niedziela, 1 września 2013

- I -

   Język szczypał ją od nadmiaru papierosów. Od kilku dni nie robiła nic innego, prócz popijania schłodzonego piwa i wypalaniu kolejnej paczki. Rozkoszowała się chwilami wolności odkąd odebrała ostatni czek za wykonane zlecenie. W końcu mogła sobie pozwolić na to, by bez pośpiechu i żadnych zmartwień usiąść na werandzie i w spokoju odpocząć. A pierwszy dzień czerwca nadawał się do tego idealnie.
   Słońce nie prażyło zbyt mocno, a do tego chłodny, północny wiatr sprawiał, że mimo wysokiej temperatury ciągle czuła się rześko i świeżo. Wyciągnięta na schodach werandy obserwowała z pod przymrużonych powiek błądzące po niebie obłoczki, które co jakiś czas na krótką chwilę przysłaniały słońce. Chłód butelki mroził jej koniuszki palców, ale nie zbyt się tym przejmowała. Nie mogła uwierzyć, że było już po wszystkim, że jednak dała radę, chociaż w pewnym momencie w siebie zwątpiła. W końcu nie co dzień zostaje się płatnym mordercą. Często wracała myślami do dnia, w którym zdecydowała się na taki właśnie sposób zarabiania na życie, ale nigdy nie pożałowała swojej decyzji. Miała teraz spory kawałek własnej ziemi, duży drewniany dom oraz pokaźną sumę pieniędzy na koncie. Wszystko układało się po jej myśli. Odetchnęła głęboko, delektując się smakiem tytoniu. Nic nie smakowało lepiej niż papieros zapijany zimnym piwem i spokój, który napływał z otaczającego jej dom lasu. Uśmiechnęła się do własnych myśli. Miała w planach krótki wyjazd, rekreacyjne zwiedzanie sąsiedniego stanu, a nawet krótki pobyt w Nowym Yorku, chociaż tak na prawdę nie przepadała za tłokiem w wielkich miastach. Sama mieszkała kilkanaście kilometrów za Huntsville w stanie Teksas, z dala od smogu, miejskiego hałasu i tłumu ludzi. Otaczający jej dom las dodawał jej energii i wyciszał zwłaszcza, gdy udawała się lub wracała z  misji. A teraz sprawiał, że po prostu się uśmiechała. 
   Odgarnęła z twarzy zagubiony pukiel rudych włosów i wzięła kolejny łyk piwa, gdy jej uszu dobiegł ostry dźwięk samochodowego silnika. Zamarła na kilka chwil, usilnie sobie przypominając, gdzie odstawiła strzelbę. Jeszcze nigdy nie skorzystała z prawa własnego mienia, ale nie miałaby oporów, gdyby została do tego zmuszona. Mimo wszystko nie ruszyła się z miejsca. Uważnie obserwowała nadjeżdżający, duży samochód, za którym unosiły się tumany kurzu. Ogarnęło ją dziwne przeczucie, że nie nadjeżdżał żaden zagubiony kierowca ani kolejny kupiec na jej dom, a ostatnimi czasy takich widywała coraz częściej. Pożałowała, że nie sprawiła sobie obronnego psa. Auto zatrzymało się tuż przed jej gankiem, a po chwili jej oczom ukazał się wysoki, barczysty kierowca, ze śmieszną czapeczką na głowie, która całkowicie nie pasowała do jego wyglądu. Zdziwiona uniosła lewą brew,delikatnie się uśmiechając. Mężczyzna w mgnieniu oka znalazł się przy drzwiach pasażera, które energicznym ruchem otworzył, lekko się skłaniając. To zmusiło kobietę do ruszenia się z