzień. Wykorzystuję przymusowy urlop.
- Nie rozumiem...
- I nie musisz. - Przelała kawę do kubka i zaciągnęła się jej mocnym aromatem. - Coś jeszcze?
- Była kolejna próba włamania się do laboratorium. - Zastygła w bezruchu. - Oczywiście nieudana, co działa na naszą niekorzyść. Sanguis podwoił straże, wydał masę rozkazów i zakupił nowy sprzęt elektroniczny, który ma pomóc w pilnowaniu tego miejsca.
- Złapano kogoś?
- Nie. - Silas brzmiał na poirytowanego. - Czy ty w ogóle rozumiesz, co do ciebie mówię?
- Bełkoczesz. - Z trudem powstrzymała się od wybuchnięcia śmiechem. Denerwowanie go na odległość wcale nie było najmądrzejszym posunięciem, ale nie mogła się powstrzymać.
- Właśnie instalują kamery na podczerwień, czujniki ruchu i masę innych zabezpieczeń. - Powiedział tonem, jakim zwykle rodzic zwraca się do niesfornego dziecka. - Nawet mysz nie przemknie się niezauważona.
- I to jest problem, bo... ?
- Bo nijak nie idzie się włamać do środka, nie informując przy tym centrum ochrony. - Miała wrażenie, że jeszcze chwila, a nekromanta wybuchnie. - Ktoś nie tylko sabotuje Sanguisa, ale także utrudnia nam pracę. I ten ktoś zapewne wie, co chcemy zrobić.
- I oczywiście sugerujesz, że maczał w tym palce Noctis. - Westchnęła ciężko. - Ile razy mam ci powtarzać, że jest po naszej stronie?
- Nie ufam mu i ty też nie powinnaś. To wampir.
- A ty jesteś nekromantą. Ja za to zwykłym człowiekiem. Co wychodzi z tej kalkulacji?
- Przestań kpić. - Wyczuła to subtelne ostrzeżenie. - Dobrze wiesz, do czego zmierzam.
- Póki Noctis nas nie narazi, nie ma sensu go likwidować. - Jakby to było takie proste, dodała w myślach. - Pomaga mi bardziej niż myślisz. Daj mu więc spokój i zajmij się swoją robotą.
- Dlaczego tak go bronisz? - Irytacja całkowicie zniknęła z jego głosu. Zastąpił ją czysty gniew. Zadrżała.
- Bo bezpodstawnie go o wszystko oskarżasz.
   Usłyszała cichy trzask tłuczonego szkła, a później ciche westchnienie Silasa.
- Nie rób tego, Shelle.
- Czego mam nie robić?
- Nie zakochuj się w nim. To wampir. One nie przykładają uwagi do uczuć. Nie posiadają ich. Przyniesie ci to tylko cierpienie, nic więcej.
- Od kiedy to jesteś specem od wampirów i miłości? - Prychnęła, odstawiając z trzaskiem kubek. - Poza tym nie musisz  się o mnie martwić. Pod względem uczuć jestem bardzo podobna do wampirów. Po prostu ich nie posiadam.
- Jesteś kobietą, a to oznacza, że emocje i uczucia mają nad tobą władzę. Uważaj na siebie.
   Nie zdążyła odpowiedzieć. Połączenie zostało przerwane, a ona tępo wpatrywała się w ciemniejący ekran telefonu. Prychnęła poirytowana i cisnęła go na szafkę. Mrucząc pod nosem najwymyślniejsze przekleństwa, wzięła kubek z kawą i usiadła na podłodze. Cholera, Silas miał całkowitą rację, czego nigdy nie powie głośno. Noctis był wampirem i to bardzo starym. Może i ją chronił i jej pomagał, ale nie musiał przecież czegokolwiek do niej czuć. On również wykonywał polecenia. Czemu w ogóle zawracała sobie tym głowę? Całowali się tylko raz i to przez to, że oddziaływała na nią żądza tłumu bawiącego się w klubie Luna. Jednorazowy wyczyn. Nieważny epizod, który miał się już więcej nie powtórzyć.
   Otrząsnęła się z zamyślenia, kiedy ciszę w domu przerwał dźwięk wibrującego po szafce telefonu. Z trudem podniosła się z podłogi i zerknęła na migający ekran. Kiedy pojawiło się na nim imię wampira, jej serce przyspieszyło. Musiała przyznać, że facet miał wyczucie chwili. Odczekała chwilę i podniosła telefon do ucha.
- Słucham. - Była z siebie dumna, że jej głos nie zadrżał.
- Myślę, że powinnaś tu przyjechać. - Mimo gwaru i dudniącej muzyki, słyszała go bezproblemowo. - Mam na oku kilka wilków Llenada.
- To niemożliwe. Wszyscy powinni znajdować się teraz w rezydencji. Zbliża się pełnia.
- Mam do nich podejść i im zakomunikować, że w tej chwili powinni pieprzyć swoje samice, a nie imprezować? - Usłyszała w jego głosie nutkę rozbawienia mimo, iż mówił całkiem na poważnie. - Mówiłem, że zawsze można obejść przysięgi i umowy. Twój nekromanta najwidoczniej wie wszystko lepiej.
