niedziela, 6 kwietnia 2014

- IX -

   Klub Luna był o wiele większy niż się spodziewała. Zajmował całą starą kamienicę, mieszczącą się w centrum miasta. Przed wejściem, na chodniku ustawiła się bardzo długa kolejka. Stanęła na samym jej końcu i wywróciła oczami. Miną godziny za nim dostanie się do środka, co mogło oznaczać, że jej cel zdąży się stamtąd ulotnić. Zerknęła na srebrny, mały zegarek na lewym nadgarstku. Wskazywał godzinę ósmą. Nie spodziewała się, że o tak wczesnej porze przed klubem będzie już taki tłum. Zawsze jej się wydawało, że nocne życie zaczyna się na krótko przed północą. Może powinna częściej wychodzić z domu i kręcić się wśród ludzi. I nieludzi także, chociaż nie była pewna, czy jest w stanie znieść ich obecność. Tupiąc nerwowo nogą, rozejrzała się wokół. Przygniatał ją ciężar uczuć. Ludzie z kolejki emanowali niezdecydowaniem i frustracją. Część z nich była podniecona, część po prostu odczuwała radosne uniesienie. Dostrzegła wśród tłumu grupkę młodych dziewczyn. Rozmawiały ze sobą radośnie, co chwila poprawiając szykowne kreacje. Skąpe odzienia odsłaniały zdecydowanie za wiele ciała, nie pozostawiając za wiele do wyobrażenia. Zerknęła na siebie. W prostym kombinezonie, z odsłoniętymi ramionami i butami na koturnach prezentowała się co najwyżej przeciętnie. Pożałowała, że nie wróciła do domu, by wskoczyć w coś mniej wygodnego, ale za to bardziej wyzywającego. Teraz było już za późno, by się wycofać.
   Tłum bardzo powoli przesuwał się do przodu. Dwóch ochroniarzy skrupulatnie przeszukiwało każdą wchodzącą do środka osobę. Zapewne szukali broni. W tym przypadku Sanguis nie kłamał. Nie było sposobu na wniesienie do środka niczego, co mogłoby zagrozić bawiącym się istotom. Miała dość dużo czasu, by w spokoju przyjrzeć się ogromnym mężczyznom. Była pewna, że oboje byli jakiegoś rodzaju łakami, jednak nie poznała ich na tyle dużo, by móc dokładnie stwierdzić jakimi. Byli ogromni, dobrze zbudowani, silni. Szerocy w barach, cholernie dobrze wyglądający w obcisłych podkoszulkach, które podkreślały ich mięśnie, i pachnący piżmem. W sumie każdy mężczyzna nim pachniał. Kiedy tak im się przyglądała, ktoś stanął za nią i mocno chwycił ją za łokieć. W pierwszym odruchu chciała się uwolnić i zdzielić go drugim łokciem w nos. Z trudem się jednak powstrzymała, przypominając sobie w ostatniej chwili, że nie powinna wzbudzać żadnych podejrzeń. Podskoczyła w miejscu, odwracając się gwałtownie na pięcie i zamarła. Serce stanęło jej na kilka sekund, kiedy umysł rozpoznał przytrzymującego ją mężczyznę. Momentalnie zaschło jej w gardle i zalała ją fala strachu zmieszanego z żądzą krwi. Zacisnęła mocno zęby, nie odrywając spojrzenia od jego obsydianowych oczu. Jego wąskie usta rozciągnęły się w kpiącym uśmiechu.
   Nie musiała sprawdzać mu szczęki, by wiedzieć, że ma do czynienia z wampirem; i to nie byle jakim. Wyczuwała jego mroczną, niemalże upiorną aurę, która w pewien dziwaczny sposób przypominała aurę Silasa. W jego czach zaigrały kpiące, zielone ogniki; te same, które jeszcze kilka dni wcześniej zaglądały w głąb jej duszy, obiecując śmierć. Poznałaby te oczy wszędzie, chociaż nie tak wyobrażała sobie ich właściciela. Nie pamiętała, jak wyglądał mężczyzna, który nasłał na nią mówiącego zombie, ale postawiłaby swoją duszę i życie na to, że miała go właśnie przed sobą. Sparaliżowana strachem i targana chęcią zrewanżowania się za uszkodzoną rękę i psychiczny uraz, stała na środku chodnika, wgapiając się w niego jak sroka w gnat. Nie mogła zmusić mięśni do poruszenia się, chociaż bardzo chciała unieść dłoń i przyłożyć mu z całej siły. Zamiast tego zagłębiała się w jego oczach, omiatając szybkim i pobieżnym spojrzeniem całą jego sylwetkę. A z ciężkim sercem musiała przyznać, że było na co popatrzeć.
