piątek, 25 kwietnia 2014

- X -

   Tym razem nie było to tak wstrząsające i nieprzyjemne. Z trudem wyczuwała go w swojej podświadomości i gdyby nie fakt, że wiedziała o jego obecności, zapewne nawet by nie zauważyła, kiedy się wdarł do jej głowy i kiedy ją opuścił. Przypominało to bardziej tchnienie delikatnego, chłodnego wiatru. Zatańczył w centrum jej umysłu, delikatnie pieścił ścianki, po czym zniknął równie szybko, jak i się pojawił. Żadnego bólu, żadnych nieprzyjemności tylko błogi spokój. Wszystkie uczucia, które wcale do niej nie należały, zniknęły. Westchnęła cicho, delektując się tym stanem. Wampir nie tylko "wyłączył" jej nową zdolność, ale także ukoił wszelki wewnętrzny ból, a to było niesamowite. Oparła się o ścianę, odchylając lekko głowę. Mogłaby tak trwać wiecznie, gdyby nie zadanie, jakie miała do wykonania. Szybko wzięła się w garść.
- Lepiej? - Zapytał jej towarzysz.
- O wiele. Jak to zrobiłeś?
   Bardziej wyczuła niż zobaczyła, że się uśmiecha. Powietrze za wibrowało od tembru jego głosu.
- Talenty wampirów są tajemnicą. - Powiedział po chwili, kierując się w stronę drzwi prowadzących na salę. - Będę cię obserwował. Idź i baw się dobrze.
   Jakby w ogóle zamierzała się bawić. Chciała jak najszybciej wrócić do domu i zakopać się w swojej pościeli, rozpamiętując pocałunki, jakimi ją obdarzył. Odepchnęła się od ściany i ruszyła w jego stronę.
- Masz w ogóle jakieś imię? - Zapytała, kiedy otworzył drzwi i zlało ją rażące światło stroboskopu. Musiała zmrużyć oczy.
- Każdy z nas je ma. - Położył dłoń na jej plecach i delikatnie wepchnął ją do środka.
   Zerknęła przez ramię. Wydawał się być rozluźniony, chociaż napięcie w jego oczach świadczyło o czymś zupełnie innym. Przez chwilę rozglądał się uważnie po sali. W końcu jego spojrzenie prześliznęło się po jej ciele i zatrzymało na twarzy. Uśmiechnął się lekko.
- Noctis. - Mruknął jej do ucha, po czym się ulotnił.
   Targana przeróżnymi emocjami, jeszcze przez chwilę stała w przejściu, wdychając resztki jego zapachu. Pachniał równie kojąco, co Silas; mokrą ziemią i chłodnym, zimowym powietrzem, ale wyczuła także nutkę cytrusów. Spodziewała się raczej odoru śmierci i stęchłej krwi. Najwidoczniej wcale nie znała się na wampirach. Ba, ledwo znała się na ludziach.
   Zmusiła swoje ciało do ruchu i zaczęła przepychać się w stronę baru. Przyglądała się otaczającym ją ludziom. Wyglądali zwyczajnie i gdyby nie wiedziała, że klub Luna jest tak na prawdę klubem dla nieludzi, mogłaby się świetnie bawić w tym miejscu. Roztańczony tłum porwał ją na parkiet. Chwilę to trwało za nim zdołała się z niego wydostać. Ludzie czy nieludzie - bawili się wyśmienicie i byli otwarci na nowe znajomości. Mężczyźni ją zaczepiali i proponowali nie tylko taniec i kilka drinków. Przynajmniej zrozumiała, po co w klubie były pomieszczenia służące za sypialnie. Najwidoczniej seks był w tym miejscu na porządku dziennym. Zerknęła na zegarek, wspinając się na jeden z barowych stołków. Dochodziła dziewiąta i chociaż noc dopiero się zaczynała, Shelle miała nieodparte wrażenie, że tkwiła w tym miejscu zbyt wiele czasu. Barman wychylił się w jej stronę i posłał miły uśmiech.
- Podać coś?
- Malibu z mlekiem i kakao. - Odwzajemniła uśmiech. Nie mogła siedzieć przy barze i nie pić niczego. To mogło wydawać się podejrzane. Nie chciała jednak mącić sobie umysłu alkoholem.
   Barman pokiwał jedynie głową i chwilę później postawił przed nią ogromny kryształ wypełniony białym trunkiem. Chwyciła za słomkę i pociągnęła kilka małych łyków. Tego właśnie jej było trzeba. Bez względu na to, co mówił Silas odnośnie zdrowego trybu życia, alkohol potrafił odprężyć każdego.
   Kończyła drugiego drinka, kiedy powietrze za nią lekko zafalowało. Nie musiała się oglądać, by stwierdzić, że stał za nią wilkołak. Emanował typowo zwierzęcą aurą, która niemalże zatopiła jej ciało. Noctis najwyraźniej zablokował w niej empatię, ale nie potrafił nic poradzić na aurę. Przez chwilę nie mogła oddychać, przytłoczona jego pożądaniem. W końcu zaczerpnęła odrobinę powietrza i powoli się odwróciła, udając, że najzwyczajniej w świecie rozgląda się po sali. Poczuła na sobie ciężar spojrzenia wilkołaka. Skrzywiła się lekko, poprawiając temblak. Przynęta została zarzucona.
   Nie czekała zbyt długo. Mężczyzna przysiadł na stołku obok i kiwnął na barmana, nie spuszczając z niej spojrzenia. Kiedy barman się do nich zbliżył, wilkołak szturchnął ją lekko w żebra. Odwróciła się w jego stronę, mrugając energicznie.
- Stało się coś? - Zapytała, zmuszając się do uśmiechu.
- Chciałem zapytać, czy nie napiłabyś się ze mną. - Wskazał palcem na jej drinka. - To samo?
- Chętnie. - Wzruszyła ramionami i dokończyła swój napój. Odstawiła na blat pustą szklankę i wyciągnęła w jego stronę zdrową rękę. - Jestem Jane.
- Ammon. - Delikatnie uścisnął jej dłoń, po czym złożył barmanowi zamówienie i omiótł jej ciało oceniającym spojrzeniem. - Co ci się stało?
   Zaskoczona zerknęła na swoje ramię i zachichotała.
- Wypadek przy pracy. - Odgarnęła z twarzy włosy, po raz kolejny przeklinając w duchu swoje roztargnienie. Już dawno miała udać się do fryzjera i zrobić z nimi porządek.
- Chyba zajmujesz się czymś niebezpiecznym skoro się tak narażasz. - Mimo, że wciąż się uśmiechał, dostrzegła w jego oczach podejrzliwość. Najwidoczniej domyślał się, że ktoś na niego poluje.
   Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i sięgnęła po szklankę. Był ostrożny. Plus dla niego.