   Zazgrzytała zębami. Poczuła się jak w liceum, kiedy jeszcze jej świat składał się głównie z chłopaków, nauki i durnych koleżanek. Wtedy też stała między dwiema dziewczynami i słuchała, jak jedna opowiada brednie na temat drugiej. I odwrotnie.
- Przyjadę najszybciej, jak się da. - Powiedziała w końcu, siląc się na spokojny ton. Nie była do końca pewna, czy chciała się z nim spotkać.
- Proponuję wziąć motocykl. - Zamrugała, szczerze zaskoczona, i rozejrzała się po swoim domu. - Nie, nie ma mnie tam. Nie śledzę cię ani nie obserwuję. Wiem, że dostałaś prezent od tego pchlarza. Wykorzystaj go.
- Chcę wiedzieć skąd o tym wiesz skoro mnie nie szpiegujesz?
- Nie. - Roześmiał się głośno. - Założę się, że motocykl naszpikowany jest różnymi czujnikami. W ten sposób Llenad wie, gdzie się wybierasz. Zapewnij sobie alibi i przyjedź się zabawić.
- Nie mam nastroju do zabawy. - Odparła, wpadając do swojej sypialni jak burza. Otworzyła szafę i zaczęła wyrzucać z niej na podłogę ubrania. - Przyjadę powęszyć. Powiedz mi tylko, jak mamy się spotkać i porozmawiać, skoro w klubie kręcą się wilki Sanguisa.
   Wampir prychnął, jakby go obraziła.
- O to się nie martw. - Szorstkość w jego głosie sprawiła, że zacisnęła zęby. - Pospiesz się.
   Otworzyła usta, ale przed powiedzeniem czegokolwiek powstrzymał ją głuchy sygnał. Faceci. Niby tak bardzo się od siebie różnią, a zachowania mają te same. Nie ważne: biały, żółty czy czarny; wampir, wilkołak czy nekromanta - wszyscy byli tacy sami. Rzuciła telefon na łóżko i zanurzyła się w stercie czarnych ubrań. Po kilku minutach przekładania ich i przeklinania, znalazła w końcu satynową koszulkę bez rękawów, o soczyście czerwonej barwie, i lateksowe spodnie, które były idealnie dopasowane do jej figury. Z dna szafy wyciągnęła swoje ulubione, czarne buty z ukrytymi ostrzami. Z pakunkiem ubrań w rękach pognała do łazienki, gdzie w pośpiechu wzięła prysznic, umalowała się i wciągnęła na siebie przygotowane ubrania. Spojrzała na zegarek, bardzo z siebie zadowolona. Była gotowa w piętnaście minut. Pozostawało jej jeszcze dojechać do klubu.
   Kluczyki od motocykla leżały na szafce przy drzwiach wejściowych, tam gdzie zwykle kładła wszystkie klucze. Wyskoczyła na dwór, zamknęła za sobą drzwi i podeszła do motocykla. Nie znała się za bardzo na takich maszynach, ale sam jego wygląd sprawił, że zapragnęła natychmiast go odpalić i przetestować na prostej drodze. Był czarny, ale gdzie nie gdzie przebijały się czerwone dodatki, które sprawiały, że pasował do niej jeszcze bardziej. Na siedzeniu znalazła skórzaną kurtkę, idealnie pasującą kolorami do pojazdu, i kask. Sanguis pomyślał o wszystkim. Uśmiechnęła się na tę myśl i podziękowała mu cicho. Nie czekając ani chwili dłużej, ubrała kurtkę, wcisnęła na głowę kask i odpaliła silnik. Jego pomruk sprawił, że zadrżała z czystej przyjemności i roześmiała się głośno. Powinna już dawno sprawić sobie podobny. Dlaczego jeszcze tego nie zrobiła?
   Powoli opuściła swoją posesję i wyjechała na główną drogę. Kiedy udało jej się bezkolizyjnie przejechać kilka pierwszych kilometrów, przestała się kontrolować. Do miasta prowadziła prosta droga, więc mogła sprawdzić, co potrafiła ta maszyna. Wciskając gaz do dechy, roześmiała się w głos. Tak musiała smakować wolność. Przy głównym skrzyżowaniu zwolniła i nastawiła się na normalną prędkość. W końcu udało jej się zaparkować przed rozświetlonym klubem, niedaleko wejścia. Kiedy zeskoczyła z motocykla i zdjęła kask, Mac, jeden z wielkich ochroniarzy, uśmiechnął się do niej szeroko. Odwzajemniła uśmiech, po czym, z kurtką przewieszoną przez ramię, powoli do niego podeszła. Ku wejściu ciągnęła się niesamowicie długa kolejka. Pół nagie dziewczyny starały się zwrócić uwagę ochroniarzy mając nadzieję, że w ten sposób szybciej dostaną się do środka. Nie wiedziały jednak najważniejszego: Mac był zainteresowany tylko jedną kobietą, której nie miała okazji jeszcze poznać, a drugi ochroniarz, Ben, był homoseksualistą.
