sobota, 22 marca 2014

- VIII -

   Stała po środku placu otoczonego walącymi się budynkami i płakała. Słone łzy spływały jej po policzkach, tworząc jasne ślady na zabrudzonej buzi. Krzyczała, nawoływała, ale nigdzie nie było widać jej matki. Ludzie biegali w okół niej wrzeszcząc przeraźliwie; próbowali schronić się w płonących i walących się domach. Żaden z nich nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi. W oddali słyszała wycie wilków i przeraźliwy wrzask nieumarłych. Całe jej ciało drżało ze strachu i zmęczenia. Zrobiła kilka kroków w kierunku głównej, brukowanej drogi, ale zamarła, kiedy jej oczom ukazała się przygarbiona sylwetka wilkołaka. Ciało kazało jej uciekać, pędzić w przeciwnym kierunku, ale umysł utrzymywał jej ciało w bezruchu. Bała się choćby drgnąć. Po chwili wilkołak zawył przeraźliwie i skoczył na jednego z nieumarłych, który wyłonił się ze zrujnowanego budynku. Wtedy uciekła. 
   Biegła, ile miała sił  w nogach, nie oglądając się za siebie. Po chwili zderzyła się z kimś i upadła na ziemię.
- Shelle, kochanie, wszędzie cię szukałam. - Rozległ się przerażony głos jej wspaniałej matki, a kiedy kobieta pochwyciła ją w ramiona, wszystko inne przestało dla niej istnieć.
   Wciąż płacząc, uczepiła się ramienia kobiety i patrzyła na oddalające się ruiny płonących budynków. Wszędzie w okół czuła zapach śmierci i przelanej krwi. To ją przerażało. Pragnęła znaleźć się daleko od tych potworów i konających ludzi, ale najbardziej na świecie chciała już nigdy nie opuszczać bezpiecznych i ciepłych ramion swojej rodzicielki. Minuty mijały, a jej matka co raz bardziej zagłębiała się w las. Księżyc nad nimi błyszczał, rzucając srebrną poświatę na otaczające je drzewa. Jego blask wskazywał im drogę między zaroślami. Kiedy dotarły na pięknie wyglądającą polanę, kobieta postawiła dziewczynkę na ziemię i kucnęła przed nią. Jej zimne dłonie pochwyciły policzki dziecka. Ich spojrzenia się spotkały i Shelle wiedziała już, że to wcale nie koniec; że nie jest bezpieczna. Zadrżała, pociągając nosem. Przeczuwała to, co za chwilę miało się wydarzyć. 
- Skup się, Shelle. - Powiedziała kobieta, nie odrywając spojrzenia od zielonych oczu dziewczynki. - Musisz tu zostać i zaczekać na pomoc. Mamusia musi wrócić do wioski. Rozumiesz, co do ciebie mówię?
   Pokiwała głową, chlipiąc coraz głośniej.
- Ale wrócisz, prawda? - Zapytała, wycierając nos. - Wrócisz, mamusiu?
   Kobieta tylko uśmiechnęła się smutno i ucałowała czoło córki. Chwilę później rozpłynęła się w mroku nocy, co było niemalże niemożliwe. Nie przy tak mocnym blasku księżyca. Shelle usiadła na zimnej ziemi i podciągnęła kolana pod brodę, otaczając je ramionami. Płakała głośniej niż przypuszczała. Echo jej szlochów niosło się niemal przez cały las. Po chwili dźwięk łamanych gałęzi zmusił dziewczynkę do odwrócenia głowy. Trzęsła się nie tylko z zimna, ale także i ze strachu. Jej spojrzenie prześliznęło się po sylwetce zmęczonej i przygarbionej kobiety. Było jej wszystko jedno, co się z nią stanie. Bez bezpiecznych ramion matki nie czuła potrzeby, by żyć dalej i martwić się o następny dzień. Zresztą, jak miała sobie poradzić sama w wielkim świecie, mając zaledwie pięć lat? 
   Nieznajoma rozejrzała się po polanie, po czym westchnęła ciężko i podeszła bliżej. Jej twarz była ogorzała od słońca i odcisnęło się na niej piętno wielu przeżytych lat. Ciepłe, czekoladowe oczy uważnie obejrzały drobne ciało dziecka. Zrzuciła z pleców wielki kosz pełen chrustu i przyklękła przy dziewczynce. Delikatnie dotknęła jej policzka i przymknęła oczy. Po chwili wzięła głęboki oddech i podniosła ją z ziemi. Jej ciepło otuliło Shelle i sprawiło, że ponownie poczuła się bezpieczna. 
- Zaopiekuję się tobą, maleńka. - Wyszeptała kobieta, głaszcząc ją po głowie. - Już nic ci nie grozi.
   Świat wydawał się być okrutnym i brudnym miejscem. Łkając i pociągając nosem, Shelle pozwoliła się wynieść z lasu. Jednak nim dotarły na jego skraj, dziewczynka wrzasnęła. Wrzeszczała jak opętana, patrząc na wyłaniające się z pod ziemi potwory. Martwi ludzie, o spojrzeniu pełnym nienawiści, z odpadającymi członkami ciała, wygrzebywali się z mokrej ziemi. Sięgali po nią, a silny odór gnijących ciał niemalże ją dusił. Szarpała się i wrzeszczała, kiedy zimne palce zacisnęły się na jej bosej nóżce. Kobieta warknęła, szarpiąc dzieckiem. Potwór stojący najbliżej nich eksplodował, rozrzucając resztki swojego ciała w okół. Twarz Shelle pokryła dziwna, śmierdząca maź, której nie mogła zetrzeć rękawem. Kolejne stwory wyłaniały się spod ziemi i po nią sięgały. Czuła ich zimne palce, ich zęby zagłębiały się w jej małym ciele. Wrzeszczała. A kiedy okropne, czerwone oczy zajrzały w głąb jej duszy, miała wrażenie, że rozpada się na kawałki. Miliony krystalicznych odłamków. Ciemność dookoła niej się pogłębiała, a ona tonęła w niej, bez możliwości wzięcia choćby jednego oddechu. Mimo tego, nie przestawała krzyczeć.

Jej wrzask odbijał się echem od beżowych ścian jej sypialni. Leżała na drewnianej podłodze, chcąc wyrwać się z objęć kogoś, kto mocno ją przytrzymywał. Słyszała słowa, ale nie potrafiła ich zrozumieć. W końcu zamarła, kiedy wyczuła go na granicy swojego umysłu. Chłodna bryza istnienia nekromanty owiała jej umysł. Gwałtownie otworzyła oczy, biorąc głęboki oddech. Paliły ją płuca, jakby zbyt długo nie zaczerpnęła powietrza, w ustach miała sucho. Z trudem oblizała wargi, przesuwając spojrzenie po twarzy Silasa. Chwilę trwało za nim przypomniała sobie, co tak właściwie się stało. Nim zdążył coś odpowiedzieć, trzasnęła go na odlew w twarz z taką siłą, że przeleciał przez pół pokoju i gruchnął plecami o przeciwległą ścianę. Zerwała się na nogi, ale szybko pochwyciła się ściany, by nie upaść. Drżały jej wszystkie mięśnie, serce tłukło jej się w piersi jak po szalonym biegu z przeszkodami. W głowie wciąż jej się kręciło. Próbowała zapanować nad własnym ciałem, ale nie miała tyle siły. Powoli osunęła się na podłogę, wkładając głowę między nogi. W ustach czuła gorzki smak żółci. Przełknęła kilka razy ślinę obawiając się, że za chwilę zwróci to, co wcześniej udało jej się zjeść. Pulsujący ból głowy mącił jej umysł. Chwilę później usłyszała, jak Silas podnosi się z podłogi. Cichy jęk wyrwał się z jego ust. Poczuła ogromną satysfakcję, że udało jej się go zranić. Jednak jej dusza pragnęła więcej. To, czego się dopuścił było początkiem wojny. Pragnęła jego bólu, cierpienia i krwi. Po raz kolejny powstrzymała wymioty. Nigdy nie czuła się podobnie. I nienawidziła siebie za to. Zabijanie na zlecenie to jedno, ale czerpanie przyjemności z cierpienia innych to zupełnie coś innego. Nie chciała przekroczyć tej granicy. Była zabójczynią, a nie psychopatką. Wzięła oddech przez nos i od razu tego pożałowała. W powietrzu unosił się metaliczny zapach krwi. Konwulsje szarpnęły kilka razy jej ciałem, aż w końcu się poddała. Zwymiotowała na podłogę obok łóżka, a oczy zaszły jej łzami. Otarła usta wierzchem dłoni i odważyła się spojrzeć na Silasa. Wyglądał na oszołomionego nie tylko tym, co zobaczył w jej umyśle, ale także jej siłą, dzięki której posłała go na drugą stronę pokoju. Może była tylko człowiekiem, ale to nie znaczyło, że można było ją lekceważyć. Ona szanowała swojego każdego przeciwnika bez względu na jego pochodzenie.
- Nie miałeś żadnego prawa... - wyszeptała, bojąc się brzmienia własnego głosu. Miała wrażenie, że jeśli powie coś odrobinę głośniej, jej głos się załamie, a ona pogrąży się w łzach. - Przekroczyłeś granice, do której nie powinieneś się nawet zbliżać.
   Milczał przez chwilę, ważąc każde swoje słowo. W końcu przełknął ślinę i otarł pot z czoła.
- Nie spodziewałem się, że ujrzę coś takiego, - wychrypiał, robiąc kilka kroków w jej stronę. Zatrzymał się jednak na środku pokoju, patrząc na nią z góry. - Stąd bierze się twój strach przed zombie.
- To nie twoja sprawa. - Tym razem zaryzykowała i napełniła słowa jadem i siłą. - Moja przeszłość nie powinna cię obchodzić. Tym bardziej nie powinieneś grzebać w moich wspomnieniach bez mojej zgody. Powinnam cię zastrzelić.
   Na jego ustach pojawił się lekki, kpiący uśmiech.
- Jeśli to zrobisz, narazisz się Sanguisowi.
   Wzruszyła ramionami.
- Byłabym wstanie zaryzykować. - Wsparła się o łóżko i powoli stanęła na drżących nogach. - Zrobiłeś to po raz ostatni. - Spojrzała mu prosto w oczy. - Nie chcę cię widzieć w moim domu częściej niż to konieczne.
   Drgnął, jakby rażony piorunem, a jego oczy rozszerzyły się w niemym zdumieniu. Tego na pewno się po niej nie spodziewał. Wiedział, że po mentalnym gwałcie będzie na niego wściekła. Mogła rzucać przedmiotami, nawet chcieć go uderzyć, ale nie spodziewał się takiej reakcji. Nim zdążył odpowiedzieć uniosła dłoń, nie odrywając od niego wzroku.
- Nie obchodzą mnie twoje żadne argumenty. Możesz osłaniać się Sanguisem, swoim ojcem, a nawet stadem zombie. Nie przekroczysz progu mojego domu, póki nie wyrażę na to zgody lub nie zajdzie taka potrzeba. I nie mówię o byle wymówce. Dopóki nade mną lub tobą nie zawiśnie widmo śmierci nie chcę cię tu widzieć. - Wyprostowała się dumnie, odgarniając z twarzy pozlepiane potem i wymiotami włosy. - A teraz wynoś się z mojej sypialni. Doprowadzę się do porządku i pojedziemy do Sanguisa. Możesz zaczekać na mnie w samochodzie.
   Nie czekała na żadne jego słowa. Walcząc z ciągłymi mdłościami i drżeniem mięśni, powoli wyszła z pokoju i udała się do łazienki. Kiedy tylko zatrzasnęła za sobą drzwi, osunęła się po nich na ziemię, z trudem powstrzymując łzy. Kryła to wspomnienie bardzo głęboko i nigdy do niego nie wracała. Nie chciała przeżywać tego na nowo. Silas wywlekł je na wierzch i teraz przypominało o swoim istnieniu. Zmusiła się, by wejść pod prysznic, gdy tylko usłyszała trzaśnięcie wejściowych drzwi. Kąpała się dłużej niż powinna, ale potrzebowała czasu, by rozluźnić napięte mięśnie, a nic nie nadawało się do tego bardziej niż strumienie gorącej wody. W końcu wyśliznęła się spod prysznica i wróciła do swojej sypialni. Silas zdążył posprzątać bałagan, jaki oboje zrobili, włączając w to umycie podłogi, na którą zwymiotowała. Wyciągnęła z szafy czarny, jedwabny kombinezon i wciągnęła go na siebie. Nie miał rękawów, dzięki czemu nie musiała męczyć się z przekładaniem zesztywniałej ręki i umieszczaniem jej z powrotem na temblaku. Czarne buty na koturnach i srebrne dodatki dopełniały jej wyglądu. Włosy rozczesała, ale w żadne sposób ich nie układała. Wiatr był najlepszym fryzjerem i zawsze mogła na niego liczyć. Zrobiła też delikatny makijaż i w końcu wyszła z domu. Kiedy podchodziła do auto poczuła coś dziwnego. Ogarnął ją smutek i wyrzuty sumienia, które wcale do niej nie należały. Zawahała się, stając w miejscu. Nigdy wcześniej nie czuła czegoś takiego. Rozejrzała się wokół siebie, ale prócz Silasa nie było w pobliżu nikogo żywego. Wiedziała to, choć nie miała pojęcia skąd. Wzięła głęboki oddech i wznowiła spacer. Szarpnęła klamką od samochodu, a kiedy drzwi ustąpiły, wśliznęła się szybko do środka i zapięła pasy. Nie zamierzała z nim rozmawiać. Chciała móc jak najszybciej znaleźć się z powrotem w domu i zalać paskudne wspomnienia litrami alkoholu. Przypomniała sobie, że w piwnicy chowała kilka butelek prawdziwej, polskiej wódki. Uśmiechnęła się lekko. Nic tak nie wymazywało niechcianych myśli i wspomnień jak polski alkohol. Żałowała tylko, że tak trudno było go kupić.
   Auto ruszyło i po chwili gnali jedną z głównych ulic. Shelle wpatrywała się w ciemność za oknem, starając się ignorować spojrzenia, jakie rzucał jej nekromanta. Wyczuwała jego niezdecydowanie. Wolała by się nie odzywał, ale wiedziała, że nie miała co liczyć na ciszę. W końcu westchnął i zwolnił, wtapiając się w tłum aut.
- Chcę z tobą porozmawiać, - powiedział spokojnym głosem, hamując gwałtownie, kiedy światła zmieniły się na czerwone.
- A ja nie chcę cię słuchać, więc mamy konflikt interesów. - Odparła, nie odrywając wzroku od otaczających ich ciemności. - Zrobiłeś coś, czego ci nie wybaczę.
- Wiem. - Skrucha w jego głosie była niemalże namacalna. - I przepraszam.
   Drgnęła lekko. Akurat tego się po nim nie spodziewała. Była niemalże pewna, że zacznie się bronić milionem argumentów i zrobi wszystko, by to ona poczuła się winna. To zmusiło ją do spojrzenia w jego stronę. Był lekko przygarbiony, jakby ciężar tego czynu spoczywał mu na ramionach. Jego frustracja i wyrzuty sumienia wirowały w aucie, niemalże ją dusząc. Wzięła drżący oddech.
- Twoje "przepraszam" niczego nie zmieni. - Z powrotem przeniosła wzrok na ciemność.
- Wiem, ale chcę byś wiedziała, że jest mi z tego powodu na prawdę przykro. Nie powinienem tego robić, ale...
- Nie ma żadnego "ale". - Warknęła. - To był mentalny gwałt. Wdarłeś się siłą do mojego umysłu i zobaczyłeś coś, czego nigdy nie powinieneś oglądać. Nie powinieneś o tym nawet wiedzieć, więc lepiej będzie, jeśli o tym zapomnisz.
- Przynajmniej wiem dlaczego tak boisz się zombie. - Zacisnął dłonie na kierownicy i ruszył powoli, kiedy sznur aut przed nimi w końcu ruszył. - Może gdybyś łaskawie wspomniała wcześniej o tym, że w dzieciństwie zostałaś przez nie zaatakowana, nie musiałbym przedzierać się przez twój makabryczny umysł.
   Wcale się nie myliła. Instynkt od samego początku podpowiadał jej, że będzie chciał obrócić wszystko przeciwko niej. Jakby to była jej wina, że przeżyła napaść tych pokracznych stworów i nie chciała o tym nikomu mówić. Zwłaszcza komuś, kto potrafił wyciągnąć te potwory spod ziemi. Przymknęła na chwilę powieki, biorąc głęboki, oczyszczający oddech. Próbowała w ten sposób uspokoić nerwy. Jednak nie pomogło.
- Nie rób z siebie ofiary. - Zacisnęła dłonie w pięści, z całych sił powstrzymując się przed chęcią przywalenia mu w nos. - Nie prosiłam o grzebanie w mojej głowie. - Posłała mu jedno ze swoich morderczych spojrzeń. - A jeśli jeszcze raz odważysz się do niej zajrzeć bez mojej zgody, przysięgam, że nie zawaham się sięgnąć po broń. I nie będzie to strzał ostrzegawczy.
   Nie odpowiedział. Całkowicie skupił się na prowadzeniu auta, za co dziękowała wszelkim istniejącym bogom i bożkom. Ułożyła się wygodnie w skórzanym fotelu i czekała aż dojadą na miejsce. Miała nadzieję, że szybko dogada się z Sanguisem i będzie mogła wrócić do domu. No tak, będzie musiała poprosić jednego z wilków, by ją odwiózł. Nie chciała spędzać ani chwili dłużej w towarzystwie mrocznego i aroganckiego nekromanty. A przynajmniej nie dłużej niż to było konieczne.
   W końcu Silas skręcił w jedną z bocznych ulic, prowadzących do posiadłości Alfy. Przez dobrych piętnaście minut przedzierali się przez zalesione tereny i całkowitą ciemność. Kiedy dostrzegła migające światła między drzewami, jej serce znacznie przyspieszyło. Z deszczy pod rynnę. Wymknąć się jednemu potworowi, by za chwilę znaleźć się w łapach drugiego. Westchnęła cicho. Sama sobie zgotowała ten los, zgadzając się na warunki umowy. Za nim auto wyhamowało na podjeździe, otworzyła drzwi i szybko wyskoczyła na zewnątrz w akompaniamencie krzyków Silasa. Nie zareagowała. Ruszyła przed siebie, nie oglądając się przez ramię. Gdyby chciał, dogoniłby ją bez problemu. Na szczęście pozwolił jej odejść. Wspięła się po jasnych schodach, prowadzących do ogromnej rezydencji. Nim przemierzyła ogromny taras, Sanguis stanął w drzwiach, wypełniając przestrzeń nie tylko swoją osobą, ale także aurą. Wcześniej tego nie wyczuła, nie dostrzegła. Zaklęła, cofając się o krok. Próbowała złapać oddech, ale mimo otwartych ust, jej płuca nie chciały się zapełnić nocnym, chłodnym powietrzem. Aura Sanguisa ją przytłaczała. Owijała się wokół niej, lizała odsłoniętą skórę wywołując dreszcze. Jego naturalny, piżmowy zapach przybrał na sile. Czuła go każdą komórką swojego ciała. Patrząc Alfie prosto w oczy, zrobiła kolejny krok w tył, co sprawiło, że znacznie zmarszczył brwi, uważnie się jej przyglądając. Nie powinna była tego robić. Cofanie się przed Alfą i patrzenie mu w oczy mogło się dla nie krwawo skończyć, ale w tym momencie miała to gdzieś. Nie wiedziała, co się z nią działo. Boleśnie odczuwała jego silną, niemalże miażdżącą aurę, która nakazywała jej paść do jego stóp i prosić o dotyk. Tak właśnie musiała się czuć każda wilkołaczyca w jego obecności. Jak służąca uzależniona od jego osoby. To było straszne i pokręcone. Nie chciała być tego częścią. Zadrżała, kiedy napotkała za plecami opór męskiego ciała. Dopiero, kiedy chłodne, długie palce owinęły się wokół jej nagich ramion, syknęła i odskoczyła, tnąc powietrze rzemieniem, który do tej pory miała owinięty wokół bioder. Nigdy nie wychodziła z domu bez broni. Jeśli nie miała przy sobie żadnego gnata to przynajmniej nosiła mniejsze zabawki. A rzemień, który pod jej silnym trzaśnięciem potrafił przeciąć paskudnie skórę i nie pozwalał zasklepić się ranom był równie skuteczny, co pistolet naładowany srebrnymi kulami.
   W jej oczach zatańczył ogień, kiedy oddychała płytko przez usta, przenosząc spojrzenie z Silasa na Sanguisa i z powrotem. Stała miękko między nimi, balansując na palcach stóp. Była gotowa do walki lub ucieczki. Nie wiedział skąd wzięło się w niej przekonanie, że może dojść do którejkolwiek z tych opcji. Z bladego policzka nekromanty leniwie sączyła się krew. Sanguis zrobił kilka kroków w jej stronę, wyciągając przed siebie ręce, tym samym uświadamiając ją, że jest bezbronny. Akurat. Wiedziała, jak w jednej sekundzie jego duża, miękka dłoń zmienia się w śmiercionośną broń. Chciała coś powiedzieć, ale znów przytłoczyła ją silna aura. Chwilę później zwaliła się na kolana, podpierając jedną ręką o chłodne kafelki. Włosy całkowicie przysłoniły jej twarz.
- Na bogów... - jęknęła, starając się głęboko oddychać. - Przestań, błagam.
   Dłonie Silasa zwisły nad jej ramionami. Nie ośmielił się jej dotknąć po raz kolejny. Zamiast tego, spojrzał na wilkołaka i wzruszył ramionami. Alfa klęknął przed Shelle i delikatnie odrzucił jej włosy na plecy. Jej zielone, zmęczone oczy wciąż wbijały się w kafelki.
- Co się dzieje, Shelle? - Zapytał cicho.
   Jego głos przesunął się nie tylko po jej umyśle, delikatnym tchnieniem, ale także polizał jej skórę, co odczuła jak intensywną pieszczotę. To zwykłe pytanie sprawiło, że serce waliło jej jak oszalałe. Jak miała to wyłączyć? Przecież nigdy wcześniej tego nie czuła.
- Przestań... tak... działać... - wyjąkała między kolejnymi, urywanymi oddechami. - Wycofaj... ją...
- Kogo mam wycofać? - Ciężka dłoń Sanguisa musnęła jej odkrytą skórę, co wywołało jej kolejne jęknięcie. - Na Srebrny Księżyc, jesteś rozpalona!
   Tym razem Silas się nie zawahał. Jego chłodna dłoń opadła na jej czoło.
- Nie ma gorączki, - zauważył, marszcząc brwi.
- Dotknij jej ramienia, - poinstruował go Alfa. - Jej skóra niemalże parzy. Zupełnie jak ciało wilkolaczycy w rui.
   Kiedy wypowiedział te słowa, jego oczy lekko się rozszerzyły, a chwilę później przytłaczające Shelle uczucie zniknęło. Znów mogła swobodnie oddychać, a jej ciało przestało się prężyć. Teraz czuła jedynie drżenie wyczerpanych mięśni, jakby biegała i ćwiczyła przez zbyt długi czas. Uniosła głowę ku niebu i zaczerpnęła haust świeżego powietrza. Jej płuca w końcu się wypełniły i zniknęło uporczywe pieczenie. Bała się spojrzeć na któregokolwiek z nich, ale nie miała innego wyjścia. Ostrożnie podniosła się z kolan, ignorując ich wyciągnięte do pomocy dłonie, i cofnęła się o krok. Jej biodra natknęły się na metalową barierkę. Oparła się o nią i zdrową ręką otarła zroszone potem czoło. Mężczyźni nadal jej się przyglądali.
- Nie chcę tego więcej przeżyć, - powiedziała po chwili, przerywając nocną ciszę. Jej głos był ostry, karcący. - Proszę, Sanguisie, trzymaj swoją aurę na wodzy.
   Mężczyzna zrobił krok w jej stronę, nie odrywając spojrzenia od jej twarzy. W jego oczach zatańczyło zaskoczenie.
- Nie powinnaś jej czuć. - Oświadczył stanowczym głosem. - Wilczą aurę czują jedynie wilki i uzdolnieni psychicznie.
   Zaśmiała się cicho.
- Chciałeś powiedzieć psychicznie chorzy, - poprawiła go. Nawet się nie uśmiechnął.
- Wiem, co chciałem powiedzieć i to powiedziałem. - Skrzyżował ręce na piersi. - Jak to się stało, że odczuwasz moją aurę?
   Zerknęła na Silasa, który wyglądał na równie zszokowanego.
- Wydaje mi się, że to wina twojego nekromanty. - Wysyczała. - Wdarł się dziś do mojej głowy i chyba wychodząc coś we mnie uszkodził.
   Silas wyglądał tak, jakby ktoś trzasnął go prosto w twarz. Szarpnął się, cofając o krok. Jego oczy były zimne, ale płonęła w nich złość. Nawet przez sekundę nie zastanowiła się nad tym, co powiedziała. Równie dobrze mogła własnie wypaplać Sanguisowi, że Silas tak na prawdę nie jest tylko nekromantą. Miał zadatki telepatyczne i najwidoczniej przed wszystkimi to ukrywał. Jednak Sanguis nie wyglądał na zaskoczonego. Westchnął tylko ciężko i rzucił nekromancie zmęczone spojrzenie.
- Dlaczego to zrobiłeś? - Zapytał spokojnym, ale lodowatym tonem.
- Z ciekawości. - Odparł Silas, zerkając na kobietę. - Bała się mnie, a ja nie wiedziałem dlaczego. Teraz po prostu wiem, że boi się zombie. Ale nadal uważam, że jej nie uszkodziłem. Nie można od tak, po prostu, włączyć komuś empatię. Albo się ma ten dar albo nie. Najwidoczniej był uśpiony, a moja moc pobudziła go do życia.
   Prychnęła urażona, tupiąc jedną nogą. Miała ochotę zdzielić go w ten pusty łeb.
- Nie posiadam żadnych nadnaturalnych zdolności. - Owinęła rzemień z powrotem wokół swojej talii i otrzepała kolana. - I nie będziemy o tym dyskutować. - Spojrzała na Sanguisa i trochę spuściła z tonu. - Przejdźmy do rzeczy. Podobno jestem ci do czegoś potrzebna, chociaż w tym stanie niewiele jestem w stanie zrobić.
- Akurat ta sprawa nie wymaga od ciebie zbyt wiele sprawności. - Przysunął się bliżej. Przez delikatny materiał swojego kombinezonu wyczuwała jego gorącą skórę. - Weźmiesz jednego z moich ludzi i odwiedzisz pewnego zbuntowanego wilka. Masz napędzić mu strachu, to wszystko.
   Zaskoczona uniosła brwi.
- I po to mnie tu ściągnąłeś? - Rzuciła, za nim zdała sobie sprawę z tonu, jakim to powiedziała. Mogła pogrywać i rozkazywać Silasowi, ale nie Alfie. Chyba, że chciała skończyć w krwawych kawałkach. - Twoi ludzie mogliby to zrobić o wiele skuteczniej i szybciej niż ja.
   W jego oczach rozbłysł gniew. Przez chwilę wydawało jej się, że to uczucie było namacalne, kiedy otarło się o jej skórę. Skrzywiła się lekko.
- Moi ludzie nie mogą wejść do wielu miejsc. Poza tym tam, gdzie teraz on przebywa, nie można wejść od tak i wyciągnąć go siłą.
- Chcesz powiedzieć, że przebywa w jakiejś bazie wojskowej?
- Nie. - Jego usta wykrzywił kpiący uśmiech. - W klubie goo-goo na przedmieściach.
   Wywróciła oczami.
- I posyłasz mnie do miejsca, gdzie na rurach prężą się i wyginają nagie kobiety? Nic dziwnego, że żaden z twoich wilków nie jest w stanie wejść tam i wyciągnąć kogokolwiek. Zostaną tam na zawsze, kiedy panienki rozłożą nogi.
- Moje wilki potrafią pohamować swoje pożądanie, - stwierdził ostrym tonem, nie spuszczając z niej wzroku. - Klub jest objęty klauzulą neutralności, a to znacznie utrudnia moją pracę. Jest azylem dla wszystkich nadnaturalnych istot i każde użycie siły wewnątrz będzie odebrane jako wypowiedzenie wojny. A tego staram się uniknąć.
   Im więcej spędzała z nim czasu, tym więcej dowiadywała się o polityce wilkołaków. Cieszyła się, że w mieście istnieją miejsca, gdzie nie może nikomu stać się krzywda. Chyba, że ktoś chce zacząć wojnę z nieludźmi. Jednak błysk w jego oczach podpowiadał jej, że to wcale nie będzie przyjemna misja.
- Więc... Czego tak na prawdę ode mnie oczekujesz? - Bała się odpowiedzi, ale musiała ją poznać.
- Wejdziesz tam jako klientka. - Kiedy otworzyła usta, by zaprzeczyć, machnął dłonią w jej stronę. - Nie masz się czego obawiać. Kręci się tam bardzo dużo kobiet i to nie tylko tych na rurach. Klub Luna to nie tylko striptiz. Jest tam także zwykły bar, sala taneczna, pokoje do wynajęcia i wiele innych atrakcji. - Wziął głęboki oddech i potarł oczy, jakby chciał odgonić zmęczenie, co było do niego niepodobne, bo tak samo jak wampiry, wilkołaki należały do nocnych stworzeń. Z tą różnicą, że bez problemu poruszały się za dnia, nie piły krwi niewinnych i nie spały w trumnach. - Posiedzisz przy barze, rozejrzysz się trochę, a kiedy Ammon się pojawi, pozwolisz by cię uwiódł.
   Ostatnie zdanie wstrząsnęło nią do głębi. Prychnęła niczym rozjuszona kotka.
- Jeśli myślisz, że pójdę z nim do łóżka tylko dla twojego widzimisię to się grubo mylisz. Nie zmusisz mnie do tego, choćbyś nie wiem czym mnie straszył.
   Jego ciało za wibrowało od śmiechu. Gniew z jego oczy natychmiast się ulotnił, ale to, co w nich ujrzała nie spodobało jej się jeszcze bardziej. Nienawidziła, kiedy ktoś wyśmiewał ją prosto w twarz. Raczej nikt za tym nie przepadał.
- Nie każę ci iść z nim do łóżka. - Stwierdził rozbawiony. - Chcę byś trochę z nim poflirtowała i jakimś magicznym sposobem wyciągnęła z klubu. Poza jego ścianami nie będzie w żaden sposób chroniony, a wtedy moje wilki przejmą kontrolę. Tylko tyle.
   Na to mogła przystać. Od flirtu jeszcze nikt nie umarł, chociaż nie mogła obiecać, że Ammon wyjdzie cało z tej pułapki. Pokiwała głową. Ma wyciągnąć go na zewnątrz i po prostu patrzeć, jak inni wykonują za nią brudną robotę. Da radę. W końcu zabijała z zimną krwią. Czasem zdarzało jej się torturować swoje ofiary, by zaczerpnąć informacji. Ta misja nie będzie się zbytnio różniła od reszty.
- Powinnam pojechać do domu i jakoś się przygotować? - Zapytała, wskazując na swoje ubranie.
- Nie. - Posłał jej ciepły uśmiech. - Ammon ma to do siebie, że kręcą go kobiety, które nie są w stanie o siebie zadbać. - Kiedy na jej twarzy odmalował się gniew, szybko sprostował wypowiedź. - W sensie, że są nieporadne lub, jak w twoim przypadku, ranne. To sprawia, że czuje ogromną potrzebę zaopiekowania się kimś, kto sam nie jest w stanie sobie poradzić.
- To jakiś fetysz? - Zakpiła. - Kobiety bez rąk lub nóg muszą się czuć wspaniale w jego obecności.
- Zazwyczaj wspaniale czują się najzwyklejsze w świecie prostytutki. - Wzruszył ramionami. - Ale dla odmiany będzie chciał spotkać się z kimś, kto chwilowo jest niedysponowany. Więc mimo wszystko dobrze się składa, że jesteś ranna. Chociaż osobiście ubolewam nad tym faktem i postaram się znaleźć odpowiedzialną za to osobę.
   Nie wiedziała, co powinna odpowiedzieć, więc tylko pokiwała głową. Nie chciała, by Sanguis mieszał się w jej sprawy. To stanowiło poważne zagrożenie dla jej misji i życia jej matki. Wierzyła, że wszystko się ułoży, jeśli tylko uda jej się posłać wilkołaka do piachu. Wszyscy chcieli tego samego, chociaż nadal nie wiedziała dlaczego. Był miłym i przystojnym biznesmenem, dbającym o interesy swojego stada. Ojciec Silasa powiedział jej jedynie, że prowadzi jakieś eksperymenty, by zniszczyć wilczy gen. Mimo wszystko to nadal do niego nie pasowało. Musiało się za tym kryć coś jeszcze. Musiała tylko odkryć, co.
   Pozwoliła, by Sanguis odprowadził ją na parking, gdzie czekał ją na nią samochód z kierowcą. Owym szoferem okazał się młody chłopak, może kilka lat młodszy od niej, o rumianej cerze bez cienia zarostu, migdałowych, fiołkowych oczach i mahoniowych włosach, które zwinięte w luźną kitkę, opadały mu elegancko na plecy. Uniosła lekko brew i posłała Sanguisowi wymowne spojrzenie. Wierzyła w nieprzeciętną siłę i szybkość wilkołaków, ale chłopiec nie wyglądał na kogoś, kto byłby w stanie ją obronić, jeśli sprawy potoczyłyby się paskudnie. Nie była nawet pewna, czy był w stanie obronić chociażby siebie. Uśmiech Alfy się pogłębił, a w kącikach jego oczu ukazały się delikatne zmarszczki. Wyglądał zabójczo, zwłaszcza, gdy na kilka sekund przestawał panować nad swoją aurą. Jego zapach otoczył ją piżmowym kokonem, a kiedy się nim zaciągnęła, poczuła dziwny skurcz w dole brzucha. Niepokojący znak. Otrząsnęła się szybko i posłała mu piorunujące spojrzenie.
- Twoje rozbuchane libido strasznie mnie irytuje, - stwierdziła oschle, przyglądając się uważnie jego twarzy. Wciąż wyglądał na rozbawionego. - Mógłbyś powściągać swoje seksualne zapędy w mojej obecności?
- Zawsze, kiedy tylko nie zbliża się pełnia. - Wskazał na czyste, ciemne niebo, usłane milionem gwiazd i wielkim księżycem, który stawał się coraz pełniejszy. - Panowanie nad aurą jest o wiele prostsze, kiedy księżyc nie wywiera na nas żadnego wpływu albo nie ma przy nas obiektów, o które powinniśmy się starać.
- Nie wiem, czy nazywanie kobiet "obiektami" jest dobrym zagraniem, jeśli chce się je zdobyć.
- Ludzkich kobiet, nie. Suki mają inne priorytety. - Otworzył jej drzwi od auta i gestem zaprosił do środka. - Jeśli zgodzisz się zjeść ze mną jutro kolację, chętnie odpowiem na kilka twoich pytań odnośnie stylu życia wilkołaków.
   Zaproszenie na kolację. A może randkę? Nie umiała się z nikim od wielu lat. Cholera... ona nigdy nie umówiła się z żadnym facetem. Nawet na głupie wyjście do kina czy niezobowiązującą kolację. Fakt, że była zabójcą na zlecenie nie stanowił dobrej podwaliny dla jakiegokolwiek związku. Pogodziła się z tym już dawno temu, ale przy tym facecie wszystko nabierało nowego znaczenia. Uśmiechnęła się szeroko.
- Bardzo chętnie. - Wśliznęła się na miejsce obok kierowcy i zapięła pas. - Zdać ci raport jeszcze dziś czy poczekać z tym do kolacji?
- Zobaczymy się jutro. - Zatrzasnął za nią drzwi, ale pochylił się do okna, które szybko opuściła. - Po zadaniu pojedź prosto do domu i odpocznij. Gdyby coś się działo, zadzwoń do mnie. Jeśli nie odbierałbym domowego telefonu, spróbuj na komórkę. Będę dziś trochę zajęty, ale postaram się pilnować aparatu.
   Pokiwała jedynie głową. Silnik zawarczał, a po chwili wyjechali z parkingu. Patrzyła na Sanguisa dopóki nie zniknął w ciemnościach i z trudem pohamowała westchnienie. Był jej celem, więc nie powinna się do niego przywiązywać. Żałowała jednak, że będzie musiała pozbawić świat tak smakowicie wyglądającego i dobrego człowieka. Albo nieczłowieka. Czymkolwiek był.
   Jej młody kierowca wciąż się uśmiechał, kiedy auto wyskoczyło na główną drogę, prowadzącą do centrum miasta. Wyczuwała jego rozbawienie i delikatne podniecenie, ale nie była pewna, czy było to spowodowane jej osobą, czy nadchodzącym zadaniem. Poruszyła się niespokojnie na skórzanym fotelu i zaczęła przyglądać się swoim zaniedbanym paznokciom. Definitywnie potrzebowały natychmiastowej pomocy. Westchnęła ciężko i odchyliła głowę, przymykając oczy. Całe jej życie potrzebowało pomocy. Czasem wolałaby pracować jako zwykły sprzedawca albo farmer. Wszystko wtedy byłoby o wiele prostsze. Uderzyła w nią kolejna fala rozbawienia.
- Co cię wprawiło w tak wyśmienity nastrój? - Zapytała poirytowana.
- Twoja mieszanina uczuć, - odparł bez cienia wahania. Zerknęła na niego. - Jeszcze chwilę temu byłaś podniecona, zapewne faktem spotkania się z naszym panem, a chwilę później coś strasznie cię zasmuciło. Wiedziałem, że kobiety potrafią lawirować między uczuciami, ale nigdy nie spodziewałem się, że robią to tak sprawnie i tak szybko. Nic dziwnego, że popadacie z jednej skrajności w kolejną.
   Uśmiechnęła się lekko. Musiał się jeszcze wiele nauczyć o kobietach, jeśli kiedykolwiek chciał mieć jedną całkiem dla siebie. Nie zamierzała mu jednak tego wyjaśniać. Chciała skupić się na zadaniu. Nie wymagało od niej zbyt wiele sprawności i taktyki. Wejść do klubu, uwieść Ammona i wyjść. Nic prostszego. Obawiała się jedynie, że nie posiadając żadnej wprawy we flirtowaniu, może mieć niemałe kłopoty z własnym zachowaniem. Wzięła głęboki oddech i wypuściła powietrze powoli przez nos, oczyszczając tym samym umysł. Jest kobietą - flirtowanie ma zapisane w genach. Poradzi sobie, na pewno.

_______________________
Powiedzmy, że to połowa miesiąca xD Obiecałam notkę w połowie, ale tak mnie wciągnęło pisanie dalszych części, że nie zwróciłam uwagi na datę :P Więc jest kolejna notka. Miłego czytania, komentowania i wtykania mi błędów :)

7 komentarzy:

  1. Ależ dziewczyna ma cios jak się wkurzy. Musiało go to nieźle zdziwić. Zastanawia mnie jak to rozwiniesz, chyba, że nie masz w planach wątku romansowego.
    Pozdrawiam i do następnego wpisu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam w planach romans, ale aktualnie jestem na XI notce i mam koszmarny dylemat xD Nie wiem, co z tym romansem zrobić chwilowo... więc go odkładam xD Ale obiecuję, że będzie :D

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, oj. Troszkę mnie nie było. Ale jestem :). Mam jutro dwa kolokwia, powinnam się uczyć, ale udało mi się [tylko nikomu nie mów] któremuś sąsiadowi ukraść kawałek internetu. A poprzedni rozdział umilił mi czekanie na opóźniony pociąg.
    Ach... Powiem ci, że uwielbiam to opowiadanie. Pisałam to na początku - w ogóle nie moje klimaty, a jednak kiedy siadam do kolejnej notki, zawsze pamiętam dokładnie, co stało się wcześniej. Jakoś się przywiązałam.
    Mnóstwo akcji i choć osobiście takich wspominek nie lubię, to ta wkomponowana bardzo ładnie. Przeczuwam, że nowy wilkołak będzie zabójczo przystojny (a będzie? :D może czas byłoby kogoś brzydkiego opisać... dobra, nie, nie, ok, jednak niech będzie przystojny ^^).
    Oczekuję, pisać proszę, bo póki mam internety, to bym sobie poczytała.
    A, no. Jedno 'ale' mam. I w tym, i w tamtym rozdziale się pojawiło. "Zanim". Ekhem.
    "Poszłam za nim do ogrodu", ale "zanim wyszedł, zrobiłam kanapki". Ot, tajemnica wszechświata rozwiązana :D.
    To tyle. Lecę się uczyć. Dzięki, że tak wspaniale się to czyta. Naprawdę poprawiło mi nastrój.
    Na romaŁs czekam xD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem szczęśliwa mogąc Cię uszczęśliwiać dlatego wraz z początkiem kwietnia wstawię nową notkę ;) Żebyś mogła na spokojnie poczytać ;D
      Co do wilkołaka... tego nowego... Na samym początku miał być tylko epizod z jego udziałem. Ot, szaraczek, który na chwilę się pojawił. Jednak w miarę rozwijania się akcji, musiałam go wciągnąć :D Więc będzie o nim troszkę więcej :P I niestety - będzie przystojny, bo bardzo młody ^^ Ale zaspokoję Twoje potrzeby - pojawi się też "brzydki" wilkołak. Zadowolona? ;>

      Usuń
    2. Sama nie wiem, czy zadowolona :D. Przez lata nauczyłam się, że gdy wszyscy bohaterowie są superekstraprzezajefajni, opowieść dla innych staje się nudna. Czemu? Nie wiem, bo dla mnie akurat nie. Nawet jak jest napisane, że "był wyjątkowo brzydki i wydzielał nieprzyjemne zapachy", moja prywatna estetyka robi z niego w myślach przystojniaczka xD. No ale skoro ludzie chcą, to piszę, jak chcą.
      No co zrobisz, jak nic nie zrobisz :D.

      Usuń
    3. Hahah :D Wiem coś o tym ;D Moja wyobraźnia i estetyka robi dokładnie to samo ;D W jednej z książek był Terrible - brzydki jak noc xD I wspaniały Azjata Lex. Ale w mojej głowie powstał obraz superprzystojnego Terrible'a i tak samo zajebistego Lexa. No nic z tym nie zrobisz xD

      Usuń