sobota, 24 maja 2014

- XII -

   Nic tak nie poprawia kondycji i samopoczucia, jak długi, gorący prysznic. Po dwudziestu minutach stania pod bieżącą wodą w końcu zmusiła się, by zakręcić kurki i wyszła z kabiny. Szybko sięgnęła po ręcznik, kiedy owiało ją chłodne powietrze, i wytarła się do sucha. Z tego wszystkiego nie wzięła ze sobą do łazienki żadnych czystych ubrań. Owinęła się więc szczelnie miękkim ręcznikiem i po chwili wyszła na korytarz.
   Silas stał w drzwiach salonu z nietęgą miną i skrzyżowanymi na piersi rękami. Kiedy ją zobaczył, jego ciało znacznie się napięło, ale wyraz twarzy złagodniał. Obrzucił ją szybkim, oceniającym spojrzeniem i westchnął ciężko. Spodziewała się jakiegoś komentarza, ale tym razem trzymał język za zębami. Zamknęła za sobą drzwi i zgasiła światło, po czym bez słowa obróciła się na pięcie, zamierzając udać się do swojej sypialni. Za nim jednak przestąpiła choćby jeden krok, znikąd pojawił się Noctis. W ręku trzymał idealnie poskładane ubrania, które zapewne należały do niej. Uniosła pytająco brew, kiedy jego wzrok także odbył przyjemną wędrówkę po jej pół nagim ciele i w końcu zatrzymał się na twarzy. Oblicze wampira rozjaśnił oszałamiający uśmiech, a Shelle po raz kolejny przyłapała się na tym, że podziwia go znacznie dłużej niż powinna. Był wampirem, w dodatku nie była do końca pewna czy mogła mu ufać, ale... na wszystkie świętości tego świata, był także mężczyzną. I to diablo przystojnym.
- Pozwoliłem sobie pogrzebać w twojej szafie. - Powiedział po chwili, wyrywając ją z zamyślenia. - Muszę przyznać, że masz całkiem pokaźny skład rzeczy nadających się do prowadzenia  rancza, co jest w sumie fajne, ale koniecznie musisz zaopatrzyć się w najnowsze trendy.
   Z uśmiechem wręczył jej ubrania. Kiedy za nie chwyciła, przytrzymał je dłużej, niż było to konieczne.
- Spodziewałem się, że z górnych półek polecą na mnie kowbojskie kapelusze. Poczułem duże rozczarowanie, kiedy zamiast tego znalazłem arsenał z bronią.
   Odwzajemniła uśmiech, a gdy udało jej się przejąć ubrania, wskazała kciukiem na ogromną szafę w korytarzu.
- Kapelusze możesz znaleźć tutaj. - Ponownie otworzyła drzwi od łazienki i szybko do niej czmychnęła, czując, jak zaczynają ją piec policzki. - Cały górny sektor.
   Zamykając za sobą drzwi słyszała jego gromki śmiech i ciche skrzypienie szafy. Kowbojskie kapelusze były jej słabą stroną. Kiedy widziała jakieś na wystawie, które poruszyły jej serce, musiała je po prostu mieć. Choćby po to, by później zalegały w jej szafie. Czasem je nosiła, kiedy upały były prawie nie do wytrzymania, a ona nie miała żadnych zleceń i mogła leżakować u siebie w ogrodzie. W ostatnich dniach zupełnie o nich zapomniała.
   Wciągnęła na siebie ubrania, które przygotował dla niej Noctis i szeroko się uśmiechnęła. Znał ją dość krótko, a jednak wiedział, że nie włoży na siebie nic, co będzie zbytnio krępowało jej ruchy. Dlatego o żadnej sukience czy spódnicy nie było w ogóle mowy. Wampir wybrał dla niej czarne, lateksowe spodnie, które widowiskowo opinały jej nogi, ale pozwalały się swobodnie poruszać; a do tego jedwabną, ciemnoczerwoną koszulę na długi rękaw, z delikatnym żabotem. Zupełnie zapomniała, że miała coś takiego w szafie. Musiał zanurkować w jej głąb, by to wykopać. Związała wilgotne włosy niedbale w ciasny koczek na czubku głowy i spięła wywiniętą grzywkę spinką. Popatrzyła na swoje lustrzane odbicie zastanawiając się, jakim cudem miała się umalować. Co prawda pozbyła się już denerwującego temblaka oraz zbędnych bandaży, ale nadal jej palce nie były do końca sprawne. Klnąc pod nosem i niezdarnie manewrując odrętwiałą ręku, udało jej się delikatnie podkreślić oczy tuszem dodać odrobinę różu na policzki. Z reguły nigdy go nie używała, ale po nocnych przeżyciach jej skóra była przerażająco biała. Nie chciała wyglądać jak żywy trup zwłaszcza, że towarzyszyć jej miał nekromanta. To wszystko było wystarczająco pokręcone.
   Skropliła szyję i nadgarstki perfumami i wyszła z łazienki, cicho stawiając stopy na ciepłych kafelkach. Tym razem ani Silasa ani Noctisa nie było w pobliżu. Na palcach przemknęła do swojej sypialni, gdzie z kosza z praniem wygrzebała czyste, bawełniane skarpetki. Kiedy wciągnęła je na stopy i skierowała do wyjścia, omal nie zeszła na zawał. Silas stał w drzwiach jej pokoju, opierając się ramieniem o futrynę, z rękami skrzyżowanymi na piersi. Miał nieodgadniony wyraz twarzy, ale coś w jego oczach mówiło jej, że z trudem powstrzymywał emocje. Cieszyła się, że jej empatyczne zdolności chwilowo nie działały.
- Jeśli jesteś już gotowa, jedźmy. - Powiedział obojętnym tonem, nadal lustrując ją spojrzeniem. Wyglądał dość dziwnie. Tak inaczej niż zwykle, ale nie mogła odgadnąć, dlaczego.
   Rozejrzała się po pokoju, sięgnęła po małą kopertową torebkę i skinęła głową. Wyminęła go w drzwiach, po czym wciągnęła na stopy buty i skierowała się do wyjścia. Silas podążał za nią jak cień. Wyminął ją dopiero na ganku, kiedy zamykała drzwi na klucz. Bez słowa wsiadł do auta i odpalił silnik. Wskoczyła na siedzenie obok niego, zapięła pasy i obejrzała się do tyłu, gdzie wyciągnięty na siedzeniach leżał wciąż nieprzytomny i skrępowany Ammon. Prychnęła pod nosem. Miała ochotę odpłacić mu się za brutalne traktowanie. Zdusiła w sobie tę chęć i skupiła się na widoku za oknem. Auto gwałtownie wyskoczyło na główną drogę. Kątem oka obserwowała twarz nekromanty, która nadal nie wyrażała żadnych emocji. Jednak napięcie jego ramion oraz sposób, w jaki zaciskał dłonie na kierownicy upewniły ją w przekonaniu, że coś bardzo go zdenerwowało i nie dawało spokoju. Nie zamierzała jednak rozpoczynać rozmowy. Odkąd włamał się do jej umysły, trzymała go na dystans i serwowała mu jedynie chłodne odpowiedzi. Modliła się w duchu, by się nie odezwał, ale jej modlitwy nigdy nie zostawały wysłuchane. Jakikolwiek bóg nad nimi czuwał, nie interesował się jej losem.