- Jeśli ktoś uważa taniec za niebezpieczny, to tak. - Wzruszyła ramionami i mimowolnie się skrzywiła. - Jestem tancerką egzotyczną. Przy jednym z numerów źle chwyciłam rurę i niefortunnie upadałam. Boli jak diabli, ale najgorszy jest jednak przymusowy urlop.
   Napięcie, jakim były obarczone jego barki natychmiast zniknęło. Rozluźniony sięgnął po swojego drinka i lekko się do niej przysunął. Miała ochotę zerwać się z krzesła i uciec z sali. Każdy jej nerw wręcz wrzeszczał ostrzeżenia. Coś było z nim nie tak, ale za żadne skarby nie chciała się przekonać o tym na własnej skórze. Zmusiła się jednak do pozostania na miejscu i kokieteryjnie zakręciła pukiel włosów na palcu. Zraniona ręka pulsowała tępym bólem w rytm uderzeń jej serca. Na bogów, wszystkich znanych i nieznanych, jak bardzo chciała się znaleźć w swoim domu z butelką zmrożonej wódki.
- Tańczysz w jakimś klubie?
   Żar jego ciała wraz z silną aurą były nie do zniesienia. Wierciła się na krześle, starając się dyskretnie od niego odsunąć. W spojrzeniu jego czekoladowych oczy było coś takiego, co wzmogło jej czujność. Patrząc na niego widziała jedynie silnego, masywnego mężczyznę, ale miała przeczucie, że pod tą powłoką kryje się coś jeszcze. Coś, co bardzo przeszkadzało Sanguisowi. Ammon nie był ani zniewalająco przystojny ani dość inteligentny, więc nie rozumiała pobudek swojego szefa. Zwykły wilkołak, jakich wielu kręciło się po okolicy. Kiedy zaczęła pracować dla Alfy, jej zmysły znacznie się wyostrzyły i potrafiła bez problemu odnaleźć wilkołaka w tłumie ludzi. Kiedyś nie zwracała na to najmniejszej uwagi.
- Nie. - Odstawiła szklankę na ladę, delikatnie muskając przy tym jego wielką, ciepłą dłoń. - Preferuję zlecenia. No wiesz, pokazy w domu czy na zamkniętych imprezach. Są bardziej dochodowe, zwłaszcza kiedy chce się odłożyć sporą sumkę.
- Zbierasz na coś konkretnego?
- Na otworzenie własnej działalności. - Posłała mu szeroki uśmiech. - Znam kilka dziewczyn, które chętnie rzuciłyby pracę w klubie za nędzne grosze i się do mnie przyłączyły. Jeśli uda mi się dość szybko uzbierać potrzebną kwotę, zwerbuję je do siebie.
- Ambitny plan. - Pokiwał z uznaniem głową i przesunął wskazującym palcem po jej nadgarstku. Była to mila i subtelna pieszczota, ale nie potrafiła się nią cieszyć. Zamiast podniecenia i oczekiwania, czuła jedynie obrzydzenie. Wstrząsnął nią zimny dreszcz, ale w porę go opanowała. Jej ręka oparła się o jego udo, ale tylko na chwilę. Usadowiła się wygodnie na krześle i powoli ją zabrała, wciąż patrząc mu w oczy.
- Zaproponowałabym ci mały pokaz, ale niestety w tym stanie nic z tego nie będzie. - Mruknęła miękko. - Może innym razem, jeśli będziesz miał ochotę i znów się tu spotkamy.
   Zamruczał, znów się przysuwając. Był tak blisko, że jego ciepły oddech, pachnący whisky, pieścił jej szyję, a ramię bezwiednie otarło się o jej piersi. Wzięła głęboki oddech przez nos, starając się zachować spokój.
- Dziś mógłbym cię zabrać do siebie i sprawić, że zapragniesz wracać do mnie każdej nocy. - Był pewien siebie, co strasznie ją rozbawiło. Pochylił się nad nią, a jego oddech owiał jej ucho. - Proponuję nie tylko seks, kochana. Zadbam o ciebie, jak nikt inny na tym świecie. Na początek skuszę cię masażem całego ciała.
   Zamrugała, uśmiechając się lekko.
- A jeśli mi się nie spodoba?
- Wątpię, by tak było. - Delikatnie przygryzł płatek jej ucha. Jęknęła, uważnie przyglądając się dziwnej ciemności w rogu sali. Dałaby sobie uciąć głowę, że jeszcze kilka chwil temu patrzyła na pusty stolik, który tam stał. Teraz wszystko zniknęło. - Ale jeśli to będzie dla ciebie za dużo, odwiozę cię z powrotem do klubu i obiecam, że już nigdy się nie spotkamy.
   Pragnęła tej obietnicy. I najlepiej byłoby, gdyby złożył ją teraz, za nim opuszczą klub. Dawno nie targało nią tak silne pragnienie powrotu do domu.
- Na to chyba mogę przystać. - Ledwo wypowiedziała te słowa, a Ammon rzucił na ladę zwitek banknotów i pomógł jej zejść z krzesła.
   Musiała przyznać, że był bardzo delikatny, a kiedy dotknął jej zabandażowanego ramienia, w jego oczach pojawiła się czułość i troska. Pozwoliła wyprowadzić się z głównej części klubu. Kiedy znaleźli się w ciemnym i ciasnym korytarzu, Ammon pchnął ją na ścianę i zaatakował. Jego usta gwałtownie opadły na jej wargi, wyciskając z niej głośny jęk. Musiała przyznać przed samą sobą, że świetnie całował, chociaż daleko mu było do perfekcyjności i techniki Noctisa. Może gdyby spotkali się w normalnych okolicznościach, zgodziłaby się na regularne spotkania. Odwzajemniła pocałunek, wkładając w to całą pasję, jaką posiadała. Zdrową ręką schwyciła go za włosy z tyłu głowy, mocniej do siebie przyciągając. Otulił ją ramionami, uważając na zbolałe ramię. Sanguis miał rację - tego wilkołaka kręciły nieporadne kobiety. Kiedy się od niej odsunął, z trudem zaczerpnęła powietrze. Serce waliło jej jak oszalałe, boleśnie obijając się o klatkę piersiową, a oczy lśniły. Nie spodziewała się, że podniecenie wybuchnie w niej tak gwałtownie. Patrzyli na siebie przez dobrych kilka sekund, po czym Ammon roześmiał się gardłowo i pogłaskał ją po policzku.
- Narobiłaś mi apetytu na więcej igraszek, kochanie, - powiedział, kładąc jej rękę na plecach i popychają w stronę wyjścia. - Przed nami cała noc.
   Nie odpowiedziała. Wszystkie jej mięśnie były napięte, kiedy wychodzili na zewnątrz. Ochroniarz Mac spojrzał na nią groźnie, jakby popełniła jakieś przestępstwo. Zadrżała, pozwalając, by Ammon otulił ją ramieniem. Poprowadził ją na tyły klubu, gdzie znajdował się rozległy parking. Shelle rozejrzała się dookoła, szukając wzrokiem jakiejkolwiek pomocy. Parking był zupełnie pusty, nie licząc pary napalonych nastolatków, która dobierała się do siebie schowana między dwoma pikapami. Zerknęła za siebie, ale tam także nikogo nie zobaczyła. Jeśli wilki Alfy wystawiły ją do wiatru, zapłacą jej za to głowami. O ile uda jej się cało wyjść z kabały, w jaką wpakował ją Sanguis.
   Za nim jednak w jej umyśle zrodziło się kilka niemiłych epitetów, którymi chciała poczęstować Alfę, zatoczyła się na sąsiedni samochód. Świat zaczął rozpadać się na maleńkie kawałeczki, kiedy próbowała pozbierać myśli. Zrobiło jej się niedobrze. Oddychała powoli przez nos, ale uczucie nie znikało. Szum narastał, chociaż ulica była dziwnie cicha i ciemna.
- Coś jest nie tak... - burknęła, opierając się zdrową ręką o najbliższy samochód. Karuzela życia przyspieszyła. - Ammon...
   Poczuła jak wilkołak szarpie ją za włosy i popycha w stronę otwartych drzwi swojego auta. Krzyknęła, zapierając się nogami o twarde podłoże, jednak to nic nie dało.
- Myślałaś, że się nie zorientuję? - Przycisnął jej twarz do zimnego dachu samochodu, niemalże miażdżąc szyjne kręgi. - Nie jestem głupi, suko. Cuchniesz wampirami.
   W tym momencie pożałowała, że nie odebrała przy wyjściu od Maca swojego rzemienia, chociaż wątpiła, by w takim stanie mogła coś zrobić. Tym bardziej, że trudno było jej utrzymać równowagę. Gdyby nie silne dłonie Ammona, które niemalże wgniatały ją w karoserię, oraz zimna stal auta, runęłaby jak długa na asfaltową nawierzchnię. Nie miała szans w starciu z nim. Nie tylko ze względu na jego siłę, ale także na swój stan. Opierała się, kiedy niemalże skręcił jej kark, siły ją jednak opuszczały.
- Kim jest twój pan i czego ode mnie chce?
   Jęknęła, czując metal na końcu języka.
- Nie wiem, o czym mówisz. - Wyjąkała, starając się odepchnąć od auta.
- Lepiej sobie przypomnij, inaczej spotka cię coś gorszego od śmierci.
   Nie wątpiła w jego słowa. Ledwo stała na nogach, więc mógł z nią zrobić co tylko chciał, a i tak by go nie powstrzymała. To była najbardziej przerażająca myśl, jaka przemknęła jej przez głowę. Z trudem powstrzymała się przed wrzaskiem. Mogła wołać o pomoc, ile miała sił w płucach, ale wątpiła, by ktoś z klubu ją usłyszał. Nawet ochroniarz Mac.
- Skręcisz... mi... kark...
- Najpierw cię zerżnę, a później ci go skręcę. - Brutalnie wepchnął ją na tylne siedzenie auta.
   Upadła na plecy, uderzając zranioną ręką o oparcie. Ból eksplodował w jej ramieniu, wydzierając z jej płuc nie tylko powietrze, ale także głośny wrzask. Patrzyła na Ammona, chociaż jego sylwetka cały czas jej się rozmywała. Usłyszała brzęk rozpinanego paska i wstrząsnął nią dreszcz. Jeśli wyjdzie z tego cało, Sanguis jej za to odpowie. Krwawo.
- Nie radziłbym ci tego robić. - Rozległ się w ciemności ostry głos, który z pewnością należał do Noctisa.
   Serce dziewczyny zabiło mocniej. Jeśli naprawdę był po jej stronie, nadszedł z odsieczą. Jeśli nie, zostanie jego przekąską. Z dwojga złego wolała być smakowitym posiłkiem dla wampira, niż seksualną zabawką rozwścieczonego wilkołaka.
   Ammon gwałtownie obrócił się na pięcie, szarpiąc paskiem od spodni. Jego sylwetka wciąż się rozmywała, ale widziała, jak panicznie rozgląda się na wszystkie strony w poszukiwaniu źródła owego głosu. Noctis wcale nie zamierzał się kryć. Po chwili wyszedł z mroku, podwijając rękawy swojej czarnej koszuli. Z gardła wilkołaka wyrwał się ostrzegawczy warkot.
- Zrób jeszcze jeden krok, a rozszarpię jej gardło. - Ostrzegł.
- Przysuń się do niej choćby o milimetr, a twoi kumple nie będą mieli czego zbierać.
   Gdyby była na miejscu Ammona nie zastanawiałaby się dłużej tylko pozwoliła ponieść się nogom, jak najdalej od wampira. W jego głosie było coś takiego, co przerażało także ją. Zwłaszcza, że mimo wszystko wciąż był spokojny. Nie ruszył się jednak z miejsca, w którym wcześniej się zatrzymał. Światło najbliższej latarni go oblewało, rozpraszając resztki mroku, jaki za sobą zostawiał. Zadrżała, kiedy jego obsydianowe oczy przemknęły po jej ciele i zatrzymały się na wykrzywionej twarzy wilkołaka. Chude palce bardzo powoli zaginały rękawy.
- Czego chcesz? - Zapytał w końcu Ammon, przerywając złowrogą ciszę.
- Zostaw dziewczynę. - Ręce wampira opadły wzdłuż boków jego ciała. - Nie należy do ciebie.
   Miała ochotę przypomnieć mu, że nie należy do nikogo, ale jej usta nie chciały współpracować z umysłem. Cale jej ciało zrobiło się ciężkie jak z ołowiu, a kiedy próbowała kopnąć Ammona w zgięcie kolana, by go rozproszyć, jej noga nawet nie drgnęła. Wbiła bezradne spojrzenie w dach samochodu, modląc się szybki koniec.
- Więc pracuje dla ciebie, tak? - Wilkołak zacisnął dłonie w pięści. - Nasłałeś ją na mnie. Boisz się otwartej walki?
   Śmiech Noctisa był dla niej jak kubeł zimnej wody. W ten sposób zazwyczaj śmieją się szaleńcy, którzy zabili kilka osób dla zabawy i chętnie o tym opowiadają. Zazgrzytała zębami, nie mogąc podnieść dłoni, by zakryć uszy.
- Spójrz prawdzie w oczy, wilczku. - Powiedział po chwili, robiąc kilka ostrożnych kroków w ich stronę. - Nie jesteś w stanie mi zagrozić. Nie jesteś nawet dla mnie godnym przeciwnikiem. Złamałbym cię w pół, jeśli uznałbym, że dybiesz na moje życie. I uważaj, bo nie rzucam słów na wiatr.
   Ammon się zawahał. Jedna jego ręka był w połowie drogi do jej ciała, ale cały tułów odwrócony był w przeciwnym kierunku i gotowy do natychmiastowej ucieczki. Nie mógł uciec. Sanguis chciał go żywego. Spojrzała na Noctisa, który najwyraźniej wyczytał tę prośbę z jej oczu, i delikatnie skinął głową.
- Jeśli tak bardzo chcesz, to ją sobie weź. I tak przez kilka najbliższych godzin nie będzie do niczego zdolna. Co najwyżej możesz sobie ulżyć, jeśli lubisz posuwać zwłoki.
   Te ostatnie zdanie przeważyło. Mimo poważnych kłopotów z koncentracją, Shelle starała się nie spuszczać wzroku z wampira, co okazało się być prawie niemożliwe. W jednej chwili stał się rozmazaną plamą ciemności, która z całym impetem runęła na zaskoczonego wilkołaka, wgniatając go w samochód. Gdyby nie była tak otumaniona, zapewne by krzyczała. Zamiast tego, tępo patrzyła, jak twarz Ammona rozpłaszcza się na szybie, a chwilę później z jego nosa buchnęła krew. Nie była pewna, ile trwała walka między nimi, bo kilka sekund później, ciało wilkołaka zwaliło się na asfalt z głośnym plaśnięciem, a Noctis wypełnił wnętrze auta. Pochylił się nad nią, delikatnie dotykając chłodnymi palcami jej policzka. Zadrżała, chociaż dokładnie nie wiedziała czy z przyjemności, czy bardzie ze strachu. Mruknął coś niezrozumiałego, po czym wyciągnął ją z auta. Chciała się go chwycić, jednak jej ręce opadły wzdłuż ciała i za żadne skarby świata nie mogła ich zmusić do poruszenia się. Z  trudem lekko zadarła głowę, by na niego spojrzeć. Jeśli któryś w wilków Sanguisa właśnie na nich patrzył, będzie miała spore kłopoty z wytłumaczeniem się. W tej chwili było jej to obojętne. Poczuła się dziwnie bezpieczna w jego ramionach, a jej zlodowaciałe ciało powoli zaczęło się ogrzewać.
- Chyba nie chcę wiedzieć, do czego jest ci potrzebny ten śmierdzący kundel, ale będzie nieprzytomny przez najbliższe dwadzieścia cztery godziny. - Powiedział, usadzając ją na przednim siedzeniu swojego terenowego, czarnego auta. - Możesz zamknąć go w piwnicy na ten czas chyba, że wolisz bym go gdzieś wywiózł.
- Jutro zawiozę go do Alfy, - wydyszała, z trudem utrzymując otwarte oczy. - Mam z nim spotkanie.
- W takim razie wrzucę go do bagażnika. - Zatrzasnął drzwi i udał się po ciało wilkołaka. - I zawiozę was do domu.
   Chciała pokiwać głową, bo mówienie okazało się zbyt trudne, ale kiedy jej głowa opadła, nie miała siły, by ją podnieść. Przeklinała w duchu ludzi, którzy produkowali i sprzedawali narkotyki. Była niemalże pewna, że została nimi nafaszerowana. Nie mogła sobie tylko przypomnieć, jaki narkotyk wywołuje takie reakcje.
   Wampir bezszelestnie wsunął się na miejsce dla kierowcy i odpalił auto. Chwilę później mknęli opustoszałymi ulicami miasteczka. Shelle z całych sił walczyła z sennością, ale migające nad jej głową światła ulicznych latarni oraz wibrujący dźwięk silnika znacznie jej to utrudniały. Jej głowa bezwiednie opadła na jego ramię. Wyczuła, jak całe jego ciało się napina, jednak nie zrobił nic, by ją od siebie odsunąć. Patrzyła na jego twarz, podziwiając jej arystokratyczne rysy w migających światłach. Miał znacznie wystające kości policzkowe, co sugerowało, że musiał wywodzić się z europejskiej linii. Chciała dotknąć opuszkami palców pełne wargi, by przypomnieć sobie ich miękką i aksamitną fakturę, ale ołowiane kończyny nawet nie drgnęły. Zaklęła głośno, co raczej przypominało nieartykułowane dźwięki niż jakieś słowa. Noctis uśmiechnął się lekko i wolną ręką pogłaskał ją po mokrych od potu i posklejanych włosach.
- Wszystko będzie dobrze. - Zapewnił, nie odrywając wzroku od jezdni. - Zaopiekuję się tobą.
   Tego się właśnie obawiała, chociaż w głębi duszy na to właśnie liczyła. To był jej życiowy paradoks : zostać uratowaną i oczarowaną przez istotę, która jeszcze niedawno zaatakowała ją w jej własnym domu i ją szantażowała. Nie powinna mu wcale zaufać, ale w tym momencie nie miała żadnego wyjścia. Równie dobrze mogła zdechnąć na parkingu pod klubem Luna i nikt by się tym nie przejął. Nikt prócz jej matki. Ta myśl znacznie ją otrzeźwiła. Przełknęła ślinę i kilka razy poruszyła ustami.
- Niczego jej nie zrobiłeś? - Zapytała, starając się utrzymać na nim spojrzenie.
- Komu? - Zapytał, zerkając na jej zasmuconą i napiętą twarz.
- Mamie...
   Pokręcił głową i znów ją pogłaskał.
- Tak, jak mówiłem wcześniej. Jest cała i zdrowa. Złożyłem jej jedynie przyjacielską wizytę, nic więcej.
- Po co?
   Zadawanie pytań złożonych z kilku prostych i krótkich słów było o wiele łatwiejsze niż formułowanie pełnych i skomplikowanych zdań.
- By dać ci do zrozumienia, że wiem o jej istnieniu.
- Po co?
   Zmarszczył lekko brwi, uważnie jej się przyglądając. Stali na głównych światłach za miastem. Jeszcze tylko kilka kilometrów i znów będzie w domu.
- Myślałem, że jesteś jego sojuszniczką. - Wzruszył ramionami. - Do mojego Pana dotarły niepokojące wieści o tym, co Sanguis robi potajemnie w swoim małym laboratorium. Niestety nie mamy tego jak sprawdzić, a jedyną osobą, która jest obca w jego szeregach, jesteś ty.
   Lekko pokręciła głową, skupiając całą swoją uwagę na żołądku, który chciał się pozbyć swojej zawartości. Wzięła głęboki oddech, ale niewiele to pomogło.
- Silas, - bąknęła, zagryzając usta. - Nekromanta.
   Brwi Noctisa podjechały wysoko na czoło, a w jego oczach pojawił się dziwny płomień. Albo może go sobie tylko wyobraziła. Nie była do końca pewna. Jej żołądek wywinął kolejnego koziołka.