   W przeciwieństwie do innych wampirów, które czasami widywała nocami w mieście, ten nie raził w oczy bladością twarzy i zapadniętymi policzkami. Jego cera miała lekki odcień złota, jakby przebywał dość długo na słońcu, a mimo wszystko brakowało mu typowej opalenizny. Wydatne kości policzkowe podkreślały jego sztywną i pełną gracji postawę, która kontrastowała z wyrazem jego twarzy i tańczącemu rozbawieniu w jego oczach. Włosy miał czarne jak noc, proste i zaczesane do tyłu, ale gdzie nie gdzie przecinały je platynowe pukle. Wyglądało to tak, jakby miał na głowie balejaż, jednak kiedy zrobiła krok w przód, na co się cofną i stanął w świetle ulicznej latarni, zauważyła, że były to jego naturalne włosy. Nigdy nie przypuszczała, że wampiry mogą się zestarzeć. Przecież nie mogły, a przynajmniej tak twierdziły filmy z Hollywood.
   Czarne spodnie, opinające jego umięśnione i silne nogi, oraz ciemna koszula idealnie komponowały się z jego włosami i oczami, nadając mu bardziej mroczny i tajemniczy wygląd. Zachciało jej się śmiać, przypominając sobie wygląd Silasa. On zawsze silił się na to, by wyglądać mrocznie i tajemniczo, ale nie zawsze mu to wychodziło. Gdyby spotkał na swojej drodze tego wampira, ze złości chyba zakopałby się pod ziemię. Ta myśl ją rozbawiła i z trudem powstrzymała uśmiech, który już zaczął wypływać na jej usta. Zwilżyła lekko wargi, skupiając się na twarzy mężczyzny. Dawno nie widziała takich ust; zupełnie jakby były stworzone tylko do całowania. Musiały być niesamowicie miękkie i słodkie. Złapała się na tym, że zapragnęła je dotykać i cofnęła się o krok, przenosząc swoje spojrzenie z jego cholernie przystojnej twarzy na dłoń, która pochwyciła boleśnie jej łokieć. Uścisk, co prawda znacznie zelżał, kiedy przetoczyła się przez nią fala mieszanych uczuć, ale jego oczy nadal pozostawały skupione i nie chciały oderwać się od jej twarzy. W końcu uśmiechnął się do niej i pchnął w kierunku wejścia do klubu.
- Nie opieraj się, Muszelko. - Szepnął, a jego dłoń z łokcia przeniosła się na dół pleców. Chłodne palce delikatnie dotknęły materiału jej kombinezonu. Jej ciało od razu zareagowało na tę niewinną pieszczotę i lekko wygięła plecy, by jego dłoń swobodnie na nie opadła. Z trudem powstrzymała się przed westchnieniem. - Cześć, Mac. Co słychać?
   Ochroniarz o kocich oczach i jasnej grzywce, posłał mu zapraszający uśmiech i wyciągnął do niego dłoń. Na chwilę zwarli się w przyjacielskim uścisku.
- Znalazłem w końcu idealną partnerkę, - powiedział Mac, a w jego oczach zabłysł płomień. - Tym razem nie zamierzam odpuścić.
- Gratuluję. - Przyciągnął do siebie Shelle. - O mnie można powiedzieć to samo.