- Możesz mi powiedzieć, co ty właściwie wyprawiasz? - Zapytał po chwili, kiedy wjechali w boczną, piaskową drogę prowadzącą prosto do rezydencji Alfy.
- Aktualnie siedzę w twoim dopieszczonym samochodzie i starannie cię ignoruję. - Odparła beznamiętnie, nie odrywając wzroku od rozmywającego się za szybą krajobrazu.
- Pytam o wampira.
- Unikam odpowiedzi.
   Przyhamował tak gwałtownie, że gdyby nie pasy, rozpłaszczyłaby się na przedniej szybie i rozbiła sobie nos. Zamiast tego, pas boleśnie wpił jej się w klatkę piersiową, a ciało Ammona gruchnęło o jej fotel. Rzuciła nekromancie rozwścieczone spojrzenie.
- Odbiło ci? - Warknęła, odpinając pas.
- Wysiadaj.
   Sam otworzył drzwi ze swojej strony i wyskoczył z auta. Kiedy nimi trzasną, samochód się zakołysał. Klnąc pod nosem również opuściła pojazd i ruszyła w jego stronę. Silas wyglądał jak chmura gradowa. Po raz kolejny podziękowała w myślach Noctisowi za "wyłączenie" jej empatycznych zdolności. Gdyby mogła go wyczuć, zapewne zalałaby ją fala gniewu, nienawiści i masa innych negatywnych uczuć. Zamiast tego zdusiła w sobie uśmiech, który niespodziewanie chciał wypłynąć jej na usta, i z beznamiętnym wyrazem twarzy stanęła na przeciw niego, poprawiając nienagannie wygładzoną koszulę.
- Cokolwiek masz mi do powiedzenia, streszczaj się. - Burknęła. - Nie chcę spędzić z tobą więcej czasu niż to konieczne. Poza tym, chciałabym jak najszybciej znaleźć się w domu i odpocząć. Nadal pobolewa mnie głowa.
   Silas potarł czoło, starając się rozluźnić. Niestety nie pomogło. Nadal wyglądał jak pantera szykująca się do skoku na nieświadomą zagrożenia zwierzynę. Mimowolnie cofnęła się o krok, za co skarciła się w duchu. Przerażał ją, ze względu na swoje trupie zdolności, ale nie zamierzała mu tego uświadamiać za każdym razem, kiedy się złościł.
- Niezależnie od tego, co powiem albo zrobię, nadal masz zamiar trzymać mnie na dystans i robić wszystko, by mnie wkurzyć, prawda?
- Nie robię niczego z myślą o tobie.
- Przeprosiłem cię i to nie raz.
- I wydaje ci się, że głupie "przepraszam" załatwi całą sprawę i sprawi, że zapomnę? - Skrzyżowała ręce na piersi, obrzucając go rozwścieczonym spojrzeniem. - Nieproszony wlazłeś do mojej głowy i przeglądałeś moje wspomnienia, jakby były cholernymi spotami reklamowymi w telewizji! To nie jest jak nadepnięcie na odcisk. To raczej mentalny gwałt.
- Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, ale to nie powód, by wprowadzać w nasze sprawy tego krwiopijcę.
- Tak się składa, że ten krwiopijca uratował mi wczoraj życie. - Podniosła dłoń widząc, że otwierał usta. - I nie ważne, co powiesz na jego temat.  Na chwilę obecną ufam mu bardziej niż tobie.
   Silas cofnął się o krok i szarpnął głową, jakby go spoliczkowała. To musiał być cios poniżej pasa, ale nie miała zamiaru za to przepraszać. Nie tylko dlatego, że mimo wszystko chciała go w jakiś sposób zranić, ale także dlatego, że właśnie tak czuła. Złapała się na tym, że łatwiej wybaczyła fizyczną krzywdę niż mentalny uraz. Może miała pokopane priorytety. Sama nie była pewna dlaczego. Bez słowa odwróciła się na pięcie i wróciła do samochodu. Chwilę to trwało za nim Silas do niej dołączył i ruszyli w dalszą drogę, ale cieszyła się, że w końcu przestał z nią rozmawiać. Cisza była krępująca i przytłaczająca, ale wolała to niż niepotrzebną wymianę zdań, która i tak by ich do niczego konkretnego nie zaprowadziła.
   Ammon dał pierwszy znak bolesnego wybudzenia, kiedy zatrzymano ich przed główną bramą. Jęknął, starając się podciągnąć na siedzenie, z którego wcześniej się zsuną podczas hamowania, ale nie podniósł głowy, by sprawdzić, gdzie dokładnie się znajdował. Shelle spojrzała na niego przez ramię, po czym otworzyła okno i obrzuciła ochroniarza pobieżnym spojrzeniem. Coś było nie tak skoro był uzbrojony po zęby. Nawet kiedy pierwszy raz przyjechała do rezydencji, nie zauważyła u żadnego z ochroniarzy broni. Nawet małego sztyletu, jakby wierzyli w swoją nadprzyrodzoną siłę. Teraz wyglądali jak komandosi wybierający się na wrogi teren. Do czarnych bojówkowych spodni mieli przypięte pasy z dodatkową amunicją, sztylety i granaty. Byli skupieni i ostrożni.
   Mężczyzna podszedł do jej okna i kiwnął Silasowi na powitanie. Miała ochotę głośno odkaszlnąć, przypominając mu o swoim istnieniu, ale w ostatniej chwili się powstrzymała.
- Byłam umówiona z Sanguisem. - Powiedziała spokojnie, choć w środku cała drżała. Miała złe przeczucia, choć nie potrafiła tego wyjaśnić.
- Żadnych odwiedzin. - Typowy żołnierz. Idealnie prosta postawa, ręce splecione za plecami. - Dostaliśmy rozkaz nie wpuszczać i nie wypuszczać nikogo. Przykro mi.
   Zazgrzytała ze złości zębami i zerknęła na Silasa, który również wyglądał na zaskoczonego. Wzruszył jedynie ramionami i oparł głowę o zagłówek. Prychnęła, szarpiąc klamką, i wyskoczyła z auta. Ochroniarz cofnął się o krok, a jego wielka i silna dłoń wylądowała na kolbie pistoletu. Ostrzegawczo odpiął zatrzask i zacisnął na niej palce. Nie chciała wracać do domu z myślą, że jeszcze przez jeden dzień będzie musiała przetrzymywać wilkołaka w piwnicy. Musiałaby poprosić Noctisa o pomoc, a nie chciała mieć u niego więcej długu. Uratowanie życia wystarczyło.
- Powiem to raz i bardzo spokojnie, - zaczęła, zaciskając dłonie w pięści. - Zabieraj dupę do swojej kontrolnej budki i wykonaj jeden bardzo ważny telefon do Alfy. Powiedz mu, że przyjechałam i żądam natychmiastowej rozmowy.
- Dostałem jasne rozkazy i nie mogę...
- Gówno mnie to obchodzi. - Szarpnęła tylnymi drzwiami auta i szeroko je otworzyła. - Mam ci go wyrzucić tutaj, czy pozwolisz mi wjechać na posesję?
   Wilkołak wahał się przez dłuższą chwilę, a kiedy już była niemal pewna, że będzie musiała wrócić do domu z niczym, w końcu ruszył do budki. Obserwowała go uważnie, kiedy tłumaczył coś przez telefon, a kiedy do niej wrócił, brama zaczęła się otwierać. Nie odezwał się ani słowem. Skinął jedynie na nią głową i wrócił do bezczynnego i nudnego stania na drodze. Shelle wskoczyła do auta i mocno trzasnęła drzwiami. Brama otwierała się powoli sprawiając, że denerwowała się co raz bardziej. W końcu wjechali do środka i po kilkunastu minutach dojechali pod sam dom Alfy, gdzie Silas zaparkował najbliżej głównych schodów. Sanguis czekał na nich u ich stóp, mocno zaciskając szczęki. Nie potrzebował empatii by wiedzieć, że był wściekły. Stał sztywno, na lekko rozchylonych nogach, splatając dłonie na piersi. Tego dnia miał na sobie zielony sweter i ciemne jeansy, które opinały jego nogi niczym druga skóra. Gdyby nie powaga sytuacji, zapewne podziwiałaby go dłużej, ale jego spojrzenie ostrzegało, że nie był w nastroju do flirtów.
   Wysiadła z auta najszybciej jak mogła i, nie czekając na Silasa, ruszyła w stronę wilkołaka. Nie miała zamiaru bawić się w kotka i myszkę dlatego od razu przeszła do ataku.
- Wystawiłeś mnie. - Warknęła, zatrzymując się przed nim na wyciągnięcie ręki.
   Zamrugał zaskoczony, a gniew z jego oczu nagle się ulotnił. Napięcie z jego ramion zniknęło, ale nie całkowicie. Zapewne męczyło go coś, co nie miało z nimi nic wspólnego. Nie chciała wiedzieć, co to było, chociaż miała przeczucie, że niewiedza nie potrwa zbyt długo.
- O czym ty mówisz? - Zapytał, wciskając dłonie do kieszeni ciasnych spodni.
- Gdzie, do jasnej cholery, były wczoraj twoje wilki? Gdzie były, kiedy miały siedzieć mi na ogonie i pilnować, by ten psychol mnie nie pożarł?
- Tam, gdzie być powinny. - Jego oczy nagle stały się ciemniejsze. - Wymknęłaś się im i liczyłaś na to, że będą cię szukać po okolicy?
   Prychnęła z niedowierzaniem, wywracając oczami.
- Weszłam do klubu, jak mi poleciłeś. Wypiłam drinka za nim pojawił się twój przyjaciel. A kiedy udało mi się go wyciągnąć na parking, twoich psów nigdzie nie było. - Zwęziła oczy, uważnie przyglądając się jego twarzy.
- Słyszałem coś zupełnie innego.
   Szedł w zaparte, ale nie spodziewał się, że miała asa w rękawie. Klnąc pod nosem podeszła do auta i gwałtownie otworzyła drzwi. Ciasno związane ciało Ammona bezwładnie opadło na chodnik. W ostatniej chwili podtrzymała stopą jego głowę, by czasem jej nie rozbił. Sanguis głośno wciągnął powietrze, ale nie ruszył się z miejsca. Jego wzrok skakał od nieprzytomnego wilkołaka do niej. Odsunęła się na bok, ułatwiając mu dostęp.
- A może zabierzesz wilczka na przyjazną pogawędkę i dowiesz się, jak było na prawdę? - Delikatnie kopnęła Ammona w żebra, przez co zajęczał przeciągle. Miała ochotę wbić mu obcas trochę niżej. Wróciła na swoje wcześniejsze miejsce i spojrzała Sanguisowi prosto w oczy. - Nigdy więcej mnie nie wystawiaj. - Syknęła przez zaciśnięte zęby. - Możesz być samym bogiem wilków, ale jeśli mnie wkurzysz, przyjdę po ciebie.
   Ku jej zdziwieniu, Alfa głośno się roześmiał. Uniosła w zdziwieniu brwi, rzucając pobieżne spojrzenie Silasowi. On również wyglądał na zaskoczonego. W sumie ten wyraz wcale nie znikał z jego twarzy. Sanguis śmiał się tak długo i głośno, że w kącikach jego oczu pojawiły się łzy. Kiedy je otarł i znacznie się uspokoił, jego usta rozciągnęły się w zniewalającym uśmiechu. Zaparło jej dech w piersiach. Szybko jednak odzyskała nad sobą panowanie, przestępując niecierpliwie z nogi na nogę. A to podobno kobiety są zmienne i lawirują między skrajnymi uczuciami.
- Jesteś bardzo odważna. - Skwitował w końcu, przeczesując palcami lśniące włosy. - Grożenie Alfie jeszcze nikomu nie wyszło na zdrowie.
- To nie groźba tylko ostrzeżenie. - Podparła się pod boki. - Nie pogrywaj ze mną. Bardzo tego nie lubię.
- Rozumiem. - Pokiwał jedynie głową i znacznie się do niej zbliżył. - Może opowiesz mi, co się właściwie wydarzyło przy kolacji? O ile pamiętam, byliśmy na dzisiaj umówieni.
- Wydawało mi się, że masz spore problemy skoro wzmocniłeś straż.
   Wzruszył tylko ramionami i znów się zachęcająco uśmiechnął. Cholera. Tak bardzo chciała mu odmówić i wrócić do domu. Marzyła o bardzo długiej kąpieli z kieliszkiem dobrego wina i sutym posiłku. A przede wszystkim marzyła o samotności. Pragnęła jej tak mocno, że to aż bolało. Działo się coś dziwnego, co musiała odkryć. Wierzyła, że podczas kolacji uda jej się nawiązać niezobowiązującą rozmowę i Sanguis sam jej wszystko opowie. Westchnęła ciężko i natychmiast złagodniała.
- Z przyjemnością zjem z tobą kolację. - Powiedziała w końcu.
   Uradowany wilkołak wykonał jeden szybki telefon i po chwili pojawiła się czwórka zupełnie jej nie znanych ochroniarzy. Pochwycili Ammona i zaciągnęli go do najbliższego budynku. Silas nerwowo spoglądał w ich stronę, ale się nie odezwał. Nie chciała wiedzieć, co chodziło mu po głowie, chociaż miała przeczucie, że miało to związek z Noctisem. Kiedy Sanguis wyciągnął do niej dłoń, delikatnie ją ujęła i pozwoliła się zaprowadzić na tyły domu. W tej części jeszcze nigdy nie była. W ogóle nie miała okazji zwiedzić jego rezydencji choćby po to, by rozejrzeć się za jego tajnym laboratorium, o którym wspominał jej zleceniodawca. Rzadko kiedy przebywała na terenie Alfy, a jeśli się tam pojawiała to zwykle tylko na chwilę. To znacznie utrudniało jej zadanie, ale nie chciała wzbudzać żadnych podejrzeń. Miała nieograniczoną ilość czasu na pozbycie się go. Musiała się jednak wziąć w końcu do roboty. Najwidoczniej faza zrobienia dobrego wrażenia i zdobycia zaufania właśnie minęła. Wystarczyło teraz odnaleźć laboratorium, zniszczyć jego lata pracy i zastrzelić go jak psa. Jasne, jakby to było takie proste.
   Na drewnianym tarasie z drugiej strony domu czekał na nich suto zastawiony stół. Wilkołaki musiały mieć zabójczy metabolizm skoro potrafiły wepchnąć w siebie tyle tuczącego jedzenia nie bojąc się o konsekwencje w postaci zwałów tłuszczu. Tego zazdrościła im najbardziej. Na samą myśl, że po takiej kolacji będzie musiał przebiec masę kilometrów, zachciało jej się płakać. Nic tak nie wkurza kobiety bardziej, jak nadmiar tłuszczyku.
   Sanguis, jak na gentelmena przystało, odsunął jej krzesło i pomógł usiąść. Rozwinęła białą serwetkę i ułożyła ją na kolanach. Poczekała aż sam zasiadł za stołem, po czym oboje zabrali się w milczeniu do jedzenia. Po kilkunastu minutach Alfa w końcu przerwał ciszę.
- Opowiedz mi o wczorajszym zajściu. - Poprosił łagodnie.
   Upiła łyk wody, chcąc zwilżyć usta i zaczęła opowiadać. Roztropnie pominęła udział Noctisa w całym zajściu, chociaż wspomniała, że miała nie lada problem z jakimś wampirem podczas wejścia do klubu, co później utrudniło jej planowane wykonanie zadania. Całą resztę przedstawiła w wielkim skrócie, przypominając mu, że może posłużyć się Silasem, by przejrzeć wspomnienia Amonna. Dopiero wtedy zauważyła, że nekromanty z nimi nie było, chociaż dałaby sobie rękę uciąć, że szedł za nimi. Odgoniła jednak od siebie te myśli. Był dorosły i dawał sobie radę sam przez cały ten czas. Nie powinna się o niego martwić.
- To dziwne. - Powiedział po dłuższej chwili, kiedy skończyła mówić. - Zdano mi zupełnie inny raport.
- Masz sabotażystę w swoich szeregach, więc radziłabym ci uważać. - Upiła kolejny łyk wody i wytarła dłonie w serwetkę.
- To by wyjaśniało fakt, że podczas twojego wypadu do klubu ktoś próbował włamać się do mojego laboratorium. - Bingo! Wiedziała, że w końcu się wygada. - I szczerze przyznaję, że byłaś pierwszą podejrzaną.
- Och, dziękuję za uznanie. - Uśmiechnęła się lekko. - Szkoda tylko, że do tej pory nie wiedziałam o jego istnieniu. Nad czym pracujesz?
   Posłał jej podejrzliwe spojrzenie, ale zaraz się uśmiechnął.
- To tajemnica, ale może kiedyś ci pokażę. - Nalał sobie do kieliszka czerwonego wina. - W takim razie powinienem uważnie przyjrzeć się swoim wilkom.
- Owszem. - Pokiwała głową. - Chyba, że sabotażystą jest Silas.
   Alfa gwałtownie pokręcił głową.
- On nie byłby do tego zdolny. Poza tym przez ten cały czas był ze mną.
- Więc przetrząśnij swoją watahę. - Wzruszyła niedbale ramionami. - Ktoś musi być za to odpowiedzialny chociaż wątpię, by był to wilk z niższego szczebla. Nikt normalny nie posłuchałby rozkazu żółtodzioba, prawda?
- Dobrze główkujesz. - Posłał jej kolejny rozbrajający uśmiech, a ona prawie pożałowała, że prędzej czy później będzie musiała go zabić. - A jeśli  już mówimy o Silasie. Zażegnaliście swój mały kryzys?
   Pokręciła głową. Cholera, będzie musiała mu darować, jeśli chcieli nadal ze sobą współpracować. Alfa nie musiał wtrącać się w ich sprawy.
- Nie potrafię mu zaufać, - przyznała szczerze. - Mimo wszystko boję się, że któregoś dnia znowu wlezie do mojej głowy. To nie jest takie proste, jak się wydaje.
- Rozumiem, ale nie chcę by dwoje moich najlepszych ludzi nie potrafiło się dogadać przez coś takiego. Zwłaszcza teraz.
- Obiecuję z nim porozmawiać, ale potrzebuję trochę czasu żeby to sobie poukładać. Ciężko mi się myśli, kiedy kręci się po moim domu i zagląda przez ramię.
   Sanguis zaśmiał się cicho, wycierając usta białą serwetką.
- W takim razie wyświadczę ci przysługę i unieruchomię go na pewien czas. - Nalał sobie do kieliszka czerwonego wina. - W związku z chaosem, jaki u mnie panuje, przyda mi się para zaufanych rąk do pracy. Przez najbliższy tydzień  go nie zobaczysz.
- Nawet tutaj?
   Pokręcił głową i spojrzał jej prosto w oczy. Nagle spoważniał, co wywołało ciarki na całym jej ciele.
- Tym bardziej tutaj. - Wychylił się w jej stronę. - Daję ci przymusowy urlop. Nie chcę cię tu widzieć przez ten czas.
   Zamrugała zaskoczona i zmrużyła oczy. Jeśli  coś kombinował, Silas będzie miał go na oku. Mimo wszystko wolałaby sama go pilnować.
- Dowiem się chociaż dlaczego?
   Kąciki jego ust drgnęły lekko, ale uśmiech się nie pojawił. Za to dziwne ogniki zatańczyły w jego oczach sprawiając, że wydawał się być jeszcze bardziej przystojny niż do tej pory. Oddech uwiązł jej w gardle.
- Zbliża się pełnia. Wolałbym byś nie stanęła mi na drodze. Tym bardziej innym wilkom.
- Potrafię się obronić.
- Nie wiesz zbyt wiele o zwyczajach wilkołaków, prawda? - Mimo, iż  wyglądał na rozluźnionego, jego ramiona nadal pozostawały napięte. Rozsiadł się wygodnie na krześle i wziął do ręki kieliszek. Przez chwilę patrzył jak czerwony płyn obmywa szklane ścianki. Miała wrażenie, że jego milczenie trwało godziny. - Dni poprzedzające pełnię, sama pełnia i kilka dni po niej, są dla nas szczególnie ważne. Głównie ze względów rozrodczych. - Przeniósł spojrzenie na nią, przez co zadrżała. - Nadejście księżyca celebrujemy seksem, winem i jedzeniem. Jesteśmy nienasyceni; rozpiera nas energia, która nie znajduje ujścia. To sprawia, że nie do końca nad sobą panujemy. Dlatego nie chcę byś tu była. Rzadko zdarza się wilkołakowi zabicie człowieka podczas inicjacji, ale można was skrzywdzić na wiele innych sposobów.
   Przełknęła to, co jeszcze miała w ustach i skupiła na nim całą swoją uwagę.
- Co masz na myśli?
- Podczas pełni ciało i umysł wilkołaka nadają na jednej fali : rozmnażanie. Bierzemy w posiadanie nasze kobiety, jedną po drugiej, z nadzieją, że któremuś z  wilków uda się je zapłodnić. One nie stawiają żadnego oporu, bo ich ciała i umysły także tego chcą. Są na nas gotowe i zniosą wszystko, czego nie można powiedzieć o ludzkim ciele. - Omiótł ją oceniającym spojrzeniem i uśmiechnął się lekko. - Twoje nie zniosłoby całodobowego seksu z wieloma partnerami, czasami z wieloma na raz. Nie mógłbym ci obiecać, że nic ci się nie stanie, bo sam bym nad sobą nie panował. Narażasz się dla mnie wystarczająco, dlatego nie chcę byś tu była. Rozumiesz?
   Miała problem, by powiedzieć cokolwiek. Zamiast tego pokiwała tylko głową, wciąż próbując sobie wyobrazić, co tak właściwie będzie się działo na terenie rezydencji przez następny tydzień. Nie ważne, jak bardzo się starała, jej wyobraźnia nie potrafiła wykreować takich obrazów. A może po prostu jej umysł nie chciał ich widzieć. Nie wiedziała, czy powinna mu być za to wdzięczna, czy go przeklinać. Przełknęła tylko ślinę, wciąż nie odrywając wzroku od wilkołaka, i mimo wszystko wyobraziła go sobie nago. Genialnie prezentował się w codziennym stroju, więc bez niego musiał być jeszcze lepszy. Potrząsnęła głową, starając się wyrzuć z niej niecenzuralne myśli. Był jej celem, a nie potencjalnym kandydatem na partnera.
- Nie ukrywam, że chciałabym to zobaczyć, ale strach nie pozwoli mi się ruszyć z domu. - Powiedziała po chwili, ciesząc się, że głos jej się nie załamał.
- To bardzo rozważne. - Odstawił kieliszek na stół i podniósł się z krzesła. Zrobiła to samo. - Dziękuję, za towarzystwo, ale teraz muszę cię przeprosić i wrócić do pracy. Pewien wilkołak nie może doczekać się rozmowy ze mną.
   Uśmiechnęła się na te słowa. Cokolwiek Noctis zrobił ze wspomnieniami Ammona, miała nadzieję, że przedstawił ją w dobrym świetle. Podejrzewała, że to Silas będzie tym, który włamie się do jego umysłu, więc mimo wszystko była kryta. Mogła spokojnie wrócić do domu i cieszyć się urlopem. Sanguis ucałował jej dłoń na pożegnanie i zniknął za szklanymi drzwiami, prowadzącymi do wnętrza domu. Chwilę później pojawił się jeden w wielkich i groźnie wyglądających wilkołaków, i odprowadził ją na parking, gdzie czekało na nią auto z kierowcą. Zajrzała do samochodu i westchnęła. Spodziewała się młodego wilkołaka, który dzień wcześniej zawiózł ją do klubu, ale zamiast niego miejsce kierowcy zajmował nieznany jej osobnik, o ostrych rysach twarzy i bardzo smutnych oczach. Ucieszyła się, że nie była w stanie wyczuć jego emocji. Wśliznęła się na miejsce pasażera, bez słowa zapięła pasy i pozwoliła zawieźć się z powrotem do domu.

_____________________________
Przeskanowałam ten rozdział kilka razy, wyłapałam kilka błędów i je poprawiłam. Gdyby jeszcze jakieś się pojawiły - nakierujcie mnie.
Och, oczywiście, że wiem, że ostatnimi czasy jestem cholernie niesłowna. Zdaję sobie z tego sprawę i wierzcie mi, nie jestem z tego zadowolona. -,-" Ale nie będę się głupio tłumaczyć :P Czasem nie starcza mi czasu choćby na obejrzenie filmiku na yt, a co dopiero przeczytanie, sprawdzenie i wstawienie notki xD
Zrobiło się bardzo ciepło, więc po przeczytaniu nowego rozdziały wyganiam Was na zewnątrz! Przestańcie kisić się w domu i wyjdźcie na słoneczko :) Ja już mam całkiem fajną opaleniznę :D
Pozdrawiam! ^^
 

czwartek, 8 maja 2014

- XI -

   To się nie działo na prawdę. Nie mogło. Po prostu nie powinno tak być.
Siedziała na kanapie w salonie z zimnym kompresem na czole, starając się ignorować podniesione głosy dwóch mężczyzn, którzy za nic w świecie nie chcieli rozumieć, w jak podłym stanie się znajdowała. W głowie wciąż jej huczało, chociaż zażyła już garść przeciwbólowych tabletek. W ustach nadal czuła posmak żółci, od porannych wymiotów, a jej ciało z trudem odpowiadało na bodźce, jakie wysyłał mózg. Hałas narastał, przez co zazgrzytała zębami. Równie dobrze mogłaby teraz znajdować się na polu, gdzie na jej cześć strzelano by z armat. Jeszcze nigdy nie czuła się tak paskudnie. Zapadła się w kanapę, starając się uniknąć plam słońca, które przedzierało się do pokoju przez źle zasłonięte kotary.
- Naraziłeś ją na niebezpieczeństwo! - Wrzasnął Silas, energicznie wymachując rękami. - Gdyby któryś z wilków Sanguisa cię wtedy zobaczył...
- Pomyślałby, że jestem kolejnym wampirem, który szuka darmowej przekąski i korzysta z okazji. - Prychnął Noctis, krzyżując ręce na piersi.
   Od dobrych kilkunastu minut obrzucali się najróżniejszymi wyzwiskami, wytykając sobie swoje błędy. Shelle zerknęła na nich spod przymrużonych powiek. W jej dziecięcych marzeniach zawsze pojawiali się dwaj przystojni mężczyźni, którzy walczyli o jej względy, a ona nigdy nie mogła się zdecydować, którego z nich wybrać. Dorosłe życie było skomplikowane, a jej bardziej pokopane.
- Pragnę wam przypomnieć, że nadal tu jestem i cierpię... - jęknęła, obrzucając ich groźnym spojrzeniem.
   Żaden z nich nie zareagował na jej słowa. Silas zrobił kilka kroków w stronę wampira, zaciskając mocno pięści. Noctis ani drgnął. Nadal stał oparty plecami o ścianę, ale jego obsydianowe oczy uważnie śledziły każdy ruch nekromanty.
- Zostawiliście ją bez żadnej ochrony. Gdybym jej nie obserwował i nie zjawił się na czas, mielibyście zgwałconą i skatowaną kobietę w swoich szeregach. - Ciągnął Noctis, nie przejmując się groźnym wyrazem twarzy Silasa. - Żadnego z wilków twojego pana tam nie było. Nawet w okolicy. Co ciekawsze, w promieniu pół kilometra, nie licząc klubu, nie było żadnego wilkołaka. To powinno dać wam do myślenia.
   Mężczyzna zatrzymał się w pół kroku, przechylając lekko głową. Zawsze tak robił, kiedy nad czymś intensywnie myślał. Shelle jedynie wywróciła oczami, czego od razu pożałowała. Ból eksplodował w centrum jej głowy, wyciskając jej z ust jęk.
- To niemożliwe. - Nekromanta pokręcił z niedowierzaniem głową. - Sanguis przy mnie wysłał cały samochód wilków, by zajęli się Ammonem, a Shelle odwieźli do domu. Byłem z nim przez cały czas. Nie był w stanie tego odwołać, a przynajmniej tak, bym tego nie zauważył.
- W takim razie ktoś was sabotuje.
- Sanguis selektywnie dobiera sobie wilki. Jest ostrożny i skrupulatny. Każdy, kto zasila jego szeregi składa najpierw przysięgę Alfie i stadu. Nie jest tak prosto ją złamać.
- Ale na pewno można ją w jakiś sposób obejść, jak każdą przysięgę. - Wampir machnął ręką, jakby odganiał się od natrętnego owada. - Czy ty i Shelle jakąś składaliście?
- Nie. Nigdy nie będziemy należeć do stada, więc to mijałoby się z celem.
- Więc równie dobrze to ty mogłeś to wszystko zaaranżować.
   To ostatnie zdanie zawisło na długo w powietrzu. Mężczyźni nadal patrzyli na siebie, a ich oczy błyszczały. Zrzucanie na siebie winy było jedynie stratą czasu, czego najwyraźniej nie rozumieli. Lub po prostu się tym nie przejmowali. Męskie walki terytorialne powinny być zakazane. Nic dziwnego, że na świecie wiecznie dochodziło do wojen.
- Pracuję z nią. - Silas cedził słowa przez zaciśnięte zęby. - Nie naraziłbym jej życia. Ale, o ile dobrze pamiętam, to ty nasłałeś na nią zombie.
- Owszem. - Wampir pokiwał głową. - Jestem potężny, ale nie na tyle, by zarządzać watahą wilków. Żaden z tych psów nigdy nie współpracował w żadnym stopniu z moim gatunkiem. Wątpię, by jakikolwiek wampir, nawet bardzo stary, był w stanie okiełznać i usidlić Dziecko Księżyca.
- To nie zmienia faktu...
- To wszystko zmienia. - Przerwał mu Noctis, odpychając się od ściany. - Kiedy doszliśmy z Shelle do porozumienia, zaniechałem wszelkich prób zastraszenia jej. Jeśli jeszcze nie zauważyłeś, jestem po waszej stronie.
- Wampirom nie wolno ufać. - Stwierdził stanowczo Silas, nerwowo przestępując z nogi na nogę. Z języka jego ciała wyczytała, że obawiał się jej nowego kompana. Ciekawiło ją, dlaczego. - Pogrywacie w dziwne gierki i nie potraficie być lojalni nawet względem swoich stwórców, a co dopiero ludzi.
- Ty nie jesteś człowiekiem.
- Oczywiście, że jestem! Tylko lepiej uzdolnionym.
   Noctis prychnął pod nosem i ruszył w jej stronę. Obserwowała go spod przymrużonych powiek. Powoli zdjął jej z czoła kompres i ponownie zamoczył go w misce z lodowatą wodą. Kiedy położył go z powrotem na jej czoło, jęknęła z ulgą. Może wcale nie był taki zły skoro się o nią troszczył. Albo najzwyczajniej w świecie miał w tym swój interes. Mimo wszystko, była mu cholernie wdzięczna. Odkąd w jej domu pojawił się Silas, choć wyraźnie zabroniła mu tego, wampir nie opuszczał jej na krok i nie dopuszczał do niej nekromanty. Kiedy próbował się zbliżyć, Noctis zagradzał mu drogę i syczał ostrzegawczo. Musiała przyznać, że cieszył ją taki obrót spraw. Nie chciała, by nekromanta ją dotykał nawet, jeśli miałby tylko zmienić jej okład. Miała dość jego obecności - nie ważne czy w domu czy w swojej głowie.
- Czy teraz, z łaski swojej, zamkniecie w końcu jadaczki i pozwolicie mi w spokoju wykitować? - Rzuciła oschłym głosem, zapadając się głębiej w poduszki. - Głowa mi pęka od waszego pieprzenia. Wyjdźcie na zewnątrz, jeśli chcecie dalej skakać sobie do gardeł.
- Czymkolwiek ten wilkołak cię nafaszerował, definitywnie znika to z twojego ciała. - Noctis uśmiechnął się szeroko, błyskając kłami. Na ten widok wstrząsnął nią dreszcz. - Znów jesteś sobą.
   Uniosła wymownie brwi.
- A nie byłam? - Zapytała.
   Kiedy pokręcił z uśmiechem głową, cofnęła się myślami do tamtych chwil. Niewiele z tego pamiętała. Miała jedynie kilka przebłysków świadomości, głównie jak wymiotowała.
- Byłaś uroczą, kokieteryjną i napaloną kobietą. - Wzruszył ramionami na widok jej miny. - Najwidoczniej to świństwo zabiło w tobie sukę. I z jednej strony żałuję, że nie znam składu ani nazwy tego narkotyku. Podawałbym ci go w kawie.
   Uśmiechnęła się szeroko.
- Zanotowałam w pamięci, by nigdy nie przyjmować od ciebie żadnego napoju. - Zamknęła oczy. - Czy to nigdy nie minie? Mam ochotę wywlec tego wilka z piwnicy i przemeblować mu twarz, ale boję się, że nie jestem w stanie stać samodzielnie na nogach.
- Macie wilka w piwnicy? - Silas wyglądał tak, jakby ktoś zdzielił go porządnie w twarz. I to za nic. - Ammona?
- Nie, pierwszego lepszego, który chodził po ulicy. - Prychnął wampir, wstając z kanapy. - Oczywiście, że Ammona.
- To bardzo niedobrze. - Nekromanta przysiadł na skraju fotelu, kręcąc energicznie głową. - Wszystko się wyda. Jeśli go teraz zabijemy, Sanguis będzie wściekły. Nie możemy go też oddać w jego łapy, bo dowie się o tobie, szablozębny.
- Już się tym zająłem. Wyczyściłem mu część pamięci i dodałem kilka nierealnych wspomnień. Według niego, wyszedł z Shelle na parking i próbował swoich sztuczek, ale mimo podania jej tak silnego narkotyku, była cholernie szybka i sprawna. Poradziła z nim sobie. Kolejne wspomnienia zaczną się dopiero w drodze do Alfy, o ile się ocknie.
- W mojej głowie też grzebałeś? - Odezwała się nagle Shelle, siadając prosto na kanapie. Strach szeroko otworzył jej oczy. - Zrobiłeś coś, czego nie powinnam pamiętać, i dlatego mam zaniki?
   Ku jej zdziwieniu, wampir roześmiał się głośno. Jego śmiech był przyjemnym, wiosennych tchnieniem wiatru, który otulił jej nagie ramiona. Powstrzymała się od głośnego westchnięcia.
- Luki w twojej pamięci to wynik narkotyku, a nie moje sztuczki. Poza tym, nie wchodzę tam, gdzie mnie nie zapraszają. - Jego obsydianowe oczy zamigotały przyjaźnie. Najwyraźniej próbował coś zasugerować. Chyba nie pamiętała czegoś bardzo ważnego. - Zauważ jednak, że nadal nie działa twoja empatyczna część.
   Dopiero, kiedy o tym wspomniał dotarło do niej, że to prawda. Nie wyczuwała ich emocji. I całe szczęście, bo wystarczająco męczyła się z własnymi. Cokolwiek jej wtedy zrobił, była mu za to wdzięczna. Nawet, jeśli w przyszłości miała ponieść tego konsekwencje. Silas podszedł do niej, nie zwracając uwagi na ostrzegawcze syczenie wampira. Popatrzyła na nich obu i uśmiechnęła się szeroko. Milo było obserwować walkę o nią, a nie z nią. Nekromanta spojrzał jej w oczy, jakby chciał coś z nich wyczytać, a później przeniósł swoje groźne spojrzenie na wampira i zmrużył oczy.
- Co jej zrobiłeś? - Warknął, odsuwając na bok nogą mały stolik do kawy, by utorować sobie drogę do mężczyzny.
- To, czego ty nie umiałeś, kiedy wdarłeś się do jej delikatnego umysłu i obudziłeś tę część, która z jakiegoś niewiadomego dla mnie powodu, została zapieczętowana wiele lat temu. - Noctis wzruszył ramionami i elegancko opadł na fotel. - Nie baw się telepatią, jeśli nie umiesz z niej porządnie korzystać. Narobisz więcej szkód niż to warte.
   Kompres opadł na jej kolana z głośnym plaśnięciem, kiedy gwałtownie się wyprostowała. Koc, którym do tej pory okrywała swoje nogi, zsunął się na podłogę. Na szczęście za duża, czarna koszulka zasłaniała jej uda i majtki. Nie zwróciła na to najmniejszej uwagi. Wpatrywała się oszołomiona w wampira, jakby zobaczyła go po raz pierwszy w życiu. Głowa znów zapulsowała bólem, ale udało jej się go zignorować.
- O czym ty mówisz, do jasnej cholery? - Miała ochotę siłą wydusić z niego jakiekolwiek informacje, chociaż dobrze wiedziała, że nie musiała się do tego posuwać. Jednak w tym momencie potrzebowała kogoś lub coś stłuc, żeby wyładować kumulującą się w niej od dłuższego czasu frustrację.
- Możesz tego nie pamiętać, ale najprawdopodobniej ktoś zablokował twoje parapsychiczne zdolności, kiedy jeszcze byłaś dzieckiem. - Wzruszył ramionami, jakby była to nic nie warta uwaga. - Sama zdecyduj, czy powinnaś tego kogoś za to przeklinać czy mu dziękować. Empatia jest jednym z twoich talentów.
- Jednym z wielu? - Dopytywała, łamiącym się głosem. - Co masz na myśli?
- To, że może ich być więcej. Ta część umysłu, która odpowiada za magiczne lub parapsychiczne talenty jest u ciebie nad wyraz aktywna. - Uśmiechnął się do niej pocieszająco. - Nie musi to jednak oznaczać, że nagle wszystko do ciebie wróci i zaczniesz rozmawiać ze zmarłymi albo czytać innym w myślach. Równie dobrze empatia może być jedynym darem, który się w tobie uaktywni, a reszta nadal będzie uśpiona.
- To nie może być prawda... - Shelle ukryła twarz w dłoniach i podkuliła pod siebie nogi. - Miałam być normalna.
   Noctis prychnął, wstając gwałtownie z fotela. Obrzucił ją ostrym spojrzeniem, jakby właśnie go obraziła.
- Wy, ludzie, macie pokręcone wyznaczniki wartości. - Wysyczał, zaciskając dłonie w pięści. - To, co dla innych jest bezcennym darem, dla was jest utrapieniem, pozbawiającym was człowieczeństwa i normalności. Nic więc dziwnego, że mordujecie siebie na wzajem, wykrzykując te wszystkie brednie o czarownicach, bogach i diabłach.
   Przez chwilę mierzyli się ostrymi spojrzeniami. Silas wodził między nimi wzrokiem. W końcu wampir ustąpił i wyszedł z salonu. Shelle z powrotem opadła na kanapę, kładąc zdrową rękę na oczy. Miała dosyć nienormalności, która szerzyła się wokół niej jak zaraza, odkąd zgodziła się pracować dla Sanguisa. Jęknęła zrezygnowana, kiedy przypomniała sobie o wieczornym spotkaniu z szefem. Nie miała na to siły i chociaż jeden wieczór chciała spędzić samotnie w domu.
- Jak tylko słońce zacznie zachodzić, pojedziemy do Alfy. - Oświadczyła stanowczo, wpatrując się w sufit. - Dostarczymy mu Ammona, odmówię spotkania, na które się wczoraj zgodziłam i wrócę do domu. - Posłała mu ostre spojrzenie. - Bez ciebie. Nadal jestem na ciebie wściekła i nie chcę cię tutaj.
- Potrzebujesz mnie, zwłaszcza teraz, kiedy kręci się wokół ciebie ta pijawka. - Silas przysiadł na fotelu obok, wbijając w nią poważne spojrzenie.
- Mam świetny słuch, Trupia Główko. - Krzyknął Noctis, zapewne z kuchni.
    Po chwili do nozdrzy Shelle dotarł zapach świeżo parzonej kawy. Ślinka napłynęła jej do ust. O tak, najwidoczniej jej organizm potrzebował dużej dawki kofeiny. Wątpiła, by była wstanie wyjść na taras, by zapalić. Tym razem musiała to sobie odpuścić. Zerknęła tęsknie na balkonowe drzwi i zmarszczyła w zamyśleniu czoło. Był środek dnia. Słońce niemalże wypalało suchą już trawę, rozlewając plamy swojej ognistej poświaty. Przeniosła spojrzenie na Silasa, który najwyraźniej nadążał za jej tokiem rozumowania, bo tylko wzruszył ramionami. Kiedy Noctis wszedł do salonu z największym kubkiem kawy, jaki miała w domu, szybko przeniosła wzrok na niego. Patrzyła jak z gracją przeciska się między sztywnymi kolanami Silasa, a szklanym stolikiem do kawy, by po chwili bezszelestnie przysiąść na skraju kanapy tuż obok niej. Nawet, kiedy podał jej kubek i popatrzył na nią zatroskany, nie przestawała mu się przyglądać. W końcu uśmiechnął się lekko i poklepał pocieszająco po zaciśniętej na kubku dłoni.
- Pytaj, inaczej ciekawość zeżre cię od środka. - Zażartował.
   Upiła łyk gorzkiego napoju i westchnęła ciężko, przymykając oczy. To była najlepsza kawa z ekspresu, jaką kiedykolwiek piła. Bez cukru i śmietanki. Czarny szatan, którego tak kochała. Ale dodał do niej coś, co delikatnie zmieniało jej smak i sprawiało, że była delikatniejsza, choć nadal tak samo mocna. Zaciągnęła się jej aromatem i od razu poczuła się lepiej. Kawa była najlepszym lekarstwem. Dlaczego o tym nie pomyślała wcześniej? Nie leżałaby niczym zwłoki na kanapie przez pół dnia.
- Jakim cudem poruszasz się za dnia? - Zapytała w końcu, zmuszając się do otwarcia oczu, co okazało się nie być najlepszym pomysłem. Od razu zatonęła w cieple jego obsydianowych tęczówek.
- Jestem starym wampirem, Shelle. - Odpowiedział, dokładnie ważąc słowa. - To jest sztuczka, którą zapewniają jedynie przeżyte stulecia. Tolerancję na słońce trzeba wyćwiczyć.
- To ile ty właściwie masz lat?
- Wystarczająco wiele, by poruszać się za dnia, ale nadal zbyt mało, by samemu być sobie panem. - Znów poklepał ją przyjaźnie po dłoni, ale tym razem w jego oczach coś zamigotało.
   Mogłaby siedzieć w tej plamie słońca, która jakimś cudem ją oblewała, i wpatrywać się w jego oczy w nieskończoność. Chociaż nie wyczuwała jego aury, czuła się w jego towarzystwie naturalnie i tak... bezpiecznie, co w pewnym sensie ją troszkę przerażało. Jak można czuć się bezpiecznie przy wampirze, kiedy jest się człowiekiem? One pożywiały się ludzką krwią, czasem zabijały dla zabawy, tworzyły haremy niewolników tylko po to, by mieć przekąski pod ręką. Były przerażającymi i krwiożerczymi bestiami, a mimo to, czuła się przy nim niewiarygodnie dobrze. Powietrze między nimi było naelektryzowane. Niemalże słyszała przeskakujące ogniki między ich więzią. Westchnęła cicho, wspominając z jaką pasją odwzajemniał jej pocałunki. To nie był wymysł jej wyobraźni, chociaż od samego rana próbowała sobie to wmówić. To się działo na prawdę i dlatego Noctis uśmiechał się tak tajemniczo.
- Pożywiasz się nią? - Głos Silasa wyrwał ją z wampirycznego transu. Zamrugała. - Ty sukinsynie...
   Nim zdążyła zareagować, nekromanta sprawnym ruchem odsunął na bok stolik i rzucił się na wampira z pięściami. Wrzasnęła, próbując zmusić swoje ciało do poderwania się z kanapy. Z kubkiem w ręku pociągnęła Silasa za ramię, starając się oderwać go od koszuli Noctisa. Ten, najwyraźniej niewzruszony, stał na środku pokoju z podniesionymi do góry rękami, wciąż kpiąco się uśmiechając. Zapewne właśnie ten uśmiech sprowokował Silasa, chociaż tak do końca nie rozumiała dlaczego.
- Zrób to jeszcze raz, a do Alfy pojedziesz w kawałkach. - Zagroziła mu, patrząc prosto w oczy. - Nie chcę tu pokazów siły i władzy. - Zerknęła przez ramię na wampira. - A ty zmaż z twarzy ten głupi uśmiech, bo zrobię to osobiście.
   Przestał się uśmiechać, chociaż wciąż wyglądał na szczerze rozbawionego. Jego oczy nadal błyszczały. Shelle odgarnęła z twarzy włosy i z głośnym westchnieniem odstawiła stolik na swoje miejsce. Po dużej dawce kofeiny czuła się o wiele lepiej. Postanowiła skorzystać z nagłego przypływu siły.
- Idę doprowadzić się do porządku. - Oznajmiła. - Ma być spokój. Mój dom jest Szwajcarią. Nie chcę tu żadnych sporów, inaczej się pożegnamy raz na zawsze, dotarło?
   Oboje pokiwali głowami. Prychnęła, obrzucając ich groźnym spojrzeniem, wcisnęła Silasowi do połowy opróżniony kubek z kawą w ręce i wyszła z salonu. Zamknęła się w łazience i oparła plecami o drzwi, przymykając oczy. Jeśli chcieli się pozabijać, nie miała nic przeciwko temu. Wolałaby jednak, gdyby nie robili tego w jej domu.
   Z myślami pędzącymi pospiesznie przez jej głowę, weszła pod prysznic i pozwoliła sobie zapomnieć o całym świecie.

________________________________________
Tak, wiem. Obiecałam rozdział pod koniec kwietnia, a mamy maj. Urlop na mazurach mi się troszkę przedłużył, poleniuchowałam i nie za bardzo miałam kiedy przysiąść do rozdziału. Ale już nadrabiam zaległości ^^ 
W połowie miesiąca pojawi się kolejny - jeszcze pomyślę nad tym, kiedy "połowa" będzie mi najbardziej pasowała :P