środa, 4 listopada 2015

- Go -

- To czyste szaleństwo! - Wrzasnął Aminos, stając między Shelle a wyjściowymi drzwiami. - Co w ciebie wstąpiło, co cholery?!
   Po raz ostatni Shelle poprawiła przytroczone do ud i przedramiona noże, po czym odruchowo wygładziła lateksowy kostium na brzuchu. Od czasu jej "choroby" minęły zaledwie dwa tygodnie. Przez cały ten czas intensywnie trenowała, wypalała jedną paczkę papierosów za drugą, i znów trenowała. Była w formie, wiedziała to. Mogła wrócić do pracy. Miała zamiar pokręcić się w okolicy nocnych klubów, gdzie zazwyczaj aż roiło się od wampirów, i poczekać na odpowiednią okazję. Wybijanie krwiopijców weszło jej w krew i przynosiło ukojenie.
- Zejdź mi z drogi. - Powiedziała ostro, rzucając mu groźne spojrzenie.
- Albo co? Odprawisz mnie, jak tego wampira? - Po raz pierwszy od ich spotkania, widziała go w takim stanie. Rzadko kiedy tracił nad sobą panowanie, a już na pewno nie używał wulgaryzmów. To ją zaskoczyło. Uniosła brwi. - Co się z tobą dzieje, Shelle?
- O to samo mogłabym zapytać ciebie. Diabeł w ciebie wstąpił.
Podszedł do niej i położył jej dłonie na ramionach. Akihito stał za jego plecami, starając się nie zwracać na siebie uwagi, co dobrze mu wychodziło. Zauważyła, że odkąd trafił do jej domu bardzo zżył się z jej przyjacielem. Niemalże nie odstępował go na krok.
- Martwię się o ciebie. Odkąd Noctis zniknął...
   Nie dała mu dokończyć. Na samo wspomnienie o wampirze, przeszedł ją dreszcz. Wywinęła się z uścisku Aminosa i w mgnieniu oka znalazła się na zewnątrz. Słyszała za sobą jego wrzaski i przekleństwa, ale to jej nie zatrzymało. Wskoczyła do auta i odjechała spod domu zanim zdążył zareagować.

***
Klub Luna tętnił życiem i przywoływał niechciane wspomnienia. Z trudem zmusiła się, by przekroczyć jego próg, zaraz po tym, jak ochroniarz odebrał jej całą broń. Zupełnie o tym zapomniała. Weszła do środka i wciągnęła powietrze. Roiło się tam od wampirów i wilkołaków, a także istot, których nie potrafiła nawet nazwać, a co dopiero zidentyfikować. Rozgrzane i spocone ciała zlewały się na parkiecie w jedną całość. Masa ludzi i nieludzi, którzy oddawali się rozkoszy. Dobrze pamiętała swoje zniesmaczenie, kiedy pojawiła się tu po raz pierwszy. Nie była w stanie na to patrzeć. Teraz było jej wszystko jedno.
   Z trudem przedarła się przez tłum i usiadła na jednym z wolnych barowych stołków. Młody barman posłał jej szeroki, oszałamiający uśmiech, ale jego ręka zadrżała, kiedy wycierał kufel. Nie zwróciła na to najmniejszej uwagi i zamówiła wódkę z lodem. Chciała poobserwować, a później przyczaić się w okolicy klubu i odreagować. Drinka podał jej ktoś zupełnie inny. Spojrzała na starszego mężczyznę, którego oczy w odcieniu miodu, przepełnione były mądrością. Chwyciła za szklankę, a kiedy jego dłoń ostrożnie przykryła jej palce, zesztywniała. Poznawała ten rodzaj magii. I nienawidziła go z całego serca. Nekromanci ją przerażali. Nie cofnęła jednak dłoni.
- Nikomu nie dzieje się w naszym klubie krzywda. - Powiedział powoli z ojcowskim uśmiechem. Mimo huku muzyki i gwaru tańczącego i śpiewającego tłumu, dość dobrze go słyszała. - Kierujemy się własnymi prawami, ale żadna z ras nigdy nie jest pokrzywdzona. Ludzie, którzy tu przychodzą, wiedzą na co się piszą. I nie są do niczego zmuszani.
   Zamrugała zaskoczona.
- Czy ja wyglądam ci na pieprzonego glinę, że mi to wszystko tłumaczysz?
- Wyglądasz mi na Wendetę. - Wzruszył ramionami i zaczął beznamiętnie czyścić ladę, która wcale tego nie potrzebowała.
- Kogo?
- Rudowłosą kobietę, która postawiła sobie za cel wyeliminowanie wampirów. Dość popularną od pewnego czasu.
   Uniosła brwi. Tego się nie spodziewała.
- Skąd w ogóle taki pomysł? Po prostu przyszłam do klubu.
- Uzbrojona po zęby i w lateksowym stroju. - Mrugnął do niej porozumiewawczo. - Zupełnie jakbyś przykleiła do siebie informację: "Jestem Wendetą. Jak mnie wkurzysz to cię sprzątnę."
Parsknęła śmiechem i upiła łyk swojego drinka.
- Jeśli cię to podniesie na duchu, obiecuję, że nikogo nie zabiję. - Powiedziała, dodając w duchu: "Przynajmniej nie na terenie klubu".
- To, co zrobisz po wyjściu stąd to twoja sprawa, ale tutaj daj sobie na wstrzymanie.
   Posłał jej ostatni szczery i pokrzepiający uśmiech, po czym wrócił na swoje miejsce na drugim końcu pomieszczenia. Zdenerwowany młody barman wrócił do pracy, unikając jej spojrzenia. Prawie go pożałowała. Ręce drżały mu tak mocno, że z trudem utrzymywał kufel. Westchnęła i odwróciła się do niego plecami. Wygłupiła się przychodząc do klubu w takim stroju, ale kiedy wychodziła z domu nie miała zamiaru wchodzić do środka. Od dłuższego czasu omijała to miejsce szerokim łukiem i nie do końca wiedziała, dlaczego w ogóle tu przyszła.
   Leniwym wzrokiem potoczyła po sali, przyglądając się tłumowi. Ludzie mieszali się z wampirami i wilkołakami zupełnie się tym nie przejmując. Tak, jakby nie miało dla nich najmniejszego znaczenia to, że za chwilę mogą się stać żywą przekąską albo inkubatorem dla szczeniaków. Wzdrygnęła się na samą myśl. Po raz kolejny pożałowała, że tak potoczyło się jej życie. Mogła skończyć studia i udać się do najnormalniejszej pracy. Mogła biegać po klubach i cieszyć się z randek, jeśli w ogóle by się na nie zdecydowała. Mogła być jedną z tych rozanielonych kobiet, które w rękach wampirów czy wilkołaków wyśmienicie się bawiły i czerpały z życia pełnymi garściami. Zamiast tego była Wendetą. Niemalże prychnęła śmiechem w szklankę. Kto wymyślił jej tak durny pseudonim? Kiedy gorączkowo poszukiwała Noctisa wmawiała sobie, że skończy z tym jak tylko go znajdzie. Teraz chciała mordować, by odreagować i zagłuszyć ból po jego odejściu. Przecież nie znaczył dla niej tak wiele. Znali się dość krótko, współpracowali ze sobą, o mało co nie poszli do łóżka. Tylko tyle. Dlaczego więc dręczące ją wyrzuty sumienia zaprowadziły ją do klubu Luna, gdzie po raz pierwszy miała okazję z nim na spokojnie porozmawiać? Może podświadomie liczyła na to, że go tu spotka. Odepchnęła od siebie tą myśl i haustem wypiła drinka. Kiwnęła na młodego barmana, który automatycznie dolał jej wódki i nawet wrzucił do szklanki listek mięty. Podziękowała mu uśmiechem.