   Shelle podeszła do Maca i ucałowała go w oba policzki, zaciągając się jego piżmowym zapachem. Nie ważne do jakiego rodzaju łaków należał, pachniał typowo po męsku i uwodzicielsko. Poza tym był bliskim znajomym Noctisa, więc w jakimś stopniu mu ufała. Zapewne wiedział tyle, ile powinien, dlatego nie miała żadnego problemu by wejść do środka, omijając cholernie długą kolejkę. Kilka osób za jej plecami zaprotestowało, ale nawet się nie obejrzała. Mordercze spojrzenie Maca wystarczyło, by zaraz zapanowała cisza.
- Widzę, że macie dziś niezłe branie. - Powiedziała, odruchowo poprawiając włosy. Kask w jej dłoni strasznie ciążył. Nie była do niego przyzwyczajona. - To jakiś dzień specjalny?
- Zbliża się pełnia. - Mac posłał jej rozbrajający uśmiech i wskazał na jaśniejący na niebie księżyc. - W klubie prawie nie ma wilkołaków, są tylko ci, którzy nie należą do żadnej sfory lub ich sfora jest bardzo daleko. Ludzie, chociaż są nieświadomi, wyczuwają, kiedy ich nie ma i wtedy walą drzwiami i oknami.
- Właśnie przyjechałam sprawdzić te Dzieci Księżyca, które tu dziś są. - Poklepała go przyjaźnie po ramieniu i ruszyła w kierunku wejścia, ale ją zatrzymał. Spojrzała na niego zaskoczona. - Coś nie tak?
- Zamierzasz dołączyć do tłumu i tańczyć bez butów? - Zapytał, obrzucając ją oceniającym spojrzeniem.
- Raczej nie...
- W takim razie nawet dla ciebie nie zrobię wyjątku, Shelle.
   Wywróciła oczami. Czymkolwiek był, metal musiał wyczuwać na kilometr. Zupełnie o tym nie pomyślała.
- Kwestia przyzwyczajenia. - Pochyliła się, by rozpiąć metalowe klamry. - Wiesz czym się zajmuję, więc nie powinno cię to wcale dziwić.
- I nie dziwi. - Wyciągnął w jej stronę rękę. Kiedy na nią spojrzała, zauważyła srebrny klucz z metalowym brelokiem w kształcie lwa. - Wejście dla personelu. Ktoś na ciebie czeka.
   Dobrze wiedziała kto. Uśmiechnęła się lekko i przyjęła z wdzięcznością klucz. Podeszła do drugich drzwi i je otworzyła. Za nim weszła do środka, usłyszała jeszcze słowa Mac'a.
- I pozbądź się tych butów. Inaczej wyciągnę cię z klubu siłą.
   Pokiwała tylko głową i zamknęła za sobą ciężkie drzwi. Przez chwilę stała w ciasnym korytarzu w całkowitych ciemnościach, czekając aż jej oczy się do nich przyzwyczają, po czym ruszyła przed siebie. Drugie drzwi nie potrzebowały klucza, ale kiedy stanęła w drugim pomieszczeniu, wstrzymała oddech. To musiał być ten prywatny apartament, o którym wspominał Mac. Jego apartament. Tak na prawdę składał się tylko z jednego, ogromnego pomieszczenia. Ściany pomalowane były na złoty kolor, podłogę pokrywał perski dywan o podobnym odcieniu. Wszędzie zapalone były świecie, różnego kształtu i wielkości; część przymocowana była do ścian za pomocą staromodnych kinkietów. Miała wrażenie, że znalazła się w starej, królewskiej komnacie. Ramy obrazów przedstawiających akty były pozłacane, tak samo jak chiński parawan oddzielający część sypialnianą od "łazienki". Z miejsca, w którym stała widziała tylko fragment pozłacanej wanny, która musiała mieścić co najmniej cztery osoby. Nie było żadnych okien tylko wielki ekran na ścianie, który imitował nocne niebo z jasno świecącym księżycem i panoramę miasta. W rogu pokoju stało ogromne łoże z baldachimem o ciemnoczerwonym odcieniu. Satynowa pościel była w tym samym kolorze, choć kilka mniejszych, ozdobnych poduszek miała kolor ścian. Beżowa, skórzana kanapa stała przed ekranem, tuż przed nią szklany stolik z kolejnymi, płonącymi świecami. Punkt kontrolny znajdował się zaraz po jej lewej stronie. Ogromne biurko z kilkoma monitorami, komputerem i misą owoców, a w ścianie wbudowana była szafa - również pozłacana, co wcale jej nie dziwiło. Wszystko do siebie idealnie pasowało. Dostrzegła drzwi po swojej prawej, które zapewne prowadziły do klubu, skąd cicho sączyła się muzyka. Pokój musiał być wygłuszony. Dopiero po chwili dostrzegła Noctisa i jej serce znacznie przyspieszyło. Idealnie pasował do tego miejsca. Szkarłatna koszula komponowała się z czerwonymi akcentami pomieszczenia; ciemne spodnie współgrały z otaczającymi go cieniami. Włosy jak zawsze miał zaczesane do tyłu, a w świetle świec jego rysy były jeszcze bardziej wyraźne. Kiedy na nią spojrzał, delikatnie się uśmiechając, coś w niej pękło. Mogła oszukiwać wszystkich w okół, zwłaszcza Silasa, ale nie mogła oszukać siebie. Czuła coś do tego wampira, jednak nie miała odwagi nazwać tego uczucia. Bała się, że jeśli to zrobi, czar pryśnie. Dopiero po kilku sekundach zagłębiania się w jego ciemnych tęczówkach zdała sobie sprawę, jak głupio musi wyglądać. Wzięła się w garść i powoli ruszyła w jego stronę.
