niedziela, 7 grudnia 2014

- XVI -

- Nie mam zielonego pojęcia na co patrzę, ale wygląda mi to na plany Hadesu. - Zrezygnowana Shelly zapadła się bardziej w fotelu, odsuwając od siebie ogromne, zapisane arkusze papieru.
   Noctis wszedł do salonu z kubkiem parującej i świeżo zaparzonej kawy, lekko się uśmiechając. Rzuciła mu ostre spojrzenie, ignorując swój przyspieszony rytm serca. W satynowej, czarnej koszuli, idealnie przylegającej do jego umięśnionego ciała, wyglądał niczym demoniczny kochanek rodem z romantycznej powieści. Jego ametystowe oczy błyszczały z podniecenia. Jeszcze tego samego wieczoru złożył jej niezapowiedzianą wizytę, ciesząc się jak dziecko, z rulonami planów pod pachą. Do tej pory nie mogła zrozumieć, dlaczego był taki podekscytowany.
- Hadesu? - Zapytał zaskoczony, siadając na podłodze i wlepiając wzrok w dokumenty.
- Według Greków Świat Umarłych. - Machnęła od niechcenia ręką. - Nie mogę uwierzyć, że mając tyle lat na karku nie znasz podstaw, których uczą się dzieci w szkołach.
- Chodzi ci o mity greckie? - W końcu na nią spojrzał. - Kraina zmarłych, Styks, Charon, Cerber i te sprawy?
-Czasami mam wrażenie, że robisz ze mnie idiotkę tylko po to, by poprawić sobie nastrój. - Pożaliła się, robiąc kwaśną minę. - Nienawidzę tego.
- To twoja wina, bo nie umiesz się dokładnie wyrażać. - Wzruszył ramionami, widząc jej oskarżycielską minę. - Skup się, Muszelko. Musimy ustalić plan działania.
- Na podstawie tego? - Wskazała na papiery zalegające na jej szklanym stoliku do kawy. - Studiowałam religioznawstwo a nie architekturę.
   Noctis ponownie się roześmiał i rozłożył przed nią plan. Zwijającą się kartkę przycisnął po obu stronach książkami, które trzymała pod fotelem. Zaczerwieniła się lekko spoglądając na nie. Czasami w chłodne wieczory lubiła zatracać się w historiach opisujących wielkie miłości i namiętne romanse. Traktowała to jako odskocznia od brutalne rzeczywistości, ale wolała się z nikim nie dzielić swoim małym sekretem. Najwidoczniej przed Noctisem nie można było niczego ukryć. Wampir zignorował jej zażenowanie i postukał chudym, długim palcem w papier.
- To plan posiadłości Llenada, - oznajmił poważnym tonem. - Jest tu wszystko, prócz laboratorium, oczywiście.
- Co niewiele nam pomaga.
- Ale, - tu spojrzał jej prosto w oczy, - na planie są zaznaczone miejsca, w których znajdują się wejścia.
- Wejścia do czego? - Zmarszczyła brwi, pochylając się nad stołem.
- No właśnie. - Znów szeroko się uśmiechnął. Entuzjazm niemalże się z niego wylewał, co doprowadzało ją do szału. - Nie ma żadnych innych planów czy map odnośnie tego miejsca. Żadnych zapisów czy notatek, że kiedykolwiek powstało tam laboratorium. Ale wejścia są oznaczone, co świadczy o tym, że Llenad nie do końca zadbał o bezpieczeństwo swojego projektu. Takie małe niedopatrzenie, które działa na naszą korzyść.
   Shelle upiła łyk kawy i odstawiła kubek na podłogę.
- Dla mnie wygląda to na zasadzkę. - stwierdziła po chwili, krzyżując ręce na piersi. - Ktoś taki jak Sanguis nie popełnia błędów. Jest perfekcjonistą.
 Noctis wzruszył ramionami.
- Najwidoczniej nawet najlepszym zdarzają się wpadki. - Postukał palcem w jeden z zaznaczonych na planie punktów. - Nie posiadamy żadnych zdjęć satelitarnych jego posesji, co znacznie ułatwiło by nasze zadanie, ale możemy sprawdzić jak w rzeczywistości wyglądają te wejścia.
- Niby jak?
- Pospaceruj. - Posłał jej szeroki, zadowolony uśmiech, który nie wróżył niczego dobrego. - Pojedziesz do Sanguisa i przejdziesz się po jego ogrodzie. Sprawdzisz wszystkie te miejsca.
- Ile ich jest? - Wychyliła się, by spojrzeć na plan posiadłości Llenada, ale niczego z niego nie potrafiła odczytać. Prychnęła poirytowana. Równie dobrze mogła przyglądać się haiku napisanym w oryginalnym japońskim języku.
- Cztery. - Zaśmiał się cicho. - Na prawdę niczego tu nie widzisz? - Kiedy pokiwała głową, starając się na niego nie patrzeć, uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Nie masz przestrzennej wyobraźni.
- Mówienie rzeczy oczywistych nie zrobi z ciebie inteligenta. Nawet jeśli używasz trudnych słów. - Odgryzła się. - Poza tym nie będę chodziła po jego ziemi z mapą w ręku. To tak, jakbym przykleiła sobie na plecy tarczę strzelniczą.
- To weź kogoś ze sobą.
   Uniosła brwi, lekko się uśmiechając.
- Sugerujesz mi randkę czy towarzystwo Silasa?
   Przez jego twarz przemknął cień, a oczy znacznie się zwęziły. Opadł na fotel, nie spuszczając z niej oczu. Czasami, kiedy zachowywał się w ten sposób, po prostu ją przerażał. Na kilka chwil tracił swoje człowieczeństwo i spoglądał na nią ktoś obcy. To sprawiało, że jej puls przyspieszał, a instynkt nakazywał jej sięgać po broń. Za nim jednak o tym pomyślała, Noctis na powrót stał się wampirem, którego znała.
- To z kim się umawiasz jest twoją sprawą, ale dla swojego własnego dobra, unikaj sytuacji, w której pozostaniesz sam na sam z nekromantą. Nie ufam mu.
- Mówisz tak, jakbyś ufał komukolwiek innemu. - Uśmiechnęła się, starając się rozładować sytuację. Zawsze, kiedy rozmowa schodziła na Silasa, Noctis robił się drażliwy.
- Ufam tobie. Powinnaś to docenić.
- I doceniam. - Wzruszyła ramionami. - Na swój sposób. Chociaż zastanawiam się dlaczego tak mało o tobie wiem.
- Powiedziałem ci kim byłem, choć to mało istotne.
   Pokręciła głową.
- Mam na myśli wampiry. - Ona także opadła na fotel, lekko wychylając się w jego stronę. - Nie powiedziałeś mi nic o swoim gatunku. Boisz się, że nagle zacznę na was polować i wykorzystam tę wiedzę przeciwko wam?
- Dlaczego cię to tak interesuje? - Zmrużył groźnie oczy.
- Zaczęłam pracę dla Sanguisa niewiele wiedząc o wilkołakach. To jak stąpanie po kruchym lodzie, dlatego Llenad wprowadził mnie w swój świat. Pracuję z tobą i nie wiem niczego. Jeśli kiedykolwiek natknę się na innego wampira, zgubi mnie ta niewiedza. Może macie jakąś etykietę, którą trzeba się kierować? Cokolwiek, co uchroni mnie od rychłej śmierci?
   Przez dłuższą chwilę milczał, nie odrywając od niej wzroku. Czuła jego obecność na krawędziach swojego umysłu, jakby starał się wybadać jej zamiary. Najwidoczniej nie znalazł niczego podejrzanego, bo w końcu westchnął i potarł twarz, jakby był zmęczony.
- Jest pewna etykieta, ale stosuje się ją tylko podczas spotkań z wyższej klasy wampirami. - Mówił powoli, jakby ważył informacje, które przekazywał.- Jesteśmy drapieżnikami, każdy wampir bez względu na miejsce, jakie zajmuje w społeczeństwie, dlatego kontakt wzrokowy jest bardzo ważny. Trzeba jednak wiedzieć, kiedy go unikać, a kiedy nie.
- Skąd mam wiedzieć, który wampir jest szefem, a który posłańcem?
   Prychnął, urażony.
- Od setek lat działamy na tych samych zasadach. Ludzie przez pewien czas robili dokładnie to samo, ale teraz granica między plebsem a arystokracją jest niewidoczna.
- Chcesz mi powiedzieć, że o zajmowanej pozycji decyduje strój?
- Nie. To pozycja decyduje o stroju. Najprościej będzie, jeśli będziesz zwracała uwagę na szatę. Na jej wykonanie, materiał, dodatki. Pośredni wampir najniższej klasy będzie się nosił zwyczajnie, jak każdy napotkany człowiek.
- Jak ty?
   Warknął nieludzko, przypominając jej po raz kolejny, z kim miała do czynienia. Posłała mu przepraszające spojrzenie, unosząc ręce w poddańczym geście.
- Hej, nie zabijaj posłańca. - Zmusiła się do lekkiego uśmiechu. - Ja tylko staram się was zrozumieć.
- Kiepsko ci idzie. - Burknął. - Wykonanie, materiał, dodatki. Zapamiętaj to.
- Tak dla przykładu, stoją przede mną dwa wampiry. Ich koszule mają ten sam kolor, to samo wykonanie i żadnych dodatków. Ale jedna koszula jest z satyny, a druga z... powiedzmy, bawełny. Nie znam się na modzie.
- Na twoje szczęście, wampiry wyższego szczebla noszą stonowane kolory.Zwykle czerń, ale zdarza się grafit, brąz, granat. Nie spotkasz Mistrza w różowej koszuli i niebieskich spodniach. - Wzruszył ramionami. - To bardzo prosty system.
- Rozumiem. Staję przed takim, i co?
- Po pierwsze, nie patrzysz mu w oczy. Pierwsze spojrzenie, podczas powitania, jest dopuszczalne, oznacza szacunek. Drugie oznacza śmierć.
- Jesteście przerażający.
- Jesteśmy mordercami, - poprawił ją, a jego głos stał się lodowaty. Jeszcze nigdy nie rozmawiał z nią w ten sposób. - Mamy ładne buźki, ponętne ciała i coś, co przyciąga do nas ludzi i ogłupia ich instynkty. Znamy swoją wartość, swoje miejsce w przyrodzie i nikt nam tego nie odbierze. Zwłaszcza ludzie.
- Serio, Noctis, przerażasz mnie. - Skrzywiła się, nie odrywając od niego wzroku. Miała wrażenie, że z miłego wampira nagle stał się maszyną do zabijania, z którą nie chciała przebywać w jednym pomieszczeniu.
  Wychylił się w jej stronę, a jego ametystowe oczy zapłonęły.
- Chcę żebyś właśnie tak się czuła kiedy spotkasz jednego z moich. - Oświadczył cicho. - Wiem, że jesteś silna i twarda, ale zgrywanie chojraka przed wampirami jest idiotycznym pomysłem. Zwłaszcza, że są szybsi, silniejsi i mają mordercze zapędy. - Opadł z powrotem na oparcie fotela i odchylił głowę. Jego wzrok spoczął na białym suficie. - Nie chciałbym byś stała się przekąską dla któregoś z nas.
   Milczała przez dłuższą chwilę. Musiała pozbierać myśli. Z Noctisem wszystko było jeszcze bardziej skomplikowane. Kiedy wydawało jej się, że są sobie równi i mogą współpracować bez przeszkód, miały miejsce właśnie takie sytuacje. Potrafił zwodzić i manipulować, więc musiała pilnować się przez cały czas.
- Jeśli mnie tego wszystkiego nauczysz, przeżyję. - Powiedziała ostrożnie, przygryzając lekko wargę. Czuła się niepewnie, a nie zdarzało jej się to zbyt często. - A co z podrzędnymi wampirami?
- Dominuj.
- Słucham?
   Oderwał wzrok od sufitu, choć zrobił to niechętnie, i znów na nią spojrzał. Jego oczy były puste, jak u lalki, przez co przeszły ją dreszcze. Nienawidziła kiedy to robił.
- Dominacja odgrywa dużą rolę w społeczeństwie wampirów jak i wilkołaków. Jeśli pokażesz, że jesteś silniejsza, dadzą ci spokój. Chyba, że trafisz na twardego sukinsyna, który nie spocznie dopóki nie ulegniesz i nie przyznasz przy świadkach, że jest silniejszy.