   Minuty mijały, a upojenie alkoholowe ledwo jej dotknęło. Piła jednego drinka za drugim, ale najwyraźniej moc Noctisa, która wciąż siała spustoszenie w jej organizmie, nie pozwalała jej się upić. Czuła tylko lekkie łaskotanie. Przyglądanie się ludziom tylko wzmogło w niej chęć zabawy. Odstawiła pustą szklankę na stół i ruszyła na parkiet. Do licha z jej wszystkimi planami! Miała okazję odreagować w zupełnie inny sposób i nie zamierzała jej zmarnować. Nie potrzebowała partnera, by tańczyć. Kiedyś, jeszcze na studiach, robiła to regularnie. Nim się zorientowała, jej ciało samo poddało się ciężkiemu basowi. Zataczała kręgi biodrami, dając upust wszelkim emocjom. Zamknęła nawet oczy i całkowicie się rozluźniła. Przez dobrych kilka minut tańczyła sama, czuła jedynie, że inni ludzie się o nią ocierają. Ktoś nawet chwycił ją za pośladek, ale za nim zdążyła zareagować, natarczywa dłoń zniknęła. Ktoś stanął za jej plecami i objął ją w pasie. Twarda klatka piersiowa stanowiła oparcie dla jej pleców. Nie przestając się poruszać, chwyciła mężczyznę za biodra i nadała mu własny rytm. Poddał się bez żadnego sprzeciwu, a jego dłonie delikatnie masowały jej brzuch. Odchyliła lekko głowę.
- Bez gryzienia i płodzenia szczeniaków. - Rzuciła z lekkim uśmiechem, na co mężczyzna się roześmiał.
   Miał miły tembr głosu, który odbił się echem w jej głowie.
- Jeśli zmienisz zdanie, jestem tuż za tobą.
   Odwróciła się do niego powoli i zarzuciła mu ręce na szyję, wlepiając wzrok w jego niebieskie oczy. Ten kolor kojarzył jej się z zimowym niebem w Montanie. Była tam kiedy zaczynała dopiero swoją przygodę z bronią i mordowaniem na zlecenie. Miło wspominała tę podróż, a jego oczy, w dokładnie tym samym odcieniu co niebo, które najlepiej zapamiętała, kusiły do grzechu. I byłoby na prawdę wspaniale, gdyby jej partner nie był kolejnym wampirem. Nie miała jednak tyle szczęścia. Mimo tego, nie przestawała tańczyć, przywierając do niego mocniej. Jego dłonie chwyciły ją mocno za pośladki i przycisnęły do siebie, jakby chciał, by wtopiła się w jego ciało. Zamarła, ale tylko na chwilę. Zadowolony uśmiech rozkwitł na jej twarzy, a wzrok spoczął na jego ustach. Miały malinowy odcień i były pełne, jakby stworzone do długich i namiętnych pocałunków. Musiała przyznać, że był przystojny. Nawet bardziej niż Noctis, ale nie miał tego czegoś, co sprawiało, że na samą myśl o nim miękły jej kolana. Skarciła się natychmiast w myślach. Kiedy stała się niezrównoważoną hormonalnie nastolatką?
   Wampir, który przedstawił się jako Benito, miał w sobie tyle z prawdziwego Włocha, iż niemalże czuła zapach oliwnego gaju. Pozwoliła, by jego ręce błądziły po jej ciele, chociaż na długo nie zatrzymywały się w jednym miejscu. Subtelnie jednak omijał strefy erogenne, jakby czekał na zaproszenie do dalszej zabawy, która powinna się odbyć za zamkniętymi drzwiami sypialni. Nawet taka myśl przemknęła jej przez głowę, ale szybko ją odpędziła.
Zanim jednak zdecydowała, co dalej, ktoś gwałtownie szarpnął ją za rękę, wyrywając z objęć przystojnego Włocha. Zaklęła, próbując wyrwać się z żelaznego uścisku i szykując się do ataku. Zamarła jednak, kiedy napotkała spojrzenie ametystowych oczu. Przestała słyszeć muzykę, a nawet  bicie własnego serca. Co, do jasnej cholery, on tutaj robił?!
- Odejdź zanim zrobię ci krzywdę. - Syknął Noctis przez zaciśnięte zęby, spoglądając groźnie na wampira. - Nie żartuję.
Benito zerknął na nią kątem oka, zaciskając dłonie w pięści. Spodziewała się, że stanie w jej obronie, że będzie chciał ją mieć dla siebie, ale wampir jedynie sztywno skinął głową i po chwili zniknął w tłumie. Shelle jęknęła odprowadzając go wzrokiem. Nim zdążyła się zorientować, co się dzieje, Noctis ciągnął ją przez tłum. Obijała się o ludzi, obrzucając go w myślach najgorszymi wyzwiskami, ale nie stawiała oporu. Równie dobrze mogłaby szarpać się z ogromną skałą, a i tak nie byłaby w stanie przesunąć jej choćby o milimetr. Myślała, że wampir ciągnie ją w stronę łazienek, ale kiedy w ostatniej chwili skręcił za bar, zaczęła się niepokoić. Starszy barman skinął sztywno głową i wpuścił ich na zaplecze, gdzie muzyka wydawała się być jeszcze głośniejsza. Szarpnęła ręką, ale żelazny uścisk Noctisa nie pozostawiał jej żadnych złudzeń. Był w stanie zaciągnąć ją w każde miejsce w tym klubie bez względu na to, czy wyraża zgodę czy nie. Ciemny korytarz ciągnął się w nieskończoność, i kiedy chciała się odezwać, z ciemności wyłoniły się drzwi. Zdumiona popatrzyła, jak wampir otwiera je sprawnie i wepchnął ją do środka.
   Pobieżnie się rozejrzała i niemalże parsknęła śmiechem, kiedy uzmysłowiła sobie, że już wcześniej była w tym pokoju. Apartament Mac'a, lwołaka, który stał na ochronie przed wejściem, był iście królewską komnatą. Ściany miały złoty kolor z delikatnymi, czerwonymi akcentami, a piaskowy perski dywan, który sama mu kupiła w ramach przeprosin za zniszczenie poprzedniego, ledwo nosił ślady użytkowania. Pomieszczenie nie posiadało żadnego okna, ale za to na ścianie wisiał ekran imitujący panoramę chińskiego miasta nocą. Kolory lampionów i świateł były tak żywe, iż miało się wrażenie, że patrzyło się na prawdziwe miasto. Obrazy przedstawiające akty seksualne nadal wisiały na ścianach w ramach w kolorze brudnego złota, ale nie wydawały jej się gorszące. Nawet dodawały uroku temu miejscu. Jedyne, co się zmieniło, odkąd była w apartamencie ostatni raz, to kanapa stojąca pod ścianą. Mac wymienił ją na ten sam model w ciemnoczerwonym odcieniu, co współgrało z ogromnym łożem z baldachimem. Najwidoczniej krew nie chciała zejść z tapicerki albo właściciel uznał, że najwyższy czas pozbyć się stonowanych akcentów.
   Podeszła do kanapy i z uwagą popatrzyła w ekran, kątem oka obserwując krążącego po pokoju wampira.
- Co ty tu robisz, do cholery? - Warknął Noctis, przeszywając ją lodowatym spojrzeniem.
Zamknęła na chwilę oczy, biorąc głęboki oddech.
- Byłam w okolicy.
Zmrużył gniewnie oczy, uważnie ją obserwując. Była spięta, słyszał to w jej głosie, i niezadowolona, czemu wcale się nie dziwił. Zepsuł jej nie tylko zabawę z obcym wampirem, ale także odebrał radość z polowania. Był pewien, że wcale nie przypadkowo pojawiła się w klubie Luna. Na szczęście Mac był jednym z jego przyjaciół i błyskawicznie poinformował go o jej przybyciu.
- Nie próbuj mi wmawiać, że przyjechałaś się zabawić.
- Nie. - Odwróciła się w jego stronę i skrzyżowała ręce na piersi. - Nie wiem dlaczego tu jestem. Chciałam zapolować. Pomyślałam, że w którymś klubie na pewno będzie roiło się od wampirów, ale kiedy weszłam do środka... - Zawahała się, ale tylko na chwilę. Potrząsnęła głową, chcąc odgonić ponure myśli i twardo na niego spojrzała. - A ty jaką masz wymówkę?
- Żadnej. - Wzruszył ramionami robiąc ostrożny krok w jej stronę. Zmarszczyła brwi, ale nie zaprotestowała, więc zmniejszył dzielący ich dystans. - Mac do mnie zadzwonił.
   Mogła o tym pomyśleć wcześniej. Wiedziała, że się przyjaźnili, ale nie dopuszczała do siebie myśli, że Mac byłby zdolny ściągnąć Noctisa do klubu jednym telefonem. Dlaczego wcześniej na to nie wpadła? Przez tak długi czas kręciła się nocami po mieście i wybijała wampiry, by tylko dowiedzieć się czegoś o zniknięciu Noctisa, gdy tak na prawdę powinna przyjechać do klubu Luna. Najwidoczniej mężczyźni byli ze sobą w stałym kontakcie. Zmarnowała tyle nocy, gdy rozwiązanie było banalnie proste. Zaśmiała się ironicznie, ubolewając nad swoją głupotą.
- Mac przez cały czas wiedział, gdzie byłeś, prawda? - Musiała o to zapytać, a kiedy pokiwał głową, wzniosła oczy ku niebu. - Boże, ale ze mnie idiotka.
Lekki uśmiech wykrzywił jego usta.
- Czasem proste rozwiązania nie są tymi, których szukamy.
Kiwnęła sztywno głową.
- Dlaczego mnie tu zaciągnąłeś?
- Chciałem porozmawiać. - Wskazał kanapę, ale nie ruszyła się z miejsca. Westchnął ciężko i sięgnął po złoty dzban z winem. - Chyba możesz poświęcić mi kilka minut, prawda?
- Wydawało mi się, że już odbyliśmy rozmowę tego typu.
   Podał jej złoty kielich, uśmiechając się zachęcająco. Sięgnęła po niego, uważając, by nie dotknąć jego palców. Bała się reakcji własnego ciała. Od samego początku, od ich pierwszego spotkania, gdy posmakowała jego ust, miała nieodparte wrażenie, że był kimś ważnym w jej życiu. Z każdą kolejną minutą tylko utwierdzała się w tym przekonaniu, co ją przerażało. Nie chciała więcej na nim polegać ani tym bardziej się do niego zbliżać. Cofnęła się więc o krok, nie spuszczając z niego wzroku.
- Długo nad tym myślałem, Shelle. - Jego głos był cichy, ale stanowczy. - Zastanawiałem się, jak do ciebie dotrzeć, jak cię powstrzymać, jak uratować. Sądziłem, że najbezpieczniejsza będziesz, kiedy nie będzie mnie przy tobie. Mam wielu wrogów, Muszelko. Silnych i opętanych żądzą krwi. Najwidoczniej chcą dotrzeć do mnie przez ciebie, bo wiedzą, że jesteś moim słabym punktem. - Z gracją usiadł na kanapie, a jego głos stał się nagle dziwnie miękki. - Nie odszedłem po to, by cię zranić. Wydawało mi się, że to najlepszy sposób, by cię chronić. A to naznaczenie... Może i było aktem desperacji. Przeraziłem się, kiedy prawie bez życia przelewałaś mi się przez ręce, a to był jedyny sposób, jaki przyszedł mi do głowy. Jak już mówiłem, czasem proste rozwiązania nie są tymi, których szukamy. Mogłem po prostu nakarmić cię własną krwią, co przyspieszyłoby regenerację twojego organizmu, ale pomyślałem wtedy, że dzięki naznaczeniu będę w stanie wyczuć, kiedy zagraża ci niebezpieczeństwo. Zapomniałem jedynie, że jesteś nieprzewidywalna. - Posłał jej smutny uśmiech, a zielone ogniki zamigotały w jego oczach. - Nie spodziewałem się, że będziesz mnie szukać, a tym bardziej nigdy nie wpadłbym na to, że wytłuczesz sporą część mojego gatunku, prosząc się o śmierć.
   Upiła łyk wina, rozkoszując się jego słodkim smakiem. Analizowała każde jego słowo szukając ukrytego sensu. Wampiry nie działały pochopnie. Zwykle, gdy coś robiły, miały w tym swój cel, więc nie uwierzyła w gadkę o ratowaniu jej życia. Kryło się za tym coś jeszcze, ale nie była pewna, czy chciała poznać odpowiedź. Zagryzła wargi, bijąc się z myślami. Ciekawość zwyciężyła.
- Co ty z tego masz? - Zapytała, przestępując nerwowo z nogi na nogę. Jego ciemne brwi powędrowały wysoko na czoło. - Ja mam cholernie dobrą moc, którą wykorzystuję do własnych celów. Ale co ty masz z naszego połączenia?
Uśmiechnął się lekko.
- Pewność, że nie wykorzystasz tej mocy, by mnie zabić. - Kiedy wytrzeszczyła na niego oczy, parsknął śmiechem. - Nie możesz mnie skrzywdzić, Muszelko. Nie zwalczysz ognia ogniem ani wody wodą.
- Sukinsyn. - Ona również się uśmiechnęła. - Wiedziałam, że nie robisz niczego z dobroci serca. Nie sądziłam jednak, że widzisz we mnie zagrożenie. Uświadomiłeś mnie wiele razy, że nie jestem w stanie wygrać tej walki.
   Coś w jego wyrazie twarzy się zmieniło. Oczy, chociaż ciemnie niczym noc, stały się głębsze, a zielone ogniki przybrały na sile. Ten widok ją zahipnotyzował. Wstrzymała oddech czując, jak jej serce bezlitośnie tłucze się w piersi. Nagle, mimo pitego wina, poczuła, że zaschło jej w gardle, a dziwne uczucie, które zaczęło ją obezwładniać od wewnątrz, rozprzestrzeniało się po całym ciele, pozostawiając po sobie palące nerwy. Zupełnie, jakby w żyłach miała płynny ogień, a nie krew.
- Jesteś dla mnie większym zagrożeniem, niż początkowo sądziłem. - Powiedział w końcu, a jego głos odbił się echem w jej głowie. Wstrząsnął nią dreszcz. - A najgorsze jest to, że nie mogę się przed tobą dłużej bronić. I nie chcę.
   Za nim zorientowała się, co się dzieje, Noctis był już przy niej. Płomień w  jego oczach spalał ją od środka. Poczuła, jak odbiera jej kielich z winem i odstawia na szklanym stoliku. Nie była w stanie się ruszyć. Całe jej ciało napięło się w oczekiwaniu. Chwilę później wampir zamknął ją w swoich ramionach i powoli złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Kiedy ich wargi się połączyły, poczuła się tak, jak kilka miesięcy wcześniej, w ciemnym korytarzu klubu. Przeraziła się, kiedy dotarło do niej, że tamtego dnia kierowała nią żądza i namiętność bijąca z tłumu bawiących się w ludzi, którą wyczuwała za pomocą empatii, a w tym momencie kierowało nią jej własne pożądanie. Pożądanie, które wybuchło wewnątrz niej, niczym pożar, i trawiło jej ciało z niszczycielską siłą. Odwzajemniła nieśmiało pocałunek i w tym momencie przepadła. Pozwoliła, by emocje nią zawładnęły. Wpiła się w jego usta, wplatając dłonie w jego jedwabiste włosy, i przylgnęła doń całym ciałem. Nie chciała być bierna, ale Noctis był tym, który dominował. W jednej chwili rozpinał jej lateksowy kombinezon, a w następnej położył na ogromnym łożu. Nie miała pojęcia, kiedy ją podniósł i zaniósł do sypialnianej części apartamentu. Przez chwilę widziała złoty baldachim, skupiając się na nierównym rytmie swojego serca. Noctis zawisł nad nią, patrząc jej głęboko w oczy, jakby nie do końca był pewny, czy postępuje słusznie, co ją zmroziło. Wstrzymała oddech, a strach ugrzązł jej w gardle.
- Shelle? - Jego obecność ją przytłaczała.
- Tym razem nie odchodź, dobrze? - Wyszeptała, czując jak pod powiekami zbierają jej się łzy.
Pogłaskał ją pieszczotliwie po twarzy, posyłając najbardziej seksowny uśmiech, jaki kiedykolwiek widziała.
- Nigdzie się nie wybieram. - Odparł miękko i znów ją pocałował.

____________________
   W tym miejscu pragnę zaznaczyć, że dużo czasu i energii kosztowało mnie przeskoczenie z jednego opowiadania w drugie, ale chyba całkiem dobrze sobie poradziłam. Minie trochę czasu zanim do tego przywyknę.
   Jeśli ktoś jeszcze nie przeczytał adnotacji w aktualnościach informuję, że na Demonic Heart także jestem dostępna. Wprowadzam powoli w życie kolejne opowiadanie. I serdecznie zapraszam.