wtorek, 10 września 2013

- II -

Myśl o nowym zleceniu nie dawała jej spokoju. Po raz pierwszy martwiła się, że może nie dać sobie rady. Nigdy wcześniej z nikim nie współpracowała, a kontakty międzyludzkie, czy też międzygatunkowe, ograniczała do minimum. Współpraca opierała się na pełnym zaufaniu, a ona nie miała go dla obcych zbyt wiele. Zresztą ufała jedynie sobie i wcale nie chciała tego zmieniać, a przecież zdawała sobie sprawę z tego, że może to pociągnąć za sobą wiele zmian w jej życiu. Cholera, niepotrzebnie dała się w to wpakować.
   Gwałtownie zaparkowała przed swoim domem i wyskoczyła z auta, trzaskając drzwiami. Podobno zakupy powinny kobietom poprawiać humor,a mimo to nadal czuła się paskudnie. Być może gdyby odwiedziła jakiś sklep z bronią to chociaż przez chwilę poczułaby się lepiej, bezpieczniej. Jednak kupowanie zwykłych produktów spożywczych wcale nie podniosło jej na duchu. Z tylnego siedzenia zabrała dwie papierowe torby z zakupami i, z kluczami w zębach, ruszyła na werandę. Na ułamek sekundy stanęła na drewnianych schodkach i uważnie przyjrzała się swojej posesji. Coś jej się nie zgadzało. Szósty zmysł mordercy wykrzykiwał ostrzeżenia. Wzięła głęboki oddech, starając się uspokoić kołaczące w piersi serce i chwyciła za klamkę. Drzwi stawiły opór. Podtrzymując jedną z toreb kolanem, przekręciła kluczyk w drzwiach i mocno je pchnęła. Światła były pogaszone, a w środku panowała cisza. Jednak butelka ginu, którą pozostawiła na blacie w kuchni, została przesunięta na jego krawędź. Nie miała wątpliwości, że ktoś był w jej domu. Ostrożnie odstawiła na blat torby i wesoło pogwizdując, zabrała się za ich wypakowywanie, ukradkiem obserwując widoczną część korytarza i salonu. Intruz zapewne wcale nie zniknął. Przeczuwała, że czaił się gdzieś w ciemnościach, czekając na odpowiedni do ataku moment. Wysunęła szufladę, w której przechowywała wszelkiego rodzaju szmatki i ściereczki, i wymacała rękojeść nożyka. Przedmioty, które mogły kiedyś uratować jej życie, pochowała w różnych miejscach w całym domu. Znacznie się uspokoiła, gdy jej palce natknęły się na chłodne srebro kilu ostrzy. Wyważone, małe noże idealnie nadawały się do rzucania nawet w ruchomy cel. Kątem oka w ciemnościach dostrzegła ruch. Była obserwowana i to z bliskiej odległości. Najwyraźniej rabuś nie wiedział z kim miał do czynienia, co znacznie poprawiło jej humor. Już kiedyś znajdowała się w takiej sytuacji. Grupa włamywaczy nieopatrznie znalazła się w jej domu, co dało jej wszelkie prawa do pozbycia się ich. Wtedy powstrzymała się od rozlewu krwi, tym razem nie zamierzała.
   Nożyk spoczął w jej dłoni. Wystarczyła sekunda, by wycelowała i następna, by wzięła potężny zamach. Ostrze przecięło powietrze i zniknęło w ciemnościach panujących wewnątrz domu. Ktoś jęknął. Z drugim nożykiem w dłoni przeskoczyła przez blat kuchennych szafek i pognała w stronę korytarza, skąd doszedł ją dźwięk. Po drodze zerwała ze ściany sai* i natarła całą sobą na postać, majaczącą tuż przed nią. Na kilka sekund ogłuszył ją dźwięk metalu uderzonego o metal, co przeciwnik sprawnie wykorzystał, wytrącając jej z dłoni nożyk. Zmełła w ustach przekleństwo, odpierając jego atak. Intruz zdawał się być znakomitym wojownikiem. Żaden z ciosów Shelle nie dosięgnął celu, a wytrącony z dłoni nożyk, co chwila uderzał o podeszwę jej butów. Kilka razy na nim stanęła, gdy blokowała jego pięści, przez co omalże nie straciła równowagi. W końcu udało jej się zablokować nadchodzący z góry cios i , korzystając z nadarzającej się okazji, odwróciła sai, po czym trzasnęła go głowicą w czaszkę. Intruz jęknął, stracił równowagę i runął jak długi na ciemne, korytarzowe panele. Shelle nie czekała ani sekundy dłużej. Nie zwracając uwagi na cieknącą jej z wargi krew, usiadła na nim okrakiem i przytknęła mu ostrze do gardła. Mężczyzna automatycznie znieruchomiał, a jego ciemne, duże oczy zatrzymały się na jej twarzy. Miała wrażenie, że gdzieś już je widziała. Podniosła z podłogi mały nożyk, po czym cisnęła nim we włącznik światła, które rozjaśniło ciemny korytarz, na chwilę ich oślepiając.
   Wzięła cichy, głęboki oddech, a ręka lekko jej zadrżała. Gdyby nie powaga sytuacji, zaśmiałaby się w głos. Zamiast tego prychnęła pod nosem, odrzucając z twarzy zbłąkany kosmyk rudych włosów, który wymknął jej się z ciasnego kucyka. Miała pod sobą ucieleśnienie marzeń nie jednej kobiety. Z twarzy o delikatnych, azjatyckich rysach spoglądały na nią naprawdę duże, lekko skośne, ciemne oczy, otoczone wachlarzem czarnych jak noc rzęs. Usta miał wąskie, ale gdy się lekko do niej uśmiechnął, w jego policzkach pojawiły się maleńkie dołeczki. Jedynym mankamentem szpecącym jego twarz była blizna, ciągnąca się pod skosem od brwi do krawędzi szczęki, ale według niej dodawała mu mrocznego uroku.
- Jak na mojego współpracownika jesteś strasznie przewidywalny. I powolny. - Oświadczyła, zgrabnie podnosząc się z podłogi. Kiedy stanęła twardo na nogach, wyciągnęła do niego rękę.
- Za to mam wiele innych przydatnych zdolności, - dodał z uśmiechem, podnosząc się dzięki jej pomocy. - Staruszek nie uprzedzał cię, że wpadnę w odwiedziny?
   Pokręciła głową, odkładając sai na półkę.
- Najwidoczniej zapomniał mnie uprzedzić, że jakiś podejrzany typ, będący moim wojennym kompanem, nawiedzi mój dom. Poza tym, nie wygląda tak staro.
Mężczyzna zaśmiał się cicho.
- Nie masz pojęcia ile liczy sobie lat. Ojciec dobrze to ukrywa.
   Popatrzyła na niego zaskoczona, kiedy bezceremonialnie wyminął ją w korytarzu i udał się do kuchni. Potrzebowała kilku sekund, by przyswoić ową informację, a kiedy jej się to udało, powędrowała za nim. Opierając się biodrem o kuchenną wysepkę i krzyżując na piersi ramiona, rzuciła mu kolejne pobieżne spojrzenie. Jak na kogoś pochodzącego z Japonii był przerażająco wysoki. Górował nad nią, przez co czuła się nieswojo. Ale pocieszała się faktem, że wyróżniał się w tłumie. Nie tylko przez to, iż nosił się na czarno, niczym Pan Nocy, ale także przez wzgląd na budowę jego ciała. Przywykła już do tutejszych mężczyzn. Wszyscy byli szerocy w barach, mieli wąską talię oraz silne i umięśnione nogi. Jej partner wręcz przeciwnie. Wysoki, szczupły, może lekko umięśniony, co raczej zawdzięczał siłowni niż naturalnej pracy. Do tego czarny golf na długi rękaw, jeansy w tym samym kolorze i ciężkie, wojskowe buty. Chociaż bardziej była skłonna przyznać, że były to najzwyczajniejsze w świecie glany. Sama miała kilka modyfikowanych par w szafie. W końcu westchnęła, kiedy mężczyzna bez słowa wyjął z lodówki talerzyk z jej niedojedzonym sushi i zaczął powoli jeść. Nie pofatygował się nawet zapytaniem o pałeczki. Wystarczyły mu chude, długie palce.
- Czyli dostałam pod opiekę synalka swojego chlebodawcy? - Prychnęła, wywracając oczami. - Gorzej być chyba nie mogło.
- To raczej ty dostałaś się pod moją opiekę i, uwierz, wcale mi to nie odpowiada. - Wzruszył niedbale ramionami. - Nienawidzę pracować z kobietami, a tym bardziej tak wybrakowanymi. - Widząc jej zdenerwowanie, machnął tylko ręką. - Wydaje ci się, że powalenie mnie jakąś bronią obuchową to wielki wyczyn? Gdybym chciał, skopałbym ci tyłek. Po prostu pozwoliłem ci przejąć kontrolę. To wszystko.
   Miała ochotę trzasnąć go pustą butelką w tył głowy, co wydawało jej się kuszącym pomysłem zwłaszcza, że butelka po ginie stała na wyciągnięcie ręki. Musiała przymknąć powieki i odetchnąć kilka razy głęboko, by się uspokoić. Nie przepadała za nim od chwili, gdy ujrzała go w tym ciemnym korytarzu, ale teraz była to czysta wrogość. Z reguły lubiła pewnych siebie facetów, ale gdy dochodził do tego egoizm, chciała sięgnąć po broń palną i władować mu kilka kulek. To na pewno poprawiłoby jej humor. Zamiast tego, odepchnęła go od lodówki i wyciągnęła z niej butelkę piwa.
- Więc, co jest ze mną nie tak, Panie Idealny? - Zapytała.
- Przede wszystkim używki. - Wskazał palcem na butelkę. - Alkohol wyłącza wyobraźnię, spowalnia czas reakcji, przytępia wszystkie zmysły. Papierosy natomiast uszkadzają twoje kubki smakowe, a także węch. Przez dym wyczuwasz dużo mniej zapachów niż powinnaś, a w twojej pracy zapachy czasem są kluczem. Tego, czego nie widzą oczy ani nie dotykają ręce powinien wyczuć nos. A z tego, co zauważyłem nawet skunksa byś nie wyczuła, choćby kręcił ci się pod nogami. - Wzruszył niedbale ramionami. - Ale muszę przyznać,  że jesteś spostrzegawcza. To chyba jedyny plus, jaki widzę na obecną chwilę.
   Shelle zacisnęła dłoń na butelce, spokojnie znosząc krytykę. Fakt, miała kilka nałogów, które do tej pory nie kolidowały z jej pracą. Poza tym, bardzo je lubiła i nie zamierzała się ich pozbywać. Zwłaszcza teraz. Uśmiechnęła się lekko, przygładzając włosy.
- Mam rozumieć, że jesteś perfekcjonistą i nie zamierzasz ze mną współpracować, tak?
- Zamierzam wyplenić z ciebie złe nawyki i sprawić, że będziesz się nadawała do tej pracy.
   Jego cwany uśmiech niemalże wyprowadził ją z równowagi. Resztką niezachwianej samokontroli powstrzymała się przed wyrzuceniem go za drzwi. Za to zlecenie dostała całkiem niezłą zaliczkę i zamierzała sięgnąć po całą pulę. Nie wierzyła, że aż tak poświęca się dla pieniędzy, których miała na koncie całkiem sporo. Poczuła do siebie obrzydzenie. Kiedy zmieniła się w taką materialistkę? Odrzuciła od siebie wszystkie myśli i rzuciła mu chłodne spojrzenie.
- W takim razie słucham. Jaki jest plan?
   Akurat tego się nie spodziewał. Po tym, co powiedział mu ojciec był pewien, że Shelle zrezygnuje, unosząc się dumą i honorem. Liczył nawet na kolejną wymianę ciosów i wrzaski, a nie na ugodę. Dokończył sushi i wyrzucił tackę do kosza, po czym wytarł dłonie o miękki ręczniczek o stalowym odcieniu. Przyjrzał jej się krytycznie, okrążając jak ofiarę. Zacmokał, uderzając wskazującym palcem w brodę.
- Najpierw popracujemy nad twoją kondycją i wytrzymałością. Później zadbamy o ogładę i wygląd. - Uśmiechnął się na widok jej uniesionych brwi. - Wierzę, że twoich morderczych zdolności nie musimy poprawiać, chociaż dobrze by było popracować nad walkami wręcz. Zdążyłem wychwycić kilka podstawowych i rażących błędów podczas tej krótkiej wymiany ciosów. Naprawimy je.
   Shelle posłała mu szeroki, choć kwaśny uśmiech.
- Nienawidzę cię, wiesz?
Zadowolony pokiwał głową.
- Cieszę się. - Powiedział  i w końcu wyciągnął do niej dłoń. - Silas Ammon Fallon, - przedstawił się, mrugając do niej porozumiewawczo. - Witaj w bractwie Kalendras**. 


________________________________
* sai - inaczej "róg śmierci", to japońska broń defensywna podobna do widełek.
** kalendras - z greckiego "nów"

Pe.eS. Wyłapywać błędy, proszę  ^^

niedziela, 1 września 2013

- I -

   Język szczypał ją od nadmiaru papierosów. Od kilku dni nie robiła nic innego, prócz popijania schłodzonego piwa i wypalaniu kolejnej paczki. Rozkoszowała się chwilami wolności odkąd odebrała ostatni czek za wykonane zlecenie. W końcu mogła sobie pozwolić na to, by bez pośpiechu i żadnych zmartwień usiąść na werandzie i w spokoju odpocząć. A pierwszy dzień czerwca nadawał się do tego idealnie.
   Słońce nie prażyło zbyt mocno, a do tego chłodny, północny wiatr sprawiał, że mimo wysokiej temperatury ciągle czuła się rześko i świeżo. Wyciągnięta na schodach werandy obserwowała z pod przymrużonych powiek błądzące po niebie obłoczki, które co jakiś czas na krótką chwilę przysłaniały słońce. Chłód butelki mroził jej koniuszki palców, ale nie zbyt się tym przejmowała. Nie mogła uwierzyć, że było już po wszystkim, że jednak dała radę, chociaż w pewnym momencie w siebie zwątpiła. W końcu nie co dzień zostaje się płatnym mordercą. Często wracała myślami do dnia, w którym zdecydowała się na taki właśnie sposób zarabiania na życie, ale nigdy nie pożałowała swojej decyzji. Miała teraz spory kawałek własnej ziemi, duży drewniany dom oraz pokaźną sumę pieniędzy na koncie. Wszystko układało się po jej myśli. Odetchnęła głęboko, delektując się smakiem tytoniu. Nic nie smakowało lepiej niż papieros zapijany zimnym piwem i spokój, który napływał z otaczającego jej dom lasu. Uśmiechnęła się do własnych myśli. Miała w planach krótki wyjazd, rekreacyjne zwiedzanie sąsiedniego stanu, a nawet krótki pobyt w Nowym Yorku, chociaż tak na prawdę nie przepadała za tłokiem w wielkich miastach. Sama mieszkała kilkanaście kilometrów za Huntsville w stanie Teksas, z dala od smogu, miejskiego hałasu i tłumu ludzi. Otaczający jej dom las dodawał jej energii i wyciszał zwłaszcza, gdy udawała się lub wracała z  misji. A teraz sprawiał, że po prostu się uśmiechała. 
   Odgarnęła z twarzy zagubiony pukiel rudych włosów i wzięła kolejny łyk piwa, gdy jej uszu dobiegł ostry dźwięk samochodowego silnika. Zamarła na kilka chwil, usilnie sobie przypominając, gdzie odstawiła strzelbę. Jeszcze nigdy nie skorzystała z prawa własnego mienia, ale nie miałaby oporów, gdyby została do tego zmuszona. Mimo wszystko nie ruszyła się z miejsca. Uważnie obserwowała nadjeżdżający, duży samochód, za którym unosiły się tumany kurzu. Ogarnęło ją dziwne przeczucie, że nie nadjeżdżał żaden zagubiony kierowca ani kolejny kupiec na jej dom, a ostatnimi czasy takich widywała coraz częściej. Pożałowała, że nie sprawiła sobie obronnego psa. Auto zatrzymało się tuż przed jej gankiem, a po chwili jej oczom ukazał się wysoki, barczysty kierowca, ze śmieszną czapeczką na głowie, która całkowicie nie pasowała do jego wyglądu. Zdziwiona uniosła lewą brew,delikatnie się uśmiechając. Mężczyzna w mgnieniu oka znalazł się przy drzwiach pasażera, które energicznym ruchem otworzył, lekko się skłaniając. To zmusiło kobietę do ruszenia się z miejsca. Otrzepała z kurzu spodnie i wcisnęła dłonie do tylich kieszeni, uważnie obserwując. Po chwili z samochodu wysiadł kolejny mężczyzna, jednak ten zrobił na niej ogromne wrażenie. Patrzenie na niego niemalże bolało; było w nim coś nienaturalnego. Poruszał się z gracją, której dotąd nie widziała u nikogo; jakby czarował każdym swoim gestem. Nie był za wysoki, zresztą jak prawie każdy Azjata, jego oczy były ciemne i duże, ukryte za prostokątnymi okularami, a resztki czarnych włosów zaczesał na bok. Garnitur, który miał na sobie, na pewno był szyty na miarę i to z najlepszego materiału. Była niemalże pewna, że gdyby dotknęła tej tkaniny, oszalałaby na jej punkcie. Wszystko w niej krzyczało, by się do niego nie zbliżała i odprawiła go jak najszybciej. Wcale nie podobały jej się te odwiedziny, chociaż nie znała jeszcze ich celu. Zrobiła powoli kilka kroków w jego stronę, dając mu tym samym czas na oddalenie się. On także ruszył ku niej, oczarowując ją szerokim uśmiechem.
- Panna Monroe? - Zapytał, chociaż dobrze wiedział z kim miał do czynienia. - Ciężko panią znaleźć w tej głuszy. Ale muszę przyznać, że to na prawdę piękne miejsce.
- Dom nie jest na sprzedaż. - Odparowała, modląc się w duchu, żeby właśnie w tej sprawie ją odwiedził. Kimkolwiek był. - Powtarzałam to już setki razy, ale widocznie powinnam przy drodze umieścić znak ostrzegawczy.
Mężczyzna parsknął śmiechem i wyciągnął do niej rękę, którą po chwili namysłu ośmieliła się uścisnąć. Gdy go tylko dotknęła, wiedziała, że wpadła w poważne kłopoty. Moc prześliznęła się po jej ręce ku głowie, osiadając na karku. Mimowolnie się wzdrygnęła. W tej chwili była pewna tylko jednego : nie był człowiekiem.
- Zapewniam, że nie przyjechałem w tej sprawie. - Ciągnął, wypuszczając jej dłoń i obdarzając ją kolejnym niesamowitym uśmiechem. - Chciałbym panią wynająć.
Wcale jej nie zaskoczył. Spodziewała się tego zwłaszcza, że nie wyglądał na zwykłego kupca. Ktoś taki jak on bez problemu mógł wykupić najpiękniejszą ziemię w tym stanie i postawić sobie na niej pałac. Jej dom zapewne nie robił na nim większego wrażenia.
- Aktualnie jestem w stanie spoczynku. - Intuicja podpowiadała jej, że powinna pozbyć się go jak najszybciej, a mimo tego była go ciekawa. Zaklęła w duchu. Ciekawość o pierwszy stopień do piekła, a ona coraz częściej obierała tę drogę. - Ale mogę polecić kilka osób z tej branży. Są bardzo skuteczni i nie tak drodzy.
Jakby go w ogóle obchodziło to, ile wyda pieniędzy - przemknęło jej przez myśl.
- Sprawa jest delikatna, więc wolałbym, by to pani ze mną porozmawiała.
W jego oczach było coś, co nie dawało jej spokoju. Miała wrażenie, że co jakiś czas uaktywnia się w nich płynne srebro, a jego skóra dosłownie iskrzyła. Zaklęła po raz kolejny, gdy zaczęła łączyć ze sobą fakty. Twarz mężczyzny rozjaśnił piękny, szeroki uśmiech, który wywołał na jej ciele dreszcze.