miejsca. Otrzepała z kurzu spodnie i wcisnęła dłonie do tylich kieszeni, uważnie obserwując. Po chwili z samochodu wysiadł kolejny mężczyzna, jednak ten zrobił na niej ogromne wrażenie. Patrzenie na niego niemalże bolało; było w nim coś nienaturalnego. Poruszał się z gracją, której dotąd nie widziała u nikogo; jakby czarował każdym swoim gestem. Nie był za wysoki, zresztą jak prawie każdy Azjata, jego oczy były ciemne i duże, ukryte za prostokątnymi okularami, a resztki czarnych włosów zaczesał na bok. Garnitur, który miał na sobie, na pewno był szyty na miarę i to z najlepszego materiału. Była niemalże pewna, że gdyby dotknęła tej tkaniny, oszalałaby na jej punkcie. Wszystko w niej krzyczało, by się do niego nie zbliżała i odprawiła go jak najszybciej. Wcale nie podobały jej się te odwiedziny, chociaż nie znała jeszcze ich celu. Zrobiła powoli kilka kroków w jego stronę, dając mu tym samym czas na oddalenie się. On także ruszył ku niej, oczarowując ją szerokim uśmiechem.
- Panna Monroe? - Zapytał, chociaż dobrze wiedział z kim miał do czynienia. - Ciężko panią znaleźć w tej głuszy. Ale muszę przyznać, że to na prawdę piękne miejsce.
- Dom nie jest na sprzedaż. - Odparowała, modląc się w duchu, żeby właśnie w tej sprawie ją odwiedził. Kimkolwiek był. - Powtarzałam to już setki razy, ale widocznie powinnam przy drodze umieścić znak ostrzegawczy.
Mężczyzna parsknął śmiechem i wyciągnął do niej rękę, którą po chwili namysłu ośmieliła się uścisnąć. Gdy go tylko dotknęła, wiedziała, że wpadła w poważne kłopoty. Moc prześliznęła się po jej ręce ku głowie, osiadając na karku. Mimowolnie się wzdrygnęła. W tej chwili była pewna tylko jednego : nie był człowiekiem.
- Zapewniam, że nie przyjechałem w tej sprawie. - Ciągnął, wypuszczając jej dłoń i obdarzając ją kolejnym niesamowitym uśmiechem. - Chciałbym panią wynająć.
Wcale jej nie zaskoczył. Spodziewała się tego zwłaszcza, że nie wyglądał na zwykłego kupca. Ktoś taki jak on bez problemu mógł wykupić najpiękniejszą ziemię w tym stanie i postawić sobie na niej pałac. Jej dom zapewne nie robił na nim większego wrażenia.
- Aktualnie jestem w stanie spoczynku. - Intuicja podpowiadała jej, że powinna pozbyć się go jak najszybciej, a mimo tego była go ciekawa. Zaklęła w duchu. Ciekawość o pierwszy stopień do piekła, a ona coraz częściej obierała tę drogę. - Ale mogę polecić kilka osób z tej branży. Są bardzo skuteczni i nie tak drodzy.
Jakby go w ogóle obchodziło to, ile wyda pieniędzy - przemknęło jej przez myśl.
- Sprawa jest delikatna, więc wolałbym, by to pani ze mną porozmawiała.
W jego oczach było coś, co nie dawało jej spokoju. Miała wrażenie, że co jakiś czas uaktywnia się w nich płynne srebro, a jego skóra dosłownie iskrzyła. Zaklęła po raz kolejny, gdy zaczęła łączyć ze sobą fakty. Twarz mężczyzny rozjaśnił piękny, szeroki uśmiech, który wywołał na jej ciele dreszcze.
- Moi rosyjscy przyjaciele bardzo panią chwalili, - ciągnął dalej, nie zwracając uwagi na jej minę. - Wcale bym się nie zdziwił, gdyby postawili posąg na pani cześć. Musiała im się pani nieźle przysłużyć.
Parsknęła śmiechem.
- Nieźle to chyba za mało powiedziane. Wykonałam kawał dobrej roboty, ale tym się właśnie zajmuję, więc nie rozumiem ich zachowania.
- Uwolniła ich pani, a żadne pieniądze nie są w stanie wyrazić, ile dla takich ludzi jest warta wolność. - Mężczyzna wzruszył ramionami na widok jej zaskoczonej miny. - Wiem to i owo, jeśli chciałaby pani wiedzieć. Jednak to, co zrobiła pani dla nich jest niczym w porównaniu z tym, o co przyszedłem panią prosić.
W tej chwili skończyły się wszelkie przyjemności. Mężczyzna minął ją bez słowa i wszedł na ganek, gdzie zajął jej ulubiony i jedyny bujany fotel. Cierpliwie czekał, aż do niego podejdzie, a kiedy znalazła się w zasięgu ręki, podał jej szarą kopertę. Opanowując drżenie dłoni, powoli wyciągnęła z niej kilka zdjęć. Obejrzała je pobieżnie, nie rozpoznając żadnej z osób. Jej szósty zmysł wykrzykiwał ostrzeżenia. Spojrzała na niego pytająco.
- Ten złotooki facet to pani cel. Nazywa się Sanguis Arian Llenad i, jak pani pewnie zdążyła już zauważyć, jest wilkołakiem. A dokładnie rzecz ujmując, jest przywódcą stada Skotadi. Bardzo potężny i wpływowy, a co najważniejsze, szalenie niebezpieczny. Od kilku lat moi szpiedzy donoszą mi o jego poczynaniach. Do tej pory nie miałem z nim większych kłopotów. Owszem, nie żyjemy w zgodzie, wręcz jesteśmy zapalczywymi wrogami, jednakże bez powodów nie wchodziliśmy sobie w drogę. Do teraz. - Cofnęła się o krok, porażona intensywnością srebra w jego oczach. Nagle przestała widzieć jedynie połysk, który i tak uważała za wytwór swojej wyobraźni, a ujrzała ich hipnotyczną płynność. Wstrząsnęły nią dreszcze. - Jeden z moich ludzi, który u niego pracuje już kilka lat, poinformował mnie o straszliwych w skutkach czynach, jakich Sanguis ma zamiar się dopuścić. Mianowicie chodzi o serum, które ma sprawić, że każdy wilkołak stanie się na powrót człowiekiem.
- To chyba dobrze, prawda? - Skrzyżowała ręce na piersi, nie nadążając za jego tokiem rozumowania. - Jeśli na świecie są niezadowolone ze swojej klątwy wilkołaki, a założę się, że znalazłaby się ich całkiem pokaźna grupa, to czemu odmawiać im tej przyjemności? Nie co dzień ludzie mają możliwość zmieniać swoje życie. To krok do przodu.
Mężczyzna pokręcił głową.
-Pani niczego nie rozumie, panno Monroe. Tu nie chodzi o garstkę osób, które za wszelką cenę chcą pozbyć się klątwy wilka. Tu chodzi o masowe wymordowanie gatunku. - Wziął głęboki oddech, nie spuszczając z niej wzroku. - Sanguis od szczeniaka nienawidził swojej pozycji w stadzie i tego, czym był. Za wszelką cenę szukał sposobu, by stać się normalnym człowiekiem. Teraz podobno go znalazł i wcale nie chce zadbać tylko o siebie, co w tym przypadku byłoby wskazane. On chce raz na zawsze pozbyć się wilkołactwa. Chce unicestwić klątwę, rozumiesz? Nie liczy się z tym, że na świecie nadal są wilkołaki oddane swoim wierzeniom, kultowi i swojej krwi.
- Mówiąc prostym językiem, on po prostu chce, by na całym świecie nie było ani jednego wilkołaka, tak? - Kiedy pokiwał głową, kobieta zaklęła siarczyście. - To jakiś obłęd! - Zaprotestowała. - Przecież zaburzyłoby o nasz cały ekosystem. Wampiry czułyby się bezkarne, ginęliby niewinni ludzie.
-Dlatego tu jestem. Nie chcę dopuścić do tego, by świat odwrócił się do góry nogami. Osobiście nie mam zamiaru pozbywać się z własnego życia wilczej cząstki. Przyzwyczaiłem się do tego i umiem sobie z tym świetnie radzić. I jest wiele takich osób jak ja, więc dlaczego mam pozwolić na to, by ktoś taki jak Sanguis zniszczył twór Matki Natury? Shelle, tu nie chodzi o moje ambicje i chore ego. Tu chodzi o losy mojego gatunku. Nie mogę pozwolić na to, by zginą.
   Rozumiała go, nawet chciała mu pomóc, ale coś jej mówiło, że nie byłoby to zwykłe zlecenie. To miało jakieś głębsze podłoże, po którym wcale nie chciała stąpać. Po raz kolejny spojrzała na zdjęcia, ale tym razem uważnie im się przyjrzała. Na każdej fotografii znajdował się Sanguis w różnym towarzystwie. Ale wszędzie widoczne były jego oczy, jakby mimo wszystko cały czas bacznie obserwował świat. Ich złoty odcień przeplatał się z orzechowym kolorem, a jasnobrązowe włosy rozwiewał wiatr. I chociaż wcale nie wyglądał na złego człowieka, jego postawa i wyraz twarzy wręcz krzyczały, że nie warto z nim zadzierać. Wzdrygnęła się na samą myśl, że mogłaby znaleźć się w zasięgu jego rąk.
- Inwigilacja? - Zapytała, modląc się, by jej zleceniodawca zaprzeczył. Nawet nie wiedziała kiedy przyjęła jego zlecenie.
-Gorzej, moja droga. - Coś niebezpiecznego błysnęło w jego oczach. - Chcę byś stała się jego prawą ręką, osobą najbardziej zaufaną. Dzień, w którym będzie miał gotowe serum będzie ostatnim dniem twojej pracy. Mam nadzieję, że nie zawiedziesz.
Po tych słowach wstał z bujanego fotela, na którym ukradkiem pozostawił kolejną, grubą, szarą kopertę, po czym z gracją zeskoczył z kilku stopni i ruszył w stronę samochodu. Shelle odprowadzała go wzrokiem, ganiąc się za przyjęcie zlecenia. Miała sobie zrobić wakacje, na które przecież zasłużyła, a nie biegać po mieście za kolejnym psychopatą z kompleksem Boga. Nim mężczyzna wsiadł do samochodu, odwrócił się jeszcze w jej stronę i lekko uśmiechnął.
- Z racji tego, iż nie chciałbym posłać pani na pewną śmierć, panno Monroe, przyślę pani do współpracy jednego z moich ludzi, który pracuje dla Sanguisa od trzech lat. Proszę potraktować go łagodniej niż mnie.
- Pracuję sama! - Krzyknęła, kiedy zatrzaskiwał drzwi. Szyba po chwili zjechała w dół.
-Nie tym razem.
Odjechał, pozostawiając za sobą tumany kurzu, od którego zaniosła się kaszlem. Patrzyła za nim, dopóki nie zniknął jej z oczu, po czym przeniosła wzrok na trzymane w dłoniach fotografie. Przejrzała je po raz kolejny, coraz bardziej ubolewając nad swoją głupotą. W końcu oparła czoło o drewnianą belkę i wypuściła zdjęcia z ręki.
-Kurwa, w co ja się znowu wpakowałam?


_________________________________________

Pierwszy rozdział gotowy. W końcu. Mam nadzieję, że nie jest aż tak koszmarny i wzbudzi w kimś jakieś pozytywne emocje :)
Nadal staram się o ładniejszy wygląd bloga ^^ Nie jest to łatwe, ale jestem pełna nadziei, że w końcu się uda. Trzymajcie za to kciuki! No i za mnie, bym wzięła się za pisanie kolejnego rozdziału :)
Pozdrawiam.

7 komentarzy:

  1. Do przeczytania zachęciły mnie dwie rzeczy: miły komentarz na moim blogu i... adres! Czytałam serię Dary Anioła, więc bardzo mnie zachęcił. Przeczytałam we wstępie, że jest to urban fantasy i stwierdziłam, że nie mogłam trafić lepiej. Myślę, że Shelle może mieć szansę zostania jedyną główną bohaterką, której nie znienawidzę. Zaciekawił mnie również ten szpieg - nie mogę się doczekać, aż pojawi się w opowiadaniu.
    Znalazłam też parę literówek:
    "Przecież zaburzyłoby o nasz cały ekosystem."
    "Nie mogę pozwolić na to, by zginą."
    Poza tym czyta się bardzo płynnie i przyjemnie.
    Trudno mi powiedzieć coś więcej po pierwszym rozdziale, ale jest naprawdę zachęcający.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za literówki bardzo przepraszam i uprzedzam, że mogą się dość często trafiać. Notebooka mamy w naprawie, więc działam na zastępczym naszym lapku, którego mój facet po prostu zajechał w grach online :) Klawisze ciężko chodzą, nie zawsze wskakuje jakaś literka, a jeszcze jak ma się na rękach marudzącego bobaska, to nie zwraca się uwagi na kosmetyczne szczegóły, chociaż cholernie się staram. :D Mam nadzieję, że będziesz tutaj częstym gościem - tak, jak ja u Ciebie ^^

      Usuń
  2. Po fali tandety, która po sukcesie "Zmierzchu" mnie ogarnęła, wątki walki wilkołak-wampir raczej mnie odstraszały. Ostatnimi czasy jednak wróciła mi wiara w tego typu historie, więc mam nadzieję, że to opowiadanie tylko tę wiarę umocni. Czyta się naprawdę przyjemnie, a już nie powiem, że motyw zabójców jest mi od dłuższego czasu bardzo miły...
    Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Pozytywne emocje? Właśnie to wzbudził we mnie ten rozdział.!
    Przeczytałam pierwszych parę zdań i naszła mnie ochota na pisanie.
    Tak się zastanawiam, czy to nie będzie kolejne zwykłe opowiadanie o zwykłym płatnym zabójcy. Z chęcią więc poczytam dalej, by się o tym przekonać. Jak mówiłam, urban fantasy jest mi obce i wyjątkowo przeze mnie nie lubiane, ale - o dziwo - dzięki twojemu opowiadaniu jestem o kroczek dalej od tej nienawiści.
    Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy.

    Nie zmuszam i nie nalegam, ale jeśli akurat ci się nudzi, zapraszam do siebie. Niedługo rozdział: Czerwony Piach

    Dużo weny i chęci do pisania!;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze raz ja. Masz chwilkę? Zapraszam na pierwszy rozdział Czerwonego Piachu <---klik

    OdpowiedzUsuń
  5. Kaeru zaczęła mi w szkole nadawać jaki ten Twój blog jest fajny, jak nie może się doczekać następnego rozdziału... Muszę przyznać, że na razie przeczytałam tylko ten pierwszy rozdział, ale wciągnęło mnie. Normalnie rzuciłabym się czytać dalej, ale piszę do Ciebie nie tylko jako czytelnik, ale jako beta (osoba sprawdzająca poprawność) z http://betowanie.blogspot.com/ W tym rozdziale wypatrzyłam równo 20 błędów - w większości malutkich, jak na przykład brak spacji, ale wciąż błędów. Jeśli chciałabyś, żebym pomogła Ci w dopracowaniem tego bloga, wejdź na moją podstronę na Betowanie i napisz do mnie. Tak naprawdę kolejkę mam zamkniętą, ale dla Ciebie zrobię wyjątek, jeśli chcesz :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam serdecznie ;) Cieszę się, że tu trafiłam ;) Po pierwsze świetny szablon, przykuwa wzrok i sprawia, że chce się zostać na dłużej ;) Po drugie - świetny rozdział. Mimo drobnych błędów jest naprawdę dobry ;) Raczej stronię od opowieści o wilkołakach i tym podobnych, tym bardziej fantasy osadzonym we współczesnym świecie, ale historia zapowiada się ciekawie, więc zaraz biegnę czytać dalsze części. Co do tego rozdziału - za wiele powiedzieć nie mogę, ale podoba mi się sposób prowadzenia narracji i to, jak charakteryzujesz postaci, na pewno wywołują emocje, na tą chwilę nie są zbyt silne, ale z czasem wiem, że to się zmieni ;)
    Pozdrawiam gorąco ;)

    OdpowiedzUsuń