środa, 1 stycznia 2014

- VI - Part I

- Wow... Nie wiem, czego się spodziewałam, ale... Wow!
- Bardzo wyczerpująca i elokwentna wypowiedź. - Silas spojrzał na nią jak na dziecko, które właśnie dostało wymarzony prezent pod choinkę i nie może przestać się cieszyć.
- Widziałeś to? - Wskazała na budynek stojący niedaleko wjazdowej bramy. - Myślałam, że mój dom to taka mała rezydencja, ale to?!
   Roześmiał się. Po raz pierwszy w jej towarzystwie się roześmiał. Nie było to wymuszone czy udawane. Czysty i szczery śmiech, który za wibrował gdzieś wewnątrz jej ciała. Nie mogła na niego nie spojrzeć. Miała wrażenie, że widzi go po raz pierwszy w życiu. Odmienionego, promiennego, a co najważniejsze - uśmiechniętego. Jakby nie był tym Silasem, którego znała. Również się roześmiała.
- No co? - Zapytała, ocierając łzy z kącików oczu. Do diabła z makijażem!
- Widziałem "to". - Nie spuszczał z niej oczu, w których tańczyły rozbawione i zielonkawe ogniki. - Ale muszę cię zmartwić, bo "to" jest tylko budynkiem mieszkalnym dla ochrony. Rezydencja Sanguisa stoi głębiej. Za tym domkiem, ogrodem i małym laskiem.
   Wytrzeszczyła na niego oczy i lekko rozchyliła usta ze zdziwienia. Przez chwilę mrugała jak wariatka, starając się zrozumieć jego słowa.
- Żartujesz sobie ze mnie, - stwierdziła w końcu, krzyżując ręce na piersi.
- Nie śmiałbym. - Znowu się roześmiał na widok jej miny.
   Gdyby nie to, że za kilka chwil miało się ważyć jej życie, pomyślałaby, że to jedna z przyjemniejszych chwil, w których ona i tajemniczy nekromanta są przyjaciółmi i miło spędzają czas. Przez dłuższą chwilę po prostu się na niego gapiła, napawając się jego promiennym i szczerym uśmiechem. Jednak miłe chwile mijają za szybko. Albo ktoś pojawia się nieproszony.
    Pukanie w szybę od strony pasażera sprawiło, że podskoczyła na siedzeniu. Przez chwilę udało jej się zapomnieć, gdzie się znajdują i w jakim celu tu przyjechali. Jednak sroga i poorana bliznami twarz ochroniarza, szybko sprowadziła ją na ziemię. Silas przestał się uśmiechać i znów był tym zimnym i mrocznym nekromantą. Westchnęła ciężko, kiedy opuszczał szybę po jej stronie.
- Cześć, Brutalu. Wpuścisz nas?
   Jeśli Silas się denerwował to genialnie to ukrywał. Był opanowany i profesjonalny.
- Kto to? - Zapytał Brutal, łypiąc na Shelle złowrogo.
- Shelle Monroe. - Przedstawiła się, za nim Silas zdołał ją skarcić spojrzeniem. - Sanguis mnie oczekuje.
   Ochroniarz ukazał rząd ostrych zębów, powarkując. W jego oczach dostrzegła odrobinę płynnego srebra, ale kiedy zamrugała, obraz zniknął.
- Daruj jej, jest nowa. - Wtrącił szybko Silas, zaciskając palce na dłoni Shelle tak mocno, iż cicho syknęła z bólu. Jednak ani na chwilę nie oderwała wzroku od ochroniarza. - Na prawdę byliśmy na dzisiaj umówieni. Zadzwoń do domu i sprawdź.
   Brutal warknął niczym wkurzony pies i kłapnął szczęką. Bardziej przypominało to wilczy odruch niż ludzki. Kobietą wstrząsnął nieprzyjemny dreszcz. Odruchowo oddaliła się lekko od drzwi, jakby mogło ją to uchronić przed Brutalem.