- Wow. - Powiedziała, po raz kolejny ciesząc się, że jej głos nie zdradzał tego, co działo się wewnątrz niej.
- Trzeba przyznać, że Mac ma poczucie stylu. - Rozejrzał się po pokoju, jakby również był w nim pierwszy raz. - Wiedziałem, że ma chińskie korzenie, ale nie spodziewałem się, że tak bardzo przywiązuje do nich wagę.
   Uśmiechnęła się tylko, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Kiedy się odezwała wcale nie chodziło jej o apartament tylko o niego. Nie chciała go jednak wyprowadzać z błędu. Im mniej wiedział, tym lepiej. Przysiadła na skraju skórzanej kanapy, kładąc obok kas i kurtkę, i wbiła wzrok w ekran. Obraz był tak realny, że można było uwierzyć w nieistniejące okna. Noctis nie ruszył się z miejsca, uważnie ją obserwując. Bez słowa zdjęła buty i odstawiła je na bok. Kiedy napotkała jego pytające spojrzenie, zachichotała.
- Obiecałam je zdjąć, kiedy tu wchodziłam. - Wzruszyła ramionami. - Mają wbudowane srebrne ostrza.
- Jesteś pełna niespodzianek. - Stwierdził miękko. Czuła na sobie jego palące spojrzenie. - Jest coś, z czego jeszcze nie zrobiłaś śmiercionośnej broni?
   Zmusiła się, by na niego spojrzeć. Serce waliło jej jak oszalałe, chociaż wciąż sobie przypominała, że są tutaj tylko po to, by omówić kwestię wilkołaków. Przełknęła ślinę, ale gardło nadal miała suche.
- Chyba nie. - Zerknęła na złoty dzban modląc się, by w środku znajdowała się woda. Czuła się tak spragniona, jakby od kilku dni nic nie piła. - Mogę?
- Nie krępuj się. - Machnął dłonią w stronę stolika i usiadł na przeciw niej na fotelu. - Co wiesz o wilkach Llenada?
   Cieszyła się, że przeszedł od razu do rzeczy. Chwyciła za dzban i przelała część jego zawartości do złotego kielicha. Mac nie posiadał nawet zwykłych szklanek. Za to wino, które znajdowało się w dzbanie, było najlepszym, jakie kiedykolwiek piła. Nie uważała się za znawcę win, ale te było równie słodkie co cierpkie. Idealne na nocne schadzki. Osuszyła kielich i znów go napełniła. Suchość gardła zniknęła, ale obawiała się, że wróci, jeśli w miarę szybko nie opuści tego pomieszczenia. Rozsiadła się wygodnie na kanapie.
- Dwa dni temu miałam rozmowę z Sanguisem. - Poinformowała go rzeczowym tonem. - Dał mi tydzień przymusowego urlopu ze względu na pełnię. Mówił, że wszystkie jego wilki przez ten czas pozostaną na terenie rezydencji, więc nie mam się o co martwić. I zabronił mi zbliżać się do jego ziemi.
- Rozsądne, chociaż zaskakujące zachowanie. - Mruknął wampir, wbijając wzrok w ekran. - A powiadają, że nie da się zmusić do szacunku poprzez strach.
- Co masz na myśli? - Spojrzała na niego, a kiedy ich oczy się spotkały, od razu tego pożałowała. Miała wrażenie, że widzi nie tylko ją, ale także jej duszę. To ją przerażało.
- Llenad najwyraźniej się ciebie boi, a co za tym idzie, szanuje twoją osobę i pracę, jaką dla niego wykonujesz. - Wzruszył niedbale ramionami. - Inaczej nie uprzedzałby cię o pełni tylko pozwolił, byś wpadła w jego ręce. Zdajesz sobie sprawę, jak ciężko jest wilkołakom przedłużać swój gatunek? Ich samice są praktycznie bezpłodne. Rzadko się zdarza, by któraś zaszła w ciążę, a jeśli jej się uda, ma problem z jej utrzymaniem. Przemiana wilkołaków jest gwałtowna. Niekontrolowanie jej doprowadza do poronienia.
- Myślałam, że wilkołaki muszą się przemieniać podczas pełni.
- Te niższego szczebla, owszem. - Sięgnął po pusty kielich i zaczął obracać go w dłoni. - Wszystkie Bety, kontrolowane przez silnego Alfę, są w stanie zatrzymać przemianę. Samice mają ku temu większe zdolności. Ale nie zmienia to faktu, że potrzebują mocy przywódcy. Dlatego czasem dzieje się tak, że Alfa bierze sobie do łóżka zwykłą kobietę. Jeśli uda jej się urodzić dzieci z wilkołaczymi genami i przy tym nie umrzeć, zostaje wcielona do stada. Czasem siłą. Jeśli nie, zostaje wyeliminowana.
