piątek, 16 października 2015

- Shi -

   Shelle poprawiła przeciwsłoneczne okulary, które co chwila zjeżdżały jej na czubek nosa, i wzięła głęboki oddech.
Wydawało jej się, że znajduje się w raju. Piasek na plaży był niemalże śnieżnobiały, a woda przejrzysta i lazurowa. Stała w niej zanurzona po pas, rozkoszując się jej ciepłem, i przyglądała się młodemu mężczyźnie, wesoło bawiącym się z psem. Zmarszczyła brwi, chociaż z jej twarzy nie schodził uśmiech. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że bielusieńkie zwierze, którego sierść niemalże zlewała się z cudownym piaskiem, wcale nie jest psem, a potężnym i pięknym wilkiem. Czuła, że jest jej bliski, jakby należał tylko do niej, ale nie mogła sobie przypomnieć skąd się wziął i co ich łączyło. Młody mężczyzna upadł na piasek śmiejąc się głośno i próbował zepchnąć z siebie zwierzę. Jego śmiech zawibrował gdzieś w jej wnętrzu, wywołując przyjemne ciepło.
   Chłodna woda uderzyła falą w jej plecy, jakby chciała jej coś uzmysłowić. Wzdrygnęła się lekko, a jej ciało pokryło się gęsią skórką. Coś w powietrzu się zmieniło, zupełnie jakby zrobiło się chłodniej, a słońce schowało się za ciemnymi chmurami. Mężczyzna z wilkiem zniknęli, plaża była całkowicie pusta. Rozejrzała się i zawołała. Nie zrozumiała sensu własnych słów, ale kiedy spróbowała wrócić na brzeg, ze strachem stwierdziła, że nie może się ruszyć z miejsca. Kolejna chłodna fala uderzyła ją w kark. Miała ochotę wrzeszczeć z przerażenia.
   Zamiast tego spojrzała w dół, w przejrzystą wodę, i zamarła. Jej oczy rozszerzyły się ze strachu,a  serce przyspieszyło. Czuła jakby czyjeś dłonie zacisnęły się boleśnie na jej kostkach, chociaż niczego takiego nie dostrzegła. Widziała za to soczyście zielone oczy, utkwione w rozmazanym zarysie czyjejś twarzy. Oczy, które rozpoznawała, ale nie mogła sobie przypomnieć ich właściciela. Była w nich żądza zemsty i uraza tak wielka, że mogła kosztować ją życie. Szarpnęła się, ale to nic nie dało. Nogi nie ruszyły się nawet o milimetr.
- Shelle. - Ktoś wypowiedział miękko jej imię. - Shelle spójrz na mnie.
   Poderwała gwałtownie głowę i jej wzrok zatrzymał się na boleśnie znajomym mężczyźnie. Ametystowe oczy wwiercały się w nią z chłodnym dystansem, a wyciągnięta ku niej ręka dawała jej do zrozumienia, że powinna pójść w jego stronę. Jej serce i ciało rwało się do niego, chciała uciec od tych zielonych, przerażających oczy i zatonąć w jego ramionach, ale rozum nakazywał pozostać w miejscu. Nie powinna się do niego zbliżać. Nie po tym, co zrobił jej, kiedy widzieli się po raz ostatni. To on wpakował ją w to wszystko. To była jego wina, że teraz cierpiała. Tylko nie mogła sobie przypomnieć, dlaczego.
Kolejna fala uderzyła w nią z jeszcze większą siłą, niemalże zwalając z nóg. Zachwiała się, z trudem utrzymując równowagę.
- Shelle, nie bądź głupia. Wróć.
   Przekrzywiła lekko głowę, nie odrywając od niego wzroku. Wróć? Ale dokąd? I skąd? Co się działo? Mężczyzna poruszył ręką, przypominając jej, że nadal na nią czeka.
- Rusz się, muszelko. - Miękkość jego głosu sprawiła, że zmiękły jej kolana. Wstrzymała oddech. - Czekam na ciebie na brzegu. Wystarczy kilka kroków.
   Nogi miała jak z ołowiu. Poruszyła nimi, zrobiła kilka kroków, ale dystans między nimi wcale się nie zmniejszył. Jęknęła i spróbowała jeszcze raz. Woda przybrała na sile, ciągnęła ją w głąb oceanu, chciała ją pochłonąć. Puściła się biegiem z krzykiem na ustach. Mężczyzna ruszył w jej stronę z zaciętym wyrazem twarzy. Na jego czole perlił się pot, a oczy były przepełnione bólem. Wyciągnęła ku niemu ręce, a ból po uderzeniu fali wycisnął jej z ust jego imię. Jak ono brzmiało? Nie mogła sobie przypomnieć, nie usłyszała w ryku fal własnego głosu, ale je znała. Błąkało się po jej umyśle.