- Zjedź na pobocze... - Po jej policzku spłynęła stróżka potu. - Niedobrze mi.
   Gwałtownie zahamował, skręcając na bok. Wychylił się, by otworzyć drzwi po jej stronie i ostrożnie wystawił jej głowę. Zwymiotowała wszystkim, co wcześniej udało jej się zjeść. Przez dłuższy czas zwisała na jego ramieniu, targana spazmami. Smak żółci na języku był nie do zniesienia. Kiedy wydawało jej się, że już po wszystkim, przychodziły nowe szarpnięcia, wyciskając z jej oczu łzy. Na kilka chwil straciła przytomność, a kiedy się ocknęła, Noctis parkował swoje terenowe auto przed jej domem. Z trudem skupiła wzrok na drzwiach wejściowych, starając sobie przypomnieć, gdzie schowała zapasowy klucz. Jej torebka z rzeczami osobistymi została w aucie Silasa, a nie miała najmniejszej ochoty po niego dzwonić. Tym bardziej, że jej towarzyszem był wampiry.
- Teraz musisz się skupić, Muszelko. - Powiedział Noctis, wyciągając ją z auta. Bez problemu wziął ją na ręce i ruszył w stronę drewnianej werandy. - Nie wejdę do środka, jeśli mnie nie zaprosisz, rozumiesz? Utkniemy przed drzwiami. Musisz mi zaufać.
- Ufam ci - wydukała, choć bardziej przypominało to pijacki bełkot niż normalne słowa. - Klucz jest pod deską.
   Na chwilę posadził ją na bujanym fotelu, który zawsze stał na zewnątrz i pochylił się przed drzwiami, gdzie pod jedną z poluzowanych desek ukryty był zapasowy klucz. Otworzył szeroko drzwi i wrócił do niej. Przyklęknął przed nią i wziął jej twarz w swoje chłodne dłonie. Miała problem ze skupieniem wzroku, ale kiedy zagłębiła się w jego obsydianowych tęczówkach, zapomniała o całym świecie.
- Zaproś mnie. - Ponaglił. - Musisz to powiedzieć głośno.
- Masz niesamowite oczy, - bąknęła, tonąc w obsydianie. - Wcześniej nie zauważyłam jaki jesteś przystojny.
   Uśmiechnął się nieznacznie i pogłaskał kciukami jej policzki.
- Miło mi to słyszeć, ale nie mamy czasu na komplementy. Zaproś mnie.
   Wzięła głęboki oddech, zaciągając się jego zapachem. Chciała go zachować dla siebie na zawsze. Jeden z najcudowniejszych aromatów, jaki kiedykolwiek czuła.
- Czuj się jak u siebie w domu, Noctisie. Zapraszam cię w moje skromne progi.
   Zachichotał, biorąc ją na ręce.
- Wystarczyłoby zwykłe "zapraszam", ale tak jest o wiele przyjemniej. - Delikatnie przeniósł ją przez próg i rozejrzał się po ciemnym pomieszczeniu. - Gdzie teraz?
- W prawo...
   Bezszelestnie przebrnął przez kuchnię i pchnął kolejne drzwi. Zagwizdał cicho na widok bałaganu, jaki panował w jej sypialni. Przeskoczył zgrabnie przez przewróconą pufę i stertę brudnych ubrań, która zalegała na środku pomieszczenia, po czym położył ją do łóżka. Kręciło jej się w głowie, ale mimo ciemności, widziała zarys jego twarzy. Był przystojny jak grecki bóg, który za karę został zesłany na wieczność na smutną ziemię. Z troskliwym wyrazem twarzy, odgarnął jej z oczu włosy i nakrył pościelą.
- Wilkołaka zamknę w piwnicy, - oznajmił po chwili. - Wyśpij się. Rano będziesz się czuła paskudnie.
- Mówił ci ktoś, że jak na wampira jesteś nieziemsko przystojny?
   Jego usta zadrgały lekko, jakby w ostatniej chwili powstrzymał się od uśmiechu.
- Jesteś o wiele milsza, kiedy jesteś odurzona. - Pogłaskał ją po raz ostatni po policzku i wstał. - Słodkich snów.
   Miała ochotę zaprotestować albo chociaż poprosić go, by został na noc.Czułaby się o wiele bezpieczniej, gdyby wiedziała, że śpi za ścianą. Nie odezwała się jednak słowem, kiedy zamykał za sobą drzwi jej sypialni. Wpatrywała się w sufit, starając się uporządkować myśli. Będzie musiała wymyślić niezłą bajeczkę dla Sanguisa, kiedy zapyta, jak udało jej się zaciągnąć nieprzytomnego wilkołaka do swojego domu będąc w takim stanie. Przekręciła się ostrożnie na bok, przymykając oczy. Zacznie się tym martwić, kiedy pozbędzie się z organizmu tego świństwa. Póki co, potrzebowała snu i regeneracji, a noc wydawała się być cholernie długa.

________________________________________
Mozolna walka z komputerem nadal trwa. Po reinstalowaniu Google Chrome, Java i Flash nadal mam ten sam problem - mianowicie nie wyświetla mi się większość nagłówków na blogach, stronach i innych takich. Na chwilę obecną udało mi się naprawić bloggera ^^ Znaczy się, w końcu mogłam dostać się do postów :) Yupi! Mądra ja! xD 
Obiecuję dodać kolejny rozdział jeszcze przed końcem tego miesiąca - w ramach rehabilitacji za zło internetów :3

niedziela, 6 kwietnia 2014

- IX -

   Klub Luna był o wiele większy niż się spodziewała. Zajmował całą starą kamienicę, mieszczącą się w centrum miasta. Przed wejściem, na chodniku ustawiła się bardzo długa kolejka. Stanęła na samym jej końcu i wywróciła oczami. Miną godziny za nim dostanie się do środka, co mogło oznaczać, że jej cel zdąży się stamtąd ulotnić. Zerknęła na srebrny, mały zegarek na lewym nadgarstku. Wskazywał godzinę ósmą. Nie spodziewała się, że o tak wczesnej porze przed klubem będzie już taki tłum. Zawsze jej się wydawało, że nocne życie zaczyna się na krótko przed północą. Może powinna częściej wychodzić z domu i kręcić się wśród ludzi. I nieludzi także, chociaż nie była pewna, czy jest w stanie znieść ich obecność. Tupiąc nerwowo nogą, rozejrzała się wokół. Przygniatał ją ciężar uczuć. Ludzie z kolejki emanowali niezdecydowaniem i frustracją. Część z nich była podniecona, część po prostu odczuwała radosne uniesienie. Dostrzegła wśród tłumu grupkę młodych dziewczyn. Rozmawiały ze sobą radośnie, co chwila poprawiając szykowne kreacje. Skąpe odzienia odsłaniały zdecydowanie za wiele ciała, nie pozostawiając za wiele do wyobrażenia. Zerknęła na siebie. W prostym kombinezonie, z odsłoniętymi ramionami i butami na koturnach prezentowała się co najwyżej przeciętnie. Pożałowała, że nie wróciła do domu, by wskoczyć w coś mniej wygodnego, ale za to bardziej wyzywającego. Teraz było już za późno, by się wycofać.
   Tłum bardzo powoli przesuwał się do przodu. Dwóch ochroniarzy skrupulatnie przeszukiwało każdą wchodzącą do środka osobę. Zapewne szukali broni. W tym przypadku Sanguis nie kłamał. Nie było sposobu na wniesienie do środka niczego, co mogłoby zagrozić bawiącym się istotom. Miała dość dużo czasu, by w spokoju przyjrzeć się ogromnym mężczyznom. Była pewna, że oboje byli jakiegoś rodzaju łakami, jednak nie poznała ich na tyle dużo, by móc dokładnie stwierdzić jakimi. Byli ogromni, dobrze zbudowani, silni. Szerocy w barach, cholernie dobrze wyglądający w obcisłych podkoszulkach, które podkreślały ich mięśnie, i pachnący piżmem. W sumie każdy mężczyzna nim pachniał. Kiedy tak im się przyglądała, ktoś stanął za nią i mocno chwycił ją za łokieć. W pierwszym odruchu chciała się uwolnić i zdzielić go drugim łokciem w nos. Z trudem się jednak powstrzymała, przypominając sobie w ostatniej chwili, że nie powinna wzbudzać żadnych podejrzeń. Podskoczyła w miejscu, odwracając się gwałtownie na pięcie i zamarła. Serce stanęło jej na kilka sekund, kiedy umysł rozpoznał przytrzymującego ją mężczyznę. Momentalnie zaschło jej w gardle i zalała ją fala strachu zmieszanego z żądzą krwi. Zacisnęła mocno zęby, nie odrywając spojrzenia od jego obsydianowych oczu. Jego wąskie usta rozciągnęły się w kpiącym uśmiechu.
   Nie musiała sprawdzać mu szczęki, by wiedzieć, że ma do czynienia z wampirem; i to nie byle jakim. Wyczuwała jego mroczną, niemalże upiorną aurę, która w pewien dziwaczny sposób przypominała aurę Silasa. W jego czach zaigrały kpiące, zielone ogniki; te same, które jeszcze kilka dni wcześniej zaglądały w głąb jej duszy, obiecując śmierć. Poznałaby te oczy wszędzie, chociaż nie tak wyobrażała sobie ich właściciela. Nie pamiętała, jak wyglądał mężczyzna, który nasłał na nią mówiącego zombie, ale postawiłaby swoją duszę i życie na to, że miała go właśnie przed sobą. Sparaliżowana strachem i targana chęcią zrewanżowania się za uszkodzoną rękę i psychiczny uraz, stała na środku chodnika, wgapiając się w niego jak sroka w gnat. Nie mogła zmusić mięśni do poruszenia się, chociaż bardzo chciała unieść dłoń i przyłożyć mu z całej siły. Zamiast tego zagłębiała się w jego oczach, omiatając szybkim i pobieżnym spojrzeniem całą jego sylwetkę. A z ciężkim sercem musiała przyznać, że było na co popatrzeć.
   W przeciwieństwie do innych wampirów, które czasami widywała nocami w mieście, ten nie raził w oczy bladością twarzy i zapadniętymi policzkami. Jego cera miała lekki odcień złota, jakby przebywał dość długo na słońcu, a mimo wszystko brakowało mu typowej opalenizny. Wydatne kości policzkowe podkreślały jego sztywną i pełną gracji postawę, która kontrastowała z wyrazem jego twarzy i tańczącemu rozbawieniu w jego oczach. Włosy miał czarne jak noc, proste i zaczesane do tyłu, ale gdzie nie gdzie przecinały je platynowe pukle. Wyglądało to tak, jakby miał na głowie balejaż, jednak kiedy zrobiła krok w przód, na co się cofną i stanął w świetle ulicznej latarni, zauważyła, że były to jego naturalne włosy. Nigdy nie przypuszczała, że wampiry mogą się zestarzeć. Przecież nie mogły, a przynajmniej tak twierdziły filmy z Hollywood.
   Czarne spodnie, opinające jego umięśnione i silne nogi, oraz ciemna koszula idealnie komponowały się z jego włosami i oczami, nadając mu bardziej mroczny i tajemniczy wygląd. Zachciało jej się śmiać, przypominając sobie wygląd Silasa. On zawsze silił się na to, by wyglądać mrocznie i tajemniczo, ale nie zawsze mu to wychodziło. Gdyby spotkał na swojej drodze tego wampira, ze złości chyba zakopałby się pod ziemię. Ta myśl ją rozbawiła i z trudem powstrzymała uśmiech, który już zaczął wypływać na jej usta. Zwilżyła lekko wargi, skupiając się na twarzy mężczyzny. Dawno nie widziała takich ust; zupełnie jakby były stworzone tylko do całowania. Musiały być niesamowicie miękkie i słodkie. Złapała się na tym, że zapragnęła je dotykać i cofnęła się o krok, przenosząc swoje spojrzenie z jego cholernie przystojnej twarzy na dłoń, która pochwyciła boleśnie jej łokieć. Uścisk, co prawda znacznie zelżał, kiedy przetoczyła się przez nią fala mieszanych uczuć, ale jego oczy nadal pozostawały skupione i nie chciały oderwać się od jej twarzy. W końcu uśmiechnął się do niej i pchnął w kierunku wejścia do klubu.
- Nie opieraj się, Muszelko. - Szepnął, a jego dłoń z łokcia przeniosła się na dół pleców. Chłodne palce delikatnie dotknęły materiału jej kombinezonu. Jej ciało od razu zareagowało na tę niewinną pieszczotę i lekko wygięła plecy, by jego dłoń swobodnie na nie opadła. Z trudem powstrzymała się przed westchnieniem. - Cześć, Mac. Co słychać?
   Ochroniarz o kocich oczach i jasnej grzywce, posłał mu zapraszający uśmiech i wyciągnął do niego dłoń. Na chwilę zwarli się w przyjacielskim uścisku.
- Znalazłem w końcu idealną partnerkę, - powiedział Mac, a w jego oczach zabłysł płomień. - Tym razem nie zamierzam odpuścić.
- Gratuluję. - Przyciągnął do siebie Shelle. - O mnie można powiedzieć to samo.
   Miała ochotę odepchnąć go od siebie i zwymiotować. Zamiast tego, objęła go mocno w pasie i przywarła policzkiem do jego twardej klatki piersiowej. Czarna jak noc koszula była wykonana z jakiegoś przyjemnego i bardzo miękkiego materiału. Z jej ust wyrwało się ciche westchnienie, kiedy materiał pieścił jej policzek. Jego mięśnie zadrgały, kiedy zachichotał. Mac pokiwał głową, obrzucając Shelle oceniającym spojrzeniem.
- Ale wiesz, że rudy to nie kolor, prawda? - Ochroniarz zaśmiał się głośno. - To charakter i stan umysłu.
   Uśmiechnęła się na jego słowa. To było smutne, ale prawdziwe. 
- Nie zapominaj, że rude to namiętne kochanki. - "Partner" Shelle uśmiechnął się seksownie i nic nie mogła poradzić na to, że jej serce zabiło szybciej. Skarciła się za to w duchu. Nienawidziła go, ale mimo wszystko był cholernie przystojnym mężczyzną. Niezależnie od tego, co podpowiadał jej rozum, jej ciało na niego reagowało.
   Mac wciąż się śmiał, kiedy dokładnie ją przeszukiwał. Rzemień na jej biodrach został mimo wszystko skonfiskowany. Wcale nie wyglądał na broń, jednak jego srebrne koraliki mogły okazać się śmiercionośnym narzędziem w starciu z wilkołakiem. Wzruszyła jedynie ramionami. Potrafiła się obronić nawet bez niego. 
   W końcu Mac wpuścił ich do środka, życząc miłej zabawy. Podziękowała grzecznie i przestąpiła próg. Drzwi zamknęły się za nimi z cichym kliknięciem i pogrążyły ich w całkowitej ciemności. Korytarz był ciasny, klaustrofobiczny i prowadził tylko w jedną stronę. Za nim jednak się w nią udała, pchnęła mężczyznę z całej siły na ścianę i chwyciła za gardło. Nie stawiał żadnego oporu, co było podejrzane. Wyczuwała jego rozbawienie. Syknęła ostrzegawczo, kiedy unosił ręce nad głową.
- Ta agresja jest niepotrzebna. - Powiedział spokojnym głosem. Czuła na sobie jego spojrzenie. - Przyszedłem w pokojowych zamiarach.
- Tak samo pokojowych jak porwanie mojej matki? - Gniew wypalał ją od środka. Miała ochotę zatłuc go na śmierć.
- Nikt jej nie porwał i zapewniam cię, że jest cała i zdrowa. - Jego chłodne dłonie opadły nagle na jej ramiona,  przez co wstrząsnął nią dreszcz. - Złożyłem jej jedynie wizytę. Sam.
- Niby na jakiej podstawie mam ci wierzyć?
- Nadal żyjesz, chociaż niemądrze jest atakować wampira w ciemnościach. - Wzruszył ramionami. - W przeciwieństwie do ciebie, widzę każdy twój ruch, słyszę tłukące się w twojej piersi serce i wyczuwam twój strach. Gdybym tylko chciał, mógłbym cię mieć tu i teraz.
   Skrzywiła się, słysząc tę dwuznaczną wypowiedź. Cofnęła się o krok, uwalniając go ze swojego uścisku. Nie była głupia. Mogła mu w ułamku sekundy skręcić kark, o ile by jej dopisało szczęście, ale równie dobrze mogła zginąć. Wiedziała, że miał rację, więc musiała odpuścić. 
- Czego chcesz tym razem? - Zapytała, zerkając w stronę zamkniętych drzwi. W każdej chwili ktoś mógł wejść do środka.
- Tego samego, co ostatnim razem. - Poprawił nienagannie wyglądającą koszulę i postawił jej kołnierzyk. - Mogłabyś być chociaż odrobinę milsza. I wdzięczna za wprowadzenie cię do środka. Zakwitłabyś, stojąc w tej długiej kolejce.
   Cholera. Miał rację. Po raz kolejny.
- Dziękuję. - Powiedziała to tak cicho, że żadnej normalny człowiek by tego nie usłyszał. Oczywiście wampir nie miał z tym żadnego problemu. - A teraz daj mi święty spokój. Muszę... - Zawahała się, zerkając w jego stronę. - Muszę coś załatwić. A twoja obecność może wszystko zaprzepaścić.
- Cokolwiek robisz dla tego skurwiela, nie jest to warte twojego zachodu. - Usłyszała jego głos za plecami, więc gwałtownie się odwróciła. Napotkała jedynie ciemność. Nawet nie wyczuwała jego obecności. - Dlaczego  po prostu go nie zabijesz?
   Prychnęła poirytowana. 
- Bo nie tylko za to mi płacą. 
   Nie był do końca jej sojusznikiem, ale na pewno nie był wrogiem. Nie wiedziała, ile mogła mu powiedzieć i w jakim stopniu zaufać. Czuła jednak, że wcale nie grał w przeciwnej drużynie. Chciał śmierci Sanguisa tak samo jak jej zleceniodawca, ale dopóki nie dowie się, co tak na prawdę knuł Alfa, nie mogła pozwolić sobie na zastrzelenie go. Przez krótką chwilę stali bez ruchu w ciemnościach, aż w końcu wampir zdecydował się otworzyć drugie drzwi. Uderzyła w nią woń potu, pożądania i seksu, a także głośna muzyka, która za wibrowała wewnątrz jej ciała. Cofnęła się o krok, wyczuwając emocje wszystkich istot zgromadzonych w klubie. Ich siła niemalże powaliła ją na kolana. Musiała oprzeć się o ścianę, by nie upaść. Drzwi ponownie się zatrzasnęły, a wampir w ułamku sekundy znalazł się tuż przy niej. Milczał, ale wyczuwała jego frustrację i niepokój. Pod tym wszystkim kryło się coś jeszcze. Nie chciała jednak wiedzieć czym było. Wzięła kilka głębokich oddechów. Jeśli szalejący na parkiecie tłum tak na nią działał, jakim cudem miała się przez niego przedrzeć i znaleźć Ammona? Nie myślała, że sprawa aż tak się skomplikuje. 
- Wszystko w porządku? - Zapytał, stając bliżej. Nie mogła się skupić. - Nie wyglądasz najlepiej.
   Tak na prawdę miała to gdzieś. Potrzeba bliskości szalała wewnątrz niej niczym tornado, i niszczyła wszelkie opory i moralne hamulce. Przytrzymywała się ściany żeby nie upaść i być może jakoś poradziłaby sobie z burzą, która rozgrzała jej krew i całe ciało, gdyby nie jego obecność. Gdyby nie to, że stał zdecydowanie za blisko, że emanował prawdziwą męskością i odurzał ją swoim nocnym, piżmowym, ziemistym zapachem. Podniosła wzrok z jego butów, bojąc się reakcji własnego ciała na to, co mogła zobaczyć, i wstrzymała oddech. Czara się przelała. Nie mogła się dłużej bronić.