   Wstrząsnął nią dreszcz. Z każdym dniem dowiadywała się coraz więcej na temat wilkołaków i wampirów i nie była do końca pewna, czy w ogóle chciała posiadać taką wiedzę.
- Sądzisz, że gdybym nie wywarła na Sanguisie tak silnego wrażenia, wziąłby mnie siłą?
- Tak.
   Westchnęła ciężko i ostawiła kielich na stół. Żołądek związał jej się w ciasny supeł. Jednak bycie suką popłacało.
- Więc dlaczego w klubie są wilki? - Zapytała, zmieniając szybko temat. Coś w jego oczach mówiło jej, że dalsza rozmowa na ten temat mogła jej się nie spodobać. - Nie powinny zapładniać teraz samic?
- Powinny. - Znów na nią spojrzał. - Dlatego to dobry powód, dla którego powinnaś tu być. Przyjechałaś się rozerwać, a przy okazji odkryłaś coś nowego. Mimo wszystko, w tych dniach Llenad nie jest w stanie upilnować wszystkich swoich wilków. Jego umysł jest nastawiony na rozmnażanie i tylko tym teraz żyje.
- Wspominał o tym. - Poczuła dziwne zażenowanie mówiąc mu o tym, chociaż nie wiedziała dlaczego. - Nie sądzę jednak, że będę w stanie podsłuchiwać ich rozmowy. Całe stado wie jak wyglądam. Przy mnie będą milczeć jak grób.
- Ale przy mnie nie. - Uśmiechnął się szeroko, błyskając kłami. - Powiem ci wszystko, czego uda mi się tutaj dowiedzieć, a ty zrobisz z tymi informacjami co będziesz chciała. Lepiej jednak byś miała dobre alibi. Dlatego cię tu ściągnąłem.
- Dobre posunięcie. - Odwzajemniła uśmiech, ale zaraz zniknął z jej twarzy. - Gdzie jest haczyk?
   Zamrugał zaskoczony.
- Jaki haczyk?
- No właśnie ja się pytam. Nie wmawiaj mi, że robisz to z dobroci serca. Musisz mieć w tym swój interes.
   Wstał powoli z kanapy i zaczął przechadzać się po pokoju.
- W moim interesie leży to, by Llenad zginął. - Zatrzymał się w pół kroku i posłał jej poważne spojrzenie. - Jeśli ty jesteś do tego kluczem, zrobię wszystko, by ci pomóc. Nie ma innych haczyków.
- Dlaczego jakoś ci nie wierzę?
   Również wstała i powoli się do niego zbliżyła, chociaż jej ciało zapragnęło stamtąd natychmiast uciec.
- Bo w twojej głowie siedzi mały potwór o imieniu Silas i wciąż piszczy, że bezbronna wchodzisz do jaskini lwa.
   Jakże pasująca do sytuacji metafora. Z poważną miną stanęła przed nim i skrzyżowała ręce na piersi. Nie ugięła się pod siłą jego oceniającego spojrzenia, kiedy zlustrował ją od stóp po czubek głowy, na chwilę zatrzymując się na jej ustach. Zrobiło jej się strasznie gorąco i nie wiedziała, czy to była jego wina czy po prostu temperatura w pomieszczeniu była tak wysoka.
   Zaciągnęła się jego cudownym zapachem i powoli wypuściła oddech przez usta, co pomogło odzyskać nad sobą kontrolę. Z trudem zmusiła swoje ciało do cofnięcia się i ruszyła w kierunku szafy. Noctis wydawał się być zaskoczony jej zachowaniem, ale nie odezwał się ani słowem, tylko ją obserwował. Otworzyła pozłacane drzwi i zajrzała do środka. Z jej ust wyrwał się zduszony okrzyk podziwu, kiedy zaczęła wyrzucać na środek pokoju nowe, damskie buty, posiadające jeszcze metkę i cenę, która nawet bogaczy mogłaby przyprawić o atak serca. Odwróciła się do wampira z dwiema parami butów w dłoniach i szokiem odmalowanym na twarzy.
- Proszę, powiedz mi, że on to kupuje dla swojej kobiety. - Potrząsnęła butami. - Jeśli to jego fetysz to wychodzimy.
   Noctis zaśmiał się cicho i znacznie się do niej zbliżył. Przyjrzał się uważnie krwistoczerwonym szpilkom, które idealnie pasowały do jej koszuli i przeniósł spojrzenie na drugie, buty. Zwykłe czarne, ciężkawe obuwie wojskowe. Skrzywił się i wskazał na szpilki. Westchnęła ciężko.
- Nienawidzę butów na obcasach. Może i wydłużają nogi, ale są cholernie niewygodne i ciężko się w nich ucieka. - Jęknęła, odrywając metkę od paska i wciągając buty na stopy.
- Póki będę w pobliżu nie będziesz musiała się martwić uciekaniem. - Uśmiechnął się dobrotliwie. - Ochronię cię.
- Powiedział lew, po czym zaprosił owieczkę do swojej jaskini. - Parsknęła, ruszając w kierunku drugich drzwi.
- Jesteś nieznośna. - Zaśmiał się Noctis, otwierając je przed nią.
   Przeszli przez pulsujący w rytm muzyki i dudniący ciężkim basem ciasny korytarz i znaleźli się w ogromnej sali tanecznej. W miejscu, w którym stali nie było żadnych świateł. Wtapiali się w mrok, rozglądając się po sali. Na parkiecie znajdowało się mnóstwo tańczących par i przez chwilę Shelle miała nadzieję, że pomyliła wejścia. Kiedy była tu ostatnim razem, wszystko wyglądało dość normalnie, nie licząc tego, że wszędzie pełno było łaków, wampirów i innych dziwacznych stworzeń, które idealnie wtapiały się w tłum nieświadomych ludzi. Tym razem w klub sam w sobie emanował seksem, ale to, co ujrzała, przerosło jej najśmielsze oczekiwania. Rumieniec wypłynął na jej policzki, a kiedy próbowała się nie gapić i uciekła wzrokiem, napotkała rozbawioną twarz wampira. Oglądanie takich scen w filmie czy czytanie o nich w prasie lub w książkach  to jedno, ale kiedy widzi się takie sceny na żywo, to nie jest się pewnym czy chce się uciekać gdzie pieprz rośnie, czy dołączyć do rozochoconego tłumu.
   Masa ludzi stapiała się w całość. Dosłownie. Nie wiedziała, gdzie zaczyna się jedna para, a gdzie druga. Wszyscy byli niemalże nadzy i bez żadnego zażenowania uprawiali seks na środku parkietu. Jedynymi ubranymi osobami na tej sali, nie wliczając w to jej i Noctisa, było trzech barmanów, uwijających się za ladą jak osy, oraz kilka kelnerek krążących między drewnianymi stolikami. Kątem oka popatrzyła na najbliżej tańczącą parę. Przyciskali się  do siebie w dość dziwaczny sposób i dopiero po chwili dotarło do niej, że tak na prawdę oni również się kochali. Dziewczyna miała na sobie jedynie siateczkową koszulkę, która kończyła się zaraz poniżej piersi, chociaż i tak je całkowicie odsłaniała; krótką czarną spódniczkę, pod którą nie było żadnych majtek. Ciemne włosy i ciemny makijaż, który od potu zdążył się rozmazać, dopełniały gotyckiego wyglądu. Mężczyzna natomiast miał na sobie jedynie biodrową przepaskę. Prócz wspólnego seksu tych wszystkich ludzi łączył także brak butów. Chyba tylko po to, by nie deptali się nawzajem. Teraz zrozumiała rozbawienie Mac'a, kiedy zapytał ją, czy dołączy do tłumu. Boże uchowaj...
   Odwróciła się plecami do roztańczonych ludzi i przymknęła na chwilę powieki. Dla niej seks był cudowną częścią związku i czymś, co powinno odbywać się za zamkniętymi drzwiami sypialni, a nie wielką, masową imprezą. Nie mogła się zmusić, by spokojnie na to patrzeć, czego nie można było powiedzieć o Noctisie. Jego oczy błądziły po nagich ciałach, a zielone ogniki rozpalały je od wewnątrz. Nawet bez empatii wyczuwała jego podniecenie. Na bogów, nie trzeba było być w żaden sposób uzdolnionym żeby wyczuwać w powietrzu żądzę, seksualność i pot spływający po nagrzanych ciałach. Przez chwilę patrzyła na wampira, chcąc odnaleźć w sobie siłę, ale kiedy jego płonące spojrzenie padło na jej twarz, przełknęła głucho ślinę czując, jak uginają się pod nią nogi.
- Twoje wilki siedzą przy barze. - Powiedział spokojnie, a tembr jego głosu spłynął po niej jak fala gorącego powietrza. Mimo dudniącej muzyki doskonale go słyszała. - Powinnaś się tam udać.
- Wyglądasz... inaczej. - Zauważyła, z trudem wydobywając z siebie słowa.
   Wampir uśmiechnął się lekko.
- Idź zanim zmienię zdanie.
   Nie trzeba jej było tego dwa razy powtarzać. Wyminęła go i trzymając się ściany podeszła do baru. Na drugim jego końcu dostrzegła trzech mężczyzn, których nie raz widziała na terenie rezydencji Alfy. Jednym z nich był młody wilkołak, który kilka dni wcześniej przywiózł ją do klubu i miał pilnować. Usiadła na wysokim, barowym stołku i zamówiła wodę z lodem. Nie przyniosła żadnego skutku. Wypiła ją jednym haustem, a mimo to, wciąż czuła suchość w gardle. Przez chwilę bawiła się pustą szklanką patrząc, jak kostki lodu odbijają się od ścianek. W końcu poprosiła barmana o kolejnego drinka, tym razem z czystą wódką. Wzięła solidny łyk i lekko się skrzywiła. To powinno jej pomóc przetrwać tę noc, o ile nie upije się do nieprzytomności. Ktoś usiadł na stołku obok niej.
- Panna Monroe. - Na dźwięk swojego nazwiska od razu poderwała głowę. Młody wilkołak wyglądał niczym grecki bóg, chociaż efekt psuł nadmiar alkoholu, który w siebie wlał. - Nie spodziewałem się pani tutaj.
- No i znalazł się mój szofer. - Zaśmiała się, starając się wyluzować. - Nie powinieneś czasem być gdzieś indziej?
- Chyba tak, ale nie mógłbym sobie darować, gdyby ominęła mnie taka impreza. - Skinął lekko w stronę bawiącego się tłumu. - Nie wygląda mi pani na taką, która szuka szybkich numerków. Chyba, że jest pani tu z całkiem innego powodu. - Zmrużył gniewnie oczy. - Szpieguje nas pani?
   Prychnęła poirytowana, po czym upiła łyk drinka.
- Nie pochlebiaj sobie. - Rzuciła, dyskretnie się rozglądając. - Wpadłam porozmawiać z Mac'iem, ale nie wiedziałam, że będzie miał dzisiaj tak dużo roboty.
- Umawia się pani z tym wielkim lwołakiem? - Niedowierzanie wypłynęło na jego twarz. - To się nie spodoba naszemu Alfie. Ma co do pani własne plany.
   Przełknęła szybko ślinę, ale nie dała niczego po sobie poznać.
- Nie, nie umawiam się z nim. Przywiozłam mu kilka rzeczy, o które prosił. - Wyjaśniła cierpkim tonem. - Zresztą nie muszę ci się z niczego tłumaczyć. Sanguisowi również. To, co robię po pracy jest tylko i wyłącznie moją sprawą.
- Nie, jeśli Alfa chce mieć panią dla siebie. I będzie panią miał. - Chłopak ześliznął się z krzesła i z trudem złapał równowagę. - Nic pani na to nie poradzi.
- To się jeszcze okaże.
- Takich jak on nie można powstrzymać. On nie ma żadnych skrupułów. - Odgarnął z czoła jasną grzywkę, a jego oczy zapłonęły. - Sądzę, że nie będzie brał pod uwagę pani moralności i niechęci do współpracy, skoro wykonuje eksperymenty na swoim własnym bracie. - Pokręcił głową i zerknął na jedną z nagich kobiet, stojącą przy barze. - A teraz niech mi pani wybaczy, ale idę przedłużać swój gatunek, póki laseczki są jeszcze chętne i napalone.
   Pokiwała jedynie głową, udając, że nie dotarło do niej ani jedno jego słowo. Kiedy się oddalił, wypiła do końca swojego drinka i rozejrzała się po sali. Noctis po prostu wyparował albo zamknął się z jedną ze swoich nowych ofiar w jakimś ustronnym miejscu. Skrzywiła się na samą myśl o tym i stłumiła w sobie rosnącą zazdrość. Wcale nie powinna jej czuć, co jeszcze bardziej ją wkurzyło. Wyciągnęła z kieszeni kluczyki od motocykla i spojrzała na nie. Musiała się jak najszybciej dostać do domu. Pal licho wilkołaki sabotujące jej zlecenie. Po prostu nie chciała być w tym miejscu. Zanim jednak zeskoczyła z krzesełka, barman siłą wyrwał jej kluczyki z ręki, z przepraszającym uśmiechem.
- Nie pozwolę pani prowadzić w tym stanie. - Powiedział spokojnym głosem, który podziałał na nią jak melasa. Burza w jej wnętrzu znacznie się uspokoiła.
- Wypiłam jednego drinka. - Burknęła. - Jestem w stanie prowadzić, więc oddaj je natychmiast.
   Pokręcił głową i wcisnął kluczyki do kieszeni.
- Nie. I proszę nie zmuszać mnie do zawołania Maca. Nie chciałbym mieć pani na sumieniu.
   Prychnęła niczym rozjuszona kotka i zeszła z gracją ze stołka. Świetnie. Od domu dzieliło ją kilkanaście kilometrów, a nie miała zamiaru zrobić sobie tak długiego spaceru. Utknęła w klubie, w którym każdy pieprzył się z każdym, straciła z oczu Noctisa i nie miała przy sobie telefonu. Gorzej już być nie mogło.
- Świetnie, - syknęła, kładąc zwitek banknotów na ladę. - W takim razie daj mi butelkę wódki żebym mogła przetrwać tę noc.
   Barman przez chwilę patrzył na nią uważnie, a kiedy obiecała mu, że do domu pojedzie ze znajomym, w końcu podał jej butelkę. Schwyciła ją mocno i ruszyła w stronę najbliższego stolika. Szlag jasny trafił jej plan i czysty umysł. Miała dziś tylko obserwować i szpiegować, a nie zalewać się w trupa i to w samotności, patrząc na grupowy seks. Zajęła jedną z mniejszych, czerwonych kanap i wtopiła się w otaczające ją cienie. Z tego miejsca miała oko na wilkołaki, które podrywały wszystko, co tak na prawdę miało cycki i było chętne do kopulacji. Z każdym kolejnym łykiem, taneczne akty nie miały już dla niej znaczenia. Patrzyła na tych wszystkich ludzi i nie czuła zupełnie nic.
   Nie wiedziała, ile czasu minęło odkąd otworzyła butelkę, ale tłum troszkę się przerzedził; część ludzi wróciła do domów, część umilała sobie czas przy stolikach. Kelnerki nadal się uwijały, lawirując między nimi niczym baletnice. Po wilkołakach Sanguisa nie było śladu. Tyle, jeśli chodzi o jej szpiegowanie. Wzięła głęboki oddech i ukryła twarz w dłoniach. Ostatnimi czasy zupełnie nie panowała nad swoim życiem. Czas przeciekał jej przez palce i nie mogła go zatrzymać, a zegar zabójcy tykał niemiłosiernie głośno. Zatracała się w nadnaturalnym świecie i przyłapała się na tym, że musi sobie przypominać o własnym człowieczeństwie. W ogólnym rozrachunku jej poukładane życie legło w gruzach, kiedy poznała Silasa, a później Noctisa. Wcześniej nie patrzyła na nich w ten sposób. Po butelce wódki zaczęła dostrzegać ich jako potencjalnych życiowych partnerów, a nie wspólników zbrodni.
   Potrząsnęła głową, starając się ich z niej wyrzucić. Aura klubu Luna, jej własne hormony i to, że jednak była kobietą sprawiały, że zaczynała myśleć niedorzecznie. Jak można było dzielić życie z kimś, kto tak na prawdę nie żył? Albo z kimś, kto ożywiał zmarłych i wykorzystywał ich jako broń? Nie należała przecież do najbrzydszych kobiet. Mogła znaleźć sobie normalnego, zwykłego mężczyznę, z którym mogłaby dzielić życie. No tak... Który normalny mężczyzna zaakceptowałby to, że jego kobieta jest płatnym zabójcą i zarabia w kilka dni o wiele więcej niż on w ciągu roku ciężkiej pracy? To by było na tyle, jeśli chodzi o związki. Kiedy zdecydowała się na pracę jako płatny zabójca, raz na zawsze przekreśliła swoje życie osobiste. Do tej pory jej to nie przeszkadzało, dlaczego więc nagle zaczęła się nad tym zastanawiać? Do tego plany Sanguisa, które wciąż nie dawały jej spokoju. Cokolwiek dla niej zaplanował, nie zapowiadało to niczego przyjemnego. To znacznie ją otrzeźwiło. Podniosła głowę w momencie, w którym jedna z kelnerek podeszła do stolika.
- Mac prosił bym zawołała panią do jego apartamentu. - Powiedziała beznamiętnym głosem, zmierzyła ją ostrym spojrzeniem i odeszła.
   Shelle westchnęła głośno i podniosła się z kanapy. Wcale nie było tak źle. Czuła jedynie nieprzyjemne pulsowanie głowy, co oznaczało, że alkohol postanowił powoli opuszczać jej organizm, oraz delikatnie skrzywioną równowagę. Po kilku krokach wszystko wróciło do normy. Wyglądała całkiem normalnie, kiedy udała się w stronę ciemnych drzwi z tabliczką "Tylko dla personelu". Uśmiechnęła się lekko. Prawie wszyscy w klubie uważali, że miała romans z Mac'iem. To dużo lepsze niż kojarzenie jej z kilkusetletnim wampirem.
Powoli przecisnęła się przez mały korytarz i weszła do apartamentu. Nadal paliły się w nim świecie, rzucając delikatne cienie i sprawiając, że było tam przyjemnie, jak w jej własnym domu. Mało na świecie było miejsc, w których mogła czuć się tak dobrze. Od razu zdjęła buty. Nie chciała ryzykować upadku na oczach Mac'a. Z cichym westchnieniem przeszła przez żółtawy, miękki dywan i klapnęła na kanapę. Czuła się cholernie zmęczona i jedyne, czego w tamtej chwili pragnęła to spora dawka snu w jej własnym łóżku. Nie odwróciła się, kiedy usłyszała za plecami kroki.
- Mógłbyś podać mi wodę? - Zawołała, odchylając głowę na poduszki i zamykając oczy. - I coś od bólu głowy. Ciśnienie rozsadza mi czaszkę.
- Ulżę twoim cierpieniom z wielką przyjemnością.
   W ostatniej chwili zdążyła zsunąć się z kanapy na kolana i przekoziołkować na drugą stronę pokoju. W głowie jej się zakręciło, ale widmo ścigającej jej śmierci było silniejszym bodźcem. Poderwała się z podłogi i strzeliła napastnika na odlew w twarz. Mężczyzna zatoczył się w tył, posyłając jej mordercze spojrzenie. Zamarła na ułamek sekundy, kiedy jej umysł rozpoznał jego twarz.

______________________
Miałam poczekać do dziesiątego, ale z okazji mojego dobrego nastroju i Dni Ursynowa, pozwolę sobie zamieścić notkę :) Błędy pewnie gdzieś się pojawią - nie bić :D I komentować ^^ To mnie cholernie nakręca do pisania kolejnych rozdziałów.