poniedziałek, 5 października 2015

* San *

   W środku nocy obudził ją przeraźliwy krzyk.
Gwałtownie usiadła na łóżku, przyciskając dłoń do klatki piersiowej. Serce waliło jej jak oszalałe, jakby chciało wydostać się na zewnątrz i najzwyczajniej w świecie uciec. Kilka sekund później drzwi od jej sypialni otworzyły się, z hukiem uderzając w ścianę. Rozbudzony Aminos wpadł do środka niczym burza, uważnie jej się przyglądając. Zaraz za nim wkroczył tengu, przecierając zaspane oczy.
- Co wy tu robicie? - Warknęła, starając się uspokoić serce głębokimi oddechami.
- Wrzeszczałaś. - Aminos zapalił małą lampkę, stojącą obok łóżka na nocnej szafce i spojrzał jej w oczy. - Wszystko z tobą w porządku?
- Nie jestem pewna...
   Nie mogła opanować tego kołatania. Ciało zupełnie nie chciało jej słuchać, jakby kierowało się własnym rozumem. Zaklęła. próbując wyplątać się z pościeli. Kiedy postawiła stopy na chłodnej podłodze, świat wokół niej zawirował. W jednej chwili patrzyła na swoje stopy, które ślizgały się po podłożu, a w następnej widziała już tylko twarz przyjaciela, który w porę uchronił ją przed upadkiem. Chciała coś powiedzieć, ale zamiast tego obróciła się w jego ramionach i zwymiotowała krwią. Metaliczny posmak drażnił jej gardło. Ciało paliło żywym ogniem.
- Na wszystkich bogów, co z tobą?!
   Nie była pewna czyje to były słowa. Świat wciąż wirował nawet wtedy, gdy Aminos położył ją delikatnie z powrotem do łóżka. Nie mogła pozbyć się uczucia, że nie powinna tam być. Powinna gdzieś iść, ale gdzie? Dokąd miała się udać? Coś jakby szeptało w jej umyśle, kusiło ją i przyciągało. Przerażona otuliła się ramionami i przekręciła na bok, wychylając głowę za ramę łóżka. Znów zrobiło jej się niedobrze, a kwaśny posmak wędrował w dół przełyku.
   Wydawało jej się, że słyszała czyjąś rozmowę. Jej strzępki z opóźnieniem do niej docierały, a słowa nabierały sensu. W końcu przypomniała sobie, że przecież nie mieszkała już sama. Chłodna dłoń opadła na jej czoło. Otworzyła oczy i wrzasnęła, starając się wyrwać z jego objęć. Nie pozwoli, by po raz kolejny na niej żerował. Rzucała się po łóżku, starając się trzymać go na dystans, ale kiedy opadła z sił, a oczy same się zamknęły, odetchnęła głęboko i zapadła w niespokojny sen.
- Coś ty zrobił? - Aminos popatrzył nieufnie na kruka, zaciskając pięści.
- Subtelnie zasugerowałem jej umysłowi, że powinien odpocząć. - Odparł kruk, ale widząc pytające spojrzenie mężczyzny, szybko się poprawił. - Uśpiłem ją. Odrobiną magii.
- Nie będzie zadowolona, kiedy się obudzi.
- Jeśli, a nie kiedy. - Akihito zsunął się z łóżka i popatrzył na kobietę ze smutkiem w oczach. - Ona umiera.
Przez kilka sekund Amionos patrzył na niego z niedowierzaniem, jakby nie rozumiał sensu słów. W końcu coś do niego dotarło, bo brutalnie chwycił kruka za pomiętą koszulkę i wywlekł za drzwi. Kiedy je za sobą zatrzasnął, posłał Azjacie mordercze spojrzenie.
- Nie waż się nawet tak mówić. - Wysyczał, mocno nim potrząsając. - Cokolwiek jej dolega, poradzi sobie.
- Wybacz, że znów cię poprawię, przyjacielu, ale nie "cokolwiek" tylko "ktokolwiek". Mianowicie wampir, o którym nie chcecie przy mnie za dużo mówić. - Wyszarpał się z uścisku wilka i odsunął od niego na bezpieczną odległość. - Tam, skąd pochodzę, nie ma wampirów, ale będąc tutaj nauczyłem się o nich dość sporo. Zwłaszcza, jeśli chodzi o inkubowanie mocy. Ten, który pozostawił na niej swe piętno, właśnie ma spory problem albo nieświadomie pakuje w nią własną moc. Jej ciało tego nie wytrzyma.
    Aminos rzucił krótkie spojrzenie na drzwi i w ułamku sekundy podjął decyzję.
- Wiem, że nie miało to tak wyglądać, - przeniósł lodowaty wzrok na swojego kompana, - ale masz mało czasu, by go znaleźć. I zrobisz to teraz. Inaczej do niej dołączysz.
   Akihito prychnął, wzruszając ramionami.
- Wystarczyło poprosić. - Skierował się do salonu. - Ale ostrzegam, że to nie będzie ani łatwe ani przyjemne.

***

Przygotowanie salonu do rytuału zajęło im kilkanaście minut. Tengu rozrysował na podłodze dziwny wzór, którego Aminos nigdy wcześniej nie widział, i usiadł wewnątrz niego. Na kolanach ułożył sobie drewnianą miseczkę, a w dłoni trzymał nóż. Przez chwilę mruczał do siebie, kiwając się w przód i w tył, po czym dotknął czołem podłogi i tak już pozostał. Aminos miał wrażenie, że trwało to przeraźliwie długo, a każda cenna minuta oznaczała bliższy koniec Shelle. Miał ochotę podejść i kopnąć kruka, by ten się pospieszył. Zamiast tego odkaszlnął cicho. Do jego stóp potoczyła się miseczka.
- Potrzebuję krwi. - Szepnął Akihito, nie odrywając czoła od podłogi. - Jej krwi.
   Gdyby na szali nie stało życie jego wybawczyni, zapewne rąbnąłby mężczyznę tą miską w głowę. Zamiast tego wrócił do sypialni Shelle. Przez kilka sekund po prostu na nią patrzył. Jej skóra była przeraźliwie blada, na czole perlił się pot, a całe ciało skręcało się w konwulsjach. Przeprosił ją cicho kilka razy, nacinając jej dłoń, i z niepokojem patrzył jak krew powoli spływa do miseczki. Chwilę to trwało nim wypełnił ją do połowy. Ostrożnie opatrzył zadaną Shelle ranę i wrócił do salonu, gdzie nic się nie zmieniło, prócz powietrza. Miał wrażenie, że było go o wiele za mało w pomieszczeniu. Zgęstniało, mieszając się z magią, którą wyczuwał każdym porem swojego ciała. Niemalże widział iskry mocy kruka, które tańczyły nad jego głową. Niewiele wiedział o tych istotach. W końcu, kto by się przejmował "potworami" z innych kontynentów?
   Starając się nie nadepnąć na żadną linię i nie przekroczyć kręgu, podsunął krukowi miskę pod nos. Ten, nie przerywając monologu, którego słów Aminos nie rozumiał, ostrożnie wziął ją w obie ręce i wzniósł nad głowę, prostując plecy. Miał wrażenie, że rytuał, czy cokolwiek to było, trwało wieki. Przez dłuższy czas nic się nie zmieniało: Akhito ściskając mocno miseczkę w długich palcach, co chwila prostował się i skłaniał ku podłodze, dotykając czołem paneli. Każdy jego ruch był precyzyjny; nie uronił ani kropli krwi. W końcu umoczył w niej usta. Powoli i wyraźnie powiedział jeszcze kilka słów, odstawił miseczkę na podłogę i znów się pochylił. Kiedy jego zakrwawione usta spotkały się z podłożem, w pomieszczeniu eksplodowała nieokreślona energia, zdmuchując wszystko z półek, komody i stolika. Aminos przytrzymał się futryny, a jego oczy rozszerzyły się w szczerym zdumieniu. Czegoś takiego jeszcze w życiu nie widział.
   Pokój wypełnił się białym dymem, podobnym do tego, który Shelle zwykła wypuszczać z ust paląc papierosy, z tą różnicą, że nie śmierdział aż tak mocno i nie był taki gryzący. Tuż nad podłogą, w samym centrum okręgu, powietrze zdawało się gęstnieć i migotać. Z gęstniejącego dymu najpierw wyłoniła się noga, jakby makabrycznie oderwana od reszty ciała, ale chwilę później zmaterializowała się druga. Trwało to zaledwie kilkanaście sekund, ale efekt był piorunujący. Przez chwilę, nieznajomy wampir unosił się nad ziemią, jakby lewitował, co było dla niego samego nie lada szokiem, po czym powoli opadł na ziemię, jednak nie mógł się poruszyć. Nawet się nie rozejrzał. Mgła iskrzącego się pyłu opadła, powietrze się rozrzedziło, zniknęły też gorące podmuchy wiatru. Nastał prowizoryczny spokój. Cisza przed burzą.
   Wzrok Noctisa zatrzymał się na barczystym mężczyźnie, którego oczy ciskały pioruny. Zdążył zauważyć jego zaciśnięte pięści zanim postanowił się odezwać. Otrzepał idealnie skrojoną marynarkę z niewidzialnego pyłu i rozciągnął usta w fałszywym, zadowolonym uśmiechu.
- Cześć chłopcy*. - Przywitał ich, starając się rozluźnić napięte do granic możliwości mięśnie. - Powiedzcie mi, to wasze niedopatrzenie, że wezwaliście wampira zamiast demona czy już całkiem postradaliście zmysły? Niestety nie spełniam żadnych życzeń i nie zawieram umów.
   Akihito powoli podniósł głowę i niemalże wrzasnął. Z trudem pozbierał się z podłogi i wyskoczył z kręgu jak oparzony, nie przerywając żadnej linii. To było ich zabezpieczenie. Jego krąg działał niczym ochronny mur: póki sam na to nie pozwoli, wampir nie mógł wyjść poza jego granice.
Aminos zerknął na drżącego z wycieńczenia i strachu kompana, po czym zrobił krok w stronę wampira. Zatrzymał się jednak i rzucił porozumiewawcze spojrzenie tengu , który powoli i z ociąganiem pokiwał głową. To mu wystarczyło. Bez słowa rzucił się na wampira z pięściami. Pierwszy cios trafił Noctisa prosto w szczękę, na chwilę go ogłuszając, ale kiedy drugi minął się z jego czaszką, postanowił się bronić. Niewiele rozumiejąc, chwycił Aminosa za gardło i uniósł nad ziemią, unikając kontaktu z jego rękami, które próbowały go pochwycić. W końcu go od siebie odepchnął i nonszalanckim gestem poprawił marynarkę.
- Nie wiem, o co tu chodzi, ale wydaje mi się, że nie tak powinno się witać gości. Nawet tych niechcianych. - Burknął, przekrzywiając lekko głowę i przyglądając się Aminosowi. - Wyglądasz jakoś dziwnie znajomo...
- A na ile znajomo wygląda ci to? - Mężczyzna zamachał w powietrzy srebrnym sztyletem z rękojeścią w kształcie kła.
   Twarz Noctisa stężała, po czym oblał go zimny pot. Gdyby jego serce nadal biło, zapewne w tym momencie tłukłoby się jak oszalałe. Strach otulił go swoimi lodowatymi ramionami, wdzierając się do jego wnętrza. Dobrze znał ten sztylet. Sam podarował go Shelle kilka dni przed planowanym atakiem na siedzibę Sanguisa. Kobieta nigdy go nie używała. Trzymała go w sypialni, zwykle pod poduszką, co wtedy strasznie go rozbawiło. Teraz nie było mu wcale do śmiechu. Obrzucił pokój pobieżnym spojrzeniem i zorientował się, gdzie się znajdował. Wiele nocy spędził w tym salonie, dyskutując z Shelle o wszystkich aspektach życia. Teraz te czasy wydawały się być strasznie odległe.
   Wyciągnął rękę, jakby chciał sięgnąć po sztylet, ale w ostatniej chwili się wycofał. Nie spuszczał jednak z niego wzroku wciąż modląc się w duchu, że to po prostu głupi zbieg okoliczności. Albo kosmiczny żart. Nie spodziewał się, że dwoje nieznanych mu mężczyzn ściągnie go za pomocą magii do domu kobiety, którą ... No właśnie. Którą, co?
Zacisnął dłonie w pięści walcząc z zalegającą mu w gardle gulą. Bał się zapytać o cokolwiek, a z drugiej strony każdy fragment jego ciała żądał, by rzucić się jej na ratunek. Z trudem powściągnął emocje, chociaż kiedy się odezwał, jego głos dziwnie drżał.
- Gdzie ona jest? - Starał się brzmieć naturalnie, ale kiedy zauważył szczerze zaskoczoną minę stojącego przed nim mężczyzny zrozumiał, że nie za dobrze mu to wyszło. Skrzywił się, ale w spokoju czekał na odpowiedź. Aminos milczał. - Gdzie ona jest, do cholery?!
   Reakcją na jego krzyk była paniczna ucieczka Akihito. Nim się zorientowali, zniknął za drzwiami łazienki, którą zatrzasnął za sobą z hukiem. Aminos nawet nie drgnął, jakby wrzaski wampira nie robiły na nim żadnego wrażenia. Noctis potarł drżącą dłonią czoło.
- Jeśli coś jej zrobiłeś to przysięgam, na wszystkich bogów, że gorzko tego pożałujesz. - Spojrzał Aminosowi w oczy. - Już jesteś martwy.
- Z nas dwóch to ty jestes przedstawicielem umarlaków, a Shelle niedługo do ciebie dołączy, jeśli czegoś z tym nie zrobisz. - Kiedy wampir zrobił krok w przód, Aminos uniósł ręce w obronnym geście. - Nie jestem tym, za kogo mnie masz. Ostatni raz widzieliśmy się w rezydencji Aminosa, kiedy to brutalnie się na niej pożywiłeś i kazałeś mi się nią opiekować. Zrobiłem ile mogłem, ale teraz nie jestem w stanie za nią walczyć. Ona umiera, a ty jesteś tego powodem.
- Słucham? - Noctis popatrzył na niego wyraźnie zaskoczony,niewiele rozumiejąc. Pamiętał, że mówił wtedy do wilka, ale nie spodziewał się, że ten nadal będzie u jej boku.
- Nie obchodzi mnie w jakiej norze się do tej pory chowałeś, ale zdziwiłbym się, że nie słyszałeś o kilkutygodniowej krucjacie przeciwko wampirom. - Kiedy brwi Noctisa powędrowały wysoko na czoło, a w jego ametystowych oczach zalśnił ogień, Aminos pokiwał głową. - Shelle. To, co z nią zrobiłeś... Nie potrafię tego opisać. Wycięła w pień kilka procent twojej populacji tylko po to, by cię znaleźć. Zmieniłeś ją, a ta zmiana ją teraz zabija.
   Zapadła cisza. Ciężka i przytłaczająca. Noctis poruszył się nieświadomie, po czym z prędkością światła pobiegł w stronę jej sypialni. Kiedy wszedł do środka uderzył go odór stęchłej krwi, wymiocin i słonych kropli. Przysiadł na skraju łózka i, najdelikatniej jak potrafił, wziął ją w ramiona. Na jej twarzy malował się bezgraniczny ból, jakby mimo snu wciąż cierpiała katusze, a ciało co chwila drgało i sztywniało. Mokre od potu włosy przykleiły się do jej czoła i policzków, które jako jedyne miejsce na jej ciele, miało kolor. Była przeraźliwie blada, ale rozpalona, jakby trawiła ją gorączka, a jej usta były popękane i suche. Delikatnie przytulił ją do własnej piersi, szepcząc wprost w jej włosy. Przez kilka chwil po prostu z nią siedział w całkowitym bezruchu. Z zamkniętymi oczami liczył jej płytkie oddechy; starał się skoncentrować i uspokoić, chociaż coś wewnątrz niego rozpadało się na mikrocząsteczki. Musiał się wziąć w garść. Musiał. To była jego wina i tylko on mógł to naprawić. I nawet wiedział jak.
   Zerknął w stronę drzwi, gdzie w milczeniu obserwował go Aminos, i kiwnął na niego głową.
- Nienawidzić mnie możesz później, ale teraz zrobisz, co ci każę. - Powiedział ostrym tonem. - Masz zbić tę gorączkę i co jakiś czas zwilżać jej usta. Jeśli ci się uda, daj jej pić, ale pod żadnym pozorem nie wybudzajcie jej z tej śpiączki. Ból ją zabije, jeśli odzyska świadomość. Potrzebuję czasu.
   Odłożył ją delikatnie na łózko, po czym złożył na jej czole czuły pocałunek i skierował się do wyjścia.
- A ty dokąd?! - Zawołał za nim Aminos, stając w kuchni. - Przysięgam pijawko, że choćbym miał zajechać tengu na śmierć, wymaluje te hieroglify jeszcze raz i ściągnę cię tu z powrotem!
   Noctis zatrzymał się w pół kroku. Powoli zerknął przez ramię, obrzucając mężczyznę chłodnym spojrzeniem. W jego oczach, niczym kaskada, przelewały się uczucia, a głos był przepełniony smutkiem.
- Nie będziesz musiał. Sam wrócę.
   Po tych słowach jego sylwetka zamigotała i rozpłynęła się w powietrzu.

____________________________
* Ku czci i chwale Crowley'a! ^.^    <3

2 komentarze:

  1. Kurrrr.... Napisałam cały wielgachny komentarz i mi go wcięło. Ja pieprzę.

    Ale okej. Jeszcze raz.

    Chciałam powiedzieć, że te trzy rozdziały umiliły mi ostatnią podróż pociągiem (nawet nie wiesz, jak głupio się czułam, śmiejąc się na widok trzeciego z nich [że już zaistniał!] wśród tych smutnych porannych twarzy). Od czasu, kiedy się odezwałam, sporo już minęło, ale jakoś nie mogłam się zabrać za czytanie. A jak zaczęłam...! Chcę dalej!

    Było parę literówek, ale, zabij mnie, czytałam na telefonie i nie miałam jak sobie tego zaznaczyć. Ale pomimo jakichś tam drobnostek czytało mi się wyśmienicie. Może nie powinnam tego pisać (poprawność, te sprawy), ale to opowiadanie jest jedynym, do którego wracam z chęci i ciekawości, a nie z przymusu, albo bo wypada kogoś poczytać, skoro ktoś czyta ciebie (oj.).

    Dlatego byłam przeszczęśliwa, że w ogóle wróciłaś. Po dłuuugim czasie (przyznaję się, już zdążyłam w ciebie zwątpić, tak długo cię nie było) - ale jednak.!

    I te trzy kolejne rozdziały utwierdziły mnie w przekonaniu, że ta opowieść marnuje się na tym koniuszku internetów i wciąż namawiam cię, żebyś spróbowała jakoś bardziej ją rozreklamować. Może się powtarzam, ale zła jestem, kiedy widzę pod tymi rozdziałami po jednym komentarzu. Jest na Internecie mnóstwo nieciekawych rzeczy, które są zalewane opiniami, a tutaj - no właśnie, co tutaj? Agh!

    Znowu mnie wzięło na pisanie o niesprawiedliwości...
    Już się uspokajam.

    Jakoś mi się rozlazł ten komentarz, poprzedni był zdecydowanie zgrabniejszy, wybacz.

    Chciałam jeszcze dodać, że żywię nadzieję (w tej chwili prawie już graniczącą z przekonaniem!), że będziesz pisać dalej i tę kolejną część także doprowadzisz do końca. I tego ci z całego serca życzę ;).

    Pozdrawiam ciepło w ten zimny wieczór. Napisz czasem :).

    OdpowiedzUsuń