czwartek, 7 stycznia 2016

- Roku -

- Chyba sobie żartujesz! - Wrzasnęła, wyskakując z łóżka jak oparzona.
   Noctis przez chwilę się nie odzywał, wpatrzony w odległy punkt na ścianie, ale w końcu się otrząsnął i zaklął siarczyście. Zsunął się z łóżka wyciągając w jej stronę ręce, ale umknęła przed jego dotykiem, wciskając się z powrotem w kombinezon.
- Shelle, zaczekaj...
- Pierdol się!
   Pociągnęła zamek błyskawiczny i chwyciła za buty, które jakimś cudem zgubiła na środku pokoju. Jej frustracja przekraczała wszelkie granice. Była o krok od spełnienia, o krok od rozkoszy, którą chciał jej dać, a mimo to ubierała się w pośpiechu, przeklinając w myślach wszystkich bogów. Pozwoliła mu się rozebrać i pieścić, dopuściła go do siebie, a skończyło się tak samo, jak poprzednim razem. W jednej chwili zesztywniał wpatrując się w jakiś niewidzialny punkt. Przez chwilę próbowała ściągnąć go do rzeczywistości, ale jego umysł był po za granicami ciała. I wtedy jej tama pękła. Zbierający się od dawna gniew w końcu znalazł ujście. Czuła się jak ostatnia idiotka, ubierając się w pośpiechu, by na niego dłużej nie patrzeć. Jej racjonalna część wrzeszczała, że to nie była jego wina, ale ją także uciszyła. Najwidoczniej szczęście w męskich ramionach nie było jej pisane. Wcisnęła oba buty na stopy i ruszyła w kierunku drzwi, które w tym samym momencie się otworzyły  i do środka wkroczył Mac. Na widok półnagiego wampira i cholernie wkurzonej rudowłosej, stanął jak wryty. W dłoniach wesoło pobrzękiwały jej sztylety.
- Musisz być strasznym kochankiem skoro ona wychodzi stąd z taką miną. - Stwierdził z szerokim uśmiechem i podał jej noże. Zgarnęła je z prędkością światła, nie zawracając sobie głowy podziękowaniami. - Jeśli potrzebujesz pomocy chętnie ci ulżę.
- Ty również się pierdol. - Syknęła, pospiesznie związując włosy w ciasny koczek.
- Ma temperamencik, muszę przyznać.
   Niemalże przekraczała próg, kiedy zadzwonił jej telefon. W pierwszym odruchu chciała go zignorować, ale kiedy dostrzegła na ekranie swój domowy numer, wcisnęła zieloną słuchawkę.
- Oby to było coś ważnego, bo nie jestem w nastroju do rozmów.
- Na twoim podwórku leży ponad tuzin poszatkowanych zombie. - Powiedział Aminos, a Shelle zatrzymała się w pół kroku. W tle usłyszała triumfalny krzyk Akihito, który najwyraźniej świetnie się bawił. - Pomyślałem, że powinnaś o tym wiedzieć zanim wrócisz do domu.
- Nic wam nie jest? - Jakimś cudem jej głos zabrzmiał normalnie, chociaż w środku trzęsła się z przerażenia.
- Jesteśmy cali i zdrowi... a przynajmniej ja. Martwię się o tengu. Zachowuje się jak wariat.
   Zerknęła na Noctisa, który w pośpiechu wciągał na siebie koszulę. Jego twarz była pozbawiona wszelkich emocji, ale za to oczy zdradzały zbyt wiele. Nie chciała w nie patrzeć. Przygryzła wargę starając się zapanować nad własnym strachem.