   Miała ochotę odepchnąć go od siebie i zwymiotować. Zamiast tego, objęła go mocno w pasie i przywarła policzkiem do jego twardej klatki piersiowej. Czarna jak noc koszula była wykonana z jakiegoś przyjemnego i bardzo miękkiego materiału. Z jej ust wyrwało się ciche westchnienie, kiedy materiał pieścił jej policzek. Jego mięśnie zadrgały, kiedy zachichotał. Mac pokiwał głową, obrzucając Shelle oceniającym spojrzeniem.
- Ale wiesz, że rudy to nie kolor, prawda? - Ochroniarz zaśmiał się głośno. - To charakter i stan umysłu.
   Uśmiechnęła się na jego słowa. To było smutne, ale prawdziwe. 
- Nie zapominaj, że rude to namiętne kochanki. - "Partner" Shelle uśmiechnął się seksownie i nic nie mogła poradzić na to, że jej serce zabiło szybciej. Skarciła się za to w duchu. Nienawidziła go, ale mimo wszystko był cholernie przystojnym mężczyzną. Niezależnie od tego, co podpowiadał jej rozum, jej ciało na niego reagowało.
   Mac wciąż się śmiał, kiedy dokładnie ją przeszukiwał. Rzemień na jej biodrach został mimo wszystko skonfiskowany. Wcale nie wyglądał na broń, jednak jego srebrne koraliki mogły okazać się śmiercionośnym narzędziem w starciu z wilkołakiem. Wzruszyła jedynie ramionami. Potrafiła się obronić nawet bez niego. 
   W końcu Mac wpuścił ich do środka, życząc miłej zabawy. Podziękowała grzecznie i przestąpiła próg. Drzwi zamknęły się za nimi z cichym kliknięciem i pogrążyły ich w całkowitej ciemności. Korytarz był ciasny, klaustrofobiczny i prowadził tylko w jedną stronę. Za nim jednak się w nią udała, pchnęła mężczyznę z całej siły na ścianę i chwyciła za gardło. Nie stawiał żadnego oporu, co było podejrzane. Wyczuwała jego rozbawienie. Syknęła ostrzegawczo, kiedy unosił ręce nad głową.
- Ta agresja jest niepotrzebna. - Powiedział spokojnym głosem. Czuła na sobie jego spojrzenie. - Przyszedłem w pokojowych zamiarach.
- Tak samo pokojowych jak porwanie mojej matki? - Gniew wypalał ją od środka. Miała ochotę zatłuc go na śmierć.
- Nikt jej nie porwał i zapewniam cię, że jest cała i zdrowa. - Jego chłodne dłonie opadły nagle na jej ramiona,  przez co wstrząsnął nią dreszcz. - Złożyłem jej jedynie wizytę. Sam.
- Niby na jakiej podstawie mam ci wierzyć?
- Nadal żyjesz, chociaż niemądrze jest atakować wampira w ciemnościach. - Wzruszył ramionami. - W przeciwieństwie do ciebie, widzę każdy twój ruch, słyszę tłukące się w twojej piersi serce i wyczuwam twój strach. Gdybym tylko chciał, mógłbym cię mieć tu i teraz.
   Skrzywiła się, słysząc tę dwuznaczną wypowiedź. Cofnęła się o krok, uwalniając go ze swojego uścisku. Nie była głupia. Mogła mu w ułamku sekundy skręcić kark, o ile by jej dopisało szczęście, ale równie dobrze mogła zginąć. Wiedziała, że miał rację, więc musiała odpuścić. 
- Czego chcesz tym razem? - Zapytała, zerkając w stronę zamkniętych drzwi. W każdej chwili ktoś mógł wejść do środka.
- Tego samego, co ostatnim razem. - Poprawił nienagannie wyglądającą koszulę i postawił jej kołnierzyk. - Mogłabyś być chociaż odrobinę milsza. I wdzięczna za wprowadzenie cię do środka. Zakwitłabyś, stojąc w tej długiej kolejce.
   Cholera. Miał rację. Po raz kolejny.
- Dziękuję. - Powiedziała to tak cicho, że żadnej normalny człowiek by tego nie usłyszał. Oczywiście wampir nie miał z tym żadnego problemu. - A teraz daj mi święty spokój. Muszę... - Zawahała się, zerkając w jego stronę. - Muszę coś załatwić. A twoja obecność może wszystko zaprzepaścić.
- Cokolwiek robisz dla tego skurwiela, nie jest to warte twojego zachodu. - Usłyszała jego głos za plecami, więc gwałtownie się odwróciła. Napotkała jedynie ciemność. Nawet nie wyczuwała jego obecności. - Dlaczego  po prostu go nie zabijesz?
   Prychnęła poirytowana. 
- Bo nie tylko za to mi płacą. 
   Nie był do końca jej sojusznikiem, ale na pewno nie był wrogiem. Nie wiedziała, ile mogła mu powiedzieć i w jakim stopniu zaufać. Czuła jednak, że wcale nie grał w przeciwnej drużynie. Chciał śmierci Sanguisa tak samo jak jej zleceniodawca, ale dopóki nie dowie się, co tak na prawdę knuł Alfa, nie mogła pozwolić sobie na zastrzelenie go. Przez krótką chwilę stali bez ruchu w ciemnościach, aż w końcu wampir zdecydował się otworzyć drugie drzwi. Uderzyła w nią woń potu, pożądania i seksu, a także głośna muzyka, która za wibrowała wewnątrz jej ciała. Cofnęła się o krok, wyczuwając emocje wszystkich istot zgromadzonych w klubie. Ich siła niemalże powaliła ją na kolana. Musiała oprzeć się o ścianę, by nie upaść. Drzwi ponownie się zatrzasnęły, a wampir w ułamku sekundy znalazł się tuż przy niej. Milczał, ale wyczuwała jego frustrację i niepokój. Pod tym wszystkim kryło się coś jeszcze. Nie chciała jednak wiedzieć czym było. Wzięła kilka głębokich oddechów. Jeśli szalejący na parkiecie tłum tak na nią działał, jakim cudem miała się przez niego przedrzeć i znaleźć Ammona? Nie myślała, że sprawa aż tak się skomplikuje. 
- Wszystko w porządku? - Zapytał, stając bliżej. Nie mogła się skupić. - Nie wyglądasz najlepiej.
   Tak na prawdę miała to gdzieś. Potrzeba bliskości szalała wewnątrz niej niczym tornado, i niszczyła wszelkie opory i moralne hamulce. Przytrzymywała się ściany żeby nie upaść i być może jakoś poradziłaby sobie z burzą, która rozgrzała jej krew i całe ciało, gdyby nie jego obecność. Gdyby nie to, że stał zdecydowanie za blisko, że emanował prawdziwą męskością i odurzał ją swoim nocnym, piżmowym, ziemistym zapachem. Podniosła wzrok z jego butów, bojąc się reakcji własnego ciała na to, co mogła zobaczyć, i wstrzymała oddech. Czara się przelała. Nie mogła się dłużej bronić.
   W jednej chwili tonęła w jego obsydianowych oczach, a w drugiej przygwoździła go do przeciwległej ściany własnym ciałem, zmuszając jego usta do poddania się. Nie mogła nad sobą zapanować. W tamtej chwili pragnęła tylko zaspokoić jakże naturalną potrzebę. Przywarła do niego całym swoim ciałem, napierając na okolice poniżej jego pasa, i zacisnęła dłonie na jego nadgarstkach, przytwierdzając je silnym uściskiem do ściany. Jej usta niemalże miażdżyły jego wargi. Przez pierwszych kilka sekund wampir wydawał się być poważnie zdezorientowany, ale nie pozostawał jej dłużny. Odwzajemniał jej pocałunki z taką samą siłą i zapalczywością, próbując wyswobodzić się z jej uścisku. Warknęła tylko ostrzegawczo, mocniej napierając na jego ciało. Reakcja była natychmiastowa. Jęknął cicho wprost w jej usta, a jego ciało od razu nabrzmiało. Puściła jego nadgarstki i przystąpiła do ataku. Jej usta zmiażdżyły ponownie jego wargi, a dłoń pochwyciła w garść jego włosy, mocno odchylając głowę. Druga ręka powędrowała do klamry paska od jego spodni. Musiała się jednak sporo namęczyć, by dosięgnąć jej zesztywniałą i zabandażowaną ręką. Kiedy jej drżące palce dotknęły chłodnego metalu, nagle drzwi za nimi otworzyły się z hukiem i do środka zajrzał rozbawiony Mac.
- Proszę cię, stary, nie tutaj. - Zaśmiał się donośnie, zapraszając do środka kilka młodych dziewczyn. - Proszę, niech panie wchodzą i nie przejmują się amorami tej dwójki. Zakochani tak mają. - Znów spojrzał na wampira, a później na Shelly, która opierała się plecami o ścianę i wbijała przestraszony wzrok w sufit nie do końca rozumiejąc, co tak właściwie się stało. - Weź klucz od apartamentu z mojej szafki i idź sobie ulżyć. Jak tak dalej pójdzie, odstraszysz nam klientów.
   Shelle zerknęła na wampira, który z lekkim uśmiechem na twarzy poprawiał pasek i wciąż wpatrywał się w ochroniarza.
- Wątpię, by taki mały pokaz pozbawił cię nowych klientów. - Błysnął bielusieńkimi zębami. - Te panienki raczej wyglądały na chętne i zainteresowane niż przestraszone lub zniesmaczone. Powinieneś mi płacić za to, że nakręcam twoje klientki.
   Mac roześmiał się gardłowo, po czym pokręcił tylko głową, znów wspomniał o apartamencie i wyszedł, zamykając za sobą z trzaskiem drzwi. Pogrążenie w całkowitych ciemnościach przez dłuższą chwilę milczeli. W końcu Shelle odepchnęła się od ściany i nerwowo zaczęła poprawiać swój kostium.
- Przepraszam... - Wydukała, stając do niego plecami. W przeciwieństwie do niej, on widział w ciemnościach i z łatwością dostrzegłby soczyste rumieńce, które oblewały jej policzki. - Nie wiem, co we mnie wstąpiło. To się nie powinno wydarzyć. Ja po prostu... - Wzięła głęboki oddech. - Otworzyłam te przeklęte drzwi i ich emocje przejęły nade mną kontrolę. To miejsce pulsuje żądzą.
- Jesteś tylko człowiekiem. Nie powinnaś jej czuć.
   Zaśmiała się histerycznie.
- Zabrzmiało to tak, jakbym była gorszej kategorii.
   Odwróciła się w jego stronę, przeszukując wzrokiem ciemność. Gdzieś tu musiał być. Wyciągnęła przed siebie rękę, a kiedy jej dłoń zatrzymała się na jego twardej klatce piersiowej, oddech uwiązł jej w gardle, a w żyłach zamiast krwi buchał ogień.
- Mogę pomóc, jeśli chcesz. - Powiedział cicho, a Shelle przez chwilę zastanawiała się, co takiego miał na myśli. Najwidoczniej to samo przemknęło mu przez głowę, bo lekko się uśmiechnął, a w kącikach jego oczu pojawiły się delikatne zmarszczki. - Niekontrolowana empatia może cię zabić.
   Podniosła głowę i spojrzała w miejsce, w którym stał. Teraz czuła ciepło emanujące z jego ciała i oddech, który owiewał jej twarz. Pod dłonią wyczuwała szybkie i mocne bicie jego serca. To oznaczało, że niedawno musiał się solidnie pożywić. Zresztą, co ona tak na prawdę wiedziała o wampirach? Nie miała prawa go osądzać. Ludzie zabijają zwierzęta, by przeżyć. Wampiry żywią się ludzką krwią z tego samego powodu. Ot, zwyczajny łańcuch pokarmowy. O którym niestety nie uczono w żadnej szkole. Skupiła się na jego silnym sercu i zmarszczyła brwi, przypominając sobie z trudem, o czym rozmawiali.
- Bez grzebania w mojej głowie?
- Bez grzebania w twoich wspomnieniach. - Poprawił ją. Wywróciła oczami.
   Nie pozostało jej nic innego, jak mu zaufać w minimalnym stopniu. Albo pozwoli mu zatrzymać to, co obudził Silas, albo będzie musiała wejść do środka i modlić się, by emocje tłumu jej nie zabiły. Nie warto było ryzykować.
- Niech będzie.
   Kiedy tylko wypowiedziała te słowa, poczuła jak jego aura ją otacza, a chłodne mentalne palce zagłębiają się w jej świadomości.

___________________________________
Krótko, zwięźle i na temat. Chyba. Ostatnie notki były długie, więc jedna krótsza nie powinna sprawić zawodu. A przynajmniej mam taką nadzieję. No i mamy wstęp do zapowiadanego romansu. Dalej się nie zdecydowałam, więc póki co jest jak jest. Nie narzekać - coś wymyślę :) Po prostu nie mogłam się oprzeć xD Z tą notką było mniej więcej tak : napisałam ją w zupełnie innej wersji. Przygotowałam do opublikowania, przeczytałam jeszcze raz i jeszcze raz... i zostawiłam poprzednim stanie. Budzę się jednego dnia, lekko poddenerwowana, coś mi się śniło dziwnego, myśli kołaczą mi się w głowie. Wzięłam kubek kawy w ręce, córkę posadziłam na podłodze, by sobie sama pobiegała, siadłam do kompa i odpaliłam jeszcze raz tą notkę. I się zaczęło... Dziecko zdążyło mi zasnąć, kawa się skończyła, facet przez sen gadał, a ja pisałam, poprawiałam, dodawałam, ujmowałam. I tak wygląda teraz :) Mam nadzieję, że się podoba. 

5 komentarzy:

  1. Hmmm, może być. Rozumiem, że może kogoś ponieść pożądanie, sytuację opisalas idealnie. Jak dla mnie trochę za łatwo mu zaufała.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, i to też mnie po części boli. Winę składam na swoje własne, mieszane uczucia :D I na to, że na początku z mojego wampira chciałam zrobić sukinsyna, później jednak stwierdziłam, że będzie tym dobrym, a teraz tkwię między obiema wersjami i nie wiem, co z tym fantem zrobić.
      Tak więc, zaufanie zaufaniem. Kobiety czasem są cholernie głupie, jak widzą przystojnych facetów. A ci z opowiadań praktycznie zawsze są przystojni, więc co się dziwić?

      Pe.eS. Cieszę się, że nadal tu jesteś :) To wiele dla mnie znaczy ^^

      Usuń
    2. Tak łatwo się mnie nie pozbedziesz.

      Usuń
    3. Uspokoiłaś moje (ostatnio) zbolałe serce :*

      Usuń
  2. Aaach, czemu ja tu nic nie napisałam, ej no ej.
    Przeczytałam od razu po wstawieniu, a widocznie mi internety urwało i zapomniałam później.
    Z tego, co pamiętam, jakiś taki krótki mi się ten rozdzialik wydał. O samej treści nie pozwala mi wiele powiedzieć moja fantastyczna pamięć =.=, ale przypominam sobie, że działo się sporo. Achh. Aż wracają do mnie czasy, kiedy czytałam "niegrzeczne romansidła"...

    Pisz szybciutko, pisz (mówi ta właściwa -.-). Nawet jadąc ciapągiem ostatnio myślałam o tym, że już bym chciała dalszą część przeczytać :D.

    Pozdrawiam ciepluchno.

    OdpowiedzUsuń