- Wysiadaj. - Ochroniarz szarpnął klamką i po chwili świat stanął dla niej otworem. Zawahała się, jednak widząc naglące spojrzenie Silasa, wysiadła z auta. Brutal popchnął ją na auto i kopniakiem rozłożył jej nogi. Zaparła się rękami o dach samochodu i zacisnęła mocno zęby. Raz w życiu była tak brutalnie przeszukiwana i nie skończyło się to dobrze dla agenta federalnego, który skorzystał z okazji, by ją obłapiać. Musiała się powstrzymać przed grzmotnięciem Brutala w twarz. Jego wielkie i szorstkie dłonie sprawnie i dokładnie ją przeszukały. Jednego mogła być pewna : ten... hmm... człowiek nie miał żadnych seksualnych intencji. Sprawdził dokładnie jej rękawy, nogawki, buty, pas, a nawet plecy, a kiedy nic nie znalazł, jego mina stała się bardziej wściekła. Chyba miał nadzieję, że będzie miała przy sobie jakąś broń, dzięki czemu miałby podstawy do tego, by rozszarpać jej gardło. Głucho przełknęła ślinę.
- Zawiadomię pana, że przyjechaliście, - warknął na odchodne i po chwili zniknął.
   Shelle przez krótką chwilę stała przy samochodzie, dochodząc do siebie. Nie znała żadnych wilkołaków, ale jeśli każdy zachowywał się jak ten tutaj to nie chciała mieć z nimi nic wspólnego. Silas zastukał w szybę, tym samym wyrywając ją z zamyślenia. Bez słowa wsiadła do auta i odruchowo zapięła pas. Musiała się uspokoić, skoro za chwilę miała stanąć przed Panem I Władcą całej watahy, a świdrujące spojrzenia Silasa wcale jej  nie pomagały. Odetchnęła kilka razy głęboko, obiecując sobie, że jeśli przeżyje to spotkanie i wróci do domu, otworzy najdroższego francuskiego szampana, jakiego posiada, i wypije go jednym haustem. A później zacznie świetnie się bawić, by wymazać z pamięci ten nieprzyjemny dzień. Wolała mordować niż przebywać w towarzystwie wilkołaków.
   Auto powoli minęło wielką, czarną, żelazną bramę i wskoczyło na brukowaną drogę. I chociaż wcześniej jej serca rwało się, by dokładnie obejrzeć każdy zakątek tego przedziwnego, ale pięknego miejsca, w tym momencie pragnęła znaleźć się bardzo daleko. Najlepiej we własnym domu. Odgoniła od siebie ponure myśli i wyjrzała przez okno. Przez dłuższy czas krajobraz był ten sam : po obu stronach brukowanej drogi ciągnęły się zielone pola, otoczone owocowymi drzewkami. Większość stanowiły wiśnie, ale dostrzegła także jabłonie, śliwy i grusze. To miejsce musiało być przepiękne na wiosnę, kiedy wszystko zaczynało kwitnąć. Pomyślała nawet, że Sanguis zrobił w ogrodzie swoją małą Japonię - Kraj Kwitnącej Wiśni, i parsknęła śmiechem. Kiedy po dziesięciu minutach minęli gęsto rosnące drzewa, ich oczom ukazał się przepiękny ogród z tysiącem różnych kwiatów, otoczony niskim żywopłotem. Między rabatami pojawiały się alejki; dróżki wyłożone z jasnego kamienia, który odcinał się na tle soczyście zielonej trawy. Przed okazałym ogrodem znajdował się parking, na którym stało kilka sportowych aut, terenowy jeep i błyszczący w słońcu sedan. Jej serce zabiło mocniej na tak piękny widok. I chociaż nie posiadała prawa jazdy, zapragnęła wsiąść za kółko jednego ze sportowych wozów i odjechać najdalej jak się tylko dało. Zaparkowali między granatową, sportową Mazdą, a czarnym jeepem. Silas wyskoczył z auta bez słowa i wcisnął na nos okulary przeciwsłoneczne. Poklepał pospiesznie dach swojego samochodu, dając jej tym samym do zrozumienia, że wycieczka dobiegła końca. Westchnęła ciężko i wysiadła. Stanęła obok Silasa, przed wejściem do ogrodu zrobionym z metalowych pałąków, wygiętych w łuk i oplecionych winoroślami, i otworzyła szerzej oczy ze zdumienia. Nie zareagowała nawet, kiedy chłodna dłoń nekromanty zatrzymała się na jej plecach.
- To jest właśnie rezydencja. -  Powiedział jej do ucha, a kąciki jego ust drgnęły. - Przyznaj, że twój dom przy tym to marna chałupka w brzydkim i brudnym lesie.
   Pokiwała głową.
- Mój dom to nie dom, - stwierdziła cicho. - To ruina na bagnach.
   Kochała swój dom. Sama go zaprojektowała i urządziła. Dopilnowała, by robotnicy zrobili wszystko jak należy i cieszyła się, kiedy ktoś pojawiał się na jej podjeździe i nie mógł oderwać oczu od drewnianej chaty. Ludzie jej zazdrościli, chcieli od niej odkupić dom, a ona z dumą posyłała ich do wszystkich diabłów. Patrząc na rezydencję Sanguisa, duma gdzieś wyparowała, a zastąpiła ją zazdrość i chęć posiadania takiej samej. Nawet jeśli miałaby za nią zabić. Potrzebowała chwili, by zdusić w sobie to pragnienie i móc chłodno spojrzeć na wszystko. Chłód jednak nie nadszedł. Pożądała tego widoku, jak niczego innego na świecie.
   Silas ruszył przed siebie, jedną z alejek, i machnął do niej ponaglająco. Zmusiła się, by zrobić kilka pierwszych kroków. Później uczepiła się jego pleców i pozwoliła, by ją prowadził. Jak owieczkę na rzeź. Minęli kilka rzędów kolorowych kwiatów, płaczące wierzby, oczko wodne, które bardziej przypominało ogromny basen, aż w końcu stanęli przed schodami, prowadzącymi do rezydencji. Tak wielkiego domu mieszkalnego jeszcze nie widziała. Z beżowymi ścianami, pogańskimi ornamentami i fasadami. Gdyby posiadał strzeliste wieżyczki, byłaby w stanie nazwać to zamkiem. Sanguis musiał po prostu spać na pieniądzach. Zatrzymali się na tarasie, gdzie na leżaku, pod ogromnym parasolem, wylegiwała się młoda dziewczyna. Łypnęła na nich chłodno, ale gdy tylko dojrzała Silasa, jej twarz rozjaśnił szczery uśmiech. Zielone oczy zabłyszczały w słońcu, a jasnobrązowe włosy rozwiał delikatny powiew wiatru. Miała delikatne rysy twarzy i zaledwie naście lat. Jeśli była dziewczyną Sanguisa to musiała przyznać, że facet miał świetny gust, chociaż zabierał się za bardzo młode dziewczyny. Wątpiła, że była pełnoletnia.
- Silas! - Zawołała, zrywając się z leżaka.
   Białe bikini genialnie prezentowało się na jej idealnym i opalonym ciele. Wyglądała jak modelka z pierwszych stron gazet. Zazdrość zapłonęła w ciele Shelle gorącym płomieniem. Chociaż nigdy nie narzekała na swoje ciało, brakowało jej bardzo wiele, by wyglądać jak ona. Dziewczyna w mgnieniu oka znalazła się przy nich i ucałowała oba policzki nekromanty. Shelle odwróciła na chwilę spojrzenie, łapiąc się na tym, że mimo ich dość dobrych kontaktów, ona go tak nie witała. I pewnie nigdy tego nie zrobi.
- Eiro, - nekromanta delikatnie pogładził ją po ramionach, przez co dziewczyna zadrżała. - Cudownie wyglądasz. Dawno nie widziałem cię tak promiennej.
- To dzięki tobie. - Posłała mu ciepły uśmiech. - Ojciec jest tak zajęty, że przestał zawracać sobie głowę moją osobą. To ona?
   Shelle drgnęła. Ojciec? Jasna cholera, co tu się w ogóle działo? Silas pokiwał głową.
- Eiro, pozwól, że przedstawię ci Shelle Monroe. Shelle, - tu posłał jej ostre spojrzenie, - to Eira, córka naszego pana.
   Nie wypowiedział imienia wilkołaka, co uznała za zły znak. Mimo wszystko lekko się uśmiechnęła i ścisnęła na powitanie drobną dłoń dziewczyny. Córka... A ona podejrzewała Sanguisa o romans z nieletnią. Powinna jak najszybciej wziąć się w garść i skupić się na swoim zadaniu.
- Bardzo mi miło, - powiedziała, opanowując drżenie rąk.
- Mi bardziej. - Eira odrzuciła na plecy włosy, posyłając jej radosny uśmiech. - Dzięki tobie będę miała odrobinę więcej prywatności, a co za tym idzie, odzyskam upragnioną wolność.
- Cieszę się, że mogłam jakoś pomóc. - Nie do końca wiedziała, co małolata miała na myśli, ale nie chciała się w to bardziej zagłębiać.
  Eira klasnęła w dłonie, odskakując na bok.
-Wow, świetne buty! - Zawołała, lustrując Shelle uważnym spojrzeniem. - Gdzie je kupiłaś? Ostatnio przewertowałam wszystkie sklepy w poszukiwaniu czegoś w tym stylu, ale oczywiście nic odpowiedniego nie znalazłam.
   Shelle posłała Silasowi wymowne spojrzenie z pod uniesionych brwi. Przynajmniej ktoś docenił jej gust nawet, jeśli była to nastolatka.
- Na Starym Targu jest małe stoisko Hopkinsa. Ma genialne rzeczy i to całkiem tanie.
- Jadę tam! - Nim się obejrzeli, Eira była już w połowie drogi do drzwi.
   Zniknęła, znów pozostawiając ich samych, co Shelle postanowiła wykorzystać. Skrzyżowała ręce na piersi i wbiła świdrujący wzrok w nekromantę.
- Mogłeś mnie uprzedzić, że będzie tu młoda dziewczyna, którą za jakiś czas mam pozbawić ojca, - syknęła, tupiąc ciężkim butem. - Co jeszcze przede mną ukryłeś?
- Dowiesz się w swoim czasie. Skup się.
I tyle z rozmowy. Czasem zachowanie Silasa doprowadzało ją do wściekłości. Odpowiadał półsłówkami albo wcale, był zimny i zdystansowany. Jakby odrobina empatii mogła go zabić. Prychnęła i skupiła się na swoich paznokciach. Nie wiedziała na co czekają, ale skoro on nie ruszał się z miejsca, ona także nie zamierzała. Po chwili Eira wyskoczyła zza wielkich, szklanych drzwi już kompletnie ubrana. Miała na sobie podobny strój, co Shelle, tyle, że ona prezentowała się w nim o niebo lepiej. Kolejna iskra zazdrości wstrząsnęła kobietą. Cholera, powinna jak najszybciej wziąć się w garść, inaczej emocje wezmą w niej górę i może coś pójść nie tak. Odetchnęła głęboko, starając się oczyścić umysł.
- Shelle, tata zaprasza cię na rozmowę, - oznajmiła dziewczyna, wciskając na nos przeciwsłoneczne okulary. - A my pojedziemy na targ.- Zamachała im przed nosami kluczykami od auta. - Weźmiemy kabriolet.
   Chociaż bardzo starał się to ukryć, oczy Silasa rozbłysły z podniecenia. Zanotowała tę chwilę w pamięci. Kochał sportowe samochody bardziej niż swoją pracę, co oznaczało, że  mimo wszystko wcale nie był pracoholikiem. I czasem pozwalał sobie na odrobinę luzy. Zapewne zwykle tylko przy córce swojego szefa.
   Silas bez słowa podał dziewczynie ramię i razem odeszli, pozostawiając Shelle samą. No tak, mogła się tego po nim spodziewać. Żadnego słowa wsparcia ani wyjaśnienia. Nic, co mogłoby dodać jej otuchy. Tak, jakby przestała być jego problemem. Wzięła się w garść. Cokolwiek miało się stać, nie może dać się wyprowadzić z równowagi. Przecież Silas nie mógł jej cały czas pilnować i prowadzić za rękę. Była dorosła, odpowiadała za siebie i za swoje czyny. Da sobie radę. Na pewno.
   Przełknęła więc zalegającą w jej gardle lodowatą gulę, odrzuciła na plecy rude włosy i zrobiła pierwszy krok w stronę drzwi. Nie będzie tak źle. Jest silna i twarda. Jest perfekcjonistką i kobietą sukcesu. W najgorszym wypadku zostanie po niej mokra plama na jasnej ścianie w domu wilkołaka. Nic wielkiego. Przestąpiła próg i znalazła się w holu, który wywarł na niej ogromne wrażenie. Na szczytach marmurowych kolumn znajdowały się wyrzeźbione pyski wilków, spiralne schody ciągnęły się w górę na trzy piętra, a kiedy podniosła głowę, dostrzegła szklany sufit. Podłoga wyłożona była szklanymi kaflami, które układały się w piękną mozaikę przedstawiającą jakiś rytuał. Musiało minąć sporo czasu za nim dotarło do niej, co tak na prawdę przedstawiała. Z sykiem wciągnęła powietrze, nie mogąc oderwać oczu od mozaikowej krwawej rzezi. Składanie ofiar na ołtarzach i tańczący ludzie-wilki? Czegoś takiego jeszcze nie widziała.
- Piękne, prawda? - Rozległ się za nią głęboki, męski głos. Odwróciła się gwałtownie i zamarła. - Sam ją układałem.

___________________________________________________
Dzielenie na party nie było zamierzona, aczkolwiek notka wyszłaby za długa. Musiałam ją przepołowić. Po prostu uważam, że zbyt długie notki ciężko się czyta. Osobiście nie przepadam za czytaniem rozdziałów na blogach, które ciągnął się w nieskończoność. Zawsze nerwowo sprawdzam, ile mi jeszcze zostało do końca przez co nie za bardzo skupiam się na lekturze. Ale spokojnie, robię to samo także z książkami, zwłaszcza, że ostatnio więcej ich czytam w formie ebooków. 
   Mamy Nowy Rok, więc spełnienia marzeń - chociaż te wszystkie życzenia to o kant tyłka rozbić :P I powodzenia!

2 komentarze:

  1. Już? Koniec rozdziału? No jak mogłaś....?
    Najdziwniejszą rzeczą w całym rozdziale jest miłość Silasa do sportowych samochodów. To jest tak normalne, że aż dziwne. Całkiem jakby był przeciętnym facetem. Myślałam, że nekromanta woli karawany... xD
    Myślisz, że moje rozdziały są zbyt długie?
    Pozdrawiam i wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miłość do karawanów? oO Kaeru, nawet na to nie wpadłam! A byłby to genialny element zaskoczenia i humoru... Kurde, dlaczego Ty nie możesz czasem odzywać się dużo wcześniej ? :P
      A tak na serio... Każdy facet uwielbia sportowe samochody i chciałby chociaż raz się jakimś przejechać, wciskając pedał gazu do oporu :P To ich taka mentalność :P Możesz nawet być nieumarłym, ale jak dają ci kluczyki do sportowej bryki to bierzesz i bez słowa wsiadasz za kółko :P
      I nie sądzę, by Twoje rozdziały były nazbyt długie ;P Ja po prostu lubię marudzić xD To wszystko ^^

      Usuń