   Kiedy jej chłodne palce zacisnęły się na jego dłoni, wewnątrz niej rozlało się przejmujące ciepło, które niemalże wypalało jej wnętrzności. Przywarła do niego całym ciałem, wbijając mu paznokcie w plecy tak mocno, aż pociekła krew. Mężczyzna zamknął ją w mocnym uścisku i wtulił twarz w jej włosy. Pachniały słoną wodą i słońcem, a także czymś wrogim. Niemalże widział jak ciemne macki odrywają się od jej pleców i znikają w bezkresnej toni. Powoli wziął ją na ręce i ruszył wgłąb plaży, zostawiając za sobą rozwścieczoną wodę i wroga, którego za wszelką cenę musiał dopaść.

***

   Pierwszy oddech niemalże wypalił jej płuca. Czuła się tak, jakby przez dłuższy czas w ogóle nie oddychała, jakby jej ciało umarło, a ona nagle wróciła do życia. Jęknęła, przekręcając na bok głowę, i otworzyła oczy. Widok ametystowych tęczówek, silnie się w nią wpatrujących, przyprawił ją o szybsze bicie serca. W pierwszym odruchu chciała sięgnąć po sztylet, który zawsze miała pod poduszką, ale ręce miała jak z ołowiu. Mięśnie paliły ją żywym ogniem. Kiedy się nie ruszała, ból był całkiem znośny.
- Na bogów, Shelle... Shelle...
Czyjaś twarz wtuliła się w jej rozpalone ciało. Rozpoznała jego zapach zanim zdążyła oderwać wzrok od Noctisa. Przełknęła ślinę i zwilżyła spierzchnięte usta. Dopiero za drugim razem udało jej się cokolwiek wyszeptać.
- Mam nadzieję, że nie zagryzłeś kruka.
Aminos parsknął śmiechem, Wziął w drżące ręce jej dłoń i przyłożył sobie do wilgotnego policzka. Czyżby płakał? Zmusiła się do obrócenia głowy w jego stronę. Popatrzyła na jego kilkudniowy zarost i uśmiech wykrzywił jej usta.
-Zaniedbałeś się, przyjacielu. - Mruknęła, przymykając na chwilę oczy i gładząc go dłonią po policzku. - Weź się w garść.
Pokiwał jedynie głową, a po policzkach znów popłynęły mu łzy. To było przyjemne zaskoczenie. Aminos był dla niej kimś więcej niż uratowaną istotą, którą się zaopiekowała. Sporo czasu zajęło im nawiązanie więzi, ale kiedy się udało, wiedziała, że nie straci w nim przyjaciela z byle powodu. Mężczyzna nachylił się nad nią i oparł swoje czoło o jej. Przez chwilę po prostu wdychał jej zapach.
- Cieszę się, że wróciłaś. - Powiedział cicho, po czym ucałował jej czoło i się odsunął. - Akihito niemalże wypłakał sobie oczy.
Uśmiechnęła się. Teraz zrozumiała dlaczego widziała na tamtej plaży młodego mężczyznę bawiącego się z wilkiem. Samo wspomnienie sprawiło, że strach objął całe jej ciało. Z trudem przełknęła ślinę. Chłodna dłoń Noctisa opadła na jej czoło i odgarnęła mokre włosy.
- Nie zaprzątaj sobie tym głowy, muszelko. Znajdę go i zapłaci za to, co zrobił.
   Patrzyła w jego ametystowe oczy. Chciała mu powiedzieć wiele rzeczy. Zaczynając od tego, że wie, kto za tym stoi, a kończąc na owyrzutach, jakie długo w sobie trzymała. Zmrużyła gniewnie oczy i przełknęła głucho ślinę.
- To jeszcze nie koniec. - Powiedziała chłodno. - Mamy sobie wiele do powiedzenia. I wyjaśnienia. Uratowanie mi życia niczego między nami nie zmieniło.
Pokiwał głową ze smutnym wyrazem twarzy.
-Wiem o tym, ale to nie jest czas ani miejsce na takie rozmowy. Może kiedyś...
- Kiedyś? - Prychnęła czując, że gniew wraca jej siły. Powoli uniosła się na łokciach, co sprawiło, że wampir wstał. - Żebyś znów miał czas zniknąć na dobre?
- Nigdzie się nie wybieram. - Był stanowczy i... zdystansowany. - Kiedy całkowicie wrócą ci siły nadal tu będę. W tym pokoju. Obok ciebie.
   Ze świstem wypuściła powietrze. W głębi serca chciała mu wierzyć, pragnęła by został, ale coś jej podpowiadało, że tacy ludzie nigdzie zbyt długo nie zagrzewają miejsca. Wywróciła oczami i opadła na poduszki. Aminos ścisnął pocieszająco jej dłoń.
- Zatrzymam go dla ciebie. - Powiedział cicho, czym przykuł jej uwagę. - Jeśli będzie trzeba, siłą. A jeśli zniknie, Akihito jest w stanie ściągnąć go z powrotem.
   Tengu. Mistyczna istota, którą udało jej się uratować z rąk prześladującego ją wampira. W sumie, sama się o to prosiła, prawda? Wdarła się do jego domu, poczęstowała go srebrną kulą, a później wykradła mu to, czego tak pilnie strzegł. Chociaż, jakby się nad tym dłużej zastanowić, wcale mu na nim nie zależało. Pozwolił jej go wykraść, a później ją ukarał. I czerpał z tego niesamowitą przyjemność. Widziała to w wodze, w jego oczach. Zacisnęła mocno zęby i gwałtownie usiadła. Z trudem stłumiła jęk. Całe jej ciało było odrętwiałe, a każdy ruch sprawiał ból. Wytrzyma to. Wytrzymała o wiele więcej. Postawiła nogi na podłodze, ale nie odważyła się wstać. Przeczuwała, że nie zdoła samodzielnie stanąć, a nie miała zamiaru prosić ich o pomoc. Wystarczająco odarła się z dumy.
- Nie forsuj się. - Ostrzegł ostro Noctis, robiąc krok w jej stronę, ale wystarczyło, by na niego spojrzała, by się zatrzymał. - Co chcesz przez to osiągnąć? - Warknął. - Chcesz paść z wycieńczenia? Umrzeć nam na rękach?!
- Gdyby nie twoje nieczyste zagrania... - Zawiesiła głos, próbując się uspokoić. Wzięła głęboki oddech. - Nie. Odbędziemy tę rozmowę teraz żebym nigdy więcej nie musiała do tego wracać. - Wbiła w niego ostre spojrzenie. - Wysłucham tego, co masz mi do powiedzenia. Później ty zrobisz to samo. I znikniesz z mojego życia raz na zawsze.
   W pokoju zapanowała cisza tak przerażająca, że aż dzwoniło jej w uszach. Aminos poruszył się niespokojnie, po czym ucałował po raz ostatni jej czoło i mrucząc coś o przygotowaniu dla niej posiłku, wymknął się z pokoju. Kiedy zamknęły się za nim drzwi, Shelle przystąpiła do ataku.
- Chcę wiedzieć, co mi zrobiłeś.
- Naznaczyłem cię. - Odpowiedział, a jego głos zdawał się być wyprany z emocji. To zabolało ją bardziej niż słowa, które usłyszała. - W rzadko praktykowany sposób. Zapewniłem ci swoistą ochronę.
- Dlaczego?
Skrzyżował ręce na piersi, nie spuszczając z niej chłodnego spojrzenia. Wydawał się być zupełnie innym mężczyzną niż ten, którego poznała.
- Bo tak należało zrobić. Wplątałem cię w niebezpieczną sprawę, wykorzystałem w celu zaspokojenia głodu i zregenerowania mocy. Pomyślałem, że powinienem w jakiś sposób ci się za to zrewanżować.
   Poczuła ukłucie zawodu. A czego innego oczekiwała? Wyznania? Skarciła się w myślach i zmusiła do złośliwego uśmiechu.
- Chcesz mi wmówić, że zrobiłeś to z rozsądku i dobrego serca? - Ostra nuta w jej głosie była dla niej takim samym zaskoczeniem, jak dla niego, ale nie dała po sobie niczego poznać. - Gdyby każdy wampir postępował w ten sam sposób, nie byłoby z wami żadnego problemu. Ludzie by się zabijali, by tylko móc służyć wam tętnicami.
- Do czego zmierzasz?
Wychyliła się w jego stronę, ignorując ból w napiętych mięśniach.
- Do motywu.
- Uważasz, że powinien jakiś istnieć?
- Uważam tylko, że żaden wampir nie jest zdolny do poświęceń, jeśli nie ma z tego żadnych korzyści.
   Zmrużył gniewnie oczy, zaciskając dłonie w pięści.
- Najwidoczniej nic nie wiesz o moim gatunku. - Wycedził przez zaciśnięte zęby, na co wzruszyła ramionami.
- I nie wiele mnie to obchodzi. Chcę tylko byś to cofnął. Nie potrzebuję twojej ochrony. Do tej pory świetnie sobie radziłam.
- Radziłaś sobie właśnie dzięki mojej mocy. - Odparł ostro i zrobił krok w jej stronę. - Korzystałaś z niej wybijając mój gatunek. Robiłaś wszystko, bym cię odnalazł. A kiedy już tu jestem, każesz mi zniknąć ze swojego życia? Jaki więc cel miała ta cała zabawa? Narażanie życia?
   Dlaczego to robiła? Nie miała pojęcia. Wmawiała sobie, że po prostu chce poznać prawdę; że chce się dowiedzieć jakimi kierował się motywami, kiedy umożliwił jej korzystanie z jego mocy. Teraz, kiedy już wiedziała, wolałaby nigdy go nie odnaleźć. Ale skąd on się, u licha, wziął w jej domu? Kto go sprowadził i jak tego dokonał? Odpowiedź przyszła z prędkością światła. Tengu. Sama chciała go wykorzystać w ten sposób. Najwidoczniej kiedy straciła przytomność, Aminos zrobił to za nią. Nie wiedziała, czy powinna mu być za to wdzięczna, czy raczej wściekła. Pokręciła jedynie głową, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa. Poczuła, że Noctis ostrożnie się do niej zbliża. Kiedy na niego spojrzała, gorzko tego pożałowała. Serce zaczęło jej bić niebezpiecznie szybko, a przed oczami stanęła scena z jej sypialni, kiedy oboje stracili nad sobą panowanie i niemalże wylądowali w łóżku. Och, kogo ona oszukiwała? Wylądowali w łóżku, ale przezorny wampir szybko się z niego wymiksował. Poczuła, że na samo wspomnienie oblewa się rumieńcem. Noctis, jakby czytając jej w myślach, zatrzymał się w pół kroku i posłał jej oskarżające spojrzenie.
- Nie powinnaś do tego wracać. To nie jest odpowiedni czas, by...
- Nigdy nie był. - Wtrąciła, czując, że musi zacząć się w końcu bronić. - Jesteś tym, kim jesteś. Uciekłeś dla naszego wspólnego dobra. I jestem ci wdzięczna z tego powodu.
   Przez chwilę miała wrażenie, że Noctis eksploduje. Jego ciało zadrżało z gniewu,a dłonie zacisnęły się w pięści.
- Zostawiłem cię, bo musiałem odpowiedzieć na wezwanie. - Powiedział ostro. - A nie dlatego, że jest z tobą coś nie tak. I żałuję, że musiałem zniknąć właśnie w tamtej chwili.
   Nie wiedziała dlaczego, ale mu wierzyła. Mimo wszystko zdobyła się na lekceważące wzruszenie ramion i znów wyjrzała przez okno.
- To już nieważne. - Westchnęła. - Czy jest jakiś sposób na to, byśmy nigdy więcej nie weszli sobie w drogę?
- Mam odejść? Tego właśnie chcesz? - Całkowicie wytrącony z równowagi stanął nad nią i chwycił ją mocno za ramiona. Syknęła, kiedy sprawił jej ból, ale nic nie powiedziała. Pokiwała jedynie głową, co wywołało jeszcze gorszą reakcję. - Igrałaś ze śmiercią starając się zwrócić na siebie moją uwagę tylko po to, by kazać mi zniknąć z twojego życia raz na zawsze?!
   Chciała odwrócić wzrok, ale jego oczy ją hipnotyzowały. Ich twarze dzieliły zaledwie centymetry.
- Kiedyś powiedziałeś mi, że nie zależy mi na własnym życiu. - Mruknęła, starając się nie patrzeć na jego usta. - Miałeś rację. Nie zależy mi. Ale zależy mi na osobach, które obiecałam chronić. Dla nich wstaję każdego kolejnego dnia i robię swoje. Z pomocą twojej mocy czy bez niej, nadal będę to robić. - Przełknęła cicho ślinę. - Ale nie poradzę sobie, jeśli będziesz w pobliżu.
   Ostatnie zdanie wypowiedziała praktycznie szeptem. Bała się jego reakcji i swojej własnej. Do tej pory wmawiała sobie, że chce go odnaleźć tylko po to, by się na nim zemścić za wyrządzone krzywdy. Ale z każdą kolejną informacją, która go do niego zbliżała czuła, że kryje się za tym coś więcej. Tłumiła to. Walczyła. Jak można darzyć uczuciem wampira, którego znało się tak krótko? To było niedorzeczne. Musiała odzyskać panowanie nad własnym, do tej pory ułożonym, życiem.
- Dlatego chcę żebyś odszedł. - Dodała po chwili, zbierając w sobie całą odwagę. - Raz na zawsze.
   Jej słowa zawisły w powietrzy niczym noże. Czekała na jego reakcję. W głębi duszy chciała by się nie zgodził, by walczył, by okazał jej odrobinę ciepła. Nie zdziwiła się jednak, kiedy jego dłonie się cofnęły, a on sam ruszył w kierunku drzwi.
- Nie rozumiem po co było to wszystko. - Rzucił krótko, trzymając rękę na klamce. - Nie pakuj się więcej w żadne kłopoty.
   Drzwi zamknęły się za nim cicho, a wraz z nimi jej serce. Przełknęła łzy i zacisnęła dłonie na kołdrze. Będzie zdrowa. I silna. Wróci do formy najszybciej jak się da. A kiedy to się stanie, zatłucze każdego nieumarłego, jakiego spotka na swojej drodze.

____________________

Dziś dość krótko. Może dlatego, że strasznie pochłonęła mnie praca nad kolejnym opowiadaniem. Oczywiście nie zaniedbam tego i nadal będę pisała, ale koncepcja, która zrodziła się pewnej nocy w mojej głowie, po prostu musiała zostać przelana na papier... w formacie cyfrowym.
Bogom niech będą dzięki za telefony wyposażone w Office! ^^

poniedziałek, 5 października 2015

* San *

   W środku nocy obudził ją przeraźliwy krzyk.
Gwałtownie usiadła na łóżku, przyciskając dłoń do klatki piersiowej. Serce waliło jej jak oszalałe, jakby chciało wydostać się na zewnątrz i najzwyczajniej w świecie uciec. Kilka sekund później drzwi od jej sypialni otworzyły się, z hukiem uderzając w ścianę. Rozbudzony Aminos wpadł do środka niczym burza, uważnie jej się przyglądając. Zaraz za nim wkroczył tengu, przecierając zaspane oczy.
- Co wy tu robicie? - Warknęła, starając się uspokoić serce głębokimi oddechami.
- Wrzeszczałaś. - Aminos zapalił małą lampkę, stojącą obok łóżka na nocnej szafce i spojrzał jej w oczy. - Wszystko z tobą w porządku?
- Nie jestem pewna...
   Nie mogła opanować tego kołatania. Ciało zupełnie nie chciało jej słuchać, jakby kierowało się własnym rozumem. Zaklęła. próbując wyplątać się z pościeli. Kiedy postawiła stopy na chłodnej podłodze, świat wokół niej zawirował. W jednej chwili patrzyła na swoje stopy, które ślizgały się po podłożu, a w następnej widziała już tylko twarz przyjaciela, który w porę uchronił ją przed upadkiem. Chciała coś powiedzieć, ale zamiast tego obróciła się w jego ramionach i zwymiotowała krwią. Metaliczny posmak drażnił jej gardło. Ciało paliło żywym ogniem.
- Na wszystkich bogów, co z tobą?!
   Nie była pewna czyje to były słowa. Świat wciąż wirował nawet wtedy, gdy Aminos położył ją delikatnie z powrotem do łóżka. Nie mogła pozbyć się uczucia, że nie powinna tam być. Powinna gdzieś iść, ale gdzie? Dokąd miała się udać? Coś jakby szeptało w jej umyśle, kusiło ją i przyciągało. Przerażona otuliła się ramionami i przekręciła na bok, wychylając głowę za ramę łóżka. Znów zrobiło jej się niedobrze, a kwaśny posmak wędrował w dół przełyku.
   Wydawało jej się, że słyszała czyjąś rozmowę. Jej strzępki z opóźnieniem do niej docierały, a słowa nabierały sensu. W końcu przypomniała sobie, że przecież nie mieszkała już sama. Chłodna dłoń opadła na jej czoło. Otworzyła oczy i wrzasnęła, starając się wyrwać z jego objęć. Nie pozwoli, by po raz kolejny na niej żerował. Rzucała się po łóżku, starając się trzymać go na dystans, ale kiedy opadła z sił, a oczy same się zamknęły, odetchnęła głęboko i zapadła w niespokojny sen.
- Coś ty zrobił? - Aminos popatrzył nieufnie na kruka, zaciskając pięści.
- Subtelnie zasugerowałem jej umysłowi, że powinien odpocząć. - Odparł kruk, ale widząc pytające spojrzenie mężczyzny, szybko się poprawił. - Uśpiłem ją. Odrobiną magii.
- Nie będzie zadowolona, kiedy się obudzi.
- Jeśli, a nie kiedy. - Akihito zsunął się z łóżka i popatrzył na kobietę ze smutkiem w oczach. - Ona umiera.
Przez kilka sekund Amionos patrzył na niego z niedowierzaniem, jakby nie rozumiał sensu słów. W końcu coś do niego dotarło, bo brutalnie chwycił kruka za pomiętą koszulkę i wywlekł za drzwi. Kiedy je za sobą zatrzasnął, posłał Azjacie mordercze spojrzenie.