- To demon. Nie spodziewaj się normalnych, ludzkich odruchów. - Powiedziała po chwili i nagle uderzyły w nią jej własne słowa. - Akihito jest demonem. - Powtórzyła, bardziej do siebie niż do Aminosa, który mruknął coś pod nosem w odpowiedzi. - Demonem, którego ktoś siłą ściągnął w nasze strony. Pod naszym nosem kręci się jakaś czarownica, a ja uganiam się za wampirami. - Z niedowierzaniem spojrzała w sufit, ubolewając nad własną głupotą. - Czarownica współpracująca z popapranym zielonookim wampirem, któremu najwidoczniej jedna srebrna kulka w czaszce to za mało!
Noctis zatrzymał się tuż przy niej i zmrużył oczy. Nie wiele rozumiał z rozmowy, ale jej tok rozumowania dawał mu do myślenia. Patrzył, jak kobieta wciska za pasek sztylety, przytrzymując ramieniem telefon.
- Przejmujesz się czarownicą, kiedy oznajmiam ci, że ktoś nasłał na ciebie hordę wygłodniałych zombie? - Aminos wydawał się być szczerze zdumiony i poirytowany zarazem.
   I wtedy do niej dotarło. Fragmenty wspomnień wskakiwały na swoje miejsca niczym puzzle, tworząc mrożący krew w żyłach obrazek. Palce zesztywniały jej tak mocno, że nie poczuła, kiedy telefon wyśliznął jej się z dłoni. Noctis złapał go w ostatniej chwili, nie spuszczając z niej wzroku. Przerażenie, jakie odmalowało się na jej twarzy sprawiło, że jego serce stanęło na chwilę. Co prawda biło stosunkowo rzadko, ale wyczuwał jego pulsowanie. Shelle z trudem przełknęła ślinę i spojrzała wampirowi w oczy. Miała ochotę wtulić się w jego ramiona i poprosić, by nigdy jej nie wypuścił. Zamiast tego potarła czoło drżącą dłonią i sięgnęła z powrotem po słuchawkę. Aminos nadal czekał po drugiej stronie, najwyraźniej domyślając się, że potrzebowała chwili, by oswoić się z tą myślą.
- Jestem w drodze do domu. - Rzuciła cicho i rozłączyła się nie czekając na odpowiedź.
Rzuciła wampirowi lodowate spojrzenie.
- Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, że Silas Fallon nie gryzie ziemi tak, jak mi obiecałeś? - Syknęła, odsuwając się od niego. Zaklął w innym języku, przeczesując palcami włosy. - W ogóle chciałeś to zrobić?
- Muszelko, ja...
- Tak myślałam. - Zmrużyła gniewnie oczy, wycofując się w głąb ciemnego korytarza. - Z nim także poradzę sobie sama.
   Za nim zdążył zareagować, obróciła się na pięcie i zniknęła w ciemności. Kolejne przekleństwo wyrwało mu się z ust, a pięść trafiła w ścianę, lekko ją krusząc. Mac zacmokał cicho, kręcąc głową.
- Jeśli kiedykolwiek myślałeś o niej na poważnie, właśnie popełniłeś ogromny i niewybaczalny błąd, przyjacielu. - Mruknął ponuro, opadając na miękki fotel. - A jeśli nie masz zamiaru go naprawiać pozwól, że podam jej pomocną dłoń.
   Gdyby wzrok wampira mógł zabijać, Mac byłby martwy na tysiąc sposobów.
-  Ręce trzymaj przy sobie, Mac, a wacka w spodniach. - Syknął przez zaciśnięte zęby, po czym jego sylwetka zamigotała i rozpłynął się w powietrzu.
Mac przeciągnął się zadowolony, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Tak właśnie myślałem.

***

   Shelle zaparkowała przed domem i niemalże wypadła z auta. Ruszyła ku drzwiom i prawie dostała zawału, kiedy wampir zmaterializował się u jej boku. Zaklęła, odskakując od niego.
- Prosiłem, byś na mnie zaczekała. - Burknął.
- A ja kazałam ci się pieprzyć. - Szarpnęła za klamkę i szybkim krokiem przemierzyła całą długość domu.
   Aminos czekał na nią na tarasie. Był w tak głębokim szoku, iż nawet nie zaskoczył go widok wampira u jej boku. Skinął mu jedynie na przywitanie i zwrócił się do Shelle.
- On mnie przeraża. - Powiedział cicho, wskazując na biegającego między zwłokami tengu. - Rozrywał je na kawałki i śmiał się jak dziecko w lunaparku. To nie jest normalne.
- Posiadanie rozczłonkowanych zombie w ogrodzie nie jest normalne. - Poprawiła go, zerkając na radosnego Akihito. Nigdy wcześniej nie widziała go w takim stanie. Jakby nagle odnalazł sens swojego życia. - Na bogów, to chore.
   Tengu wyglądał niczym upadły anioł. Czarne, krucze skrzydła łopotały złowieszczo na nocnym wietrze, który szarpał jego włosami i niósł wesołe pokrzykiwanie. Chwilę to trwało zanim Shelle odważyła się zejśc z tarasu i stanąć między wijącymi się częściami zombie. Zmusiła się, by zrobić kilka kroków, po czym chwyciła tengu za ramię i mocno nim szarpnęła. Akihito poczatkowo zamachał ostrzegawczo skrzydłami, jakby chciał poderwać się do lotu, po czym jego wzrok skupił się na jej twarzy, a twarz rozjaśnił piękny, ale mroczny uśmiech.
- Widziałaś ich? - Zapytał uradowany, zataczając ramieniem półkole. - Powaliłem tuzin jednym machnięciem skrzydła. Albo jestem silniejszy niż myślałem, ale to są najsłabsze umarlaki, jakie kiedykolwiek widziałem.
   Shelle zmrużyła oczy zastanawiając się nad tym. Siła tengu mogła wzrosnąć, kiedy udało jej się go wyrwać z rąk zielonookiego wampira, ale nie sądziła, by był aż tak silny. Nawet wampiry miały problemy z uśmierceniem czegioś, co tak na prawdę nie żyło. Więc jakim cudem...?
- To nie Silas. - Szepnęła do siebie, nie spuszczając wzroku z Akihito. - On nie przebiera w środkach. W takim razie kto? Kto jest na tyle szalony, by go słuchać?
- O czym tu mówisz? - Tengu przechylił głowę, zerkając przez ramię na resztki pełzające kilka metrów za nimi. - Myślałem, że to trening.
- Nikt normalny nie trenuje na zombie. - Musiała porzadnie się skupić, by móc z nim rozmawiać, kiedy przez jej umysł przebiegały setki różnych pytań. - Widziałeś kogoś? Albo słyszałeś coś dziwnego?
   Miękkie skrzydło musnęło jej policzek, kiedy mężczyzna pokręcił głową.
- Byliśmy w domu, - odpowiedział. - Instynkt wysłał mnie tutaj, kiedy nadeszli.
   Odwrociła się, by spojrzeć na Aminosa, który tylko wzruszył ramionami.
- Niczego nie słyszałem, jeśli o to chcesz zapytać.
- Ten, kto wezwał zombie musiał być niedaleko. - Shelle zabrała rękę z ramienia Akihito i, przeskakując nad poruszającymi się częściami rozpadających się ciał, dotarła do tylnego ogrodzenia. Otaczający ich las był nienaturalnie cichy, jakby zło wciąż czaiło się w pobliżu i tylko czekało na odpowiedni moment, by zaatakować. Za nim zdążyła się poruszyć, Noctis stał już obok niej i boleśnie zaciskał dłoń na jej ramieniu. Powinna strącić jego dłoń, ale kogo chciała oszukać? W starciu z nekromantą potrzebowała jego pomocy.
- Widzisz coś? - Zapytała szeptem, nie odrywając spojrzenia od ciemnych zarośli.
- Nie. I niczego nie wyczuwam. - Mruknął w odpowiedzi. - To dziwne.
- Żadnych zwierząt, prawda? Co mogło je wystraszyć?
   Zmusiła się, by spojrzeć mu w oczy. Nie musiał mówić tego na głos. Wyczytała to z jego ciemnych tęczówek, w których błyszczały zielonkawe ogniki. Dobrze wiedziała, co za chwilę usłyszy.
- Śmierć. - Jego dłoń mocniej zacisnęła się na jej ramieniu, przez co wstrząsnął nią zimny dreszcz. Jeszcze chwilę temu ten dotyk sprawiał, że w jej żyłach płynął czysty ogień. - A teraz czeka na nas.

_______________________
Długa przerwa i zadziwiająco krótki rozdział. 
Muszę wybrnąć z braku weny, przebić się przez szarą rzeczywistość i wrócić do tego, co kocham najbardziej. 
Jestem po remoncie, bałaganie i przed walką o internet. 
Dziękuję, że wciąż tu jesteś, czytelniku.