- Po moim trupie. - Posłała mu uśmiech, ale rysy jego twarzy stężały, więc zrezygnowała.
   Machnął w jej stronę ręką.
- Właśnie o tym mówię. Nie masz pojęcia kiedy się wycofać. Czasami mam wrażenie, że ty po prostu chcesz umrzeć, dlatego tak się narażasz.
   Niemalże zakrztusiła się własną śliną. Oczy natychmiast zaszły jej łzami, kiedy próbowała złapać oddech. Dopiero po kilku sekundach jej się to udało. Wstała z fotela i zaczęła krążyć po pokoju.
- Nie wiedziałam, że jesteś psychologiem. - Warknęła. - Skąd tak debilny pomysł?
   Wzruszył ramionami.
- Pogrywasz ze śmiercią. Przyjmujesz zlecenia, z którymi nie jesteś w stanie sobie poradzić i liczysz na to, że "jakoś" ci się uda. - On również wstał. Podszedł do balkonowych drzwi i wyjrzał na zewnątrz. - Przebywasz z wampirem w jednym pomieszczeniu, w domu postawionym w głuszy. Nie masz rodziny, przyjaciół, znajomych. - Zerknął na nią przez ramię. - Równie dobrze mógłbym cię tu zabić i nikt by się niczego nie domyślił. Odnaleźliby cię po latach, a z twojego ciała zostałby tylko szkielet. Mógłbym też się tobą pożywić i zostawić cię konającą na podłodze. Albo po prostu zmienić. I nie jesteś w stanie nic z tym zrobić. - Westchnął ciężko, opierając się plecami o drzwi. - Nie zależy ci na życiu. A twoja broń nie jest w stanie mi nic zrobić, więc ją po prostu odłóż.
   Drgnęła, spoglądając na swoje ręce. Nie była pewna, w którym momencie po nią sięgnęła ani skąd ją wzięła. Dłonie jej drżały tak jak całe ciało. Chciała wszystkiemu zaprzeczyć, ale słowa utknęły jej w gardle. Po części miał rację, ale nie zamierzała mu o tym mówić. Patrzyła mu w oczy zastanawiając się, czy miałaby jakiekolwiek szanse w starciu z nim. Ołów nie działał na wampiry. Robił dziury w ich ciałach i je spowalniał, ale nie zabijał. Chyba, że dostałaby się do ciężkiej amunicji i władowała w jego klatkę piersiową kilka kul, które rozerwałyby mu serce. Tego nikt nie jest w stanie przeżyć.
- Nie panikuj, - powiedział po chwili, odpychając się od szyby. - Nie po to pomagam ci pozbyć się tego kundla, by zabić cię w najmniej odpowiednim momencie.
- Ale masz zamiar to zrobić.
   To nie było pytanie tylko stwierdzenie, jakby przeczuwała odpowiedź. Noctis westchnął ciężko, pocierając zmęczoną twarz. Zrobił kilka kroków w jej stronę. Shelle odruchowo uniosła i odbezpieczyła broń. To go powstrzymało.
- Powinienem, Muszelko. - Jego szept był delikatny, jakby próbował wpłynąć do jej umysłu. Z trudem powstrzymała westchnienie. - Powinienem po wszystkim po prostu cię zabić.
- Dlaczego więc obiecywałeś mi schronienie?
- Widzisz w jak tragiczny sposób z tematu o tajnym laboratorium Llenada przewędrowaliśmy do śmierci? - Zrobił kolejny krok, rozkładając ręce. - To utwierdza mnie w przekonaniu, że przebywanie z tobą nigdy mnie nie znudzi.
   Prychnęła poirytowana, a palec zatrzymał się na spuście. Za nim jednak zdążyła wydać ostrzegawczy strzał Noctis się na nią rzucił. Spodziewała się tego, chociaż była pewna, że powali ją na ziemię i ogłuszy. Albo zabije. Zamiast tego wampir po prostu wytrącił jej z ręki broń, która prześliznęła się po panelach i zniknęła pod fotelem, po czym otoczył ją ramionami i unieruchomił. Czuła na karku jego chłodny oddech, jego zapach drażnił jej nozdrza. Szarpnęła głową, chcąc trafić go w twarz, jednak w ostatniej sekundzie zrobił unik. Mocniej ją do siebie przycisnął.
