sobota, 29 sierpnia 2015

* Ichi *

Na wstępie napiszę, że miałam nie małe problemy z napisaniem pierwszego rozdziału. Jednej nocy usiadłam i ruszyłam z kopyta, ale utknęłam gdzieś w połowie i zaczęło się kasowanie. I tak kilka razy. Aż w końcu powstało to, co macie przed swoimi oczami. Mam nadzieję, że nie jest aż tak tragicznie :)
    Wytykanie błędów stylistycznych i ortograficznych mile widziane. Przynajmniej się  czegoś nowego nauczę.  
Enjoy! ^^



- Shelle, na wszystkich bogów, gdzie ty jesteś?
   Głos Aminosa pełen zniecierpliwienia i nagany, drażnił jej uszy. Odebrała tylko dlatego, że wibrujący w kieszeni telefon nie pozwalał jej się skupić. Przytrzymała aparat ramieniem i sprawdziła magazynek ulubionego Magnum.
- Stare zamczysko na wzgórzu. Za miastem. Kojarzysz? - Odburknęła, siląc się na spokojny ton.
Aminos westchnął ciężko i oczyma wyobraźni widziała jak marszczy brwi i w zdenerwowaniu pociera czoło. Lubiła ten gest. Oznaczał, że mimo wszystko, ktoś się o nią troszczył. Mimowolnie się uśmiechnęła i wcisnęła broń za pasek lateksowych spodni.
- Przypuszczam, że to siedziba jakiegoś wampira, o czym oczywiście doskonale wiesz. To kruchy lód, Shelle. Nie będę mógł ci pomóc.
- Mówisz tak, jakbyś robił to setki razy. - Poprawiła pasek i spojrzała na ogromny budynek przed sobą. - Zapowiada się ciekawie.
- Zdajesz sobie sprawę, że jeśli są tam jakieś wampiry to cię słyszą, prawda?
- Oczywiście. Właśnie na to liczę. Może ktoś wyjdzie mi na spotkanie i zaproponuje zapoznawczą herbatkę.
- Masz makabryczne poczucie humoru. - Stwierdził cicho, ale wyczuła w jego głosie odrobinę rozbawienia. - Kiedy będzie już po wszystkim, nie zapomnij do mnie zadzwonić.
- Tak, tato. - Wywróciła lekceważąco oczami i schowała telefon.
   Nie było wcale tak źle, jak myślał. No, może odrobinę. Wcale nie wybrała pierwszej lepszej kryjówki wampirów. Od dłuższego czasu prowadziła swoje małe, tajne śledztwo. Miała nadzieję odnaleźć Noctisa. Musiała zadać mu kilka pytań odnośnie tego, co między nimi zaszło ostatnim razem, kiedy się widzieli. Pamiętała wszystko jak przez mgłę, ale zdawała sobie sprawę z tego, że jego ugryzienie nie było aktem pożądania krwi. Owszem, był ranny i wyczerpany, więc pewnie jej hemoglobina wróciła mu siły, ale było coś jeszcze, o czym nie chciała z nikim rozmawiać. Od tamtej pory zauważyła w sobie kilka niewinnych zmian. Lepiej widziała i poruszała się w ciemności, intensywniej odbierała bodźce ze świata zewnętrznego, zupełnie jakby cały czas była na prochach. Rozpierała ją energia i nie potrafiła zbyt długo usiedzieć w miejscu. A przecież była domatorką. Kochała swój mały domek na odludziu, a przez jego brudne zagrywki, coraz częściej opuszczała swoje zacisze i szukała wrażeń. Na początku ją to bawiło. Siadała w przydrożnych barach i zaczepiała młode wampiry tylko po to, by zobaczyć ich minę, kiedy ze śmiechem je demaskowała. Ale pragnęła czegoś więcej, jakiejś namiastki zemsty, która nie dawała jej spokoju. To doprowadziło ją do pierwszego domu na przedmieściach, zamieszkałego przez pięć przeciętnych wampirów. Tamtej deszczowej nocy wróciła do domu cała we krwi, ale z wielkim uśmiechem na ustach. To właśnie było to, czego jej mroczna strona potrzebowała.
   Chodziła od kryjówki do kryjówki. Dopadała wampiry i je eliminowała. Miała nadzieję, że ten, którego szukała, sam się w końcu do niej zgłosi, kiedy zbyt duża liczba wampirów odejdzie w zapomnienie. Ale dwa dni wcześniej trafiła na coś niespodziewanego. Jeden z młodzików, który jeszcze dobrze nie potrafił spijać krwi z ludzkiej szyi, przed śmiercią próbował się wykupić informacjami. To zaprowadziło ją do gotyckiego pałacyku, stojącego na wzgórzu. Podobno mistrz, który tam mieszka, jest w posiadaniu ludzi-kruków, którzy potrafią odnaleźć każdą żywą i nieżywą istotę. To była jej droga na skróty, chociaż mniej makabryczna. Wystarczyło wejść do środka, pozbyć się krwiopijców i przygarnąć uwięzioną istotę.
Plan wydawał się być prosty, ale już na samym początku znalazła w nim kilka luk. Po pierwsze nie spodziewała się, że w budynku będzie się znajdowało około dwudziestu wampirów. Po drugie, miała za mało amunicji, a po trzecie, nie była pewna, czy siła, jaką zdobyła, będzie wystarczająca by ich wymordować. Nie miała jednak zamiaru wracać do domu. Jeśli nie uda jej się wyciągnąć stwora dla siebie, przynajmniej postara się zdobyć jakieś informacje o Noctisie. Ktoś musiał wiedzieć coś na jego temat. Może i przepadł bez śladu dla ludzkiego świata, ale wśród wampirów nie można od tak zniknąć.
   Ostatni raz zerknęła na zegarek, który wskazywał prawie północ, poprawiła włosy i ruszyła przed siebie. Żwir chrzęścił głośno pod jej stopami, alarmując wampiry, które stały na straży. Mimo tego doszła niemalże pod same drzwi, zanim pierwszy z nich wynurzył się z ciemności.
- Imponujące, ale widziałam dużo lepszą sztuczkę. - Rzuciła na powitanie, unosząc ręce nad głową. - Umiesz może stopić się z otoczeniem?
- Nikt tego nie potrafi. - Odburknął mężczyzna, krzyżując ręce na piersi. - Kim jesteś i czego tu szukasz?
- Tatuś w domu? Przyszłam się zabawić.
   Zupełnie jakby trafiła w sedno. Momentalnie ogromny mężczyzna przed nią, najeżony, silny i skupiony, uśmiechnął się do niej obleśnie, a z jego ciała zniknęło napięcie. Shelle przełknęła cicho ślinę, ale nie ruszyła się z miejsca.
- Mam nadzieję, że wiesz na co się piszesz, dziecinko. - Odsunął jej się z drogi i wskazał dłonią ogromne drzwi. - Może i dobiorę się do ciebie jako czwarty, ale kiedy stąd wyjdziesz, będziesz pamiętała tylko o mnie.
   Powstrzymała się przed rzuceniem uszczypliwego komentarza i ruszyła przed siebie. Olbrzym nie odprowadził jej do drzwi, ale na pożegnanie trzepnął ją w tyłek. Z zaciśniętymi zębami szarpnęła za klamkę i chwilę później utonęła w całkowitych ciemnościach. Przyzwyczajanie oczu zajęło jej kilka sekund, ale już wiedziała, że obserwowało ją kilka par oczu. Zatoczyła się więc w korytarzu, obiła o ścianę, po czym zaklęła głośno. Normalny ludzie nie widzą w ciemnościach. A poza tym, nikt normalny nie pchałby się w paszczę lwa zwłaszcza w środku nocy.
- Halo! Można zapalić światło? - Zawołała, starając się nie parsknąć śmiechem.
Tuż za plecami wyczuła ruch, ale nawet nie drgnęła. Otaczali ją, korzystając z całkowitej ciemności.
- Powiadomcie pana, że kolacja przyszła. - Syknął ktoś na prawo ode mnie.
Coś świsnęło i podmuch wiatru musnął jej policzek. Wiadomość została wysłana. Pozostawało jedynie czekać i nie dać się zabić. Czyjaś ręka opadła na jej zesztywniałe ramię i w ostatniej chwili przypomniała sobie, że nie powinna używać siły. Pisnęła więc, jak na przerażoną dziewczynę przystało, i otuliła się ramionami. Ktoś za nią zachichotał, jakaś kobieta w głębi domu parsknęła śmiechem, a inna prychnęła. Shelle pozwoliła, by jej serce przyspieszyło. Szybszy przepływ krwi powinien podziałać na wampiry.
- Dłużej tego nie zniosę...
   Silna ręka oplotła jej kark i przytrzymała. Za nim jednak kły zatopiły się w jej szyi, wampira wyrzuciło w powietrze. Rozległy się piski i okrzyki. Zamknęła oczy, udając jeszcze większe przerażenie, i czekała.
- Ile razy mam wam przypominać o dobrym zachowaniu? - W ciemności rozległ się aksamitny głos, który musiał powalić nie jedną niewinną istotę. - W tym domu panują zasady, których trzeba przestrzegać. Jeśli nie potraficie się do nich dostosować, nie jesteście mi potrzebni.
   Jak na komendę, wszystkie wampiry upadły na kolana z opuszczonymi głowami, i posypały się ciche przeprosiny. Wampir, który się do niej zbliżał musiał posiadać na prawdę wielką moc, inaczej nie byłby w stanie zapanować nad nimi wszystkimi.
Nagle zapaliły się wiszące na ścianach kinkiety, co na moment ją oślepiło. Zamrugała kilka razy i szybko się rozejrzała. Po wampirach nie było nawet śladu. Za to przed nią stał mężczyzna tak urodziwy, iż zapierał dech w piersiach.
 Miał ostre rysy twarzy, prosty i lekko zadarty nos, a do tego delikatnie wystające kości policzkowe. Oczy miał tak zielone, jak świeżo wyrośnięta na wiosnę trawa, a ciemne, długie włosy związane miał z tyłu głowy czerwoną wstążką. Z gracją opadały mu na plecy, idealnie proste i lśniące, aż zapragnęła ich dotknąć. Idealnego wyglądu dopełniały dołeczki w policzkach, kiedy się uśmiechał. Cholera, czy wszyscy nieumarli są tak oszałamiająco przystojni? Wampir skłonił się przed nią, nie odrywając wzroku od jej twarzy. Szykowny garnitur za dobrych kilka tysięcy dolarów miał czarny odcień, choć czasami w świetle okazywał się granatowy. Do tego czerwona koszula, lekko rozpięta pod szyją, ale przewiązana czarną wstążką. Buty, zapewne z wężowej skóry, oślepiająco błyszczały przy każdym jego ruchu. Wyglądał perfekcyjnie.
- Wszytko w porządku? - Zapytał, a Shelle uświadomiła sobie nagle, że ma otwartą ze zdziwienia buzię. Zamknęła ją szybko i pokiwała energicznie głową. To wywołało uśmiech na jego przystojnej twarzy. - Cieszę się. Jak się nazywasz, puella?
- Shelle Monroe. - Cholernie pragnęła skłamać, ale usta same wypowiedziały te słowa, za nim mózg przetworzył pytanie. To wzmogło jej czujność.
- Witaj, Shelle.  - Podał jej swoje ramię, a kiedy delikatnie je ujęła, poprowadził ją schodami na górę. Nie protestowała, chociaż wszystkie jej mięśnie napięły się do granic możliwości. - Pozwolisz, że zaprowadzę cię do swojej komnaty?
   Było ją stać jedynie na lekki, onieśmielony uśmiech i krótkie skinienie. Bała się, że jeśli facet za bardzo się do niej zbliży, wyczuje ukrytą broń. Pozwoliła się jednak zaprowadzić do najbardziej osamotnionej komnaty na końcu korytarza. Kiedy ciężkie drzwi zamknęły się za jej plecami, głucho przełknęła ślinę. Nie miała już żadnego wyjście, nie mogła się wycofać. Wampir puścił jej rękę i gestem wskazał czerwoną sofę stojącą pod oknem. Za nim zrobiła choćby jeden krok, uważnie się rozejrzała. Pokój nie był zbyt duży, ale za to dobrze wyposażony. W zaciemnionym rogu stało ogromne łoże z karmazynowym baldachimem i kilkoma poduszkami, które aż prosiło, by się w nim położyć i odpocząć. Pod oknem, które zajmowało niemalże połowę ściany, stała wspomniana sofa, dwa fotele i niewielki, drewniany stolik do kawy. Aktualnie całą jego przestrzeń zajmowały opasłe tomiska ksiąg, kilka czystych i lśniących szklanek oraz świece. Mnóstwo świec. Prócz nich w pokoju nie było żadnego innego światła. Pod ścianą na przeciw łóżka i na prawo od niej, stał ogromny segment i komoda. Boczne drzwi zapewne prowadziły do łazienki, ale nie miała okazji tego sprawdzić. Zmusiła się, by w zrobić krok w kierunku sofy, gdzie stał domniemany mistrz wampirów.
- Napijesz się czegoś? - Zapytał nagle, na co podskoczyła.
- Czystej wódki, jeżeli masz. - Bąknęła cicho, skupiając się na własnych krokach. Serce waliło jej jak młot. Była głupia, bardzo głupia, jeśli chociaż przez chwilę wydawało jej się, że będzie to bardzo prosta i czysta robota.
   Wampir uśmiechnął się pocieszająco, po czym wręczył jej szklankę z wódką. Z gracją opadł na sofę i założył nogę na nogę. Każdy jego ruch był delikatny i perfekcyjny. Shelle złapała się na tym, że mogłaby mu się przyglądać godzinami.
- A teraz przejdźmy do interesów. - Nagle jego głos zrobił się zimny niczym lód, przez co całe jej ciało zamarło w bolesnym oczekiwaniu. - Oboje dobrze wiemy, że nie jesteś tym, za kogo się podajesz. Wiem dobrze, na kogo czekam. Więc zapytam grzecznie tylko raz, później odbędzie się to w staromodny sposób. Czego chcesz?
   To przywróciło jej zdrowy rozsądek i uspokoiło nerwy. Jednym haustem przelała zawartość szklanki do gardła i lekko się wstrząsnęła, czując jak płyn wypala jej przełyk. Uśmiechnęła się drwiąco, po czym odstawiła szklankę na stolik, utrzymując bezpieczną odległość. Dobrze wiedziała, że taka nie istnieje. Wampiry w ułamku sekundy potrafią rozszarpać gardło i wrócić na swoje miejsce, by móc oglądać jak wykrwawiasz się na śmierć. Ale nadal zachowywała pozory.
- A już traciłam wiarę w twój rodzaj. - Powiedziała chłodno, podchodząc do okna. - Bez problemu podstawili mnie prosto pod twoje zęby. - Rzuciła mu krótkie, ale dobitne spojrzenie. - Zdajesz sobie sprawę, że otaczają cię sami idioci? Kiedyś przez nich zginiesz. Ochronę też masz do kitu. Doszłam aż pod same drzwi za nim ktokolwiek mnie zauważył.
   Wampir westchnął ciężko i potarł dłonią zmarszczone czoło.
- Wychowuje i szkolę każdego z nich. Jeszcze nie mogę liczyć na cuda, bo są nieokrzesanymi i żądnymi krwi niemowlętami, ale kiedyś będą moją armią. - Tym razem jego wzrok dłużej zatrzymał się na jej twarzy, a kiedy przekrzywił lekko głowę, niemalże westchnęła. - Nie sądzę jednak, że przyszłaś tu wytykać mi błędy wychowawcze, Shelle. Czy jak ci tam na imię.
- W tej kwestii nie skłamałam. - Oparła się ramieniem o ścianę i skrzyżowała ręce na piersi. - Chociaż i tak niewiele ci pewnie to mówi.
Na jego usta wypłyną cwany uśmiech.
- Och, oczywiście, że o tobie słyszałem. - Machnął od niechcenia ręką, jakby odganiał od siebie natrętnego robala. - Wytłukłaś watahę Llenada, chociaż dam sobie odciąć przyrodzenie, że nie zrobiłaś tego w pojedynkę. Nie wiem kto ci pomagał, ale musiał być to ktoś wystarczająco silny.
- I tym oto sposobem trafiliśmy w sedno. Tak się składa, że teraz szukam tego kogoś, ale najwidoczniej zapadł się pod ziemię.
- Przykro mi kochana, ale jeśli nie jest wampirem, nie jestem w stanie ci pomóc. - Mężczyzna osunął się na sofie, podkładając sobie pod głowę jedną z małych poduszeczek. - Przyszłaś tu na próżno.
   Tym razem to ona się uśmiechnęła.
- Tak się składa, że szukam umarlaka, a skoro zaoferowałeś pomoc... - Znacząco urwała zdanie, czekając na jego reakcję.
   To wystarczyło, by go zainteresować. Nagle oczy mu rozbłysły i w mgnieniu oka znalazł się tuż przy niej. Nie zdołał jej jednak zaskoczyć. Kiedy jego ciało otarło się o nią, szpic ostrza dotknął jego męskości. To sprawiło, że zamarł, patrząc jej w oczy z niedowierzaniem.
- Z łaski swojej, zabierz to z mojego ciała. - Szepnął. - Nie miałem zamiaru cię zaatakować.
   Na jego słowa, Shelle lekko wzruszyła ramionami, a ostrze przesunęło się wyżej o kilka milimetrów. Jego wzrok stał się jeszcze twardszy.
- Możesz się szarpnąć i czmychnąć na drugi koniec pokoju. - Podpowiedziała mu cicho, lekko pochylając się ku niemu. - Ale ostrzegam, że ten nóż ma haczykowaty koniec.
Westchnął ciężko, ale nie ruszył się z miejsca.
- A jeśli nie będę w stanie ci pomóc?
- Lepiej dla ciebie, jeśli udzielisz mi kilku informacji. Albo skorzystasz z pomocy trzymanego w piwnicy kruka.
   Jego źrenice znacznie się rozszerzyły, przez co wyglądał bardziej jak spłoszone zwierzę niż maszyna do zabijania, za jaką uważał się każdy zadufany wampir. Shelle zacmokała cicho, odgarniając mu z twarzy zbłąkany pukiel czarnych włosów.
- Niektórzy z twojego gatunku zrobią i powiedzą wszystko, by przeżyć. A wydawało mi się, że jesteście lepsi niż ludzie, jeśli chodzi o emocje.
- Nie igraj ze mną, puella. - Ostrzegł, a namiastka jego mocy spłynęła po jej ręce, rażąc niczym prąd. Zaskoczyło ją to, ale nie zabrała ręki. Przyzwyczaiła się już do tego dziwacznego uczucia. Jednak wampir absolutnie się tego nie spodziewał.
- Umówmy się w ten sposób: podasz mi kilka zadowalających mnie informacji, a odejdę i nigdy nie wrócę. - Zaproponowała. - Jeśli odmówisz lub w jakikolwiek sposób będziesz próbował mnie wykiwać, lepiej mnie zabij bym nigdy po ciebie nie wróciła. - Zmrużyła gniewnie oczy. - Może nie jestem na tyle silna, by stanąć z tobą do walki, ale poradzę sobie z twoimi sługusami i będziesz musiał zaczynać wszystko od nowa.  To długa i mozolna praca, więc dobrze się zastanów.
   Mężczyzna przez kilka sekund milczał, zastanawiając się nad jej propozycją. W końcu westchnął ciężko i uniósł ręce w poddańczym geście. Na ten znak Shelle schowała nóż, ale nie spuszczała z niego wzroku. Co jak co, ale postanowiła, że nigdy więcej nie zaufa wampirowi. Raz jedyny złamała swoje zasady i jak na tym wyszła?
Wampir wrócił na swoje poprzednie miejsce i sięgnął po szklankę z bursztynowym napojem. Najwidoczniej whisky była ulubionym trunkiem krwiopijców.
- Skoro doszliśmy do jakiegoś porozumienia... - Zaczął, ale nie pozwoliła mu snuć wywodów.
Odruchowo przeładowała broń, na co zamarł w pół słowa, i posłała mu rozradowany uśmiech.
- Znajdź dla mnie Noctisa.
   W jednej chwili stało się kilka rzeczy na raz. Z dłoni wampira wyśliznęła się szklanka i z hukiem rozbiła się o kamienną podłogę; z piwnicy dobiegł ich przerażający wrzask, a w drzwi ktoś natarczywie załomotał. Wycelowała broń w tamtą stronę, szeroko rozstawiając nogi. Wampir nie spuszczał z niej zszokowanego spojrzenia, a jego usta otworzyły się w niemym pytaniu. Nie takiej reakcji się spodziewała. Kątem oka starała się go obserwować. Jeśli wydawało jej się kiedyś, że wampiry nie tracą z twarzy koloru, to bardzo się myliła. Owszem, jej towarzysz nie należał do najbardziej opalonych mężczyzn, ale jego skóra nie byłą też alabastrowa. W tej jednak chwili wyglądał niemalże jak albinos.
- Chyba się przesłyszałem. - Burknął, w końcu zbierając się do kupy. - Żartujesz sobie ze mnie?!
- A wyglądam, jakbym żartowała? - Zrobiła kilka kroków w kierunku drzwi. - Ucisz swoje pieski, bo zacznę strzelać.
Wystarczyło, by syknął przez zaciśnięte zęby, a wszystkie dźwięki w domu ucichły. Zupełnie jakby na pilocie znalazł guziczek mute. Uniosła w zaciekawieniu brwi i lekko skinęła głową.
- Nie pomogę ci. - Zawyrokował zaciskając pięści.
- Nie chcesz czy nie możesz?
- Jedno i drugie. - Kiedy skierowała lufę w jego stronę, zmrużył gniewnie oczy. - Jesteś tylko głupim człowiekiem, Monroe, i niczego o nas nie wiesz. Wolałbym stracić życie niż narażać się Noctisowi. Nie masz pojęcia, kogo szukasz. To tak, jakbyś podpisywała na siebie wyrok śmierci. I to bardzo brutalnej.
- Chyba nie mówimy o tej samej osobie. - Zamrugała kilka razy, nie wierząc własnym uszom. - Pracowałam z nim i wcale nie wydawał się taki straszny.
- Róża jest piękna, ale gdy przyjrzysz się bliżej, zauważysz kolce.
- Ciekawe porównanie.
- Noctis jest moim stworzycielem, moim panem. Dlatego nie jestem w stanie ci pomóc.
   Tego się nie spodziewała, a przecież powinna. Każdy wampir kiedyś tworzy kolejne. To ją uświadomiło, że wcale nie znała Noctisa.
- Więc zamknij oczy, zabierz swoje kundle i pozwól mi pogadać z krukiem.
- Nie ma takiej opcji.
Przez kilka sekund wpatrywali się w siebie z nienawiścią. Zabawne, jak w ciągu chwili mogą ochłodzić się relacje między ludźmi. I  nieludźmi także. W końcu usta Shelle wygięły się w ironicznym uśmiechu.
- Więc nie pozostawiasz mi żadnego wyboru.
   Nacisnęła spust. Huk wystrzału lekko ją ogłuszył, ale nie odrywała wzroku od kuli, która przemknęła przez pomieszczenie i utkwiła w czaszce wampira nim zdołał się poruszyć.

czwartek, 13 sierpnia 2015

I kończymy... wakacje, oczywiście :)

Od razu wyjaśniam : NIE ZAMYKAM ani NIE ZAWIESZAM bloga.

Fakt, przerwa była dość długa... Ok, bardzo długa. Po części spowodowane to było moim wrodzonym lenistwem, a po części upalnymi wakacjami. Jako, że moje dziecko ma chyba robaki w tyłku i nie potrafi usiedzieć w domu (mam nadzieję, że to przypadłość wszystkich dzieci xD), mamy za sobą kilka wyjazdów. 

   W końcu dotarłyśmy do domu i raczej nigdzie się już nie wybieramy, więc na spokojnie będę mogła wrócić do tego, co kocham najbardziej, czyli do pisania. Muszę przyznać, że to będzie bardzo ciężki orzech do zgryzienia  ze względu na koszmarny chaos w mojej głowie. Przez ostatnie tygodnie cały czas rozmyślam nad fabułą, chociaż wydawało mi się, że praktycznie skończyłam kolejne dwie części. Wcześniej pisałam na zapas i byłam z siebie dumna, ale po przerwie przeczytałam to jeszcze raz i stwierdziłam, że naniosę kilka poprawek. Skończyło się na tym, że skasowałam dwadzieścia cztery rozdziały, które nie wiem jakim cudem wyszły z pod mojej klawiatury xD

Może troszkę przesadziłam. Z fabułą wcale nie było tak źle, ale zauważyłam wiele niedociągnięć, a kiedy zaczęłam je poprawiać, wszystko wokół się posypało. Także cierpliwości - która nie jesteś moją najlepszą cechą - racz zawitać w moje życie, a wena niechaj mnie natchnie! ^^

Skoro dotarliśmy do tego fragmentu... "Bajka" o Shelle Monroe właśnie została zapowiedziana, a pierwszy rozdział właśnie się pisze :) 

Okej, kłamię *.*

Nawet nie zaczęłam. Nie mam nawet tytułu ani jakiegokolwiek pomysłu typu "jak zacząć". Od razu do sedna nie ma co uderzać :D 

Życzcie mi więc powodzenia! I się afiszujcie, przypominajcie i co tam jeszcze. 
Wracam do żywych!! ^^