   W jednej chwili tonęła w jego obsydianowych oczach, a w drugiej przygwoździła go do przeciwległej ściany własnym ciałem, zmuszając jego usta do poddania się. Nie mogła nad sobą zapanować. W tamtej chwili pragnęła tylko zaspokoić jakże naturalną potrzebę. Przywarła do niego całym swoim ciałem, napierając na okolice poniżej jego pasa, i zacisnęła dłonie na jego nadgarstkach, przytwierdzając je silnym uściskiem do ściany. Jej usta niemalże miażdżyły jego wargi. Przez pierwszych kilka sekund wampir wydawał się być poważnie zdezorientowany, ale nie pozostawał jej dłużny. Odwzajemniał jej pocałunki z taką samą siłą i zapalczywością, próbując wyswobodzić się z jej uścisku. Warknęła tylko ostrzegawczo, mocniej napierając na jego ciało. Reakcja była natychmiastowa. Jęknął cicho wprost w jej usta, a jego ciało od razu nabrzmiało. Puściła jego nadgarstki i przystąpiła do ataku. Jej usta zmiażdżyły ponownie jego wargi, a dłoń pochwyciła w garść jego włosy, mocno odchylając głowę. Druga ręka powędrowała do klamry paska od jego spodni. Musiała się jednak sporo namęczyć, by dosięgnąć jej zesztywniałą i zabandażowaną ręką. Kiedy jej drżące palce dotknęły chłodnego metalu, nagle drzwi za nimi otworzyły się z hukiem i do środka zajrzał rozbawiony Mac.
- Proszę cię, stary, nie tutaj. - Zaśmiał się donośnie, zapraszając do środka kilka młodych dziewczyn. - Proszę, niech panie wchodzą i nie przejmują się amorami tej dwójki. Zakochani tak mają. - Znów spojrzał na wampira, a później na Shelly, która opierała się plecami o ścianę i wbijała przestraszony wzrok w sufit nie do końca rozumiejąc, co tak właściwie się stało. - Weź klucz od apartamentu z mojej szafki i idź sobie ulżyć. Jak tak dalej pójdzie, odstraszysz nam klientów.
   Shelle zerknęła na wampira, który z lekkim uśmiechem na twarzy poprawiał pasek i wciąż wpatrywał się w ochroniarza.
- Wątpię, by taki mały pokaz pozbawił cię nowych klientów. - Błysnął bielusieńkimi zębami. - Te panienki raczej wyglądały na chętne i zainteresowane niż przestraszone lub zniesmaczone. Powinieneś mi płacić za to, że nakręcam twoje klientki.
   Mac roześmiał się gardłowo, po czym pokręcił tylko głową, znów wspomniał o apartamencie i wyszedł, zamykając za sobą z trzaskiem drzwi. Pogrążenie w całkowitych ciemnościach przez dłuższą chwilę milczeli. W końcu Shelle odepchnęła się od ściany i nerwowo zaczęła poprawiać swój kostium.
- Przepraszam... - Wydukała, stając do niego plecami. W przeciwieństwie do niej, on widział w ciemnościach i z łatwością dostrzegłby soczyste rumieńce, które oblewały jej policzki. - Nie wiem, co we mnie wstąpiło. To się nie powinno wydarzyć. Ja po prostu... - Wzięła głęboki oddech. - Otworzyłam te przeklęte drzwi i ich emocje przejęły nade mną kontrolę. To miejsce pulsuje żądzą.
- Jesteś tylko człowiekiem. Nie powinnaś jej czuć.
   Zaśmiała się histerycznie.
- Zabrzmiało to tak, jakbym była gorszej kategorii.
   Odwróciła się w jego stronę, przeszukując wzrokiem ciemność. Gdzieś tu musiał być. Wyciągnęła przed siebie rękę, a kiedy jej dłoń zatrzymała się na jego twardej klatce piersiowej, oddech uwiązł jej w gardle, a w żyłach zamiast krwi buchał ogień.
- Mogę pomóc, jeśli chcesz. - Powiedział cicho, a Shelle przez chwilę zastanawiała się, co takiego miał na myśli. Najwidoczniej to samo przemknęło mu przez głowę, bo lekko się uśmiechnął, a w kącikach jego oczu pojawiły się delikatne zmarszczki. - Niekontrolowana empatia może cię zabić.
   Podniosła głowę i spojrzała w miejsce, w którym stał. Teraz czuła ciepło emanujące z jego ciała i oddech, który owiewał jej twarz. Pod dłonią wyczuwała szybkie i mocne bicie jego serca. To oznaczało, że niedawno musiał się solidnie pożywić. Zresztą, co ona tak na prawdę wiedziała o wampirach? Nie miała prawa go osądzać. Ludzie zabijają zwierzęta, by przeżyć. Wampiry żywią się ludzką krwią z tego samego powodu. Ot, zwyczajny łańcuch pokarmowy. O którym niestety nie uczono w żadnej szkole. Skupiła się na jego silnym sercu i zmarszczyła brwi, przypominając sobie z trudem, o czym rozmawiali.
- Bez grzebania w mojej głowie?
- Bez grzebania w twoich wspomnieniach. - Poprawił ją. Wywróciła oczami.
   Nie pozostało jej nic innego, jak mu zaufać w minimalnym stopniu. Albo pozwoli mu zatrzymać to, co obudził Silas, albo będzie musiała wejść do środka i modlić się, by emocje tłumu jej nie zabiły. Nie warto było ryzykować.
- Niech będzie.
   Kiedy tylko wypowiedziała te słowa, poczuła jak jego aura ją otacza, a chłodne mentalne palce zagłębiają się w jej świadomości.

___________________________________
Krótko, zwięźle i na temat. Chyba. Ostatnie notki były długie, więc jedna krótsza nie powinna sprawić zawodu. A przynajmniej mam taką nadzieję. No i mamy wstęp do zapowiadanego romansu. Dalej się nie zdecydowałam, więc póki co jest jak jest. Nie narzekać - coś wymyślę :) Po prostu nie mogłam się oprzeć xD Z tą notką było mniej więcej tak : napisałam ją w zupełnie innej wersji. Przygotowałam do opublikowania, przeczytałam jeszcze raz i jeszcze raz... i zostawiłam poprzednim stanie. Budzę się jednego dnia, lekko poddenerwowana, coś mi się śniło dziwnego, myśli kołaczą mi się w głowie. Wzięłam kubek kawy w ręce, córkę posadziłam na podłodze, by sobie sama pobiegała, siadłam do kompa i odpaliłam jeszcze raz tą notkę. I się zaczęło... Dziecko zdążyło mi zasnąć, kawa się skończyła, facet przez sen gadał, a ja pisałam, poprawiałam, dodawałam, ujmowałam. I tak wygląda teraz :) Mam nadzieję, że się podoba.