- Nie waż się nawet tak mówić. - Wysyczał, mocno nim potrząsając. - Cokolwiek jej dolega, poradzi sobie.
- Wybacz, że znów cię poprawię, przyjacielu, ale nie "cokolwiek" tylko "ktokolwiek". Mianowicie wampir, o którym nie chcecie przy mnie za dużo mówić. - Wyszarpał się z uścisku wilka i odsunął od niego na bezpieczną odległość. - Tam, skąd pochodzę, nie ma wampirów, ale będąc tutaj nauczyłem się o nich dość sporo. Zwłaszcza, jeśli chodzi o inkubowanie mocy. Ten, który pozostawił na niej swe piętno, właśnie ma spory problem albo nieświadomie pakuje w nią własną moc. Jej ciało tego nie wytrzyma.
    Aminos rzucił krótkie spojrzenie na drzwi i w ułamku sekundy podjął decyzję.
- Wiem, że nie miało to tak wyglądać, - przeniósł lodowaty wzrok na swojego kompana, - ale masz mało czasu, by go znaleźć. I zrobisz to teraz. Inaczej do niej dołączysz.
   Akihito prychnął, wzruszając ramionami.
- Wystarczyło poprosić. - Skierował się do salonu. - Ale ostrzegam, że to nie będzie ani łatwe ani przyjemne.

***

Przygotowanie salonu do rytuału zajęło im kilkanaście minut. Tengu rozrysował na podłodze dziwny wzór, którego Aminos nigdy wcześniej nie widział, i usiadł wewnątrz niego. Na kolanach ułożył sobie drewnianą miseczkę, a w dłoni trzymał nóż. Przez chwilę mruczał do siebie, kiwając się w przód i w tył, po czym dotknął czołem podłogi i tak już pozostał. Aminos miał wrażenie, że trwało to przeraźliwie długo, a każda cenna minuta oznaczała bliższy koniec Shelle. Miał ochotę podejść i kopnąć kruka, by ten się pospieszył. Zamiast tego odkaszlnął cicho. Do jego stóp potoczyła się miseczka.
- Potrzebuję krwi. - Szepnął Akihito, nie odrywając czoła od podłogi. - Jej krwi.
   Gdyby na szali nie stało życie jego wybawczyni, zapewne rąbnąłby mężczyznę tą miską w głowę. Zamiast tego wrócił do sypialni Shelle. Przez kilka sekund po prostu na nią patrzył. Jej skóra była przeraźliwie blada, na czole perlił się pot, a całe ciało skręcało się w konwulsjach. Przeprosił ją cicho kilka razy, nacinając jej dłoń, i z niepokojem patrzył jak krew powoli spływa do miseczki. Chwilę to trwało nim wypełnił ją do połowy. Ostrożnie opatrzył zadaną Shelle ranę i wrócił do salonu, gdzie nic się nie zmieniło, prócz powietrza. Miał wrażenie, że było go o wiele za mało w pomieszczeniu. Zgęstniało, mieszając się z magią, którą wyczuwał każdym porem swojego ciała. Niemalże widział iskry mocy kruka, które tańczyły nad jego głową. Niewiele wiedział o tych istotach. W końcu, kto by się przejmował "potworami" z innych kontynentów?
   Starając się nie nadepnąć na żadną linię i nie przekroczyć kręgu, podsunął krukowi miskę pod nos. Ten, nie przerywając monologu, którego słów Aminos nie rozumiał, ostrożnie wziął ją w obie ręce i wzniósł nad głowę, prostując plecy. Miał wrażenie, że rytuał, czy cokolwiek to było, trwało wieki. Przez dłuższy czas nic się nie zmieniało: Akhito ściskając mocno miseczkę w długich palcach, co chwila prostował się i skłaniał ku podłodze, dotykając czołem paneli. Każdy jego ruch był precyzyjny; nie uronił ani kropli krwi. W końcu umoczył w niej usta. Powoli i wyraźnie powiedział jeszcze kilka słów, odstawił miseczkę na podłogę i znów się pochylił. Kiedy jego zakrwawione usta spotkały się z podłożem, w pomieszczeniu eksplodowała nieokreślona energia, zdmuchując wszystko z półek, komody i stolika. Aminos przytrzymał się futryny, a jego oczy rozszerzyły się w szczerym zdumieniu. Czegoś takiego jeszcze w życiu nie widział.
   Pokój wypełnił się białym dymem, podobnym do tego, który Shelle zwykła wypuszczać z ust paląc papierosy, z tą różnicą, że nie śmierdział aż tak mocno i nie był taki gryzący. Tuż nad podłogą, w samym centrum okręgu, powietrze zdawało się gęstnieć i migotać. Z gęstniejącego dymu najpierw wyłoniła się noga, jakby makabrycznie oderwana od reszty ciała, ale chwilę później zmaterializowała się druga. Trwało to zaledwie kilkanaście sekund, ale efekt był piorunujący. Przez chwilę, nieznajomy wampir unosił się nad ziemią, jakby lewitował, co było dla niego samego nie lada szokiem, po czym powoli opadł na ziemię, jednak nie mógł się poruszyć. Nawet się nie rozejrzał. Mgła iskrzącego się pyłu opadła, powietrze się rozrzedziło, zniknęły też gorące podmuchy wiatru. Nastał prowizoryczny spokój. Cisza przed burzą.
   Wzrok Noctisa zatrzymał się na barczystym mężczyźnie, którego oczy ciskały pioruny. Zdążył zauważyć jego zaciśnięte pięści zanim postanowił się odezwać. Otrzepał idealnie skrojoną marynarkę z niewidzialnego pyłu i rozciągnął usta w fałszywym, zadowolonym uśmiechu.
- Cześć chłopcy*. - Przywitał ich, starając się rozluźnić napięte do granic możliwości mięśnie. - Powiedzcie mi, to wasze niedopatrzenie, że wezwaliście wampira zamiast demona czy już całkiem postradaliście zmysły? Niestety nie spełniam żadnych życzeń i nie zawieram umów.
   Akihito powoli podniósł głowę i niemalże wrzasnął. Z trudem pozbierał się z podłogi i wyskoczył z kręgu jak oparzony, nie przerywając żadnej linii. To było ich zabezpieczenie. Jego krąg działał niczym ochronny mur: póki sam na to nie pozwoli, wampir nie mógł wyjść poza jego granice.
Aminos zerknął na drżącego z wycieńczenia i strachu kompana, po czym zrobił krok w stronę wampira. Zatrzymał się jednak i rzucił porozumiewawcze spojrzenie tengu , który powoli i z ociąganiem pokiwał głową. To mu wystarczyło. Bez słowa rzucił się na wampira z pięściami. Pierwszy cios trafił Noctisa prosto w szczękę, na chwilę go ogłuszając, ale kiedy drugi minął się z jego czaszką, postanowił się bronić. Niewiele rozumiejąc, chwycił Aminosa za gardło i uniósł nad ziemią, unikając kontaktu z jego rękami, które próbowały go pochwycić. W końcu go od siebie odepchnął i nonszalanckim gestem poprawił marynarkę.
- Nie wiem, o co tu chodzi, ale wydaje mi się, że nie tak powinno się witać gości. Nawet tych niechcianych. - Burknął, przekrzywiając lekko głowę i przyglądając się Aminosowi. - Wyglądasz jakoś dziwnie znajomo...
- A na ile znajomo wygląda ci to? - Mężczyzna zamachał w powietrzy srebrnym sztyletem z rękojeścią w kształcie kła.
   Twarz Noctisa stężała, po czym oblał go zimny pot. Gdyby jego serce nadal biło, zapewne w tym momencie tłukłoby się jak oszalałe. Strach otulił go swoimi lodowatymi ramionami, wdzierając się do jego wnętrza. Dobrze znał ten sztylet. Sam podarował go Shelle kilka dni przed planowanym atakiem na siedzibę Sanguisa. Kobieta nigdy go nie używała. Trzymała go w sypialni, zwykle pod poduszką, co wtedy strasznie go rozbawiło. Teraz nie było mu wcale do śmiechu. Obrzucił pokój pobieżnym spojrzeniem i zorientował się, gdzie się znajdował. Wiele nocy spędził w tym salonie, dyskutując z Shelle o wszystkich aspektach życia. Teraz te czasy wydawały się być strasznie odległe.
   Wyciągnął rękę, jakby chciał sięgnąć po sztylet, ale w ostatniej chwili się wycofał. Nie spuszczał jednak z niego wzroku wciąż modląc się w duchu, że to po prostu głupi zbieg okoliczności. Albo kosmiczny żart. Nie spodziewał się, że dwoje nieznanych mu mężczyzn ściągnie go za pomocą magii do domu kobiety, którą ... No właśnie. Którą, co?
Zacisnął dłonie w pięści walcząc z zalegającą mu w gardle gulą. Bał się zapytać o cokolwiek, a z drugiej strony każdy fragment jego ciała żądał, by rzucić się jej na ratunek. Z trudem powściągnął emocje, chociaż kiedy się odezwał, jego głos dziwnie drżał.
- Gdzie ona jest? - Starał się brzmieć naturalnie, ale kiedy zauważył szczerze zaskoczoną minę stojącego przed nim mężczyzny zrozumiał, że nie za dobrze mu to wyszło. Skrzywił się, ale w spokoju czekał na odpowiedź. Aminos milczał. - Gdzie ona jest, do cholery?!
   Reakcją na jego krzyk była paniczna ucieczka Akihito. Nim się zorientowali, zniknął za drzwiami łazienki, którą zatrzasnął za sobą z hukiem. Aminos nawet nie drgnął, jakby wrzaski wampira nie robiły na nim żadnego wrażenia. Noctis potarł drżącą dłonią czoło.
- Jeśli coś jej zrobiłeś to przysięgam, na wszystkich bogów, że gorzko tego pożałujesz. - Spojrzał Aminosowi w oczy. - Już jesteś martwy.
- Z nas dwóch to ty jestes przedstawicielem umarlaków, a Shelle niedługo do ciebie dołączy, jeśli czegoś z tym nie zrobisz. - Kiedy wampir zrobił krok w przód, Aminos uniósł ręce w obronnym geście. - Nie jestem tym, za kogo mnie masz. Ostatni raz widzieliśmy się w rezydencji Aminosa, kiedy to brutalnie się na niej pożywiłeś i kazałeś mi się nią opiekować. Zrobiłem ile mogłem, ale teraz nie jestem w stanie za nią walczyć. Ona umiera, a ty jesteś tego powodem.
- Słucham? - Noctis popatrzył na niego wyraźnie zaskoczony,niewiele rozumiejąc. Pamiętał, że mówił wtedy do wilka, ale nie spodziewał się, że ten nadal będzie u jej boku.
- Nie obchodzi mnie w jakiej norze się do tej pory chowałeś, ale zdziwiłbym się, że nie słyszałeś o kilkutygodniowej krucjacie przeciwko wampirom. - Kiedy brwi Noctisa powędrowały wysoko na czoło, a w jego ametystowych oczach zalśnił ogień, Aminos pokiwał głową. - Shelle. To, co z nią zrobiłeś... Nie potrafię tego opisać. Wycięła w pień kilka procent twojej populacji tylko po to, by cię znaleźć. Zmieniłeś ją, a ta zmiana ją teraz zabija.
   Zapadła cisza. Ciężka i przytłaczająca. Noctis poruszył się nieświadomie, po czym z prędkością światła pobiegł w stronę jej sypialni. Kiedy wszedł do środka uderzył go odór stęchłej krwi, wymiocin i słonych kropli. Przysiadł na skraju łózka i, najdelikatniej jak potrafił, wziął ją w ramiona. Na jej twarzy malował się bezgraniczny ból, jakby mimo snu wciąż cierpiała katusze, a ciało co chwila drgało i sztywniało. Mokre od potu włosy przykleiły się do jej czoła i policzków, które jako jedyne miejsce na jej ciele, miało kolor. Była przeraźliwie blada, ale rozpalona, jakby trawiła ją gorączka, a jej usta były popękane i suche. Delikatnie przytulił ją do własnej piersi, szepcząc wprost w jej włosy. Przez kilka chwil po prostu z nią siedział w całkowitym bezruchu. Z zamkniętymi oczami liczył jej płytkie oddechy; starał się skoncentrować i uspokoić, chociaż coś wewnątrz niego rozpadało się na mikrocząsteczki. Musiał się wziąć w garść. Musiał. To była jego wina i tylko on mógł to naprawić. I nawet wiedział jak.
   Zerknął w stronę drzwi, gdzie w milczeniu obserwował go Aminos, i kiwnął na niego głową.
- Nienawidzić mnie możesz później, ale teraz zrobisz, co ci każę. - Powiedział ostrym tonem. - Masz zbić tę gorączkę i co jakiś czas zwilżać jej usta. Jeśli ci się uda, daj jej pić, ale pod żadnym pozorem nie wybudzajcie jej z tej śpiączki. Ból ją zabije, jeśli odzyska świadomość. Potrzebuję czasu.
   Odłożył ją delikatnie na łózko, po czym złożył na jej czole czuły pocałunek i skierował się do wyjścia.
- A ty dokąd?! - Zawołał za nim Aminos, stając w kuchni. - Przysięgam pijawko, że choćbym miał zajechać tengu na śmierć, wymaluje te hieroglify jeszcze raz i ściągnę cię tu z powrotem!
   Noctis zatrzymał się w pół kroku. Powoli zerknął przez ramię, obrzucając mężczyznę chłodnym spojrzeniem. W jego oczach, niczym kaskada, przelewały się uczucia, a głos był przepełniony smutkiem.
- Nie będziesz musiał. Sam wrócę.
   Po tych słowach jego sylwetka zamigotała i rozpłynęła się w powietrzu.

____________________________
* Ku czci i chwale Crowley'a! ^.^    <3