- Daj spokój, Muszelko, - wyszeptał jej do ucha, kołysząc się na boki. - Nie chcę cię skrzywdzić. Tym bardziej nie zamierzam cię zabić. Ani teraz ani później. Chociaż powinienem. Bóg mi świadkiem, że powinienem cię zabić.
- Bluźnisz, - syknęła, wciąż starając mu się wyrwać. - Sam mówiłeś, że jesteście mordercami, bez względu na wszystko, a teraz wciskasz mi jakiś kit...
   Obrócił ją gwałtownie i stanęli twarzą w twarz. Ramiona przestały ją oplatać, za to ręce zacisnęły się na jej przedramionach. Patrzył jej prosto w oczy, a centymetry, które ich dzieliły, zaczęły zanikać. Ametystowe oczy Noctisa niemalże płonęły, wypalając w jej duszy ślad. Coś, czego nigdy nie zapomni i czego nigdy się nie pozbędzie.
- Jestem mordercą i drapieżnikiem, - powiedział cichutko, a jego usta ledwie się poruszały, - ale nadal posiadam ludzkie uczucia. Nie u wszystkich wampirów zanikają. A ty sprawiasz, że one wszystkie we mnie odżywają. - Powoli zdjął ręce z jej ramion. - Jesteś jak moje sumienie. Nie mógłbym się ciebie pozbyć.
   Cała złość z niej wyparowała. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki przestała odczuwać strach. Próbowała coś powiedzieć, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Stała więc i na niego patrzyła, po raz pierwszy widząc w nim mężczyznę, a nie bezdusznego wampira. Przyglądała się tym arystokratycznym rysom twarzy, prostemu nosowi i oczom, tak ciemnym i dużym, że można było w nich zatonąć. Wszystkie jego mięśnie były napięte, jakby szykował się do ataku. Delikatnie poruszały się pod skórą, która miała najpiękniejszy odcień jaki widziała. I ten zapach, który potrafił doprowadzić ją do szaleństwa. Otaczał ją, wdzierał się do jej ciała, ogłupiał. W jednej krótkiej chwili Noctis przestał być tylko wspólnikiem i wampirem. Czuła, że był kimś więcej.
   Za nim zdążyła pomyśleć nad tym, co robi, jej dłonie zacisnęły się na kołnierzu jego nienagannie wyglądającej koszuli i przyciągnęły go do niej. Wpiła się w jego usta zapominając o całym świecie. Miał rację, igrała ze śmiercią, a on był tego najlepszym przykładem. Z każdą sekundą ich pocałunek się pogłębiał, stawał się bardziej namiętny. Ręce Noctisa zacisnęły się na jej udach i uniosły ją tak, że bez problemu mogła otoczyć go nogami w pasie. Przytrzymywał ją, stojąc nieruchomo na środku pokoju, i oddawał jej pocałunki z jeszcze większą pasją. Wplotła dłonie w jego włosy, burząc je i niszcząc ich idealne ułożenie, coraz mocniej do niego przywierając. Część jej mózgu odpowiedzialna za racjonalne myślenie po prostu się wyłączyła po kolejnej nieudanej próbie powstrzymania jej ciała przed tym, co chciała uczynić. A jej ciało płonęło, domagając się natychmiastowego zbliżenia.
   Shelle oderwała się od jego ust, biorąc głęboki oddech. Zaczynało jej się kręcić w głowie, a przed oczami migały jej kolorowe plamki. Niespodziewanie Noctis także zaczerpnął tchu. Jego oczy błyszczały tak nienaturalnie, iż nie mogła przestać w nie patrzeć. Hipnotyzowały ją, przyciągały. Chciała coś powiedzieć, ale kiedy tylko otworzyła usta, wampir ponowił atak. Poczuła jak jego kły delikatnie ocierają się o jej wargę, zmuszając do oddania pocałunku. Z przyjemności zamknęła na chwilę oczy, a kiedy znów je otworzyła, ujrzała ściany swojej sypialni. Noctis delikatnie położył ją na łóżku, nie przerywając pocałunku, po czym jego usta zsunęły się na jej szyję. Jęknęła, wyginając ciało w łuk. Jego dłonie błądziły po jej ciele, delikatnie ściągając z niej koszulkę. Po kilku sekundach leżała pod nim w samych spodniach, oplatając go nogami w pasie. Drżącymi dłońmi zaczęła rozpinać guziki jego satynowej koszuli, a kiedy nie mogła sobie z nimi poradzić, po prostu ją rozerwała. Wampir zaśmiał się cicho i powrócił do obsypywania jej pocałunkami. Powoli wyznaczał płonącą ścieżkę wzdłuż jej klatki piersiowej, zatrzymując się na dłużej przy sutkach. To sprawiło, że Shelle przestała nad sobą panować. Przyciągnęła go z powrotem do siebie, szarpiąc się ze srebrną klamrą paska. Nie pamiętała, kiedy kogoś tak bardzo pragnęła.
   Nagle Noctis zamarł, wpatrzony w jakiś punkt za oknem. Jego twarz stężała, a oczy stały się szkliste, nieobecne. Przestała go dotykać i odchyliła głowę, by zobaczyć,co  na niego tak podziałało. Za oknem jednak niczego nie było. To ją przeraziło. Znów spojrzała na jego ściągniętą twarz.
- Noctis?
   Drgnął na dźwięk swojego imienia, a jego oczy wróciły do normalnego stanu.
- Muszę iść.
   Zerwał się z łóżka tak szybko, że nie była w stanie go powstrzymać. W ułamku sekundy rozpłynął się w ciemnościach pozostawiając ją samą. Przez chwilę wpatrywała się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą się znajdował, po czym zaklęła siarczyści i usiadła na łóżku. Serce waliło jej w piersi, policzki i usta płonęły żywym ogniem. Czuła się jak idiotka. Półnaga idiotka pozostawiona w ciemnym pokoju. Ze złości walnęła pięścią w materac. Po seksownym wampirze pozostała jej jedynie rozerwana koszula i guziki, które walały się po całym pokoju. Sięgnęła po swoją koszulkę, kiedy zadzwonił telefon. Zazgrzytała zębami.
- Monroe, - powiedziała ostro do słuchawki, wciągając koszulkę przez głowę.
- Musisz natychmiast przyjechać. - Usłyszała zdenerwowany głos Silasa. - Z Sanguisem dzieje się coś dziwnego.
"Niech szlag jasny trafi samców" - pomyślała, wyskakując z łóżka.

___________________________________________
Tak, zła i niedobra ja. Ten rozdział pisałam tak długo, że sama na siebie jestem wściekła -,-" Przez ostatnie dwa dni wciąż go poprawiałam, a dzisiaj go wstawiam, chociaż nie do końca jestem z niego zadowolona. Niestety wiem, że nic więcej nie mogłam z nim zrobić. Co najwyżej skasować i zacząć od nowa xD
   Te ostatnie rozdziały są na szczęście już napisane. Wystarczy je tylko poprawić, by nadawały się do czytania i wstawić. Myślę, że za tydzień pojawi się kolejny rozdział. Może to troszkę za szybko, ale potraktujcie to jako wynagrodzenie za ostatnie miesiące zaniedbywania Was :) 
   Pe.eS. Zdarzyło Wam się kiedyś obudzić z przeświadczeniem, że natychmiast musicie coś napisać, a w Waszej głowie w jakiś magiczny sposób pojawia się cały scenariusz opowiadania albo chociaż sytuacja, którą warto opisać? No cóż... Jakiś tydzień temu miałam takie "nawiedzenie" i od tamtej pory po głowie wciąż mi chodzi napisanie czegoś zupełnie innego. Oprócz tego, że wciąż myślę o kontynuowaniu historii Shelle, gdzieś tam w najczarniejszych zakamarkach mojego umysłu biega niezadowolony Loki (tak, wiem xD) i wręcz domaga się własnej historii. Na chwilę obecną jest jedynie moim zamysłem i cichym pragnieniem, ale kto wie? Może się na niego skuszę :)
Pozdrawiam i trzymajcie się cieplutko, bo...
" Winter is comming!" 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz