sobota, 19 września 2015

* Ni *

   Ciało wampira upadło z łoskotem na podłogę. Nie zwlekając, Shelle pobiegła w kierunku drzwi i mocno szarpnęła za klamkę. Tak, jak się spodziewała, nikogo na korytarzu nie było, ale zewsząd słyszała wrzaski. Zatrzasnęła za sobą drzwi i pędem pognała na sam dół. Mimo pośpiechu, czuła na karku oddech nieprzytomnego wampira. Kula jedynie go zamroczyła, a srebro zapewniło jej kilka dodatkowych minut zanim dojdzie do siebie i rzuci się jej do gardła. Kiedy to nastąpi, powinna być już bardzo daleko. Wejście do piwnicy znalazła bez żadnych problemów. Zamknięte na klucz drzwi, znajdowały się w przedpokoju, nieudolnie schowane za regałem z książkami. Wampiry bywają strasznie przewidywalne, jeśli chodzi o drobiazgi. Wpakowała w zamek kilka kul, po czym naparła na drzwi całym ciałem. Ustąpiły dopiero po kilku sekundach. Bez namysły zbiegła kamiennymi schodkami na sam dół i odczekała chwilę, aż oczy przyzwyczają jej się do całkowitego mroku. Po swojej prawej stronie wyczuła ruch, więc tam się skierowała. Kiedy zabrzęczały łańcuchy, odruchowo uniosła broń.
- Mam pokojowe zamiary, ale jeśli spróbujesz tym we mnie rzucić, zastrzelę cię. - Powiedziała, powoli sunąc do przodu. - Nie mamy za dużo czasu, więc decyduj. Zostajesz z tymi krwiopijcami czy wolisz zostać oswobodzony?
   Skulona w kącie postać uniosła obie ręce, wskazując na okowy.
- Mądry wybór.
   Rzuciła się, by mu je ściągnąć, ale mimo wszelkich starań nadal tkwiły na jego nadgarstkach. Zamiast tego wyrwała łańcuch ze ściany, w duchu dziękując Noctisowi za siłę, i pociągnęła go w stronę wyjścia. Chociaż spodziewała się kłopotów, nic takiego na nich nie czekało. Najwidoczniej wampir nadal nie odzyskał przytomności, przez co jego "dzieci" wciąż cierpiały katusze.
- Zaparkowałam przed bramą. Jeśli w miarę szybko się tam dostaniemy, uda nam się wyjść z tego gówna bez szwanku.
   Mimo chwiejnych nóg, więzień dotrzymywał jej kroku. Biegli najszybciej jak potrafili, nie oglądając się za siebie. Nie tego się spodziewała. W duchu miała nadzieję, że jednak będzie zmuszona przelać krew, a zamiast tego otworzyła auto i wepchnęła mężczyznę na siedzenie pasażera. Kiedy okrążała auto, poczuła na skórze przepływającą moc wampirów. Mistrz w końcu powstał i nie wydawał się być zadowolony z faktu, że byle człowiek poczęstował go modyfikowanymi kulami. Wskoczyła za kierownicę i po chwili z piskiem opon odjechali.

***

- Wszystko z tobą dobrze? - Zapytała po godzinie ciszy, zerkając na pasażera kątem oka. Starała się nie odrywać wzroku od ulicy, by przez przypadek nie wpakować ich na drzewo. - Zbladłeś.
- Wyglądam tak od dłuższego czasu. - Mruknął cicho, kuląc się na siedzeniu.
   Miał na sobie jakąś brudną i porwaną szmatę, która bardziej przypominała worek jutowy niż jakiekolwiek ubranie. Żal ścisnął ją za serce, kiedy na niego patrzyła. Jakim trzeba było być sukinsynem, by tak traktować żywe istoty?
- Potrzebuje jedzenia. - Dodał po chwili krępującej ciszy, a Shelle zamarła.
   Na ułamek sekundy przymknęła powieki, starając się oddychać głęboko i spokojnie. Co takiego jedzą ludzie-kruki? Bała się go zapytać.
- Czego dokładnie?
- Mięsa. Bardzo dużej ilości.
   Cholera. Cholera, cholera...
- A konkretnie?
Tym razem to on spojrzał na nią, jak na wariatkę i dopiero dostrzegła piękny, lazurowy kolor jego tęczówek. Ktoś z tak cudownymi oczami nie mógł być zły. Prawda?
- Uwielbiam wieprzowinę.
Odetchnęła z ulgą. Nie jadał ludzi, nie pił ich krwi, nie żerował na nich w żaden sposób. Czy to możliwe, że uwolniła całkiem normalną osobę? Nie licząc czarnych, ogromnych skrzydeł, które były w opłakanym stanie. Niegdyś piękne pióra były poprzycinane w wielu miejscach, a w niektórych nawet nadpalone; część z nich została po prostu brutalnie wyrwana lub uszkodzona w taki sposób, by nie mógł wzbić się w powietrze. Wątpiła, że mógłby nimi ruszyć bez grymasu bólu. Był raczej chudy, ale mogła to być wina głodzenia w ramach mało wymyślnych tortur. Policzki miał zapadnięte, twarz poszarzałą od brudu i krwi. Czarne, niczym noc, włosy przyklejały mu się do głowy i czoła. Nie należał do osób wysokich. Raczej mieścił się w tej samej granicy, co ona. I tak na prawdę przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy. Patrzenie na niego bolało.
   Posłała mu pokrzepiający uśmiech.
- To się da załatwić.
   Skręciła w boczną drogę, która prowadziła wprost na jej ziemię. Mężczyzna nadal milczał, co jakiś czas nerwowo zerkając na broń, którą trzymała na kolanach i telefon komórkowy, który nie przestawał wibrować. Cholera, obiecała Aminosowi, że tym razem zadzwoni. Facet będzie niepocieszony zwłaszcza, kiedy dowie się, że mają nowego lokatora. Na ogół nie przepadał za towarzystwem.
Zaparkowała tuż przed drzwiami i czym prędzej wyskoczyła z auta. Kruk nie ruszył się z miejsca. Aminos zatrzasnął z łoskotem za sobą wejściowe drzwi i z zaskoczeniem spoglądał w kierunku auta. Po chwili jego twarz przybrała pochmurny wyraz i zmarszczył czoło.
- Otwierasz przytułek dla więźniów? - Rzucił, krzyżując ręce na piersi. - Dobrze przynajmniej, że masz całkiem spory dom. Jeszcze kilku wejdzie, chociaż później będziesz ich układać piętrowo.
- Jakiś czas temu byłeś taki jak on. - Przypomniała mu ostro. - Wtedy jakoś nie oponowałeś.
   Potarł czoło, przymykając na chwilę oczy. Wiedziała, że zagrała nieczysto i w głębi duszy cholernie tego żałowała, ale on także przesadził.
- Nie bądź hipokrytą. - Dodała już łagodniejszym głosem. - Facet jest niegroźny. Do tego ranny i głodny.
- Zaserwujesz mu krwisty stek z wilka czy litr własnego osocza?
Uśmiechnęła się lekko.
- Masz okazję popisać się umiejętnościami kulinarnymi. Potrzeba nam bardzo dużo mięsa wieprzowego.

***

Godzinę później Shelle z uśmiechem patrzyła na kruka, który z ogromnym zapałem wcinał podawane przez Aminosa kotlety. Miała wrażenie, że facet przybierał na wadze na jej oczach. Po pierwszych dziesięciu kotletach jego twarz nabrała pełniejszych kształtów i w końcu była bardziej podobny do człowieka. Musiał mieć genialny metabolizm, skoro tak szybko odzyskiwał siły. Kiedy Aminos przyniósł ostatnią porcję, nieznajomy posłał mu szeroki uśmiech i poklepał się po brzuchu.
- Nigdy nie jadłem czegoś tak wspaniałego. - Stwierdził zadowolony, zatapiając się w fotelu. - Wy, ludzie, potraficie z najzwyklejszego produktu zrobić coś niesamowicie pysznego.
- Nie jestem człowiekiem. - Warknął Aminos, na co uniosła w zaskoczeniu brwi. Nie sądziła, że będzie się aż tak wrogo nastawiony.
- Włącza ci się terytorializm? - Zapytała, mierząc go uważnym spojrzeniem.
Otrząsnął się po sekundzie i posłał jej przepraszające spojrzenie.
- Wybacz, przyjacielu. - Powiedział, pochylając lekko głowę przed krukiem. - Nie przywykłem do obecności kogokolwiek innego w tym domu niż jego właścicielki.
   Kruk wzruszył tylko ramionami, jakby niewiele go to obchodziło, po czym poprosił o wskazanie drogi do łazienki. Shelle poprowadziła go korytarzem i zanim zamknął drzwi, wcisnęła mu w ręce miękki ręcznik. Kiedy usłyszała szum wody, wróciła do salonu, miażdżąc Aminosa wzrokiem.
- Zachowuj się, wilkowaty. - Ostrzegła. - Potrzebuję pomocy kruka, a jeśli przez ciebie ucieknie z krzykiem, zabierzesz swoje rzeczy i również odejdziesz.
W jego oczach pojawił się dziwny błysk.
- Wytłumacz mi chociaż dlaczego aż tak bardzo ci zależy na odnalezieniu tego krwiopijcy. - Ściszył głos do szeptu, jakby bał się, że mimo hałasu w łazience, nowy towarzysz ich usłyszy. - Wyrżnęłaś jedną trzecią wampirów w mieście i okolicy, a nie dostałaś żadnej informacji. Może ten palant zdechł, a ty tracisz tylko czas.
- On żyje. - Shelle podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz, obejmując się ramionami. - Wiem to, bo mam wrażenie, że coś należące do niego płynie w moich żyłach. I sądzę, że boleśnie odczułabym jego śmierć.
- Subtelnie chcesz mi oznajmić, że go kochasz?
Rzuciła mu ostre spojrzenie.
- Nie bądź śmieszny. - Wycedziła przez zaciśnięte zęby. - To raczej coś jak niewidzialna, ale silna więź. Nie potrafię tego nawet opisać. Po prostu czuję i wiem, że on żyje, ale nie mogę go namierzyć.
- Nic nie rozumiem z tego bełkotu.
Odruchowo przeczesała palcami splątane włosy.
- Kiedy się mną pożywił... u Sanguisa... po prostu czuję, że nie tylko napił się mojej krwi, ale tak jakby wpompował we mnie część swojej mocy. - Westchnęła ciężko. - Myślisz, że dlaczego tak chętnie na nich wszystkich poluję? Bo mam przewagę. Wyczuwam ich, zanim jeszcze się pokażą. Widzę w ciemności, lepiej słyszę, mam więcej siły. Czuję się jak wampir, ale nie piję krwi, a moje serce nadal bije. - Znów na niego spojrzała. - Rozumiesz, co chcę powiedzieć?
   Zapadła cisza, którą przerwał cichy głos kruka. Nawet nie zauważyli, że skończył się kąpać i od dłuższego czasu po prostu im się przysłuchiwał.
- On cię chroni. - Wyszeptał. - To by wyjaśniało, dlaczego sukinsyn, który do tej pory mnie więził, nie podążył za naszym zapachem i nie próbował nas wykończyć. Byłem pewien, że nam nie podaruje.
Aminos podrapał się po głowie.
- Muszę przyznać, że krukowaty ma rację. - Stwierdził po chwili namysłu. - To troszkę dziwne, że wampir, który został pokonany przez człowieka, nie szuka zemsty. One tak nie postępują. Kiedy ktoś nadepnie im na odcisk, ścigają go dopóki nie upuszczą mu ostatniej kropli krwi.
   Shelle wzruszyła ramionami.
- Niewiele mnie to interesuje. Gdyby się tu pojawił z radością stawiłabym mu czoła. Wyrwałabym mu serce, a później wepchnęłabym mu je do gardła.
   Aminos i kruk wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Wydaje mi się, że znam cię wystarczająco, ale kiedy mówisz takie rzeczy, najzwyczajniej w świecie mnie przerażasz. - Stwierdził jej przyjaciel. - Przeżyłem i widziałem wiele, spotkałem różne istoty; te dobre i te złe, ale ty jesteś wyjątkiem.
- Dziękuję.
- Nie powiedziałem, że to był komplement.
Na te słowa Shelle się roześmiała. Ponownie otuliła się ramionami, zgniatając w dłoni paczkę papierosów.
- Nieważne. - Lekko potrząsnęła głową, odrzucając z twarzy niesforne kosmyki. - Skoro przerażam ciebie, to niedługo połowa nadnaturalnej populacji będzie spieprzać na sam mój widok. To pocieszające i w pewien sposób motywujące. - Zerknęła na niego przez ramię, otwierając balkonowe drzwi. - Na samą myśl o tym mam ochotę postarać się jeszcze bardziej. I nie spocznę dopóki nie odnajdę tego łajdaka.
   Drzwi zasunęły się za nią cicho, a po chwili błysnął ogień zapalniczki.