piątek, 16 października 2015

- Shi -

   Shelle poprawiła przeciwsłoneczne okulary, które co chwila zjeżdżały jej na czubek nosa, i wzięła głęboki oddech.
Wydawało jej się, że znajduje się w raju. Piasek na plaży był niemalże śnieżnobiały, a woda przejrzysta i lazurowa. Stała w niej zanurzona po pas, rozkoszując się jej ciepłem, i przyglądała się młodemu mężczyźnie, wesoło bawiącym się z psem. Zmarszczyła brwi, chociaż z jej twarzy nie schodził uśmiech. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że bielusieńkie zwierze, którego sierść niemalże zlewała się z cudownym piaskiem, wcale nie jest psem, a potężnym i pięknym wilkiem. Czuła, że jest jej bliski, jakby należał tylko do niej, ale nie mogła sobie przypomnieć skąd się wziął i co ich łączyło. Młody mężczyzna upadł na piasek śmiejąc się głośno i próbował zepchnąć z siebie zwierzę. Jego śmiech zawibrował gdzieś w jej wnętrzu, wywołując przyjemne ciepło.
   Chłodna woda uderzyła falą w jej plecy, jakby chciała jej coś uzmysłowić. Wzdrygnęła się lekko, a jej ciało pokryło się gęsią skórką. Coś w powietrzu się zmieniło, zupełnie jakby zrobiło się chłodniej, a słońce schowało się za ciemnymi chmurami. Mężczyzna z wilkiem zniknęli, plaża była całkowicie pusta. Rozejrzała się i zawołała. Nie zrozumiała sensu własnych słów, ale kiedy spróbowała wrócić na brzeg, ze strachem stwierdziła, że nie może się ruszyć z miejsca. Kolejna chłodna fala uderzyła ją w kark. Miała ochotę wrzeszczeć z przerażenia.
   Zamiast tego spojrzała w dół, w przejrzystą wodę, i zamarła. Jej oczy rozszerzyły się ze strachu,a  serce przyspieszyło. Czuła jakby czyjeś dłonie zacisnęły się boleśnie na jej kostkach, chociaż niczego takiego nie dostrzegła. Widziała za to soczyście zielone oczy, utkwione w rozmazanym zarysie czyjejś twarzy. Oczy, które rozpoznawała, ale nie mogła sobie przypomnieć ich właściciela. Była w nich żądza zemsty i uraza tak wielka, że mogła kosztować ją życie. Szarpnęła się, ale to nic nie dało. Nogi nie ruszyły się nawet o milimetr.
- Shelle. - Ktoś wypowiedział miękko jej imię. - Shelle spójrz na mnie.
   Poderwała gwałtownie głowę i jej wzrok zatrzymał się na boleśnie znajomym mężczyźnie. Ametystowe oczy wwiercały się w nią z chłodnym dystansem, a wyciągnięta ku niej ręka dawała jej do zrozumienia, że powinna pójść w jego stronę. Jej serce i ciało rwało się do niego, chciała uciec od tych zielonych, przerażających oczy i zatonąć w jego ramionach, ale rozum nakazywał pozostać w miejscu. Nie powinna się do niego zbliżać. Nie po tym, co zrobił jej, kiedy widzieli się po raz ostatni. To on wpakował ją w to wszystko. To była jego wina, że teraz cierpiała. Tylko nie mogła sobie przypomnieć, dlaczego.
Kolejna fala uderzyła w nią z jeszcze większą siłą, niemalże zwalając z nóg. Zachwiała się, z trudem utrzymując równowagę.
- Shelle, nie bądź głupia. Wróć.
   Przekrzywiła lekko głowę, nie odrywając od niego wzroku. Wróć? Ale dokąd? I skąd? Co się działo? Mężczyzna poruszył ręką, przypominając jej, że nadal na nią czeka.
- Rusz się, muszelko. - Miękkość jego głosu sprawiła, że zmiękły jej kolana. Wstrzymała oddech. - Czekam na ciebie na brzegu. Wystarczy kilka kroków.