- Moi rosyjscy przyjaciele bardzo panią chwalili, - ciągnął dalej, nie zwracając uwagi na jej minę. - Wcale bym się nie zdziwił, gdyby postawili posąg na pani cześć. Musiała im się pani nieźle przysłużyć.
Parsknęła śmiechem.
- Nieźle to chyba za mało powiedziane. Wykonałam kawał dobrej roboty, ale tym się właśnie zajmuję, więc nie rozumiem ich zachowania.
- Uwolniła ich pani, a żadne pieniądze nie są w stanie wyrazić, ile dla takich ludzi jest warta wolność. - Mężczyzna wzruszył ramionami na widok jej zaskoczonej miny. - Wiem to i owo, jeśli chciałaby pani wiedzieć. Jednak to, co zrobiła pani dla nich jest niczym w porównaniu z tym, o co przyszedłem panią prosić.
W tej chwili skończyły się wszelkie przyjemności. Mężczyzna minął ją bez słowa i wszedł na ganek, gdzie zajął jej ulubiony i jedyny bujany fotel. Cierpliwie czekał, aż do niego podejdzie, a kiedy znalazła się w zasięgu ręki, podał jej szarą kopertę. Opanowując drżenie dłoni, powoli wyciągnęła z niej kilka zdjęć. Obejrzała je pobieżnie, nie rozpoznając żadnej z osób. Jej szósty zmysł wykrzykiwał ostrzeżenia. Spojrzała na niego pytająco.
- Ten złotooki facet to pani cel. Nazywa się Sanguis Arian Llenad i, jak pani pewnie zdążyła już zauważyć, jest wilkołakiem. A dokładnie rzecz ujmując, jest przywódcą stada Skotadi. Bardzo potężny i wpływowy, a co najważniejsze, szalenie niebezpieczny. Od kilku lat moi szpiedzy donoszą mi o jego poczynaniach. Do tej pory nie miałem z nim większych kłopotów. Owszem, nie żyjemy w zgodzie, wręcz jesteśmy zapalczywymi wrogami, jednakże bez powodów nie wchodziliśmy sobie w drogę. Do teraz. - Cofnęła się o krok, porażona intensywnością srebra w jego oczach. Nagle przestała widzieć jedynie połysk, który i tak uważała za wytwór swojej wyobraźni, a ujrzała ich hipnotyczną płynność. Wstrząsnęły nią dreszcze. - Jeden z moich ludzi, który u niego pracuje już kilka lat, poinformował mnie o straszliwych w skutkach czynach, jakich Sanguis ma zamiar się dopuścić. Mianowicie chodzi o serum, które ma sprawić, że każdy wilkołak stanie się na powrót człowiekiem.
- To chyba dobrze, prawda? - Skrzyżowała ręce na piersi, nie nadążając za jego tokiem rozumowania. - Jeśli na świecie są niezadowolone ze swojej klątwy wilkołaki, a założę się, że znalazłaby się ich całkiem pokaźna grupa, to czemu odmawiać im tej przyjemności? Nie co dzień ludzie mają możliwość zmieniać swoje życie. To krok do przodu.
Mężczyzna pokręcił głową.
-Pani niczego nie rozumie, panno Monroe. Tu nie chodzi o garstkę osób, które za wszelką cenę chcą pozbyć się klątwy wilka. Tu chodzi o masowe wymordowanie gatunku. - Wziął głęboki oddech, nie spuszczając z niej wzroku. - Sanguis od szczeniaka nienawidził swojej pozycji w stadzie i tego, czym był. Za wszelką cenę szukał sposobu, by stać się normalnym człowiekiem. Teraz podobno go znalazł i wcale nie chce zadbać tylko o siebie, co w tym przypadku byłoby wskazane. On chce raz na zawsze pozbyć się wilkołactwa. Chce unicestwić klątwę, rozumiesz? Nie liczy się z tym, że na świecie nadal są wilkołaki oddane swoim wierzeniom, kultowi i swojej krwi.
- Mówiąc prostym językiem, on po prostu chce, by na całym świecie nie było ani jednego wilkołaka, tak? - Kiedy pokiwał głową, kobieta zaklęła siarczyście. - To jakiś obłęd! - Zaprotestowała. - Przecież zaburzyłoby o nasz cały ekosystem. Wampiry czułyby się bezkarne, ginęliby niewinni ludzie.
-Dlatego tu jestem. Nie chcę dopuścić do tego, by świat odwrócił się do góry nogami. Osobiście nie mam zamiaru pozbywać się z własnego życia wilczej cząstki. Przyzwyczaiłem się do tego i umiem sobie z tym świetnie radzić. I jest wiele takich osób jak ja, więc dlaczego mam pozwolić na to, by ktoś taki jak Sanguis zniszczył twór Matki Natury? Shelle, tu nie chodzi o moje ambicje i chore ego. Tu chodzi o losy mojego gatunku. Nie mogę pozwolić na to, by zginą.
   Rozumiała go, nawet chciała mu pomóc, ale coś jej mówiło, że nie byłoby to zwykłe zlecenie. To miało jakieś głębsze podłoże, po którym wcale nie chciała stąpać. Po raz kolejny spojrzała na zdjęcia, ale tym razem uważnie im się przyjrzała. Na każdej fotografii znajdował się Sanguis w różnym towarzystwie. Ale wszędzie widoczne były jego oczy, jakby mimo wszystko cały czas bacznie obserwował świat. Ich złoty odcień przeplatał się z orzechowym kolorem, a jasnobrązowe włosy rozwiewał wiatr. I chociaż wcale nie wyglądał na złego człowieka, jego postawa i wyraz twarzy wręcz krzyczały, że nie warto z nim zadzierać. Wzdrygnęła się na samą myśl, że mogłaby znaleźć się w zasięgu jego rąk.
- Inwigilacja? - Zapytała, modląc się, by jej zleceniodawca zaprzeczył. Nawet nie wiedziała kiedy przyjęła jego zlecenie.
-Gorzej, moja droga. - Coś niebezpiecznego błysnęło w jego oczach. - Chcę byś stała się jego prawą ręką, osobą najbardziej zaufaną. Dzień, w którym będzie miał gotowe serum będzie ostatnim dniem twojej pracy. Mam nadzieję, że nie zawiedziesz.
Po tych słowach wstał z bujanego fotela, na którym ukradkiem pozostawił kolejną, grubą, szarą kopertę, po czym z gracją zeskoczył z kilku stopni i ruszył w stronę samochodu. Shelle odprowadzała go wzrokiem, ganiąc się za przyjęcie zlecenia. Miała sobie zrobić wakacje, na które przecież zasłużyła, a nie biegać po mieście za kolejnym psychopatą z kompleksem Boga. Nim mężczyzna wsiadł do samochodu, odwrócił się jeszcze w jej stronę i lekko uśmiechnął.
- Z racji tego, iż nie chciałbym posłać pani na pewną śmierć, panno Monroe, przyślę pani do współpracy jednego z moich ludzi, który pracuje dla Sanguisa od trzech lat. Proszę potraktować go łagodniej niż mnie.
- Pracuję sama! - Krzyknęła, kiedy zatrzaskiwał drzwi. Szyba po chwili zjechała w dół.
-Nie tym razem.
Odjechał, pozostawiając za sobą tumany kurzu, od którego zaniosła się kaszlem. Patrzyła za nim, dopóki nie zniknął jej z oczu, po czym przeniosła wzrok na trzymane w dłoniach fotografie. Przejrzała je po raz kolejny, coraz bardziej ubolewając nad swoją głupotą. W końcu oparła czoło o drewnianą belkę i wypuściła zdjęcia z ręki.
-Kurwa, w co ja się znowu wpakowałam?


_________________________________________

Pierwszy rozdział gotowy. W końcu. Mam nadzieję, że nie jest aż tak koszmarny i wzbudzi w kimś jakieś pozytywne emocje :)
Nadal staram się o ładniejszy wygląd bloga ^^ Nie jest to łatwe, ale jestem pełna nadziei, że w końcu się uda. Trzymajcie za to kciuki! No i za mnie, bym wzięła się za pisanie kolejnego rozdziału :)
Pozdrawiam.