   Nogi miała jak z ołowiu. Poruszyła nimi, zrobiła kilka kroków, ale dystans między nimi wcale się nie zmniejszył. Jęknęła i spróbowała jeszcze raz. Woda przybrała na sile, ciągnęła ją w głąb oceanu, chciała ją pochłonąć. Puściła się biegiem z krzykiem na ustach. Mężczyzna ruszył w jej stronę z zaciętym wyrazem twarzy. Na jego czole perlił się pot, a oczy były przepełnione bólem. Wyciągnęła ku niemu ręce, a ból po uderzeniu fali wycisnął jej z ust jego imię. Jak ono brzmiało? Nie mogła sobie przypomnieć, nie usłyszała w ryku fal własnego głosu, ale je znała. Błąkało się po jej umyśle.
   Kiedy jej chłodne palce zacisnęły się na jego dłoni, wewnątrz niej rozlało się przejmujące ciepło, które niemalże wypalało jej wnętrzności. Przywarła do niego całym ciałem, wbijając mu paznokcie w plecy tak mocno, aż pociekła krew. Mężczyzna zamknął ją w mocnym uścisku i wtulił twarz w jej włosy. Pachniały słoną wodą i słońcem, a także czymś wrogim. Niemalże widział jak ciemne macki odrywają się od jej pleców i znikają w bezkresnej toni. Powoli wziął ją na ręce i ruszył wgłąb plaży, zostawiając za sobą rozwścieczoną wodę i wroga, którego za wszelką cenę musiał dopaść.

***

   Pierwszy oddech niemalże wypalił jej płuca. Czuła się tak, jakby przez dłuższy czas w ogóle nie oddychała, jakby jej ciało umarło, a ona nagle wróciła do życia. Jęknęła, przekręcając na bok głowę, i otworzyła oczy. Widok ametystowych tęczówek, silnie się w nią wpatrujących, przyprawił ją o szybsze bicie serca. W pierwszym odruchu chciała sięgnąć po sztylet, który zawsze miała pod poduszką, ale ręce miała jak z ołowiu. Mięśnie paliły ją żywym ogniem. Kiedy się nie ruszała, ból był całkiem znośny.
- Na bogów, Shelle... Shelle...
Czyjaś twarz wtuliła się w jej rozpalone ciało. Rozpoznała jego zapach zanim zdążyła oderwać wzrok od Noctisa. Przełknęła ślinę i zwilżyła spierzchnięte usta. Dopiero za drugim razem udało jej się cokolwiek wyszeptać.
- Mam nadzieję, że nie zagryzłeś kruka.
Aminos parsknął śmiechem, Wziął w drżące ręce jej dłoń i przyłożył sobie do wilgotnego policzka. Czyżby płakał? Zmusiła się do obrócenia głowy w jego stronę. Popatrzyła na jego kilkudniowy zarost i uśmiech wykrzywił jej usta.
-Zaniedbałeś się, przyjacielu. - Mruknęła, przymykając na chwilę oczy i gładząc go dłonią po policzku. - Weź się w garść.
Pokiwał jedynie głową, a po policzkach znów popłynęły mu łzy. To było przyjemne zaskoczenie. Aminos był dla niej kimś więcej niż uratowaną istotą, którą się zaopiekowała. Sporo czasu zajęło im nawiązanie więzi, ale kiedy się udało, wiedziała, że nie straci w nim przyjaciela z byle powodu. Mężczyzna nachylił się nad nią i oparł swoje czoło o jej. Przez chwilę po prostu wdychał jej zapach.
- Cieszę się, że wróciłaś. - Powiedział cicho, po czym ucałował jej czoło i się odsunął. - Akihito niemalże wypłakał sobie oczy.
Uśmiechnęła się. Teraz zrozumiała dlaczego widziała na tamtej plaży młodego mężczyznę bawiącego się z wilkiem. Samo wspomnienie sprawiło, że strach objął całe jej ciało. Z trudem przełknęła ślinę. Chłodna dłoń Noctisa opadła na jej czoło i odgarnęła mokre włosy.
- Nie zaprzątaj sobie tym głowy, muszelko. Znajdę go i zapłaci za to, co zrobił.
   Patrzyła w jego ametystowe oczy. Chciała mu powiedzieć wiele rzeczy. Zaczynając od tego, że wie, kto za tym stoi, a kończąc na owyrzutach, jakie długo w sobie trzymała. Zmrużyła gniewnie oczy i przełknęła głucho ślinę.
- To jeszcze nie koniec. - Powiedziała chłodno. - Mamy sobie wiele do powiedzenia. I wyjaśnienia. Uratowanie mi życia niczego między nami nie zmieniło.
Pokiwał głową ze smutnym wyrazem twarzy.
-Wiem o tym, ale to nie jest czas ani miejsce na takie rozmowy. Może kiedyś...
- Kiedyś? - Prychnęła czując, że gniew wraca jej siły. Powoli uniosła się na łokciach, co sprawiło, że wampir wstał. - Żebyś znów miał czas zniknąć na dobre?
- Nigdzie się nie wybieram. - Był stanowczy i... zdystansowany. - Kiedy całkowicie wrócą ci siły nadal tu będę. W tym pokoju. Obok ciebie.
   Ze świstem wypuściła powietrze. W głębi serca chciała mu wierzyć, pragnęła by został, ale coś jej podpowiadało, że tacy ludzie nigdzie zbyt długo nie zagrzewają miejsca. Wywróciła oczami i opadła na poduszki. Aminos ścisnął pocieszająco jej dłoń.
- Zatrzymam go dla ciebie. - Powiedział cicho, czym przykuł jej uwagę. - Jeśli będzie trzeba, siłą. A jeśli zniknie, Akihito jest w stanie ściągnąć go z powrotem.
   Tengu. Mistyczna istota, którą udało jej się uratować z rąk prześladującego ją wampira. W sumie, sama się o to prosiła, prawda? Wdarła się do jego domu, poczęstowała go srebrną kulą, a później wykradła mu to, czego tak pilnie strzegł. Chociaż, jakby się nad tym dłużej zastanowić, wcale mu na nim nie zależało. Pozwolił jej go wykraść, a później ją ukarał. I czerpał z tego niesamowitą przyjemność. Widziała to w wodze, w jego oczach. Zacisnęła mocno zęby i gwałtownie usiadła. Z trudem stłumiła jęk. Całe jej ciało było odrętwiałe, a każdy ruch sprawiał ból. Wytrzyma to. Wytrzymała o wiele więcej. Postawiła nogi na podłodze, ale nie odważyła się wstać. Przeczuwała, że nie zdoła samodzielnie stanąć, a nie miała zamiaru prosić ich o pomoc. Wystarczająco odarła się z dumy.
- Nie forsuj się. - Ostrzegł ostro Noctis, robiąc krok w jej stronę, ale wystarczyło, by na niego spojrzała, by się zatrzymał. - Co chcesz przez to osiągnąć? - Warknął. - Chcesz paść z wycieńczenia? Umrzeć nam na rękach?!
- Gdyby nie twoje nieczyste zagrania... - Zawiesiła głos, próbując się uspokoić. Wzięła głęboki oddech. - Nie. Odbędziemy tę rozmowę teraz żebym nigdy więcej nie musiała do tego wracać. - Wbiła w niego ostre spojrzenie. - Wysłucham tego, co masz mi do powiedzenia. Później ty zrobisz to samo. I znikniesz z mojego życia raz na zawsze.
   W pokoju zapanowała cisza tak przerażająca, że aż dzwoniło jej w uszach. Aminos poruszył się niespokojnie, po czym ucałował po raz ostatni jej czoło i mrucząc coś o przygotowaniu dla niej posiłku, wymknął się z pokoju. Kiedy zamknęły się za nim drzwi, Shelle przystąpiła do ataku.
- Chcę wiedzieć, co mi zrobiłeś.
- Naznaczyłem cię. - Odpowiedział, a jego głos zdawał się być wyprany z emocji. To zabolało ją bardziej niż słowa, które usłyszała. - W rzadko praktykowany sposób. Zapewniłem ci swoistą ochronę.
- Dlaczego?
Skrzyżował ręce na piersi, nie spuszczając z niej chłodnego spojrzenia. Wydawał się być zupełnie innym mężczyzną niż ten, którego poznała.
- Bo tak należało zrobić. Wplątałem cię w niebezpieczną sprawę, wykorzystałem w celu zaspokojenia głodu i zregenerowania mocy. Pomyślałem, że powinienem w jakiś sposób ci się za to zrewanżować.
   Poczuła ukłucie zawodu. A czego innego oczekiwała? Wyznania? Skarciła się w myślach i zmusiła do złośliwego uśmiechu.
- Chcesz mi wmówić, że zrobiłeś to z rozsądku i dobrego serca? - Ostra nuta w jej głosie była dla niej takim samym zaskoczeniem, jak dla niego, ale nie dała po sobie niczego poznać. - Gdyby każdy wampir postępował w ten sam sposób, nie byłoby z wami żadnego problemu. Ludzie by się zabijali, by tylko móc służyć wam tętnicami.
- Do czego zmierzasz?
Wychyliła się w jego stronę, ignorując ból w napiętych mięśniach.
- Do motywu.
- Uważasz, że powinien jakiś istnieć?
- Uważam tylko, że żaden wampir nie jest zdolny do poświęceń, jeśli nie ma z tego żadnych korzyści.
   Zmrużył gniewnie oczy, zaciskając dłonie w pięści.
- Najwidoczniej nic nie wiesz o moim gatunku. - Wycedził przez zaciśnięte zęby, na co wzruszyła ramionami.
- I nie wiele mnie to obchodzi. Chcę tylko byś to cofnął. Nie potrzebuję twojej ochrony. Do tej pory świetnie sobie radziłam.
- Radziłaś sobie właśnie dzięki mojej mocy. - Odparł ostro i zrobił krok w jej stronę. - Korzystałaś z niej wybijając mój gatunek. Robiłaś wszystko, bym cię odnalazł. A kiedy już tu jestem, każesz mi zniknąć ze swojego życia? Jaki więc cel miała ta cała zabawa? Narażanie życia?
   Dlaczego to robiła? Nie miała pojęcia. Wmawiała sobie, że po prostu chce poznać prawdę; że chce się dowiedzieć jakimi kierował się motywami, kiedy umożliwił jej korzystanie z jego mocy. Teraz, kiedy już wiedziała, wolałaby nigdy go nie odnaleźć. Ale skąd on się, u licha, wziął w jej domu? Kto go sprowadził i jak tego dokonał? Odpowiedź przyszła z prędkością światła. Tengu. Sama chciała go wykorzystać w ten sposób. Najwidoczniej kiedy straciła przytomność, Aminos zrobił to za nią. Nie wiedziała, czy powinna mu być za to wdzięczna, czy raczej wściekła. Pokręciła jedynie głową, nie mogąc wydusić z siebie żadnego słowa. Poczuła, że Noctis ostrożnie się do niej zbliża. Kiedy na niego spojrzała, gorzko tego pożałowała. Serce zaczęło jej bić niebezpiecznie szybko, a przed oczami stanęła scena z jej sypialni, kiedy oboje stracili nad sobą panowanie i niemalże wylądowali w łóżku. Och, kogo ona oszukiwała? Wylądowali w łóżku, ale przezorny wampir szybko się z niego wymiksował. Poczuła, że na samo wspomnienie oblewa się rumieńcem. Noctis, jakby czytając jej w myślach, zatrzymał się w pół kroku i posłał jej oskarżające spojrzenie.
- Nie powinnaś do tego wracać. To nie jest odpowiedni czas, by...
- Nigdy nie był. - Wtrąciła, czując, że musi zacząć się w końcu bronić. - Jesteś tym, kim jesteś. Uciekłeś dla naszego wspólnego dobra. I jestem ci wdzięczna z tego powodu.
   Przez chwilę miała wrażenie, że Noctis eksploduje. Jego ciało zadrżało z gniewu,a dłonie zacisnęły się w pięści.
- Zostawiłem cię, bo musiałem odpowiedzieć na wezwanie. - Powiedział ostro. - A nie dlatego, że jest z tobą coś nie tak. I żałuję, że musiałem zniknąć właśnie w tamtej chwili.
   Nie wiedziała dlaczego, ale mu wierzyła. Mimo wszystko zdobyła się na lekceważące wzruszenie ramion i znów wyjrzała przez okno.
- To już nieważne. - Westchnęła. - Czy jest jakiś sposób na to, byśmy nigdy więcej nie weszli sobie w drogę?
- Mam odejść? Tego właśnie chcesz? - Całkowicie wytrącony z równowagi stanął nad nią i chwycił ją mocno za ramiona. Syknęła, kiedy sprawił jej ból, ale nic nie powiedziała. Pokiwała jedynie głową, co wywołało jeszcze gorszą reakcję. - Igrałaś ze śmiercią starając się zwrócić na siebie moją uwagę tylko po to, by kazać mi zniknąć z twojego życia raz na zawsze?!
   Chciała odwrócić wzrok, ale jego oczy ją hipnotyzowały. Ich twarze dzieliły zaledwie centymetry.
- Kiedyś powiedziałeś mi, że nie zależy mi na własnym życiu. - Mruknęła, starając się nie patrzeć na jego usta. - Miałeś rację. Nie zależy mi. Ale zależy mi na osobach, które obiecałam chronić. Dla nich wstaję każdego kolejnego dnia i robię swoje. Z pomocą twojej mocy czy bez niej, nadal będę to robić. - Przełknęła cicho ślinę. - Ale nie poradzę sobie, jeśli będziesz w pobliżu.
   Ostatnie zdanie wypowiedziała praktycznie szeptem. Bała się jego reakcji i swojej własnej. Do tej pory wmawiała sobie, że chce go odnaleźć tylko po to, by się na nim zemścić za wyrządzone krzywdy. Ale z każdą kolejną informacją, która go do niego zbliżała czuła, że kryje się za tym coś więcej. Tłumiła to. Walczyła. Jak można darzyć uczuciem wampira, którego znało się tak krótko? To było niedorzeczne. Musiała odzyskać panowanie nad własnym, do tej pory ułożonym, życiem.
- Dlatego chcę żebyś odszedł. - Dodała po chwili, zbierając w sobie całą odwagę. - Raz na zawsze.
   Jej słowa zawisły w powietrzy niczym noże. Czekała na jego reakcję. W głębi duszy chciała by się nie zgodził, by walczył, by okazał jej odrobinę ciepła. Nie zdziwiła się jednak, kiedy jego dłonie się cofnęły, a on sam ruszył w kierunku drzwi.
- Nie rozumiem po co było to wszystko. - Rzucił krótko, trzymając rękę na klamce. - Nie pakuj się więcej w żadne kłopoty.
   Drzwi zamknęły się za nim cicho, a wraz z nimi jej serce. Przełknęła łzy i zacisnęła dłonie na kołdrze. Będzie zdrowa. I silna. Wróci do formy najszybciej jak się da. A kiedy to się stanie, zatłucze każdego nieumarłego, jakiego spotka na swojej drodze.

____________________

Dziś dość krótko. Może dlatego, że strasznie pochłonęła mnie praca nad kolejnym opowiadaniem. Oczywiście nie zaniedbam tego i nadal będę pisała, ale koncepcja, która zrodziła się pewnej nocy w mojej głowie, po prostu musiała zostać przelana na papier... w formacie cyfrowym.
Bogom niech będą dzięki za telefony wyposażone w Office! ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz